Home Film I can do it all decade czyli o Avenges: Endgame (bez spoilerów)

I can do it all decade czyli o Avenges: Endgame (bez spoilerów)

autor Zwierz
I can do it all decade czyli o Avenges: Endgame (bez spoilerów)

Kiedy siadasz na sali kinowej na Avangers: Endgame to wiesz, że nie będzie to kole­jny seans fil­mu super bohater­skiego. Nie trze­ba cię przekony­wać, że to koniec jakiejś ery, że wszys­tko co wydarzy się na ekranie będzie nieco bardziej prawdzi­we i ostate­czne niż zazwyczaj. Uczu­cie wcale nie częste, w świecie gdzie zawsze jest sce­na po napisach i zapowiedź kon­tynu­acji. Ale jed­nocześnie takiemu sean­sowi towarzyszy to rzad­kie pod­niece­nie jakie pojaw­ia się wtedy kiedy mamy nadzieję na rzeczy choć odrobinę ostate­czne. I twór­cy doskonale to wiedzą – wiedzą co czu­je­my i wyko­rzys­tu­ją to w wielce prze­myślany sposób. Poniższy tekst nie zaw­iera spoilerów.

Od razu muszę powiedzieć, że Avengers: Endgame mimo wielu niespodziewanych zwrotów akcji, zakrętów fabuły i niespodzianek dla widzów, jest filmem który dzi­ała na emoc­je na zupełnie innym poziomie niż Infin­i­ty War. O ile pier­wsza część poty­cz­ki z Thanosem staw­iała pod znakiem zapy­ta­nia całą for­mułę zma­gań super bohaterów i ich abso­lut­nie pewne zwycięst­wo nad złem,  o tyle dru­ga nie pozostaw­ia złudzeń – wracamy na znane tory, gdzie trze­ba pokon­ać zło i nie ma co dysku­tować o moral­nych dwuz­nacznoś­ci­ach, czy egzys­tenc­jal­nych kwes­t­i­ach. To co było dla niek­tórych naj­ciekawsze w Infin­i­ty War – sposób myśle­nia Thanosa, schodzi zupełnie na dru­gi czy nawet trze­ci plan. Cen­tral­nym pytaniem nie są tu motywac­je bohaterów czy nawet motywac­je ich prze­ci­wni­ka. Pytanie które zada­ją sobie wszyscy – od widzów do herosów jest – jak pokon­ać prze­ci­wni­ka. Z jed­nej strony ta klarowność kon­flik­tu nie jest niczym nowym i powin­na po tylu lat­ach nieco nużyć. Ale jed­nocześnie – wspom­ni­ane we wstępie poczu­cie ostate­cznoś­ci przy­wraca nam tu wraże­nie gry o najwyższe staw­ki. Poczu­cie, które po kilku­nas­tu fil­mach o herosach którzy nieza­wod­nie ratu­ją świat łat­wo stracić. Stąd ta wypróbowana for­muła nie nuży, a fab­u­larne zakrę­ty spraw­ia­ją, że mamy nawet po trzech godz­i­nach lekkie poczu­cie niedosytu.

 

Wyda­je się, zresztą że twór­cy ów kon­flikt między Avenger­sa­mi a Thanosem – roze­grany na naprawdę niesamow­itą epicką skalę, trak­tu­ją tu trochę jako wymówkę by powró­cić do swoich bohaterów i zdać sobie pytanie – jaką drogę przes­zli od cza­su kiedy wyc­zoł­gali się gdzieś z jask­i­ni na środ­ku pustyni, po raz pier­wszy osłonili się tar­czą, czy zamachali młotem, albo przy­brali jas­nozielony kolor skóry. W cen­trum opowieś­ci ponown­ie zna­j­du­ją się bohaterowie którzy tworzyli drużynę Avanger­sów w pier­wszym filmie – ale już wiele przes­zli, wiele im się przy­darzyło a ich dro­gi życiowe bard­zo się pokom­p­likowały. Oczy­wiś­cie w głębi duszy wciąż są tymi obroń­ca­mi ludzkoś­ci który­mi byli ale jed­nak nieco podła­many­mi życiowo – taki­mi którzy już za wiele widzieli, by po skońc­zonej robo­cie po pros­tu udać się na shawar­mę do pob­liskiego baru. Kiedy patrzymy na Tho­ra, Iron Mana, Hul­ka i Kap­i­tana Amerykę widz­imy ile im się przez te ostat­nie kil­ka lat przy­darzyło i jak bard­zo inni są to ludzie. Film poświę­ca tej przemi­an­ie sporo cza­su i zada­je pytanie – czego może prag­nąć heros który widzi­ał już wszys­tko. Jed­nocześnie – zupełnie na mar­gin­e­sie – patrząc po tylu lat­ach na naszych bohaterów dostrzegamy jak bard­zo różni się pomysł na Avanger­sów braci Rus­so od pomysłów Jos­sa Whe­do­na. To naprawdę są zupełnie inni ludzie.

