Jak może wiecie – mam olbrzymią słabość do seriali komediowych, co oznacza, że oglądam każdy nowy sitcom jaki zadebiutuje na platformach streamingowych. Tym bardziej ucieszyła mnie premiera serialu „Blockbuster” – który miał opowiadać o ostatniej wypożyczalni video w Stanach. Serial jest luźno inspirowany dokumentem „The Last Blockbuster”, do którego prawa wykupił zresztą Netflix. Wydawało się, że to będzie idealna historia łącząca z jednej strony komedię z miejsca pracy z drugiej – pewien sentyment za już właściwie zamkniętą kulturą wypożyczania fizycznych kopii filmu. Niestety – jak często bywa – im większe oczekiwania tym większy zawód.
Zaczęłabym jednak od nieco szerszej refleksji. Pierwszy sezon serialu ma dziesięć odcinków. O ile w przypadku produkcji dramatycznych to zwykle wystarcza o tyle w przypadku produkcji komediowej – dziesięć odcinków to zbyt mało by dobrze poznać bohaterów, polubić ich i wejść w świat, który potem ma nam dostarczać przez lata rozrywki. To z resztą jest chyba jeden z ciekawszych przykładów na to jak streaming różnie traktuje, różne gatunki serialowe. Sposób produkcji i dystrybucji jaki przyjmują platformy jest w stanie dać nam wiele dobrych seriali kryminalnych czy dramatycznych, ale rozbija się przy sitcomie (pod tym pojęciem rozumiem zarówno sitcom tradycyjny ze śmiechem widowni jak i jego nowocześniejszą inkarnację, gdzie mówimy o półgodzinnym odcinku serialu komediowego). Ten, jeden z najstarszych gatunków serialowych wygląda na ofiarę nowych sposobów dystrybucji. Zwróćcie uwagę – streamingi nie wyprodukowały ani jednego kultowego serialu komediowego. Tak udało im się znacznie wpłynąć na popularność produkcji telewizyjnych, przypomnieć geniusz sitcomów lat 90, ale same – nie są w stanie przełamać pewnej bariery. Nawet seriale powszechnie chwalone jak „Ranczo”, „One day at a Time” czy dystrybułowane przez Netflix „Good Place” nie zyskały już takiej popularności jak starsze produkcje komediowe.
Wróćmy jednak do „Blockbustera” – punkt wyjścia wydaje się naprawdę ciekawy – Timmy, trochę życiowy nieudacznik, zarządza ostatnią wypożyczalnią video w niewielkim mieście. Jego wypożyczalnia mieści się na terenie niezbyt eleganckiego centrum handlowego, który prowadzi jego kolega z liceum. Obaj z resztą żyją w poczuciu, że w liceum szło im w życiu najlepiej. Spokojne życie Timmego przerywa informacja – korporacja jaką jest „Blockbuster” się zamyka. Manager zostaje sam z decyzją – czy zamknąć wypożyczalnię czy prowadzić ją dalej. Oczywiście decyduje się zawalczyć i przejąć na siebie całą odpowiedzialność, jednocześnie zarządzając niewielką grupą pracowników, z których każdy wydaje się na jakimś mniejszym czy większym życiowym zakręcie i potrzebuje swojego retro miejsca pracy.
Jakkolwiek punkt wyjścia może brzmieć oryginalnie, to twórczyni serialu Vanessa Ramos, trochę nie ma pomysłu jak uczynić tą historię wyjątkową. Na pierwszym planie mamy bowiem dość banalny watek romantyczny. Timmy podkochuje się bowiem w swojej pracownicy Elizie (w tej roli Melissa Fumero, którą doskonale znacie jako Amy z Brooklyn Nine Nine), która prawie odeszła od męża a teraz próbuje ratować niezbyt szczęśliwy związek (pod tym względem jest niezwykle podobna do bohaterki „Superstore”). Poza romantycznymi westchnieniami Tima mamy też resztę ekipy – przeuroczą Hannah, która z trudem wiąże koniec z końcem, Carlosa, który chciałby zostać reżyserem a studiuje księgowość, Kayle nastolatkę, która pracuje w wypożyczalni nieco przymuszona przez ojca i Connie panią w średnim wieku, która potrzebuje tej pracy by nie popaść w depresję. Taki układ przenosi nas w świat klasycznej, żeby nie powiedzieć, schematycznej komedii z miejsca pracy.
