Home Film Marilyn już tu nie mieszka czyli “Blondynka”

Marilyn już tu nie mieszka czyli “Blondynka”

autor Zwierz
Marilyn już tu nie mieszka czyli “Blondynka”

Ana de Armas wyglą­da jak Maryli Mon­roe. Jest do niej taka niesamowicie podob­na. W tej blond fryzurze, wiel­kich niemal zawsze załza­w­ionych oczach, w drob­nych czer­wonych ustach. Jest taka podob­na. Tylko, że nie. W isto­cie Ana wyglą­da inaczej, jej twarz jest szczu­ple­jsza, rysy choć piękne — nieco mniej wyjątkowe, nos nieco mniej okrągły, talia nieco węższa. Gdy patrzymy na Anę de Armas wyda­je się nam, że widz­imy ide­al­ną Mar­i­lyn.  W isto­cie — widz­imy kogoś bard­zo podob­ne­go, ale zupełnie innego. I taka jest „Blon­dyn­ka” — bard­zo do biografii Mar­i­lyn Mon­roe podob­na, tylko, że zupełnie inna.

 

Sam film — jeśli oglą­damy go jako pro­dukcję biograficzną, może się wydawać chao­ty­czny i niepełny. Niekoniecznie zain­tere­sowany samą kari­erą Mar­i­lyn, ale raczej tym — jak ów świat wokół niej nie mógł dać jej tego czego potrze­bowała — opie­ki, miłoś­ci, sta­bil­noś­ci. Jakiekol­wiek chwile wywal­czonego szczęś­cia są tylko prz­ery­wnika­mi w całym ciągu odrzuce­nia, bólu i przede wszys­tkim — osamot­nienia. Choć Mar­i­lyn idzie inną drogą niż jej włas­na mat­ka, to jed­nak obie cier­pią na tą samą chorobę — rzeczy­wis­tość zaczy­na im umykać, bo czu­ją, że gdy­by pok­ierowały swoim zachowaniem odrobinę inaczej — być może udało­by się zła­pać miłość i akcep­tację. Moż­na patrzeć na Mar­i­lyn w tym filmie głównie jako na ofi­arę, ale raczej wyda­je się postacią przede wszys­tkim zagu­bioną — wiedzącą czego chce, ale nie wiedzącą, gdzie to odnaleźć. Bardziej czu­jącą rzeczy wokół siebie niż o nich myślącą. Z resztą rola Any de Armas spraw­ia wraże­nie poprowad­zonej tak by zawsze coś pozostawało w nieodpowiedzeniu.

 

Blonde. Ana de Armas as Mar­i­lyn Mon­roe. Cr. Net­flix © 2022

 

Ta per­spek­ty­wa może być zarówno porusza­ją­ca jak i odrzu­ca­ją­ca. Z jed­nej strony — to jest anal­iza tego jak prze­moc i odrzuce­nie rep­liku­ją się w życiu człowieka. Jak wyr­wanie się z tego kręgu jest niemal niemożli­we. Jak łat­wo oso­bie o otwartym ser­cu i sil­nym prag­nie­niu akcep­tacji stać się czyjąś ofi­arą. Jed­nocześnie — wiele osób dostrzeże w tym fil­mu pewien paradoks — Mar­i­lyn jest i ofi­arą i wielką gwiazdą — osobą, która ma w świecie całkiem sporo do powiedzenia. Z drugiej — rozu­miem głosy tych, którzy pyta­ją — czemu tak bard­zo ciąg­nie nas by his­to­rie kluc­zowych i ważnych kobi­et w kul­turze opowiadać przez cier­pi­e­nie, osamot­nie­nie, poniże­nie. Dlaczego nie na uwiel­bi­e­niu, sukce­sach czy pra­cy nad włas­nym wiz­erunk­iem i kari­erą.  Czy nie jest też tak, że kon­cen­tru­jąc się na gwał­tach czy wyko­rzysty­wa­niu sek­su­al­nym dokładamy się do tych wszys­t­kich, których spo­jrze­nie pożądli­wie podążało za poślad­ka­mi Mar­i­lyn. To chy­ba jest najbardziej kluc­zowe pytanie jakie zada­je sobie wielu widzów — czy taka his­to­ria pokazu­je nam siłę bohater­ki czy wręcz prze­ci­wnie — umac­nia wszys­tko co ją spotkało, sprowadza­jąc ją do przekazy­wanego sobie ciała — które w zależnoś­ci od momen­tu jest albo kochane, albo gwał­cone, albo fotografowane, albo bite.