 

Jed­nocześnie film jest w pewnym stop­niu nagrodą za wierne oglą­danie wszys­t­kich pro­dukcji przez ostat­nią dekadę. Od niewiel­kich smaczków, po sce­ny przy których wid­ow­n­ia aut­en­ty­cznie klaszcze – film zbiera wszys­tkie te wąt­ki i sce­ny, które tak bard­zo chcieliśmy zobaczyć, a których z różnych powodów nam nie dawno. Z jed­nej strony moż­na to po pros­tu nazy­wać fan ser­vice – czyli takim podark­iem dla wiel­bi­cieli serii, który ma ich urad­ować, choć niekoniecznie jest dobrze wszy­ty w tkankę fil­mu. Wielu kry­tyków nieprzy­chyl­nie patrzy na takie mru­ganie do wid­owni, widzą w nim najprost­szy sposób na zdoby­cie serc fanów. Oso­biś­cie jed­nak mam wraże­nie, że pro­dukc­ja jest przede wszys­tkim bard­zo meta komen­tarzem na tem­at natu­ry tej serii czy właś­ci­wie całego MCU. Nie jest dla niko­go, kto śledzi doniesienia branżowe zaskocze­niem, że wiele punk­tów zwrot­nych fil­mu moż­na było przewidzieć patrząc jedynie na dal­sze plany Mar­vela. Ale czy to czyni wszys­tkie te zabawne i emocjon­alne sce­ny mniej prawdzi­wy­mi? Kiedy świat fanów i świat twór­ców tak się przepla­ta trud­no powiedzieć gdzie się zaczy­na zad­owalanie wiel­bi­cieli a kończy autors­ka wiz­ja. To jest film o bohat­er­ach ale jest też to film o stwor­zonym pon­ad dekadę temu świecie tych bohaterów. Ja nie mam nic prze­ci­wko temu – zwłaszcza że sami wid­zowie idą na film z taką autore­flek­sją, że wiele już lat minęło od kiedy pojaw­ili się nieco zaskoczeni na Iron Manie.

 

Przy czym trze­ba powiedzieć, że bra­cia Rus­so są naprawdę doskon­ali w opowiada­niu his­torii na włas­nych warunk­ach. Nie da się ukryć, że musieli być świado­mi wszys­t­kich teorii krążą­cych po Internecie, a doty­czą­cych tego co się w ich filmie wydarzy. To jak się z nimi rozpraw­ili powin­no być wzorcem tego jak kore­spon­dować w pro­dukcji z widza­mi, a jed­nocześnie nie tracić inte­gral­noś­ci. To nie jest sytu­ac­ja jak w trzec­im sezonie Sher­loc­ka, gdzie twór­cy tak chcieli zwieść dociek­li­wych widzów, że zaplą­tali się we własne zakrę­ty fabuły,  choć prze­cież mogło być podob­nie. Oso­biś­cie mam poczu­cie, że w sum­ie twór­com wyszło na dobre takie pode­jś­cie do sprawy – bo jed­nak prag­nąć być krok przed widza­mi zaprezen­towali fabułę ciekawszą niż mogło­by się wydawać na pier­wszy rzut oka, a na pewno taką która spraw­iła że od samego początku czu­je się nieco inny ciężar opowieś­ci. Ostate­cznie jed­nak – nie jest zaskocze­niem jeśli powiem, że najwięk­sze stęże­nie emocji pojaw­ia się w trzec­im akcie, gdzie dzieje się to wszys­tko co prag­niemy zobaczyć i czego się bard­zo boimy. I tak właśnie okrzy­ki radoś­ci trochę się przeplata­ją z głębokim westch­nie­niem i otartą ukrad­kiem łzą. Przy czym trze­ba przyz­nać, że aby osiągnąć odpowied­ni efekt sce­narzyś­ci igra­ją z najbardziej niebez­pieczną mater­ią dla każdego fil­mow­ca – próbą odpowiedzenia prostej his­torii w możli­we jak najbardziej zag­mat­wany sposób.

