Wyobraźcie sobie scenariusz filmu. Akcja zaczyna się w niewielkiej wiosce, w ubogiej rodzinie. Bohaterem jest chłopak, którego restrykcyjny ojciec traktuje gorzej od jego starszego brata. Dzieciak ma wielkie marzenia – wszystkim na około opowiada, że kiedyś wyrwie się z małej mieściny i wyjedzie za morze by tam zrobić wielką karierę. Wszyscy kiwają głowami, przecież każdy młody chłopak ma podobne plany – wyjechać, zrobić karierę, zarobić całą masę pieniędzy. Pokazać wszystkim, że można.
Większość zostaje w wiosce i prowadzi spokojne unormowane życie pozbywając się wielkich ambicji. Ale naszemu bohaterowi się udaje. Zaczyna ćwiczyć tężyznę fizyczną, całe ściany obkleja zdjęciami swoich idoli (gdy widzi to jego matka zanosi się płaczem – myśli, że syn jest homoseksualistą). W końcu nie przypomina już sam siebie i zaczyna odnosić sukcesy. Dzięki sile i determinacji znajduje się za wielką wodą ze sławą i milionami w kieszeni. Nie musi się już o nic martwić. Właśnie wtedy dochodzi do wniosku, że chce odnieść kolejny sukces. W zupełnie innej dziedzinie życia. Brakuje mu predyspozycji i talentu ale dzięki trafnym wyborom i determinacji ponownie osiąga sukces. Ma miliony, jego nazwisko i twarz są znane na całym świecie. Do końca życia może jedynie odcinać kupony od zdobytej sławy. Jednak to znów za mało. Postanawia zająć się polityką, zostać jednym z władców nowego kraju. Wygrywa wybory zostaje politykiem. Nikt się już nie śmieje z chłopaka z niewielkiej mieściny. Sami powiedzcie – taki scenariusz filmowy byłby nie tylko nie do uwierzenia, ale także nie do zekranizowania. Jedno zwycięstwo podnosi na duchu, ale trzy. ktoś zaraz stwierdzi, że bohater to prawie Mary Sue, normalnym ludziom los się tak nie układa, filmowa klisza. Tak to prawda, dla większości ludzi to łzawa fikcja, dla Arnolda Schwarzeneggera bardzo pobieżne streszczenie jego biografii.
Program telewizyjny były gubernator Kalifornii promuje swoje wspomnienia. Jest pewny siebie, tak bardzo , że nawet prowadzący zwraca mu uwagę, że nie grzeszy skromnością. Schwarzenegger z rozbrajającą szczerością stwierdza „W swoim życiu próbowałem swoich sił w trzech różnych dyscyplinach sporcie, aktorstwie i polityce. W każdej osiągnąłem sukces”. Człowiek, który do Ameryki przybył mówiąc po angielsku z takim akcentem, że nikt go nie rozumiał, ze szczęką neandertalczyka i nazwiskiem, które dla większości amerykanów stanowi barierę nie do przeskoczenia, teoretycznie nie powinien móc chwalić się takimi osiągnięciami. Ale wydaje się, że owa zarozumiałość ma swoje jasne źródła. W rzeczywistości. Strona bodybuilding.com potwierdza początkowe sukcesy. Jest niemal ołtarzykiem wystawionym Arnoldowi. Od pierwszych ćwiczeń jeszcze w Austrii po legendę amerykańskiej kulturystyki. Do dziś Schwarzenegger jest dla wielu ćwiczących niedoścignionym wzorem. Czytając o kolejnych treningach zwierz ku swojemu zaskoczeniu dowiedział się, że rola Arniego w rozwoju współczesnych technik treningowych, jest niezaprzeczalna i pomijając fakt, że jest jednym z najbardziej utytułowanych kulturystów wszechczasów, to jego książka o tym jak trenować wciąż stanowi jeden z najlepszych poradników w tej materii. Zwierz był trochę zaskoczony. Prawdę powiedziawszy historię o kulturystycznej przeszłości Schwarzeneggera zawsze traktował mniej więcej tak jak historię o kimś kto odnosił umiarkowane sukcesy po to by zaistnieć na innym polu. Nigdy by zwierzowi nie przyszło do głowy, że Arnold był prawdziwą i niezaprzeczalną mega gwiazdą kulturystyki. Co więcej wydaje się, że to ostatni raz kiedy traktowano go jako właściwego człowieka na właściwym miejscu.
