Ponoć rocznice powinno się świętować wtedy kiedy wypadają. Problem polega na tym, że zwierz ma skłonność do wyrzucania z głowy dat i zastępowania ich datami produkcji filmów. Dlatego, już trzeci rok z rzędu zapomniał że upłynęła rocznica założenia bloga. Tym razem szósta. Sześć lat i 11 dni pisania.
Ilustracją do dzisiejszego wpisu zwierza będzie coś co wywołało – jakby to ładnie ująć – szok i niedowierzanie – czyli przygotowana przez czytelników zwierza książka zwierająca wybrane wpisy z bloga
Zwierz nie napisałby pewnie tego wpisu gdyby nie Agnieszka Tatera z bloga Książkowo która właśnie wczoraj zaczęła się zastanawiać nad tym jak wyglądałoby jej życie gdyby nie założyła bloga. Zwierz uznał, że to idealny pomysł na wpis – około urodzinowy. A że urodziny są szóste to i zwierz wybrał sześć rzeczy, których pewnie by w jego życiu nie było gdyby nie blog. Rzeczy których nigdy by się nie spodziewał.
Data jest, miejsce wydania jest (uściski dla Krakowa) i jeszcze ogon szczurka też jest
Po pierwsze zwierz nie miałby przyjaciół. Serio to nie jest żart czy kurtuazja. Obecna grupa ludzi, których zwierz uznaje za przyjaciół (takich prawdziwych do których dzwonisz w środku nocy kiedy naprawdę potrzebujesz pomocy) nigdy by nie pojawiła się w życiu zwierza gdyby nie blog. To jest coś co zawsze sprawia, że zwierz zatrzymuje się na chwilkę w swoim codziennym życiu i szczerze dziękuje niebiosom za to, że te sześć lat temu – będąc w samym środku studiów, wpadł na pomysł założenia bloga. Blog bardziej niż cokolwiek innego w życiu zwierza dał mu możliwość kontaktu z osobami, które inaczej pewnie by minął – to ludzie z którymi zwierz nigdy nie znalazłby się w jednej klasie, w jednej grupie na studiach, pewnie nie mielibyśmy wspólnych znajomych. Zwierz nigdy się nie spodziewał, że będzie go kiedyś w życiu otaczać grupa dobrych, życzliwych ludzi z którymi może się cieszyć radościami i smutkami dnia codziennego. I na pewno nie przypuszczał, że taki będzie skutek założenia bloga. Nie wierzę w znajomości internetowe. Wierzę w przyjaźnie które mogą się zacząć w najbardziej niespodziewanych miejscach. Czasem w komentarzach na blogu. I czasem to się nawet zwierz trochę szczypie. Bo wiecie, tyle jest możliwości by minąć się w życiu z ludźmi, którzy nas zrozumieją i uczynią nasze życie lepszym. A zwierz byl takim szczęściarzem, że się nie minął.
Podrozdział o Fandomie ma jedyną sluszną ilustrację
Po drugie zwierz nie miałby tylu znajomych. Obok przyjaciół do których można dzwonić po nocy są znajomi. W tym momencie rozsiani po całym kraju, żeby nie powiedzieć po całym świecie. Czasem przesyłają listy wypełnione żelkami i pozdrowieniami, czasem wylewnie zapraszają do siebie, czasem chcą po prostu wyskoczyć na piwo. Przede wszystkim są jednak odpowiedzialni za całą masę ciekawych i dziwnych rozmów jakie prowadzi się na facebooku z ludźmi których może się nigdy w życiu nie widziało (albo widziało ledwie kilka razy) ale koniecznie, koniecznie trzeba się z nimi wymienić fajnymi linkami, przemyśleniami i poglądami. Ponownie ich pojawienie się w życiu zwierza jest związane z blogiem – to osoby, których bym pewnie nigdy nie poznała. A tak mogę z nimi rozmawiać, kłócić się i obiecać że jak tylko będzie ładna pogoda to na pewno na pewno do nich przyjadę. Zresztą ci znajomi sprawiają, że czasem zwierz nie musi się przejmować o wpisy na blogu – to rozmowy z nimi, czy obserwowanie cudzych fascynacji sprawia, że znajdowanie inspiracji do codziennych wpisów nie jest szczególnie trudne. Poza tym troszkę przywracają oni wiarę w ludzkość bo to zaskakująco fajni i porządni ludzie. Choć niektórzy prowadzą blogi.
