Zwierz udał się do kina na trzecie Transformersy. Nie zaraz one są już piąte. Jakim cudem w kinach są piąte Transformersy? Co się stało? Gdzie zmierzamy, skąd przybyliśmy? Dlaczego nikt nie krzyknie „Michel Bay wybuchł”. A tak bo roboty. Duże roboty. Odwieczna walka Autobotów i Decepticonów. Tylko czy w filmie który widział zwierz dało się odróżnić jednych od drugich? Czy one się w ogóle biły? I dlaczego Mark Walberg ma tak złą fryzurę? Wszystko znajdziecie w spoilerowym tekście, który nie ma struktury by oddać przeżycie jakim jest oglądanie Trasnformersów 5: Zemsta na Anglikach.
Film trwa jakieś trzy lata czy dwa pokolenia więc trudno powiedzieć od czego się zaczyna. A nie, sekundkę, zaczyna się od wybuchającej bitwy z Gladiatora na którą przyjeżdżają rycerze z Excalibura a potem inaczej niż u Guya Ritchiego na pomoc nie przychodzą słonie tylko mechaniczne smoki. Spoczko. Na pewno jest to sposób by wszyscy znawcy legendy o królu Arturze umarli w jednym roku na zawał. Komu podpadli? Czy wykańcza ich ekipa od Gilgamesza czy może to jakieś śmiertelne igrzyska w których mogą przetrwać tylko najtwardsi i najzdrowsi (wiecie trzeba wymieniać pokolenia). W każdym razie ogłaszamy okres ochronny na badaczy legend arturiańskich bo po tym sezonie w kinie zostanie ich niewielu (może to ta mafia od Beowulfa?).
Potem przeskakujemy już do teraźniejszości bo ile można taplać się w błocie i tu w sumie następuje cały kawałek filmu którego cel trudno zidentyfikować, poza tym że mnóstwo rzeczy wybucha, Mark Walberg wypada z 10 piętra ale nie ginie (co wprawiło zwierza w smutek bo miał nadzieję, że to będzie piękna i pożyteczna scena). A i pojawia się latynoskie dziewczę lat 14 które biega prawie jak Megan Fox ale ma 14 lat więc… cóż w czwartej części filmu Bay miał scenę gdzie facet miał w portfelu za laminowany wyciąg z przepisów stanowych że może uprawiać seks z nieletnią, więc czego można się spodziewać. Może jakiej interwencji ze strony wytwórni? Poza tym jest wymiotujący robot – dinozaur. Ogólnie roboty dinozaury są śłodziaśne choć zwierz nie do końca rozumie skąd się biorą małe robo dinozaurzątka. To jedno z tych pytań na które chciałoby się poznać odpowiedź ale człowiek się trochę boi.
Film zaczyna się robić ciekawy potem bo jest Anthony Hopkins. Pojawia się jako człowiek -ekspozycja i proponuje by film miał coś na kształt fabuły czy motywu przewodniego. Pomysł całkiem niezły i prawie zaakceptowany przez bohaterów. Niekoniecznie przez reżysera. Do końca filmu pomysł fabuły pozostanie jak jedno z tych rozwiązań ONZ co to niby wszyscy podpisali ale nikt się nie stosuje. Poza tym Hopkins ma robota, który jest takim metalowym Alfredem, który nie lubi kontaktów damsko-męskich. A co do kontaktów damsko męskich to pojawia się bohaterka kobieca. Jest panią profesor z Oxfordu. Nie bójcie się jednak – nie jest jakaś stara i brzydka, jak wszystkie kobiety nauki. Tu dostała się piękna pani profesor co biega po bruku na szpilkach, ma obcisłą sukienkę odpowiednio eksponującą biust i długą falę ciemnych włosów. Czyli innymi słowy jednak ta nauka jej nie zaszkodziła. Taka ulga. No a poza tym skoro pani jest profesorem to już nie ma problemu że bohaterka filmu jest głupia, czy nieporadna, czy jest tylko po to by być ładnym dodatkiem. Bo ma profesurę! Głupio wam teraz co? Michael o wszystkim pomyślał. Ale prowadzić samochodu nie umie. No Micheal nie jest przecież jakimś szalonym feministą.