 

Wiele osób zada­je sobie też pytanie do jakiego stop­nia twór­cy fil­mu czy książ­ki mają pra­wo do czy­je­jś biografii. A właś­ci­wie — do jakiego stop­nia mogą biografię potrak­tować twór­c­zo. Czy moż­na wziąć czyjąś biografię i dopisy­wać do niej kole­jne ele­men­ty, sytu­acje, które nie miały miejs­ca, oso­by których tam nie było. Czy moż­na wziąć czy­jeś imię i nazwisko i opowiedzieć sobie włas­ną his­torię — dopisać swo­je inter­pre­tac­je, uczu­cia, kochanków, dialo­gi, emoc­je. Czy to nie jest przekrocze­nie jakiejś grani­cy, która jest nieucz­ci­wa zarówno wzglę­dem widza jak i samej oso­by, o której opowiadamy his­torię. Czy wiary­god­ność i bliskość fak­tom nie powin­na być nadrzęd­na, gdy mówimy o ludzi­ach, których życie jest zaskaku­ją­co dobrze udoku­men­towane. Tu odpowiem tak — być może tak być powin­no gdy­byśmy rzeczy­wiś­cie mówili tylko i wyłącznie o prawdzi­wej oso­bie. Pytanie tylko czy twór­cy chcą nam opowiedzieć prawdę o Mar­i­lyn Mon­roe, czy tak naprawdę niekoniecznie to ona jako żywa, prawdzi­wa oso­ba jest przed­miotem ich fil­mowych (a wcześniej lit­er­ac­kich) rozważań.

 

Blonde. Ana de Armas as Mar­i­lyn Mon­roe. Cr. Net­flix © 2022

 

I tu wró­ciłabym do mojej pier­wszej reflek­sji — moim zdaniem Andrew Dominik wcale nie opowia­da o Mar­i­lyn. Opowia­da o jej micie. Gdy przyjrzymy się Mar­i­lyn w tym filmie i potrak­tu­je­my ją nie jako osobę, ale jako per­sonę, jako tą Mar­i­lyn którą znamy z plakatów, okładek filmów, z tore­bek, koszulek, kubków czy para­soli — wtedy okaże się, że nikt tu nie gra z samą biografią oso­by. To branie tego wyab­stra­howanego z kon­tek­stu mitu, sprowad­zonego do kilku sym­boli i nasy­canie go tym wszys­tkim o czym nie chce­my pamię­tać. To nie Mar­i­lyn jest bohaterką fil­mu, ale jej wiz­erunek zachowany w zdję­ci­ach, piosence śpiewanej uwodzi­ciel­skim tonem, w fil­mowych rolach. To tą Mar­i­lyn Dominik chce pod­dać psy­choanal­izie, odd­ać w ręce kole­jnych kochanków, niemalże tor­tur­ować kole­jny­mi zawoda­mi uczu­ciowy­mi. To ten sym­bol sek­su z lekko rozchy­lony­mi usta­mi zosta­je tu zestaw­iony z wpisaną w Hol­ly­wood prze­mocą sek­su­al­ną, z gwałtem i powszech­noś­cią abor­cji. Tu chce nas reżyser wyprowadz­ić z równowa­gi, spraw­ić, że poczu­je­my dyskom­fort. Moim zdaniem, dlat­ego niemal przez cały film wracamy do najbardziej znanych zdjęć, kadrów — wychodząc poza to co utr­walone i zachowane — wchodząc w coś brzy­d­kiego i prawdzi­wego.  Zwłaszcza że klucz kolorysty­czny fil­mu idzie za tymi mate­ri­ała­mi — sko­ro zdję­cie było kolorowe — kolorowa jest też w tym momen­cie Mar­i­lyn. Jeśli mate­ri­ał był czarno- biały wtedy i fil­mowa Mar­i­lyn żyje czarno-biało. Jed­nocześnie „prze­b­ie­gamy” nieco przez ten okres kiedy Nor­ma Jeane nie jest jeszcze Mar­i­lyn. Choć był to w jej życiu jeden z najbardziej dra­maty­cznych okresów, to wydarzyło się to jeszcze przed nar­o­dz­i­na­mi mitu. Przed pow­staniem „naszej” Marilyn.

 

Jeśli potrak­tu­je­my film nie jako biografię, ale jako rozpraw­ie­nie się z mitem, wtedy nie ma pyta­nia — czy musi być zgod­ny z prawdą. Bo nie o prawdę tu chodzi. Chodzi o zestaw­ie­nie tego co my chcielibyśmy widzieć w Mar­i­lyn Mon­roe a co moż­na zobaczyć, gdy spo­jrzy się szerzej. Wtedy każde nieszczęś­cie, które spo­ty­ka bohaterkę jest przede wszys­tkim skierowane w nas — pokazu­je o czym nie chce­my myśleć i pamię­tać. Doty­czy to tej gwiazdy, ale może­my to przełożyć na wiele innych, w tym tych które nigdy nie doczekały się tak spek­taku­larnej kari­ery.  Dominik nie wyko­rzys­tu­je Mar­i­lyn w swoim filmie bardziej niż kole­jni twór­cy koszulek, kubków, plakatów. Jedyne co robi to się­ga po jej ciało w innych kon­tek­stach, zada­je mu inne pytanie, chce w nim co innego zobaczyć. Tak jak wiel­ki prze­mysł obra­ca wiz­erunk­iem Mar­i­lyn odd­ziela­jąc jej ciało od oso­by, tak reżyser bierze to ciało i przy­pom­i­na nim o całym spek­trum psy­chicznego i fizy­cznego cier­pi­enia przez jakie przeszła niejed­na kobi­eta. Od nas zależy, czy widz­imy w tym trak­towanie instru­men­talne czy coś więcej — kon­trę, próbę uwol­nienia Mar­i­lyn od jej włas­nej leg­endy. A właś­ci­wie tego narosłego wokół niej “wiz­ual­nego mitu”, który stał się niezwiązaną z osobą marką.

