Hej
Jest takie amerykańskie określenie jak „Leading man”. Mimo licznych możliwych tłumaczeń trudno oddać w języku polskim to określenie. Oznacza bowiem nie tyle aktora pierwszoplanowego co raczej takiego, który jest naturalną siłą ciągnącą film czy też taką osobowością, która przyciąga do filmu widzów. To tacy aktorzy, których nie definiuje rodzaj wybieranych przez nich ról, czy nawet poziom aktorstwa jaki reprezentują ale właśnie ta siła którą prezentują na ekranie i poza nim. Tego typu określenie da się wyjaśnić jedynie poprzez przykład. I zwierz doszedł niedawno do wniosku, że przykład Brada Pitta będzie jednym z najlepszych jaki może znaleźć. Poza tym, że zupełnie do definicji nie pasujący. Jak to często z dobrymi przykładami bywa.
Nie ma lepszego powitania do wpisu w którym mówimy o karierze Brada Pitta
Nie tak dawno znajoma zwierza zmusiła go (po obejrzeniu Furii której zwierz jeszcze nie widział) do przyjrzenia się bliżej filmografii Pitta. Zmusiła to może duże słowo, po prostu zwierz zaczął się zastanawiać jak właściwie miałby aktora zakwalifikować. I tak przyglądając się jego karierze zwierz odkrył, że nie ma tu – dość paradoksalnie prostego klucza. Dlaczego paradoksalnie? Spójrzmy na Brada Pitta (nie jest to zadanie trudne ani nieprzyjemna) – niebieskooki blondyn, z szerokim uśmiechem i idealnie zarysowaną szczęką. Nie za niski, nie za wysoki, nie nadmiernie umięśniony ani cherlawy. Za to ze spojrzeniem, które każe sądzić że cały świat mu sprzyja. Tacy aktorzy zdarzają się co pokolenie- naturalnym poprzednikiem Pitta był Robert Redford który miał podobną ekranową prezencję. Zresztą nie jest to porównanie przypadkowe biorąc pod uwagę, że Panowie grali razem zaś Pitt zaczął właściwą karierę w występie w Rzece Życia w reżyserii Redforda. To ten typ aktora który może mieć świat u swoich stóp, do którego bohaterów lgną kobiety, dzieci i zwierzęta domowe. A jednocześnie nie ma w tej urodzie nic egzotycznego – to nie jest jeden z tych aktorskich typów gdzie musisz tłumaczyć znajomym, że w innym kolorze włosów i fioletowej koszuli będzie naprawdę przystojny. Taka uroda predestynuje do grania pewnego określonego typu postaci. Pierwszoplanowych, prawych bohaterów, którzy co chwila muszą się wykąpać w jakimś jeziorze.
To nie chodzi o to, że Brad pitt jest przystojny tylko, że spełnia pewne założenia odnośnie tego jak przystojny aktor powinien wyglądać
Rzeczywiście były w karierze Brada Pitta momenty kiedy wydawało się, że jego kariera pójdzie w tą stronę. Kiedy pojawił się w Thelmie i Louise był przykładem na to, że w filmie także mężczyzna może być pokazany przedmiotowo – choć to ciekawe, bo zdaniem zwierza uroda Pitta jest w tym filmie przede wszystkim ostrzeżeniem dla widza. nie należy ufać ludziom tak ładnym. Potem po kilku mniej lub bardziej udanych występach. Nastąpiły po sobie dwie role, które sprawiały wrażenie, ze Pitt pragnie się zakopać w bardzo specyficznej szufladce. W Wywiadzie z Wampirem cierpiał przez wieki, był moralnym i emocjonalnym wampirem i odgarniał co chwilę swoje długie blond włosy. W Wichrach Namiętności, na przemian jeździł konno, stał malowniczo na tle wyżyn i wzgórz no i oczywiście obowiązkowo cierpiał – co jest jasne kiedy bohater ma na imię Tristan. Tego typu role są wymarzone dla aktora – niezależnie od tego czy dobrze czy źle gra – widzowie na całym świecie kochają bohaterów pięknych a cierpiących, odważnych a emocjonalnych. Można spędzić całą karierę grając tylko w takich produkcjach. Zresztą kilka lat później Pitt powrócił do tego typu roli grając w Meet Joe Black, gdzie właściwie jego głównym zadaniem było chodzić z niewinną miną po planie i pięknie się prezentować. Problem w tym, że im więcej takich filmów pojawia się w aktorskim CV tym trudniej przekonać krytyków, że ma się w zanadrzu coś więcej niż smutne spojrzenie w dal.
