Dziś kilka słów o serialu, który moim zdaniem – jest bardzo rzadkim przypadkiem – połączenia klasycznych tropów przyjemnej komedii romantycznej z całkiem niezłą produkcją poruszającą problem rasizmu w Stanach Zjednoczonych. Takiego, któremu oficjalnie się zaprzecza, a który objawia swoje brzydkie oblicze gdy tylko pojawia się taka możliwość. Chodzi mi o serial „Droga do awansu” (Partner Track) na Netflix.
Serial opowiada historię Ingrid Yun – ambitnej prawniczki, która doskonale sobie radzi w prestiżowym wydziale dużej nowojorskiej firmy prawniczej. Ingrid ma jedną życiową ambicję – chce zostać jedną z partnerek w firmie. Ma na to duże szanse – pracuje przy jednej z większych spraw – połączenia się dwóch wielkich firm zajmujących się energetyką. Co prawda w firmie jest wielu ambitnych prawników – min. Jeff Murphy – prawnik, który pracował wcześniej w placówce w Londynie, i z którym łączy Ingrid jedna gorąca noc sprzed sześciu lat.
Pozornie serial przypomina trochę te wszystkie produkcje, gdzie młodzi i ambitni ludzie w Nowym Jorku starają się przetrwać i połączyć życie zawodowe i prywatne. Ingrid przyjaźni się z dwójką kolegów z pracy – Rachel i Tylerem – wszyscy są młodzi, piękni, zdolni i szukają nie tylko awansu ale i szczęścia w miłości. A to jest dość ulotne choć każdemu z ich stawia na drodze potencjalnie bardzo dobrego kandydata – Ingrid spotka intrygującego milionera ze słabością do filozofii, jej przyjaciółka Rachel wymienia nieco za długie spojrzenia z młodym pracownikiem kancelarii, a Tyler ma chłopaka polityka. Czyli wszystko jest na dobrej drodze.
Ponieważ bez komplikacji nie ma serialu szybko okazuje się, że połączenie dwóch firm, w których jedna zajmuje się wydobyciem ropy a druga ma rozwinięty dział prac nad ekologicznymi i alternatywni źródłami energii nie jest takie proste. Ale wbrew pozorom – prawnicze problemy, czy nawet – trudne do powstrzymania porywy serca, to tylko drobny problem. Z tym z czym naprawdę musi się mierzyć Ingrid i jej przyjaciele to obecny w świecie prawniczym rasizm. Taki, który sprawia, że białym chłopakom ze znajomościami z prestiżowych szkół zawsze jest trochę łatwiej, nie tylko dostać awans ale też wymigać się od konsekwencji swoich działań.
Tym co w serialu jest najbardziej intrygujące to jak rozgrywa kwestie tego jak ma zachować się w takiej sytuacji osoba, która nie jest biała. Ingrid – wywodząca się z rodziny koreańskiej patrzy na rzeczywistość inaczej niż Tyler jej czarny kolega. Oboje mają poczucie, że firma nie traktuje ich uczciwie – oboje widzą jak na dłoni, że jest mnóstwo nieprawidłowości, ale nie znaczy to, że ich zachowanie i reakcje będą dokładnie takie same. Przyjęcie perspektywy kobiety azjatyckiego pochodzenia dodaje tu jeszcze jedną ciekawy wątek. Przez lata sytuacja osób azjatyckiego pochodzenia była w Stanach bardzo zmienna. Przez pewien czas byli synonimem zagrożenia, potem – wskazywani jako wyróżniająca się mniejszość, w czasie pandemii – stali się przedmiotem ataków. Dziś widzimy coraz więcej głosów starających się nam pokazać specyfikę tego doświadczenia – chyba wciąż słabiej opisanego niż doświadczenia mniejszości czarnej.
Ten wątek rasowy – zestawiony z bardzo klasycznymi dla komedii romantycznej wątkami (nie da się ukryć, że historia kogoś z kim bohaterka spędziła jedną noc a kto staje się współpracownikiem do najambitniejszych nie należy) sprawia, że działa to wszystko zdecydowanie lepiej niż człowiek mógł się spodziewać – znaczy siada sobie do lekkiego programu i dostaje taką idealną mieszankę – wszystkiego czego chcesz od ładnego, wygładzonego świata komedii romantycznych, ale wzbogacone o takie trudne do przegapienia treści społeczne. Z resztą przyznam – dawno nie widziałam serialu, który tak dobrze pokazywał poczucie jakiegoś beznadziejnego uwięzienia ludzi, którzy całe życie są uczeni by ignorować rasistowskie zachowania, albo szukać lojalności z tymi, którzy trzymają najwięcej władzy.
NIe mówię, że to serial wybitny – raczej, że zaskoczył mnie tym jak doskonale wykorzystał dobrze znane ramy gatunku – obyczajowy serial prawniczy, by opowiedzieć o bardzo specyficznym doświadczeniu. Rzadko udaje się tak dobrze wykorzystać schematy gatunku (serio jeśli chodzi o potencjał komedii romantycznej znajdziemy tu wszystkie obowiązkowe sceny) ale nie dać się im zdominować do tego stopnia, że mamy wrażenie, że wszystko już widzieliśmy. Co z resztą potwierdza moją tezę – każda historia opowiadana z nieco innej perspektywy staje się ciekawsza. Tą opowieść z perspektywy białej prawniczki już nie raz widzieliśmy – fakt, że mamy do czynienia z dziewczyną która pochodzi z koreańskiej rodziny daje nam nieco inne ramy. I to jest absolutnie super.
Jednocześnie są w tym serialu wątki, które mnie nieco drażnią – chyba najbardziej zakończenie, które wydaje się być takie trochę za bardzo jak z „Dynastii” na tle całkiem nieźle napisanego serialu. Wiem, że bez dramy nie może być drugiego sezonu serialu, ale nie przepadam gdy ta drama jest tak podkręcona. Druga sprawa – nie jestem wielką fanką postaci siostry naszej bohaterki. Podczas kiedy Ingrid jest idealnym dzieckiem, jej siostra to taka typowa pogubiona dziewczyna, która co chwilę ma na siebie nowy pomysł i niekoniecznie jest bardzo odpowiedzialna. Ale muszę powiedzieć, że trochę za bardzo jej postać została przerysowana – miałam wrażenie, że scenarzyści sięgają po nią ilekroć chcą sprawić bohaterce jakiś problem.
Cały serial pochłonęłam w ciągu jednego dnia – co ostatnio nie zdarzało mi się bardzo często. Ale tu po prostu dostałam historię, która z jednej strony spełniła moje zapotrzebowanie na ładny serial z obłędnie ładnymi ludźmi, z drugiej – miała jakiś pomysł na to by opowiedzieć coś więcej niż tylko historię ładnych ludzi przekładających papiery. Tu z resztą muszę zaznaczyć – nie znam się na prawie ale istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo, że żaden prawnik nie przetrwa oglądania tak przedstawionego prawa – bo jest ono bardzo serialowe. No ale prawnicy i lekarze nie mają chyba łatwego życia jako widzowie. Ja na szczęście nie znam się ani na jednym ani na drugim więc bawiłam się świetnie i bardzo czekam na drugi sezon.