 

Avengers: Endgame nie jest filmem ide­al­nym. Trochę za wiele jest w nim scen napisanych tak, że szeleś­ci papi­er. Jest też sporo scen które choć niesamowicie zabawne niewiele wnoszą do fabuły. Niekiedy w nad­mi­arze bohaterów moż­na dojść do wniosku, że twór­cy zapom­nieli jakie relac­je łączyły ich we wcześniejszych pro­dukc­jach i tylko kieru­ją kamerę na odpowied­nie twarze by przy­pom­nieć że ist­nieją. Niek­tórzy będą tylko machać ręka­mi na tle green screenu, a niek­tórzy dostaną tylko kil­ka dow­cip­nych one­lin­erów. Będą też sce­ny które zda­ją się ist­nieć tylko po to by fani się w końcu zamknęli. A także takie przy których niemal sły­chać bos­ki głos pro­du­cen­tów. „Ej ale wiecie że jesteśmy fajni?” To jest taka pro­dukc­ja w której – jeśli pow­strzy­ma­cie się przed czu­ciem wszys­t­kich emocji na raz moż­na znaleźć luki. Z drugiej strony – mam wąt­pli­woś­ci czy ktokol­wiek oglą­da ten film z abso­lut­nie czystym sercem – być może oso­ba która nie widzi­ała wszys­t­kich poprzed­nich pro­dukcji. Ale też chy­ba nie o takim widzu myśleli sce­narzyś­ci. Co ciekawe – bard­zo widać po tym filmie, że to już jest pro­duc­ja braci Rus­so. Ich bohaterem jest przede wszys­tkim Kap­i­tan Amery­ka, ich emocjon­al­nym sercem jest to co dzieje się pomiędzy Kap­i­tanem a Iron Manem. Oczy­wiś­cie pozostali bohaterowie też przeży­wa­ją tu różne emocjon­alne rozter­ki (zwłaszcza Thor ma tu nieco więcej emocji niż moż­na by się po nim spodziewać) ale jed­nak cen­trum pozosta­je tu najbardziej klasy­czne – tak jak­by bra­cia Rus­so pamię­tali, że tak naprawdę nie piszą ostat­niego fil­mu o Avengers ale ostat­ni rozdzi­ał Civ­il War. Do którego zaplą­tali się inni bohaterowie.

 

Jed­nocześnie jak zwró­ciło uwagę wielu widzów – to pod pewny­mi wzglę­da­mi film niesamowicie komik­sowy. Sporo rzeczy które dzieją się na ekranie, w trady­cyjnym kle­je­niu fabuł przyp­isane są raczej do kina klasy B. Ale nie w komik­sach, które zde­cy­dowanie bardziej rozsz­erza­ją zakres tego co może się wydarzyć, jak mogą postąpić bohaterowie i co jest tak naprawdę możli­we. Przez wiele lat Mar­vel odchodz­ił od świa­ta w którym filmy robi się dla ludzi nie rozu­mieją­cych dynami­ki nar­racji komik­sowej, aż w końcu po dekadzie, doszedł do momen­tu w którym może założyć, że nawet jeśli wid­zowie nie czy­ta­ją komik­sów to ori­en­tu­ją się już na tyle dobrze, że moż­na im zafun­dować taki bard­zo komik­sowy sposób prowadzenia fabuły. Niekiedy ma to swo­je plusy – zwłaszcza gdy trze­ba wywołać uśmiech na ustach zagorza­łych wiel­bi­cieli, niekiedy minusy – film z jed­nej strony opuszcza kur­tynę, nad niek­tóry­mi wątka­mi i pewną epoką,  z drugiej, wciąż zaj­mu­je się budowaniem świa­ta do którego oczy­wiś­cie będziemy mogli powró­cić. Film jest ostate­cznie bardziej drugą częś­cią niż samodziel­ną pro­dukcją i unoszą­ca się nad nim atmos­fera koń­ca przy­pom­i­na raczej atmos­ferę koń­ca ważnego sezonu a nie całego serialu.