Przystojny, uroczy i obowiązkowo w kapeluszu – nikt dużo więcej od aktora nie chciał.
Kiedy widzowie przyzwyczaili się do myśli, że Brad Pitt będzie aktorem przede wszystkim pięknie wyglądającym na tle różnych okoliczności przyrody Pitt skręcił kierownicą swojej kariery. W Seven grał bohatera, któremu widz kibicuje aż do ostatniej chwili (zresztą jedna z najlepszych scen w karierze Pitta) jednocześnie zdając sobie sprawę, że to o przecież o pewną niewinność duszy bohatera toczy się tu gra. Jednak to co Pitt pokazał w Siedem było niczym wobec zaskoczenia jakim był występ Pitta w Dwunastu Małpach. Widzicie jeśli oglądaliście wczesne występy aktora (możecie je sobie w większości spokojnie darować) to jedno staje się pewne. Bardzo długo świat nie mógł mówić że Brad Pitt to dobry aktor. Zły też nie – raczej dość przerażająco nijaki. Zresztą do dziś zdarzają mu się takie role. W Dwunastu Małpach Pitt całkowicie uwolnił się od tej wizji przystojnego aktora od ról pierwszoplanowych. Jego szalony bohater, ekologiczny terrorysta, postać przedziwna nawet w tym dziwnym wykreowanym przez Gilliama świecie – część krytyków nie mogła uwierzyć, że Pitt umie grać, druga że zdecydował się na rolę tak bardzo wbrew swojemu wizerunkowi. Przy czym dla części widzów był to też moment uświadomienia sobie (z pewną frustracją), że gdyby nie uroda aktora pierwszego planu (Hollywood jest bezwzględne – ładni zawsze stoją w pierwszym szeregu) to może Pitt rozkwitłby jako dobrym aktor od mniejszych ról i epizodów. Gdy spojrzymy na rolę aktora w Fight Club to dostrzeżemy że Tyler Durden jest w tym filmie połączeniem dwóch tropów z dotychczasowej kariery Pitta. Z jednej strony Tyler Durden to anarchista, którego szaleństwo przywodzi czasem na myśl to które widzimy w oczach bohatera 12 Małp. Z drugiej – to przecież uosobienie męskich marzeń o pewnym – wzorcu męskości. Pewny siebie, antysystemowy, umiejący przywalić, a jednocześnie – naturalny przywódca, niesamowity kochanek, facet który niczym się nie przejmuje. Widać jak Pitt pięknie gra w swojej roli wszystkimi schematami ze wcześniejszych „romantycznych występów” jednocześnie z niesamowitą swobodą przekraczając granice, których wielu pierwszoplanowych aktorów nawet by nie dotknęło. Zresztą jeśli chcecie zobaczyć wściekłego Brada Pitta posłuchajcie komentarza do filmu gdzie w bardzo ostrych słowach wypowiada się o prezenterce porannego Talk Show Rosie O’Donnell która zdradziła w swoim programie zakończenie filmu. Przy czym ponownie prasa była zaskoczona, że Pitt nie gra bohatera szlachetnego, czy reprezentującego wyższe wartości. Co oczywiście ponownie wynika z pewnych nieprawdziwych założeń dotyczących kariery aktora. Bo Pitt nigdy nie był specjalistą od grania ludzi prawych – jasne miał na koncie kilka takich ról, ale miał też Kalifornię gdzie zagrał seryjnego mordercę.
