Konkursowe rywalizacje w programach typu reality show, stały się w ostatniej dekadzie jedną z ulubionych rozrywek. Pieczenie, smażenie, gotowanie, zakładanie restauracji, budowanie domów, doglądanie ogrodów – ilość ludzkich działań jakie można rozegrać w programie „wchodzi dziesięć osób, na koniec zostaje tylko jedna” wydaje się nieskończona. Fakt, że na Netflixie pojawił się niedawno program o rywalizujących specjalistach, od dmuchania szkła, zdaje się tylko potwierdzać ten fakt. Jednak „Blown Away” zabiera nas do dziwnego trochę alternatywnego świata, gdzie zasady konkursowej rywalizacji są takie same, ale przedmiot tego działania jest już wzięty z zupełnie innego, artystycznego porządku.
Kiedy jakiś czas temu zastanawiałam się skąd taka niezwykła popularność programów z rywalizacją kucharzy i piekarzy, doszłam do wniosku, że wynika to ze specyficznego statusu gotowania. Moim zdaniem to zainteresowanie wynika z faktu, że gotowanie na pewnym poziome jest taką bliską czynnością twórczą. Z jednej strony wymaga olbrzymiej reaktywności i do pewnego stopnia zdolności artystycznych, z drugiej wydaje się bardziej dostępne, bliższe i łatwiejsze do oceny. Sztuka której można fizycznie spróbować i przyłożyć do niej dość dobrze znane sposoby pomiaru jakości (słodkie, słone, dobrze wysmażone, źle wysmażone, dobra faktura, zła faktura, surowe, ugotowane itp.) pozwala na ocenę rywalizacji kreatywnej za pomocą dobrze znanych wszystkim kryteriów. Kryteriów które w jakiś sposób uznajemy za przynajmniej częściowo obiektywne. Do tego jest w tym gotowaniu, nawet z najwyższej półki jakaś bliskość, bo zwykle znamy smak choć jednego składnika spośród wielu z których przygotowano potrawę. Rywalizacja z jednej strony ma więc dreszczyk spotkania z różnymi kreatywnymi realizacjami tego samego zadania, z drugiej – możemy ufać że da się to jakoś „uczciwie” ocenić. Co więcej, do pewnego stopnia część widzów może się odnaleźć w takim programie, bo sama gotuje, i przygotowuje jakąś wersję przedstawionych w rywalizacji potraw. Nie trzeba robić takiego samego tortu jak uczestnicy „Great British Bake Off” ale można założyć, że ma się pewne rozeznanie w robieniu tortów czy chleba. Gotowanie jest pod pewnymi względami jedną z najbardziej demokratycznych czynności kreatywnych jaką znamy. Każdy może mieć własny przepis, własny pomysł na zadane z góry danie. Oczywiście są osoby nie gotujące, ale wciąż – więcej mamy osób gotujących niż np. malarzy.
„Blown Away przejmuje z show kulinarnych czy innych tego typu rozrywek podstawową formę organizacji rywalizacji. Co odcinek uczestnicy dostają zadanie, które muszą wykonać, korzystając ze znanych sobie umiejętności i technik. Zadania są dość ogólnie, bardziej niż „zróbcie kwiatek” znajdziemy tu „niech wasza kompozycja będzie inspirowana botaniką”, choć zdarzają się też wyzwania bardzo konkretne jak prośba o zrobienie użytecznej karafki do wina. Uczestnicy dostają kilka godzin na przygotowanie, z pomocą asystentów swoich pomysłów na realizację zadania. Mają pełną dowolność odnośnie wielkości, techniki, czy koloru wykonania swojej pracy. Jedyne co muszą to zmieścić się w czasie. Po zakończeniu swoich zmagań są oceniani przez dwójkę sędziów – Katherine Gray, artystkę i profesorkę na wydziale artystycznym i jednego sędziego który pojawia się jako gość w odcinku. Są to bardzo różne osoby – od związanych ze światem sztuki i designu po np. sommelierkę, która oceniała wspomniane wcześniej karafki. Po każdym odcinku jedna osoba odpada, jedna zostaje wyróżniona jako najlepsza (choć bez nagrody). Ostateczną nagrodą w konkursie jest 60 tys. dolarów i własna wystawa w Corning Museum of Glass.