 

I tu trze­ba się na chwilę zatrzy­mać nad kwest­ią aktorów. Zawsze uważałam, że bogowie castin­gu czuwa­ją nad fil­ma­mi Mar­vela. Oglą­da­jąc tych Avenger­sów miałam poczu­cie, że nie dało­by się tych filmów nakrę­cić tak dobrze, gdy­by gdzieś tam lata temu nie padła decyz­ja by powierzyć rolę Iron Mana, sto­sunkowo wów­czas taniemu i nieco zapom­ni­ane­mu aktorowi jakim był Robert Downey Jr. To jest kur­czę doskon­ały aktor, który spraw­ia, że Tony Stark w całym tym sza­leńst­wie jest – o ile ktoś decy­du­je się go dobrze napisać – postacią stupro­cen­towo prawdzi­wą. Jed­nocześnie – aż trud­no sobie wyobraz­ić by ktokol­wiek inny grał Kap­i­tana Amerykę. Chris Evans jest taką cud­owną chodzącą pra­woś­cią i moral­nym kom­pasem. Ponown­ie – kiedy zdamy sobie sprawę jak bard­zo Evans nie był oczy­wistym kandy­datem do roli (jego wcześniejsze wys­tępy w fil­mach o super bohat­er­ach nie powalały na kolanach) to aż trud­no nie dziękować wszys­tkim bóst­wom pop­kul­tu­ry, że Amery­ka zyskała jego szla­chetne oblicze.  Bo zagrać tą postać – od początku do koń­ca ucz­ci­wie i bez przekła­mań wcale nie jest łat­wo. I mam wraże­nie że gdy­by tam w tym momen­cie był ktokol­wiek inny niż Chris Evans to niejed­no zdanie i nie jed­na sce­na zalaty­wała­by fałszem.

 

Pewnym zaskocze­niem było dla mnie to jak wiele do zagra­nia miał tu Jere­my Ren­ner – aktor który jed­nak od pewnego cza­su pojaw­iał się raczej na mar­gin­e­sie opowieś­ci o super bohat­er­ach. Tu jed­nak – w imię powro­tu do ory­gi­nal­nej ekipy prze­sunię­to go nieco na pier­wszy plan. I dobrze zro­biono, bo to porząd­ny aktor, który wiele potrafi pokazać i jeszcze nam coś o swoim bohaterze powiedzieć – coś czego może wcześniej nie wiedzieliśmy. Nieste­ty nie da się tego samego powiedzieć o Scar­lett Johans­son jako Czarnej Wdowie – moim zdaniem najsła­biej napisanej postaci – z tych głównych. Niby mamy tu mieć emocjon­al­ną głębię, ale jakoś aktor­ka nie umie nam pokazać postaci, której emoc­je bard­zo by nas rusza­ły. Nato­mi­ast Mark Ruf­fa­lo spraw­ia wraże­nie jak­by się przez cały film doskonale baw­ił, co o tyle smu­ci, że to fenom­e­nal­ny aktor dra­maty­czny i chy­ba było­by lep­iej gdy­by dano mu więcej dra­matu. Zwłaszcza, że wąt­ki aku­rat na to pozwala­ją. Nie zawodzi nato­mi­ast Paul Rudd. Choć przyz­nam, że od jego dobrej gry wciąż odwodz­iła mnie reflek­s­ja że naprawdę nie ma mowy żeby ten facet miał 50 lat. Serio Paul strzeż się dnia kiedy zna­jdziemy twój portret. Na samym końcu trze­ba pochwal­ić Chrisa Hemswortha które­mu przyszło tu grać nieco inaczej niż zwyk­le i wyszło mu to naprawdę dobrze.

 