Książka ma prawdziwy, żywy spis treści. JEJ
Po trzecie zwierz nie miałby w sobie tyle radości życia. Wiecie co jakby tak spojrzeć z boku to życie zwierza bez bloga nie byłoby jakieś takie super różowe. Nie smutne ale powiedzmy sobie szczerze – pozbawione pewnego elementu pozytywnego zaskoczenia jaki wnosi posiadanie bloga. Jeśli myślicie, że wizyta w telewizji czy w radio jest dla zwierza atrakcyjna ze względu na popularność to się mylicie. Przede wszystkim zwierz czuje się wtedy jakby zbierał doświadczenia do wielkiego zbioru doświadczeń, który potem czasem sobie ogląda z zadowoleniem konstatując że może nie marnuje swojego życia. Ludzie często mówią, że nie robią nic nowego, że nic im się nie przydarza. Tymczasem zwierz ma wrażenie, że dzięki blogowi ciągle mu się coś przydarza. Chociażby wczoraj wyciągając ze skrzynki listy wyciągnął swoje wpisy opublikowane w formie książki. Ilu osobom to się przydarzyło? Jak można się nie uśmiechnąć kiedy dzieją się takie rzeczy. Blog codziennie stwarza się na nowo z każdym napisanym przez zwierza wpisem, ta wizja że codziennie zwierz ma szansę napisać coś ciekawego, coś co się spodoba, co będzie się dobrze czytało – sprawia, że właściwie nie ma chwili na moment nudy. Miesiąc temu nie miał zwierz zielonego pojęcia o tym jak się nagrywa podcast i jak w ogóle powinno to wyglądać. Teraz ma podcast i nagrał już (ok nie sam) pięć odcinków. A co będzie zwierz robił jutro? Montował vloga? Robił korektę książki? Prowadził wykład? Kto wie. Ale właśnie to jest tak cudownie ekscytujące.
Dobór cytatów na ostatnią okładkę wydaje się być odrobinę tendencyjny, zwłaszcza ten ostatni :)
Po czwarte nadal zwierz żył by w świecie niezrealizowanych marzeń – zwierz doskonale pamięta jak miał kilkanaście lat i po długim namyśle stwierdziłby że chciałby zostać recenzentem filmowym. Serio, mając 13-14 lat mniej więcej tak widziałam swoją przyszłość. Blog założył zwierz z przekonaniem, że ponieważ i tak nikt nigdy go w takim charakterze nie zatrudni to musi mówić, mówić i jeszcze raz mówić o wszystkim co go interesuje, bawi i rusza. Zwierz nigdy nie robił niczego z wyrachowania, nie szukał propozycji zatrudnienia czy nawet szczególnie nie szukał zysku. Przez te sześć lat mówienia mogę teraz rozejrzeć się wokół siebie i z dość sporym zaskoczeniem skonstatować, że właściwie piszę prawie profesjonalnie. Ktoś czyta moje teksty, ktoś za nie płaci. Czasem pojawiają się w druku – to zabawne, ile by się nie wydrukowało, własne nazwisko w druku zawsze bawi i budzi poczucie dumy. I co z tego, że zwierz nigdy nie spodziewał się, że będzie miał felieton w czasopiśmie hippicznym, albo że nigdy mu nie przyszło do głowy, że jego tekst będzie wpisał w najbardziej wyeksponowanym miejscu Onetu. Najważniejsze jest to, że blog wniósł do mojego życia codzienne pisanie, na tematy które mnie interesują, a teraz po sześciu latach ktoś mi za to płaci. Serio czy może być coś lepszego.
Widzicie! Przecinki, pogrubienia, interpunkcja, numeracja stron. No jak w książce!