I tu właśnie pojawia się to co w całym programie najciekawsze, choć sam koncept wzięty jest z prostego reality show, to już przedmiot rywalizacji prowadzi nas w zupełnie nowe rejony. Nie dlatego, że dmuchanie szkła jest czynnością dość mało znaną i większość z nas nie ma narzędzi nie tyle by ocenić wykonanie kolejnych zadań ale też do końca zrozumieć proces przez jaki przechodzą twórcy (program bardzo dużo tłumaczy o co chodzi w samym dmuchaniu szkła, jakie są do tego potrzebne narzędzia z jakich technik się korzysta – po dziesięciu odcinkach człowiek czuje jakby dobrowolnie obejrzał tutorial „zachwyć wszystkich swoją wiedzą o dmuchanym szkle”). Tym co wyróżnia „Blown Away” jest fakt, że tak naprawdę to reality show dla artystów. Twórcy którzy biorą w nim udział pochodzą z różnych dróg życiowych, mają różne koncepcje, nie tylko tego jak zrealizować zadanie ale w ogóle tego czym powinno być dmuchanie szkła. Kiedy przychodzi do oceny ich pomysłów słuchamy opinii profesorki pracującej na uczelni artystycznej oraz kogoś kto często profesjonalnie zajmuje się oceną dzieł sztuki. I tu wkraczamy w ciekawe rejony, gdzie przedmiotem telewizyjnej rywalizacji staje się nic innego tylko twórczość artystyczna, a nagrodą jest nic innego jak wystawa stała w uznanym muzeum.
Tu pojawia się pytanie które zapewne musimy sobie zadać jako widzowie ale też , pewnie w niektórych przypadkach jako artyści. Czy to jest dobry kierunek. Z jednej strony nie ma wątpliwości, że dmuchanie szkła stało się dzięki temu programowi bez porównania popularniejsze niż wcześniej. Jedna z uczestniczek programu, która organizuje zajęcia dla osób zainteresowanych nauczeniem się tej techniki, przyznała, że po emisji programu musieli otworzyć nowe klasy. Sama produkcja przyczyniła się też do umocnienia pewnych zmian w samym środowisku związanych z dmuchaniem szkła, czymś co kojarzyło się z czynnością typowo męską, tymczasem w rywalizacji było po równo kobiet i mężczyzn. Nie da się też ukryć, że w ramach formatu reality show sprzedajemy widzom spotkanie ze sztuką. Ostateczna ocena wykonanych przedmiotów odbywa się na niewielkiej wystawie, pod koniec każdego odcinka, co sprawia, że wszystko co wykonali uczestnicy zostaje przedstawione tak jak eksponaty na wystawie czy w muzeum. Pod tym względem można chwalić taki program za wprowadzanie sztuki, w tym sztuki często abstrakcyjnej czy koncepcyjnej pod dachy – pozwalając widzom zobaczyć jak artyści różnie podchodzą do tej samej tematyki, jak korzystają z różnych technik, jak konceptualizuje swoją wizję.
Z drugiej strony – to kolejny przejaw wciskania aktywności ludzkiej w ramy prosto ujętej rywalizacji. Ktoś musi coś zrobić gorzej by ktoś mógł coś zrobić lepiej. Sztuka staje się więc rywalizacją. O ile można przyjąć jakieś wybrane słuszne kryteria np. kiedy uczestnicy mają zrobić karafkę czy kieliszek, spełniające jakieś wybrane zadanie, o tyle kiedy spotykają się z zadaniami bardziej abstrakcyjnymi – nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie – co tak naprawdę jest dobre a co złe. Oczywiście – część z rzeczy jest lepiej wykonana technicznie, część bardziej kreatywna, ale czasem można oglądając program dojść do wniosku, że niekoniecznie każe ludzkie działanie powinno być prostą rywalizacją. Ostatecznie też – wszystko sprowadza się do pewnego gustu sędziów, którzy np. mogą preferować jeden sposób wykorzystania szkła w wizji artystycznej nad drugi. Przy czym to uwaga, która nie jest jakimś sprzeciwem wobec „Blown Away” (które zresztą obejrzałam w jeden wieczór), raczej pytaniem o granice tak rozumianej rywalizacji. Osobiście mam wrażenie, że może to być niebezpieczna droga, gdzie na końcu sztuka ustępuje pewnej kalkulacji. Zresztą jest w tym programie taki dobry moment kiedy przy jednej rzeźbie sędziowie krytycznie wyrażają się o jej kolorach. Uczestniczka programu mówi do kamery „Jak można powiedzieć artyście jakiego koloru miał użyć to nie na miejscu”. I rzeczywiście – o ile można komuś powiedzieć że marchewka nie pasuje do rzodkiewki (zestawienie z głowy) o tyle już w przypadku kolorów mamy do czynienia z czymś tak subiektywnym, że autor nie może użyć koloru źle, jeśli miał taką a nie inną wizję. To jest ten element który wydaje mi się fascynujący – zwłaszcza jeśli będziemy się zastanawiać dalej nad tym co może stać się przedmiotem tego typu rywalizacji.