Warto jeszcze zaznaczyć, że jak myśleliście że ziemia jest jakoś zrujnowana przez Transformersy to pewnie chodziło wam o Stany, bo w Anglii to ogólnie nic się nie zmieniło, po drogach to głównie jeżdżą retro bryki, zamki stoją, na Oxfordzie zajęcia jak zawsze i nawet ludzie grają w Polo. No ale to Anglia więc jasne jest że tam jak są Transformersy to jakieś stare a ostatniego widziano w czasie I wojny. A nie sorry w czasie II wojny. Jest w filmie nawet moment kiedy Transformersy robią sobie takie Bękarty wojny. Co byłoby nawet śmieszne gdyby nie fakt, że zwierz na chwilkę musiał wyjść do toalety a potem jak wrócił to nagle w Transformersach była swastyka i zwierz poczuł się nieco zaniepokojony. Zwykle jest zaniepokojony kiedy nagle pojawia się swastyka. Zwłaszcza w filmie który powinien się dziać głównie współcześnie. Poza tym z geografii świata dowiadujemy się, że na Kubie nikt Transformersów nie morduje, więc głównie krają w koszykówkę (A co niby miałyby robić?) i to chyba cały świat z wyjątkiem Hong Kongu który dopiero co pewnie odbudowali po ostatnich zniszczeniach ale niestety przejechała się po nim planeta. Zresztą to jest zdecydowanie subtelniejszy film od poprzednich więc reklamowano głównie chińskie programy i aplikacje. No i Bud Light. Prawdziwe piwo dla ludzi którzy czekają na zagładę świata. Albo jej pragną by skończyć swoje cierpienia.
Tu zaczyna się ten moment kiedy dawno nic nie wybuchało więc coś powinno spektakularnie wybuchnąć. Plus jest taki, że jeszcze przez chwilę Anthony Hopkins rozbija się po Londynie i odwiedza premiera wchodząc do jego gabinetu wejściem dla Ministra Magii. A i wyrywa strony ze starych książek. Najstraszniejsza scena całego filmu. Tymczasem Optimus Prime gdzieś w kosmosie znalazł planetę i tam po krótkiej rozmowie z bóstwem (biedni ziemianie jak chcą porozmawiać z bóstwem to rozmowa jest raczej jednostronna) doszedł do wniosku, że po pierwsze – już nie jest taki Optymistyczny, więc zmienił imię, a po drugie że tylko zaparkowanie Cybertronu przy Ziemi jest dobrą opcją. Przy czym widać ze cierpi bo przez dwie minuty na ekranie nie wypowiada żadnej poruszającej przemowy, patrząc w niebo i zapowiadając kolejną odsłonę filmu.
Powróćmy na ziemię, gdzie… tak tu następuje problem bo to taka część filmu gdzie bohaterowie przechodzą w dwie minuty od romantycznej kolacji przy shusi na zabytkowej łodzi podwodnej do rzucania w siebie autentyczną laską Merlina na statku kosmicznym zatopionym gdzieś u wybrzeży Dover którego jakoś nikt nigdy nie zauważył. W całym chaosie sytuacji warto zaznaczyć, że tu następuje cała sekwencja scen z najpopularniejszymi bohaterami serii czyli Optimusem, Megatronem czy Bumblebee ale nie mamy na to zbyt wiele czasu, bo jak już wspominano Cybertron ląduje w okolicy Stonehenge gdzie uwaga, uwaga przechadza się Anthony Hopkins który z laski strzela do Megatrona i jest to chyba najbardziej badassowa scena w historii głupiego kina. Ogólnie widzicie – nie zna kinematografii ten kto nie widział jak wybitny brytyjski aktor strzela z laski do wielkiego robota w Stonehenge. Teraz pewnie głupio tym co chcieli bojkotować ten film.
Jednocześnie dotarliśmy do momentu historii w którym zbierają się wszyscy bohaterowie co oznacza jakieś dzikie ilości sił zbrojnych, które ogólnie dużo strzelają, powracają Autoboty, które wszystkie pozbawione są charakteru, przylatuje nawet latynoskie dziewczę lat 14 natomiast jakoś nikt nie pomyślał by zapakować na pokład Dinoboty bo przecież jak się walczy ze złymi wrednymi Transformersami z kosmosu to po co komu te wielkie ziejące ogniem roboty. Totalnie niepotrzebne. Choć może to wielki hołdy dla filmu animowanego z 1986 roku gdzie wprowadzenie Grimlocka na pokład wahadłowca było problemem. Tak to będziemy interpretować – jako mrugnięcie do fanów. Bo przecież to nie film dla krytyków tylko dla fanów. Jednocześnie pojawienie się postaci z początku filmu budzi o tyle pewne zaskoczenie, że już o nich zapomnieliśmy, a postacie te też wydają się dość zaskoczone tym, że zostały teleportowane dwie godziny (a może pięć – ten film trwa dłużej niż żyją niektóre motyle) do przodu.