.
Jakim cudem wybitny kulturysta został jedną z najdziwniejszych gwiazd kina. Zaczyna się od filmu Hercules w Nowym Jorku. Schwarzenegger ma tak koszmarny akcent że cała jego rola jest dubbingowana. Choć nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Jedno dwa zdania i prężyć się przed kamerą. Taki występ jest zupełnie logiczny. Reżyser potrzebuje góry mięśni a nie aktora. Arnold Strong (bo tak go podpisano w napisach końcowych) powinien przejść do historii. Na tym występie powinno się skończyć. Ale zdecydowanie się nie kończy. Kolejny film Stay Hungry nakręcony kilka lat później nie jest produkcją wybitną, ale kulturysta jest już aktorem. Na tyle dobrym aktorem by dostać Złoty Glob dla najlepiej zapowiadającej się młodej gwiazdy (dziś się już takich nie przyznaje a szkoda). Czy Arnie potrafi grać? Raczej nie, ale scenariusz nie wymaga od niego gry tylko bycia przed kamerą, tym razem mniej plastikowego bardziej dramatycznego. Prawdziwy żywy występ to dopiero dokumentalne Pumping Iron – nakręcony z udramatyzowanymi wstawkami dokument, który ma pokazać jak w rekordowym czasie były mistrz powraca do kulturystycznej formy (schudł do poprzedniej produkcji) by wygrać ponownie najważniejszy tytuł w kulturystycznym świecie. Ponoć wcale nie było pewne, ze Arnold będzie głównym bohaterem, ale twórcy od razu zobaczyli, że przed kamerą czuje się swobodniej od innych. W jakimś biurze jakiegoś producenta odzywa się telefon: Jeśli zatrudnimy faceta z tego dokumentu będziemy mieli idealnego Conana.
Conan nie mówi wiele, nie musi, mówią za niego inni, nie płacze , nie okazuje zbyt wielu emocji. W książce jest inteligentny w filmie raczej sprytny. Zakochuje się łatwo, ale tragicznie. Wymachuje olbrzymim mieczem, pije bez umiaru, i dokonuje krwawej i okrutnej zemsty. Wspaniale zbudowany, tak jak napisał go Howard, który włożył w postać odpowiedź na wszystkie frustracje związane z własnym wyglądem i stanem zdrowia. Schwarzenegger okazuje się do roli idealny. Nie musi wiele mówić , bo im mniej zdań wypowiada z dziwnym twardym akcentem tym lepiej, nie trudno uwierzyć, że całe życie spędził obracając olbrzymim kołem na środku pustyni, co prawda gania w futrzanych gaciach ale nie wygląda w nich głupio. Zdaniem zwierza, Conan Barbarzyńca to znakomity film. Od ścieżki dźwiękowej po rolę Schwarzeneggera. Wszystko to co w innej produkcji stanowiło by przeszkodę tu sprawiło, że bohater ożył na ekranie i stał się prawdziwy. Wydawało się, że nic więcej nie trzeba robić. Magia, Miecz i zawzięta mina Cymeryjczyka granego przez Austriaka miały się okazać przepustką do wiecznej sławy. Ale Conan Niszczyciel, który jest jednym z pierwszych komercyjnych filmów wykorzystujących komputerowe efekty specjalne poniósł klęskę. Wydawało się, że marzenie o byciu gwiazdą na więcej niż jednym podwórku (pomiędzy pierwszym a drugim Conanem Schwarzenegger dość niespodziewanie wygrał kolejny konkurs Mrs. Olympia) stanie się historią krótkiej nieudanej kariery.