Dochodzi tu też jeszcze jeden element, czyli obowiązkowe – w końcu jesteśmy w świecie reality show, udramatyzowanie procesu twórczego. Kamera z konieczności robi najazd na każde rozbite szkło, buduje napięcie ilekroć ktoś otwiera chłodnię, przenosi wykonane dzieło sztuki czy stara się połączyć dwa szklane elementy. Do tego co chwilę przypomina się o ograniczeniu czasowy. Te wszystkie elementy – przekopiowane ze świata rywalizacji kucharzy czy piekarzy, są nieodłączonymi elementami takich produkcji. A jednocześnie jeśli się nad tym zastanowimy – mało kto tworzy sztukę na czas w atmosferze takiego napięcia. Trochę dla rozrywki wymuszamy tu błędy, niedoróbki, szukamy dramatycznej strony twórczego procesu. I nawet jeśli największy „dramat” rozgrywa się w głowach naszych twórców to musimy jednak zwrócić uwagę na stronę techniczną, bo jest widoczne i widowiskowe. Ponownie można się zastanawiać czy przypadkiem nie robimy tym samym krzywdy działalności artystycznej, kładąc nacisk niekoniecznie na to co decyduje o tym czy efekt końcowy będzie dobry czy zły. O ile poganianie kucharzy wydaje się jeszcze jako tako logiczne – zwłaszcza że istnieją miejsca gdzie trzeba gotować na czas (jak niektóre restauracje) to poganianie artystów miałoby sens tylko w przypadku reality show „deadline” gdzie dajesz pisarzom rok a potem obserwujesz ich przez ostatni miesiąc pisania książki jak starają się za wszelką cenę nadrobić stracony czas. Poza tym jednak sztuka rzadko wymaga ściągania się z czasem. A poganianie twórców wydaje się nieco bezsensowne. Raczej nikt nie rzeźbi w szkle na czas.
Moje uwagi i zastrzeżenia nie mają jednak wpływu na to, że „Blown Away” wydało mi się naprawdę fajną rozrywką i pewnym wyzwoleniem z oglądania programów które już się zna. Zwłaszcza, że mamy tu ciekawych uczestników i uczestniczki o bardzo różnych twórczych wizjach i charakterach. Jest więc ten element reality show, który sprawia, że wszystkie, trwające nie całe pół godziny, odcinki można pochłonąć za jednym razem, a przy okazji wybrać sobie po drodze faworyta czy faworytkę. Osobiście kibicowałam „patriotycznie” uczestnikowi imieniem Janusz, ale to też trochę dlatego, że bawiło mnie jak to imię wymawiają Kanadyjczycy (bo to kanadyjski program). Nie da się też ukryć, że być może moje krytyczne pytania i refleksje są drugorzędne wobec tego co produkcja zrobiła dla dmuchaczy szkła na całym świecie. Choć muszę przyznać, że oglądając produkcję byłam zdumiona ile faktów o dmuchaniu szkła zapamiętałam z mojej wycieczki do huty szkła. Odbyłam ją w drugiej klasie szkoły podstawowej. Wyraźnie mam kilka cech wspólnych ze słoniem, i fakt że nie zapominam jest jedną z nich. W każdym razie jeśli chcecie obejrzeć reality show który jednak gdzieś na marginesie zmusi was do refleksji nad tym czy wszystko powinno być rywalizacją to całym sercem polecam „Blown Away”.
Ps: Kilka osób pytało mnie o recenzję serialu Boys, ale przyznam wam szczerze, że potrzebuję chwilki oddechu od takich „dużych” seriali. Raz na jakiś czas łapię ochotę na filmy i żaden, nawet najlepszy serial, nie jest mnie w stanie zainteresować. Dlatego oczywiście, że napiszę ale potrzebuję chwilki przerwy.