Tyler Durden to jest spełnienie pewnych fantazji grany przez aktora wykreowanego na fantazję
Co ciekawe od tego czasu kariera Pitta układała się przez kilka lat dość przedziwnie. Zawsze chwalono go za występy nie w tych filmach, w których można było się spodziewać. Rola bełkoczącego cygańskiego boksera w Przekręcie jest przez wielu uważana za doskonałą. Zwłaszcza, że Pitt pokazał w niej coś co potem stanie się paradoksalnie pewną regułą w jego karierze – że znakomicie (jeśli nie najlepiej) sprawdza się na drugim planie. Nie znaczy to, że odgrywa w filmie małą rolę, ale naprawdę błyszczy kiedy teoretycznie ciężar filmu nie spoczywa na jego barkach. Co warto zresztą dodać – przy tym filmie zaczęto głośniej niż wcześniej mówić o olbrzymim talencie komediowym Pitta. Co ciekawe kiedy postanowiono tą komiczną stronę talentu Pitta spieniężyć – obsadzając go w filmie z Julią Roberts, wyszedł koszmarek. Jeśli widzieliście The Mexican to wiecie, że jest to jeden z najbardziej uciążliwych – teoretycznie romantycznych filmów, jakie można znaleźć. Co ciekawe niedługo potem Pitt wystąpił w jednym odcinku Przyjaciół (grał chłopaka który nienawidził Rachel za to, że prześladowała go w szkole) – w odcinku jest doskonały – lepszy niż wiele gwiazd które pojawiły się tylko na chwilkę. I ponownie znaczna część występów komediowych Pitta bawi bo jest oparta na najprostszym kontraście – albo pomiędzy zachowaniem a wyglądem bohatera albo pomiędzy oczekiwaniami widzów względem aktora a tego co prezentuje na ekranie (widzowie wciąż spodziewają się Pitta raczej w roli poważnej niż czysto komediowej). Warto jednak zauważyć, że to ciekawy moment kiedy uroda może zaszkodzić aktorowi. Komik może być przystojny ale kiedy wygląda się tak jak Brad Pitt pierwszoplanowych ról czystko komediowych się po prostu nie dostaje.
Pytanie – czy Pitt nie zrobiłby większej kariery jako aktor komediowy gdyby tak dobrze nie wyglądał
Kolekcjonując aktorów do Ocean’s Eleven Steven Soderbergh stworzył być może jeden z najlepszych w ostatnich latach aktorskich duetów na ekranie. Chodzi oczywiście o Clooneya i Pitta – dwóch przystojnych aktorów, przeznaczonych do ról pierwszoplanowych, którzy choć dzielą ekran z całymi zastępami aktorów i aktorek najlepiej wydają w duecie (zwłaszcza jedna improwizowana scena z drugiej odsłowny przygód grupy złodziei jest przezabawna). Dlaczego? Po pierwsze obaj dostali doskonałą przestrzeń by śmiać się z tego jak są postrzegani (doskonała scena w pierwszym filmie gdzie widzimy bohatera granego przez Pitta który uczy grać w pokera „sławnych aktorów”). Po drugie – doskonale pokazują jak dobrze może się czuć w filmie aktor pierwszoplanowy kiedy właściwie aktora pierwszoplanowego nie ma (jest bohater zbiorowy). Do tego panowie po prostu się zaprzyjaźnili (Pitt wystąpił w malutkiej rólce w debiucie reżyserskim Clooneya). Zresztą to ciekawy moment w karierze Brada Pitta – z jednej strony postrzegany jako jedno z największych nazwisk Hollywood – uosobienie takiego typowego aktora z Hollywood, z drugiej Pitt który nie miał od lat na koncie takiego klasycznego występu w pierwszoplanowej roli w takim porządnym filmie. Przez porządny film zwierz rozumie produkcję dużego studio filmowego, którego tematyka w jest na tyle poważna by film budził zainteresowanie krytyków, ale realizacja na tyle przystępna by można było liczyć na sporą widownię. Oczywiście wystąpił w Siedem Lat w Tybecie gdzie wyglądał jak ilustracja do hasła „Aryjczyk” z niemieckiej encyklopedii z lat 30, ale film tak właściwie przyniósł mu tylko zakaz wstępu do Chin. Sama produkcja przeszła zaś zaskakująco bez echa zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę zainteresowanie towarzyszące samemu procesowi produkcji. Innymi słowy jako aktor Pitt był powszechnie rozpoznawany i kochany ale od dawna właściwie najwięcej pochwał dostawał za to, ze gra inaczej niż ludzie się spodziewają.