Być może nie byłoby w tym nic naprawdę złego, gdyby scenarzyści mieli pomysł jak wykorzystać fakt, że nasi bohaterowie pracują w miejscu zasadniczo niepotrzebnym w świecie streamingu. Być może gdyby poświęcić więcej czasu na refleksję nad kulturą wypożyczania filmu, a może przywołać jakieś ciekawe elementy tej kultury, które sprawiłyby, że z uśmiechem i sentymentem spojrzelibyśmy na czasy, kiedy trzeba było pojechać do wypożyczalni po DVD czy kasetę. Ale nie… to właśnie to co mogło być największą siłą serialu jest nagorzej rozegrane. Co pewien czas pojawia się dowcip o jakimś nieudanym poleceniu produkcji, część dialogów przerywają klienci pytający o to czy jakaś produkcja znajduje się w zasobach wypożyczalni, sporo jest śmiania się z mylenia tytułów i nazwisk. To wszystko jednak jest na drugim czy nawet trzecim planie, co sprawia, że nasi bohaterowie równie dobrze mogliby pracować w każdym innym sklepie, czy punkcie usługowym. Szkoda, bo wypożyczalnia video potencjalnie daje zdecydowanie lepsze tło do komentowania tego jak szybko zmieniają się czasy, jak pewne rzeczy tracimy z nowymi technologiami, jak algorytmy zastępują rekomendacje. Oczywiście trudno by Netflix to potraktował poważnie, ale tym bardziej zastanawia, że zdecydował się na takich serial, który w sumie – nie ma za mocnej i ciekawej myśli przewodniej.
Motywem głównym jest więc historia romantyczna. Znów oglądamy te wszystkie zgrane tropy, gdzie dwie osoby, którym na sobie zależy z różnych powodów nie mogą być razem. Gdyby jeszcze pomiędzy grającym Timmego Randallem Parkiem a Melissą Fumero była jakaś super chemia, to dałoby się to oglądać dla czystej przyjemności ogranego schematu. Ale nic tu takiego nie odnotowano. W związku z tym serial w dziesięć odcinków wykorzystuje wszystkie zgrane schematy i motywy – oferując co najwyżej przegląd tych scen, które w sitcomowych wątkach romantycznych są nadużywane. Jednocześnie, trochę nie rozumiemy, dlaczego bohaterowie mieliby być sobą zainteresowani, bo Timmy i Eliza różnią się nie tylko charakterami, ale też momentami w życiu – trudno mi uwierzyć, że nieszczęśliwa, żona, która tyle poświęciła dla rodziny naprawdę chciałaby być z facetem, który trochę nie wie kim chce być. Nawet scenarzyści chyba nie mają za bardzo pojęcia, co miałoby ich do siebie ciągnąć poza przymusem narracyjnym.
Wiem, że wiele osób nie jest szczególnie zainteresowany nowymi komediowymi premierami platform streamingowych, ale moim zdaniem one bardziej niż prestiżowe produkcje pokazują, że streaming ma swoje granice. Chociażby – w tym jak próbuje nas rozbawić. W tym momencie to nie problem – wciąż mamy jeszcze sporo sentymentalnych powrotów do starszych produkcji, ale za dziesięć lat będzie w tej ofercie spora luka. Oczywiście mogłabym mieć nadzieję, że taka produkcja jak „Blockbuster” dostanie trochę więcej czasu – by twórcy może przemyśleli swoje podejście do motywu przewodniego i zrobili z tego coś więcej niż marną kopię „Superstore”, tylko w szybkim tempie wymiany i kasowania materiałów na platformie mała jest na to szansa. Co znaczy, że zapewne przy marnych recepcjach produkcja zostanie zaraz skasowana a niezły pomysł wyjściowy – nigdy nie dostanie szans na korektę. I choć nie będzie to jakaś gigantyczna strata dla świata, to jednak – mam wrażenie, że w ten sposób będzie platformom bardzo trudno stworzyć wieloletnie seriale komediowe. Te zwykle bowiem, przechodzą pewną transformację po pierwszych odcinkach – często pod wpływem recepcji i krytyki. Jestem ciekawa, kiedy Netlix poinformuje, że porzuca projekt. Jeśli tego nie zrobi i da twórcom trochę czasu – będę pozytywnie zaskoczona i obiecuję zobaczyć drugi sezon nawet jeśli w czasie pierwszego nie zaśmiałam się ani razu.