 

Blonde. Ana de Armas as Mar­i­lyn Mon­roe. Cr. Net­flix © 2022

 

Z tym zamysłem zda­je się zgry­wać kreac­ja Any de Armas. Ona nigdy, nawet na chwilę nie przes­ta­je być Mar­i­lyn. Tą którą my znamy, którą jesteśmy sobie w stanie wyobraz­ić. Nawet w chwili cier­pi­enia czy osamot­nienia to przede wszys­tkim Mar­i­lyn jaką znamy ze sre­brnego ekranu. Nawet najbardziej poniżona — jest podob­na do tej aktor­ki, którą znamy z filmów. Nigdy nie wyda­je się być stupro­cen­towo prawdzi­wa — osob­na czy oder­wana od tego co skła­da się na mit Mar­i­lyn — zwłaszcza jeśli chodzi o wygląd. Pod tym wzglę­dem to abso­lut­nie fan­tasty­cz­na rola — niesły­chanie spój­na, jak zakładam — niezwyk­le wyma­ga­ją­ca. Nie dzi­wię się, że wiele osób mówi, że bez niej by się nie udało. To jak gra jest kluc­zowe, to jak wyglą­da — wyma­ga sporo aktorskiej umiejęt­noś­ci, bo to nie tylko kwes­t­ia podobieńst­wa, ale też tej „uwodzą­co niewin­nej” obec­noś­ci na ekranie.

 

Nie da się ukryć, że cała ta oper­ac­ja na micie Mar­i­lyn niekoniecznie zgry­wa się z trady­cją fil­mu biograficznego. Zarówno pod wzglę­dem wyko­rzys­tanych środ­ków — zmi­any kadrów, kolorów, per­spek­tyw, jak i kon­struowa­nia nar­racji — która jest niespój­na, impresyj­na, częs­to urwana. Nie poma­ga też dłu­gość fil­mu — pon­ad dwie i pół godziny to zde­cy­dowanie więcej niż mają klasy­czne pro­dukc­je biograficzne. Stąd mam wraże­nie, że najwięk­szy rozdźwięk przy oce­nie fil­mu zasadza się na tym czego widz może oczeki­wać a co dostanie. Gdy­by „Blon­dyn­ka” była pokazy­wana w sekcji na fes­ti­walu Nowe Hory­zon­ty — pewnie nikt nie czuł­by się zaw­iedziony, ale jest na Net­flix, co spraw­ia, że oczeki­wa­nia są zupełnie inne.  Przy czym — moim zdaniem rękę przyłożyła do tego sama plat­for­ma, która prze­cież nie przyz­na się, że do kat­a­logu trafił dłu­gi, impresyjny, psy­cho­log­iczny film a nie biografia fil­mowa nakrę­cona wedle trady­cyjnych praw­ideł gatunku. Jed­nocześnie nalżało­by te zdję­cia, na których de Armas wyglą­da tak podob­nie do Mar­i­lyn — a które zostały wyko­rzys­tane w mate­ri­ałach reklam­owych — potrak­tować jako rozsz­erze­nie tego o czym mówiłam. Zako­rze­nienia całej nar­racji w tym utr­walonym i repro­dukowanym micie aktor­ki, a nie w jej real­nym życiu.

 

Blonde. L to R: Adrien Brody as The Play­wright & Ana de Armas as Mar­i­lyn Mon­roe. Cr. Net­flix © 2022

Czy Dominik osią­ga sukces szuka­jąc swo­jej „Blon­dyn­ki” pod zdję­ci­a­mi i kadra­mi z Mar­i­lyn? Czy uda­je mu się pch­nąć mit na nowe tory, przy­pom­nieć to o czym nie chce­my myśleć? Moim zdaniem to sukces połow­iczny. Jeden mit, zda­je się prz­er­adzać w dru­gi. Mar­i­lyn wymy­ka się zarówno tym, którzy chcą w niej widzieć sym­bol sek­su z półot­warty­mi usta­mi, jak i tym, którzy w jej smut­nych oczach widzą tylko cier­pi­e­nie opuszc­zonej, niekochanej oso­by. Być może Mar­i­lyn nigdy już nie złapiemy. Wyszła wcześniej a może nigdy jej tu naprawdę nie było. Jedynie dymy i lus­tra kobi­ety, która tak naprawdę nigdy nie była blondynką.

0 komentarz
6

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online