To zawsze jest ciekawe kiedy uda się znaleźć na ekranie taką idealnie dopasowaną parę aktorską (to gif Brad naprawdę mruga)
Być może dlatego kolejną dekadę swoich występów Pitt rozpoczął jako Achilles. Taka rola właściwie daje aktorowi wszystko czego może chcieć. Troja choć planowana jako wielkie widowisko miała też być produkcją z ambicjami odtworzenia wydarzeń znanych z Iliady minus interwencje boskie. To z kolei dawało filmowi posmak produkcji nieco historycznej – co zawsze w Hollywood nobilituje film, nawet jeśli ma się okazać marny. Oczywiście rola Achillesa oznacza, że produkcja musi się toczyć wokół jednego aktora, ten zaś musi prezentować tężyznę która pozwoli uwierzyć, że w historii mógł się zapisać jako postać nie tylko dumna i butna ale i niezwyciężona. I rzeczywiście Pitt przechadzał się po filmie wyglądając jak marzenie, z muskulaturą która każe rozglądać się za jakimś kawałkiem marmuru, oraz obowiązkowo strapioną miną. Gdyby mierzyć wybory aktorskie Pitta długością włosów to jego Achillesowi zdecydowanie bliżej umęczonym bohaterom których grywał w latach 90 niż późniejszym postaciom. Jednocześnie to jeden z nielicznych przypadków kiedy percepcja Pitta jako aktora doskonale zgrywa się z jego bohaterem. Pitt prezentowany przez lata jako człowiek o idealnie aktorskiej urodzie dostał do zagrania bohatera który ma stanowić pewien wzór człowieka – oczywiście pod względem wyglądu. Można się kłócić czy Pitt się w tej roli sprawdził czy nie ale rzeczywiście wybranie go na Achillesa wydawało się trochę oczywiste.
Achilles to nie tyle gra z wizerunkiem publicznym co raczej świadome go wykorzystanie
Co ciekawe – niedługo potem zaczęto po raz pierwszy mówić o tym, że aktor nie jest już taki piękny i młody jak to drzewiej bywało. Przede wszystkim zwrócono na to uwagę w filmie Babel. Co ciekawe – mimo, ze Pitt właściwie nigdy nie zadeklarował się jednoznacznie jako aktor kina wysokobudżetowego zwracano też uwagę na to, że nie spodziewano się po nim iż zagra wielowątkowym dramacie w reżyserii Alejandro Inarritu. To jest pewien paradoks – aktor który potrafił w jednym roku pojawić się w Trzynastce Oceana i właściwie niszowym filmie The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford, zawsze był uważany za aktora jednoznacznie związanego z kinem rozrywkowym i wielkim Hollywood. Tymczasem to jest taka typowa kariera, gdzie duża popularna rola płaci za jakąś decyzję artystyczną. Tylko, że znów – wydaje się, że zdaniem wielu krytyków – Pitt nawet w małym filmie był przede wszystkim emanacją wielkiego Hollywood w świecie niezależnych produkcji. Tak jakby najpierw był gwiazdą filmową a dopiero potem aktorem. To przekonanie trwa do dziś podczas gdy Pitt właściwie odsuwał się w ostatnich latach co raz bardziej od centrum Hollywood. Oczywiście jego występ w ciekawym przypadku Benjamina Buttona można uznać, za taką typową rolę, za którą aktor może liczyć na Oscara. Przy czym zdaniem zwierza film sprowadził trochę Pitta na manowce. Z jednej strony granie bohatera który starzeje się w odwrotnym tempie dało Pittowi możliwość uwolnienia się od grania przystojnego bohatera pierwszego planu z drugiej – wysiłek aktorski nie został nagrodzony dobrym scenariuszem. Benjamin Button to film, który bardzo dokładnie opowiada nam życie niezbyt ciekawego