Terminator nie mówi wiele, nie musi, słowa są dla niego zbędne. Nie okazuje emocji, nie płacze, nie jest nawet człowiekiem. Metodyczna maszyna do zabijania stanowi ucieleśnienie zła z przyszłości. Maszyna podszywająca się pod człowieka, zagrożenie, którego właściwie nie da się pokonać. Budzący lęk tym jak zaciera granice między tym co mechaniczne a ludzkie. Niepokojący zwiastun przyszłości, która obraca się przeciw nam. Terminator wcale nie zapowiadał się jako wielki hit. Schwarzenegger nie miał grać złego charakteru. Tekst „I’ll be back” miał brzmieć inaczej. Ale wszystko ułożyło się idealnie. Młody zdolny reżyser James Cameron zamienił pokrętną historię o podróżach w czasie na jeden z najciekawszych filmów sf w historii kina. Nie wyrażająca uczuć twarz Schwarzeneggera stała się znakiem firmowym historii. Kulturysta został aktorem. I to od razu kultowym.
Kolejne produkcje nie zawsze przynosiły sukcesy. Czerwonej Sonii (która miała być początkowo trzecim Conanem) właściwie nie da się oglądać, Predator miał się okazać wstępem do jednego z najlepiej rozwijających się uniwersów sf, Uciekinier zawodził, czerwona Gorączka niezamierzenie bawiła, Pamięć Absolutna wygrywała efektami specjalnymi oraz tym, że zrąb fabuły zaczerpnięto z Phillipa K. Dicka. Skoro nie można wygrać poważnymi filmami zawsze da się uciec do komedii. Wielki facet i mały facet (bliźniacy), wielki facet jako przedszkolanka (Gliniarz w przedszkolu), wielki facet w ciąży (junior), wielki facet i przedświąteczne zakupy ( Świąteczna gorączka). Czy te filmy wymagały gry aktorskiej? Za Juniora Schwarzenegger dostaje nominację do Złotego Globu dla najlepszego aktora w roli komediowej, do końca swojej kariery zbierze cały worek Złotych Malin. Schwarzenegger nigdy nie jest na ekranie kimś innym, nigdy nie wychodzi ze swojej roli olbrzymiego faceta w dziwnych, pełnych humoru lub akcji sytuacjach. Z resztą widownia wcale go innego nie chce – trwa bum na aktorów, którzy wyglądają jak góra mięśni ale brakuje im tych najważniejszych sterujących mimika twarzy. Spośród wielu nie udanych tytułów wyróżnia się jeden. Terminator 2. Tym razem bohater Arniego ma więcej linijek i jest dobry. Technologia poszła do przodu i znów Schwarzenegger jest gwiazda przełomowego filmu. Trudno o bardziej niepokojącą produkcję, niż Terminator 2. W 1997 kiedy nie doszło do atomowej zagłady zwierz odetchnął z ulgą. Jej przedstawiona w Terminatorze 2 wizja kazała się zwierzowi mocno niepokoić. Cameron dał Arniemu jeszcze jeden dobry film w karierze Prawdziwe Kłamstwa (nakręcone z przymrużeniem oka) a potem udał się topić statki i wysyłać ludzi na planetę niebieskich ufoludków.