Avengers: Endgame to film który został napisany w bard­zo prosty sposób. Miał wzbudz­ić emoc­je. Zach­wyt, rozbaw­ie­nie czy ostate­cznie smutek. Emoc­je na najwyższej nucie bo ostate­cznie – tyle lat nas przy­go­towano na moment kiedy stanie się coś o takiej wadze jakiej doty­chczas jeszcze nie było. To sce­narzys­tom się udało. Moż­na oczy­wiś­cie rozkładać film na częś­ci pier­wsze – co pewnie zdarzy się w niejed­nej dyskusji, wskazu­jąc na jego luki fab­u­larne czy nad­mi­ar wątków – ale jed­nocześnie nie da się ukryć że jako pro­dukt mają­cy budz­ić sil­ną reakcję emocjon­al­ną film się sprawdza. Trochę w tym zasłu­ga samych braci Rus­so trochę tych kilku­nas­tu lat budowa­nia przy­wiąza­nia do bohaterów – nawet dru­go czy trze­cio (albo i czwarto) planowych. Ostate­cznie jed­nak – co może być dla wielu zaskocze­niem, moż­na dojść do wniosku, że w tym morzu emocji ginie główny kon­flikt, który prze­suwa się na dru­gi plan, bo prze­cież wiemy, że nie o walkę dobra ze złem tym razem chodzi. I to jest pewien błąd jeśli spo­jrzymy na Avengers jako na nieza­leżne dzieło fil­mowe. Tylko chy­ba nie tak należy patrzeć na ten film. A przy­na­jm­niej mam wraże­nie, że niekoniecznie nakręce­nie jak najlep­szego fil­mu było tu celem. Celem było nakręce­nie fil­mu najlep­szego dla wiel­bi­cieli Mar­vel Cin­e­mat­ic Uni­verse. I mogę się mylić ale moim zdaniem się udało.

 

Ostate­cznie kiedy siedzisz na sali kinowej dociera do ciebie, że tak naprawdę nie ma znaczenia, że to tylko aktorzy w kostiu­mach na green scre­nie. Że nie przeszkadza­ją ci dzi­ury w fab­ule albo fakt, że pod wzglę­dem wiz­ual­nym nie zaprezen­towano ci tu niczego nowego. Gdzieś tam w ser­cu czu­jesz, że to co dzieje się z bohat­era­mi dzieje się naprawdę. Bo prze­cież wszys­tkie emoc­je które czu­jesz, które czułaś przez te ostat­nie lata są prawdzi­we. To jest ten moment w którym łapiesz się na tym jak bard­zo przy­wiązanym moż­na być do świa­ta który nie ist­nieje, jak cud­own­ie magia kina zamienia to co nie ist­niejące na to co prawdzi­we. Nie jest to odkrycie nowe, ani też nie ogranic­zone do Mar­velows­kich filmów. Ale kiedy ori­en­tu­jesz się, że to jed­nak tak bard­zo dzi­ała to nie sposób się nie zad­u­mać nad tym jak cud­owną istotą jest człowiek, że może sobie coś zupełnie kos­micznego wymyślić a potem ronić nad tym prawdzi­we łzy.

 

Jak może wiecie – albo właśnie się dowiadu­je­cie – lubię końce. Lubię rzeczy ostate­czne, lubię napisy koń­cowe. Choć począt­ki są ekscy­tu­jące, a środ­ki dają najwięcej możli­woś­ci to dopiero pod koniec moż­na odpowiedzieć na pytanie – czy było warto. Patrząc na drogę, którą prze­byli bohaterowie, ale też na to jak między tymi fil­ma­mi się zmie­nili i dorośli do swoich nowych super wcieleń, muszę powiedzieć, że było warto. Te dziesięć lat doskon­ałej zabawy okaza­ło się jed­nak także dekadą oglą­da­nia przemi­any tych najbardziej stereo­ty­powych herosów, w posta­cie nieco bardziej zni­uan­sowane, i nieco dal­sze od kart komik­su. Co więcej patrząc na to pod­sumowanie nie mam wąt­pli­woś­ci, że wciąż będzie warto wracać do kina. Siedzieć przez te wszys­tkie godziny i obow­iązkowe napisy koń­cowe. Ostate­cznie bowiem jak mówił nasz rodz­imy bohater „Coś się kończy, coś się zaczyna”.

 

Ps: Ten wpis nie ma spoil­erów więc nie mogę w nim omówić moich ulu­bionych scen, dow­cipów i mrug­nięć do widza. Ale nie bój­cie się – taki spoilerowy tekst pojawi się w ten week­end. I stąd moja proś­ba by nie zostaw­iać spoil­erów w komen­tarzu pod tym tek­stem. Moż­na pisać ogól­nie o swoich emoc­jach ale spoil­ery zostawmy na komen­tarze do tek­stów spoilerowych gdzie będziemy omaw­iać szczegóły fabuły. Byłabym bard­zo wdz­ięcz­na za takie podejście.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online