Po piąte zwierz pewnie by tyle nie podróżował. Marzec – zaczyna się zwierz powoli ruszać z zimowego leża. Zaraz zrobi się cieplej i trzeba będzie ruszyć w Polskę. Na spotkania, na konwenty, na konferencje. Niemal każdy weekend w innej części kraju. Szalone wyprawy z Katowic do Gdańska, Toruń, Poznań, Kraków, Olsztyn – niemal co tydzień inne miasto, inni ludzie, inne wydarzenie. No i Londyn – odwiedzany ze znajomymi i z wizytą u znajomych. Londyn który w ogóle stał się w ostatnich latach kolejnym miastem Polski skoro wszyscy tam jeżdżą, chodzą do teatrów i właściwie nie są dalej niż czytelnicy z Wrocławia. Zwierz musi wam powiedzieć, że ilekroć jest w jakiejś miejscowości, w hotelu to zawsze zatrzymuje się na kilka minut i przypomina sobie, że znalazł się w tym miejscu tylko dzięki pisaniu. Wiecie dla kogoś komu pisanie przychodzi stosunkowo prosto wizja, że można dzięki własnemu blogowi zwiedzić pół Polski a przy okazji załapać się na kawałek świata jest jak czysta fantastyka. Do dziś zwierz po prostu czasem musi usiąść i sobie przypomnieć, że naprawdę był w Londynie na premierze Sherlocka i nie wymagało to od niego większego wysiłku niż pisanie. Ponownie – biorąc pod uwagę jak zwierz kocha podróżować i jeździć po kraju i zagranicy – to chyba jedna z najlepszych rzeczy jaka mu się w związku z blogiem przytrafiła. Zwłaszcza, że tak strasznie trudno się zmobilizować by ruszyć w trasę. Chyba, że gdzieś tam czeka konwent i prelekcja i ludzie z torbą żelków.
Podróże są tak ważne, że jest o nich osobny rozdział w książce!
Po szóste zwierz wie, że to zabrzmi strasznie ale chyba nie byłby szczęśliwy. Widzicie jeśli się nad tym zastanowić to szczęście w życiu daje realizowanie swojej pasji, otaczanie się ludźmi, których można obdarzyć uczuciem czy przyjaźnią i takie ustawienie się w życiu że starcza jeszcze trochę czasu na zabawę. Bez tego trudno być tak naprawdę szczęśliwym, choć wiele osób daje radę łączyć to wszystko niekoniecznie zakładając blogi, Czasem ktoś pyta zwierza skąd czas na pisanie i układanie wpisów w głowie codziennie. No ale właśnie – w tym cała tajemnica – wszystko inne może być ciężką i wymagającą pracą, ale coś co rodzi się z pasji i codziennie daje powód by móc pod koniec dnia uznać, że jednak może nie pozwala się życiu przepływać przez palce , zawsze da się wcisnąć w te 24 godziny. Oczywiście, zwierz nie może was zapewnić, że nie mając bloga siedziałby w czterech ścianach i smutał. Pewnie nie, w końcu zwierz jest raczej aktywną jednostką. Ale jednak blog to jest coś co tak cudownie należy do mnie. Tylko do mnie. Od tej pierwszej notki kiedy nie miałam zielonego pojęcia co będzie dalej do dziś kiedy nadal nie ma zwierz zielonego pojęcia co będzie dalej, ale wierzy że będzie dobrze. No a to ponownie – coś raczej bezcennego.
Od Dziś zwierz legitymuje się swoją książką
Zwierz wie, że powinien gdzieś na tej liście dopisać jeszcze jakiś podpunkt o tym, że to dziwne kiedy ktoś mówi, że liczy się z naszym zdaniem, kiedy raz na jakiś czas ktoś nas rozpozna, czy potraktuje jako autorytet. Ale prawda jest taka, że kiedy siedzi się codziennie w mieszkaniu przed komputerem te rzeczy wydają się raczej zabawne i surrealistyczne – taki kompletnie nie pasujący dodatek do zupełnie zwykłej codzienności. Zwierz ma ciche podejrzenie, że wielu blogerów napisałoby wam podobnie. Że jasne lajki na facebooku są miłe, że bycie „internetowym fejmem” bywa zabawne (zwierzowi do tego daleko ale czasem go kojarzą), ale tak naprawdę nic nie pobije tej czystej radości z robienia czegoś samemu. A właściwie nie do końca samemu, bo przecież są jeszcze czytelnicy. Ja piszę wpis, wy dodajecie komentarze – blog to jedno i drugie, więc zostawiając komentarz możecie potem mówić na dzielni że też trochę pisaliście zwierza. Sześć lat. Ponad 2000 wpisów. Nawet nie liczmy stron. Powiedzmy sobie krótko. Zupełnie zwierzowi odbiło. Ale gdybyście wiedzieli jak mu z tym strasznie dobrze.
A na koniec jeszcze osobiste pozdrowienia od zwierza
Ps: Zwierz wie, że część z was może się zastanawiać dlaczego dziś zwierz nie napisał o Pratchettcie – zwierz pisał o nim już wczoraj popołudniu.
Ps2: Zwierz wie, że może zajść pewna konfuzja więc tłumaczy – to co widzicie to książka o której istnieniu zwierz nie wiedział, a dwa dni temu sam z siebie skończył pisać powieść. No jak nic rynek wydawniczy wyciąga po zwierza łapę.