Koniec lat 90 to koniec wielkich siłaczy w kinie. Publiczność powoli zaczynają nudzić ci sami aktorzy z tymi samymi minami. Z resztą co ma grać kulturysta, po którym widać, że wszelkie lata świetności ma już za sobą. Siwe włosy, operacje serca i przybieranie na wadze to nie jest coś co pomaga karierze. Kolejne produkcje kręcone nieco chaotycznie nikogo nie przekonują. Schwarzenegger powoli staje się reliktem dawnej mody. Komedia „Last Action Hero” staje się właściwie filmem profetycznym – więcej takiego kina akcji ma już nie być. Zostaje odłożony na półkę wraz z innymi siłaczami o ograniczonej mimice twarzy i widocznym braku zdolności aktorskich. Ma się tam starzeć , pokrywać kurzem i może pozwoli się mu powrócić za dwie dekady na fali sentymentu. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Powoli na półkę odchodzą kolejni gwiazdorzy kina akcji, nawet ci którzy tak mocno trzymają się przemysłu filmowego jak Stallone, który sam sobie pisze scenariusze i reżyseruje swoje filmy. Ale jest za późno – masową wyobraźnię przejmuje zupełnie inny rodzaj aktorów kina akcji. Szczuplejsi, gorzej zbudowani, o ładnych twarzach i sztukach walki w małym palcu. W porównaniu z poprzednimi pokoleniami – wybitni aktorzy – mają więcej niż jeden wyraz twarzy. Można co prawda jeszcze powtórzyć rolę z Terminatora ale w filmie, który będzie raczej parodią poprzednich części niż ich równorzędną kontynuacją. Na powrót Conana nie ma nawet co liczyć. Nikt nie chce faceta w futrzanych gaciach i z wielkim mieczem.
Miecz wisi. Wisi w gabinecie gubernatora Kalifornii przez dwie kadencje. Kiedy aktor ogłasza swój pomysł kandydowania w telewizyjnym show świat przez chwilę nie rozmawia o niczym innym. Poprzedni gubernator Kalifornii, który trudnił się aktorstwem nazywał się Ronald Regan i skończył w Białym Domu, poprzedni obcokrajowiec na tym stanowisku był Irlandczykiem i sprawował je w XIX wieku. Arnold na bycie prezydentem nie ma szans ale na karierę polityczna jak najbardziej. Do swoich licznych osiągnięć może dorzucić wżenienie się w rodzinę Kennedych, trudno o coś bliższego do amerykańskiej arystokracji. Nawet startując z ramienia partii Republikańskiej Schwarzenegger może na tym zyskać. W 2003 roku ku zaskoczeniu wielu zostaje Gubernatorem. Sprawowania przez niego urzędu niewielu traktuje poważnie choć Kalifornia jest jedną z największych gospodarek świata. Szybko okazuje, że jego republikańskiego poglądy dotyczą przede wszystkim obniżania podatków i kwestii prawa karnego. Poza tym w Kalifornii walczy się o czystą energię, czyste powietrze i szeroką tanią naukę. Przez dwie kadencje stan popada w co raz większe zadłużenie ale oferuje swoim obywatelom co raz więcej usług, ulg i wygód. Schwarzenegger zostawia Kalifornię z pustą kasą, ale sam nic z niej nie pobiera. Prawie 200 tys. dolarów, które Gubernator zarabia rocznie są dla niego jak drobne. Już wcześniej zdobył fortunę. Nie grając w filmach, nie budując muskulaturę ale inteligentnie inwestując zarobione pieniądze min. W nieruchomości. Tą fortunę zawdzięcza wyłącznie samemu sobie i biznesowej inteligencji.