Skoro już wszyscy są razem to czas się bić. Tak wiec jest mnóstwo strzelania i biegania i krzyczenia a ponieważ wszystko jest w różnych odcieniach szarości – ludzie, roboty, kawałek planety. Trudno więc zrozumieć, kto, kogo, gdzie i dlaczego stara się wybuchnąć. Ale coś wybucha więc jest dobrze (albo źle to zależy po stronie których szarych robotów jesteście). Gdzieś daleko siedzi sobie naukowiec i prosi żeby może jednak zaufać fizyce a nie brodzie Merlina, ale okazuje się, że jednak w uniwersum Michaela Baya fizyka jest przeciwko naukowcom. I nie wychodzi. Bo jednak jak coś nie wybucha i nie można dać komuś po pysku to nie to samo. Więc mamy taką scenę w której naukowiec siedzi i niemal płacze, bo on miał nadzieję, że będzie lepszy do tego naukowca z Godzilli którego nikt nie słucha i raz wygra on i fizyka a nie mordobicie. Niestety to nie ten film drogi naukowcu ale i tak podziwiamy cię że próbowałeś. Na pewno dostaniesz jakiś grant albo przynajmniej miejsce w następnym filmie gdzie znów z przerażeniem będziesz mógł spojrzeć na monitor w swojej pracownik i krzyknąć że jakaś obca planeta się zbliża. Wszyscy którzy idą na astrofizykę marzą o tym momencie swojej kariery. Nie kłamcie że jest inaczej (podobnie jak wszyscy ludzie w NASA są tam tylko po to by powiedzieć nam, że jakiś statek wyszedł z przestrzeni kosmicznej za księżycem).
Ostatecznie film kończy się tym, że ktoś nam zaparkował nielegalnie Cybertrona na podwórku. Mandatu nie wystawimy, ale może być problem potem jak będziemy się wycofywać bo ktoś nas zastawił. A i w ogóle Ziemia to Unicron. I tu zwierz doszedł do wniosku, że ten film co go właśnie widział to może był taki trochę remake tych wspominanych kochanych Transformersów z 1986 tylko, że Bay ich nie widział, tylko poznał człowieka który mu powiedział, że zna człowieka który mu powiedział że ktoś kiedyś widział taki film. I z tego głuchego telefonu wyszły Transformersy 5 gdzie są jakieś podobne nazwy ale w sumie zgadza się tylko to że Grimlocka trudno załadować na transporter.
Przy czym żeby było jasne ten film nie jest szczególnie spójny i czasem siedzi się na widowni tą czternastą godzinę patrząc jak coś wybucha i w sumie człowiek już nie wie na co patrzy i dlaczego to wybucha, ale skoro wybucha to tak zwyczajnie musiało być. I człowiek się z tym godzi bo cóż mój przyjdzie, przecież jak spędził już dwa dni w kinie to nie trzaśnie drzwiami i nie wyjdzie. Zwłaszcza że rzeczywiście jest tu szalony postęp bo istotnie jest trochę transformacji więc czasem jakieś szybkie autko śmignie po ekranie choć nadal trudno zrozumieć dlaczego ktokolwiek uznał że uwodzicielski względem ziemskich kobiet mówiący z francuskim akcentem Transformers wybrał sobie jako samochód w który się zmienia Lamborghini. Chyba że ktoś uznał że Europa to Europa a z Włoch do Francji daleko. Albo ponownie to jest nawiązanie do faktu, że Lancelot był francuzem więc wśród rycerzy robotów i wszystkich po stronie dobra powinien się znaleźć jeden człowiek mówiący z francuskim akcentem. Ha! Mam was!
Kiedy wychodząc z kina potykacie się o czaszki tych którzy umarli kiedy wy oglądaliście czwarty rok filmu i przestępujecie nad świeżymi truchłami badaczy Legendy Arturiańskiej i co wrażliwszych krytyków możecie się poczuć zwycięzcami. Już wiecie, że nie wybuchliście, nie zasnęliście, nie zostaliście przygnieceni przez wielką planetę. Wiecie że jesteście w tym elitarnym gronie ludzi którzy będą mogli opowiadać wnukom, że byli na seansie Transformersów 5 na którym wybuchały ostatnie szczątki fabuły. Będziecie mogli się chwalić, że znacie miejsce, datę i godzinę gdzie Michael Bay po raz ostatni wybuchnął kamień w środku średniowiecza. Tak moi drodzy jesteście zwycięzcami. Dożyliście końca seansu. Jak to nie jest osiągnięcia to ja nie wiem co. I co teraz? Można się zastanawiać czy nie potrzebny jest jakiś fundusz na rzecz Anthony Hopkinsa żeby mógł się utrzymywać z tych ról w których nie musi robić za pana ekspozycję, może należałoby zrobić w ogóle jakąś ściep bo jak Anthony też ma zamek jak Jeremy Irons to kasa się jeszcze kilka razy przyda. Poza tym jednak należy założyć fundusz im. Wybuchających kamieni który sprawi, że Michael Bay spokojnie uda się na spokojną emeryturę w fabryce fajerwerków gdzie każdy wybuch to radość. No i kochani widzimy się na Transformersach 6. Powrót ojca. Koniec cywilizacji.
ps: Autentycznie i całkowicie szczerze – ten film jest lepszy od poprzedniego. Co jednak daje nadzieje, że jeszcze jakieś piętnaście odsłon serii i dostaniemy znośny film.
ps2: To nie jest recenzja. Recenzować filmu mi się nie chce. Brak odpowiedzi na zadane we wstępie pytanie ma oddać frustracje widza który próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie czy te Transformersy naprawdę mają fabułę.