Wszystko zaczyna się walić mniej więcej równo. Czasy Gubernatora się kończą, Kalifornię dopada kryzys, a z szafy zamiast wypaść trup wypada dziecko. Dokładnie kilkunastoletnie chłopak zaledwie o kilka dni starszy od najmłodszego syna Schwarzeneggera. Jak się okazuje to nieślubne dziecko z wieloletnią gosposią, którego istnienie było utrzymywane w ścisłej tajemnicy. Skandal i rozwód zrujnowałby karierę polityk ale Schwarzenegger jest już na emeryturze i w oczach części społeczeństwa ponownie aktorem. A tym wybacza się znacznie więcej, zwłaszcza, że do mediów dochodzi co raz bardziej złagodzony obraz wydarzeń. Schwarzenegger okazuje się łożyć na syna i jego matkę, do sieci wypływają zdjęcia, na których widać, że mimo skrywanej tajemnicy aktor spędzał czas z synem. Łajdak ale chyba nie taki zły człowiek, powtarza wielu. Zresztą już wcześniej sypią się zarzuty dotyczące nieodpowiedniego zachowania najpierw kulturysty potem aktora wobec kobiet. Wszystkie zarzuty wcześniej czy później zostają oddalone. Trudno powiedzieć, czy to szczęście, nieporozumienie czy bardzo duże sumy pieniędzy. Niezależnie od wszystkich zarzutów i skandali jedno jest pewne. Nie stało się nic tak straszliwego by po zakończonej karierze politycznej należało zarzucić karierę aktorską. Kilka projektów czeka na zrealizowanie niemal kilka dni po tym jak gubernator opuszcza urząd. Arnie łapie się na budzącą się falę sentymentu do herosów dawnego kina akcji. Stallone miał dość leżenia na półce więc rozbujał łajbę – tak idealnie by Schwarzenegger mógł na nią wskoczyć i popłynąć.
Książką można kogoś zabić jeśli jest odpowiednio gruba. Autobiografią Schwarzeneggera można nieźle przywalić, twarda oprawa i 650 stron. Jak stwierdzają recenzenci jest to trudna lektura, bo przede wszystkim stanowi biografię polityka a nie aktora. Nie łatwo polubić autora, który charakteryzuje się zarozumiałością i nadmierną pewnością siebie. Wszystko czego się dotyka zamienia się w złoto, niepowodzenia zaś znajdują się gdzieś pomiędzy sukcesami. Jak twierdzą ci, którzy książkę czytali wychodzi z niej narcystyczny typ, który najchętniej powołuje się na swoje osiągnięcia polityczne (które powiedzmy sobie szczerze można sprowadzić przede wszystkim do doprowadzenia stanu do ruiny) swoją karierę filmową traktując jak coś przelotnego. Prawdę powiedziawszy zwierz się nie dziwi. Ludzie, którzy osiągają sukces zazwyczaj wcześniej czy później zaczynają wierzyć, że zawdzięczają wszystko samym sobie. Ludziom, którym udaje się to trzy razy po prostu musi nieco odbijać.
Wyobraźcie sobie. Scenarzysta kładzie scenariusz na stole producenta. Trudno dostrzec uśmiech na twarzy. Brakuje ostatnich kartek. No bo jak to właściwie powinno się skończyć. Porażką? Wtedy z całej historii wyszłaby umoralniająca bajka dla dzieci o tym, że niezależnie ile się w życiu osiągnie zawsze można nisko upaść. Poza tym śmierć w zapomnieniu. Nikt nie chce chodzić na depresyjne filmy. To może coś podnoszącego na duchu – kolejny triumf? Ale na jakim polu. Wielkie aktorstwo na starość? Czy to w ogóle jest możliwe, czy ktokolwiek w to w ogóle uwierzy. Wychodzi bajka o tym, że wszystko jest możliwe. Nie, nie opłaca się na to wydawać kasy. To może, scenarzysta ociera pot z czoła, skończymy scenami w jego rodzinnym domu. Kamera powoli przesuwa się po kolejnych pokojach. Producent przygląda się zaciekawiony. Rodzinny dom ? A co tam się teraz mieści? Muzeum. 6 Euro dorośli, 3 Euro dzieci, czynne od 10-16. Ekspozycja poświęcona jest pamięci nierealnych marzeń młodych chłopców z niewielkich wsi, w okolicach Grazu.
Ps: Jak zwierz pisał spełnia w tym tygodniu życzenia czytelników a o Arnoldzie chciał przeczytać Uncle Mroowa. Zwierz nie wie czy dokładnie taki wpis ale niestety tylko taki się chciał zwierzowi napisać.
Ps2: Jutrzejszy wpis będzie miał charakter zbiorczo powtórzeniowy – zwierz pisał już kiedyś o filmach do oglądnia na święta ale to było wtedy kiedy nikt go nie czytał.