człowieka. Jednak od tamtego czasu Pitt dość jasno dryfował w kierunku kina autorskiego – oczywiście, kiedy mówi „Bonjorno” w Bękartach Wojny wszyscy się uśmiechają (a kiedy wzywa do zabijania nazistów to klaszczą w ręce) ale Tarantino – wbrew temu co może się wydawać – nie należy do głównego nurtu produkcji Hollywoodzkich. Podobnie jak nie należy do niego Terrence Malick, u którego Pitt zagrał w Drzewie Życia, Andrew Dominick (Pitt pojawił się w jego filmie Killing Them Softly) czy Steven McQuenn reżyser Zniewolonego. Jednocześnie jak na dłoni widać że w ostatnich latach najlepiej Pitt prezentował się tam gdzie mógł albo zaprezentować swój talent komiczny (Tajne przez Poufne – rola trenera kretyna to jedna z lepszych ról w jego komediowej karierze) albo tam gdzie mógł błyszczeć na drugim planie (doskonała rola w skądinąd dość niepokojąco średnim Adwokacie Ridleya Scotta).
Zwierz ceni aktorów których zdaje się interesować przede wszystkim praca z ciekawymi reżyserami
Oczywiście nie można zapominać, że do pewnego stopnia karierą Pitta rządzi fakt, że od lat posiada on własną firmę producencką. Jeśli w Hollywood chce się być jednocześnie producentem i aktorem to trzeba wykorzystywać własną sławę. Pitt ma swojej pod dostatkiem – i dlatego między innymi to o jego rolę opiera się zrealizowana (bardzo marna) adaptacja Wojny Zombie i dlatego pojawia się on na drugim planie w Zaginionym. Zresztą Pitt dołączył dzięki swojej firmie producenckiej do szerokiego grona aktorów, którzy mogą sobie postawić na półce Oscara którego nie dostali za aktorstwo. To takie boczne drzwi, które jednak wydają się w przypadku Pitta jedynymi przez które prześlizgnie się Oscar. Dlaczego? Wydaje się, że jeśli Akademia nie zdecyduje się kiedyś przyznać Pittowi Oscara za jego role o zabarwieniu komediowym czy role drugoplanowe to aktor nigdy nie dostanie statuetki za bycie po prostu idealnym bohaterem z pierwszego planu (może dostanie za to nominację ale nie nagrodę). Najbliżej w ostatnich latach zdobycia Oscara był gdy nominowano go za rolę w Moneyball (filmie który też wyprodukował jego Plan B) ale właściwie od początku było wiadomo, że nie ma szans na statuetkę. Przy czym mimo tak zróżnicowanej kariery trudno jednoznacznie określić jakim aktorem jest Pitt. Bo powiedzmy sobie szczerze – nigdy nie był aktorem kina akcji (na pewno nie pierwszoplanowym), jego role dramatyczne są dobre, ale ze skłonnościami do szarżowania i opierania całego występu na malowniczym patrzeniu w dal. Pitt potrafi być niesłychanie zabawny, ale nie wtedy, kiedy jest na pierwszym planie. Jest doskonałym aktorem drugoplanowym ale nigdy nie będzie aktorem charakterystycznym. Po jego wyborach widać, że ma ambicje ale widać też że w wielu produkcjach wystąpił chyba nawet nie zajrzawszy do scenariusza. Nie jest mordercą box office ale też od dawna nie grał w jakimś wielkim filmie który miał przynieść miliardy zysków. Nie ma też Pitt żadnych niesamowitych środków aktorskich – patrząc na jego filmografię można co prawda stwierdzić, że przez lata doskonale się rozwinął jako aktor, ale czy kiedykolwiek był w swojej grze wybitny? Oczywiście zdarzyły mu się sceny czy nawet całe role które były absolutnie doskonałe, ale wciąż wiele z jego filmowych występów jest zwyczajnie poprawnych. Pitt nie ma w zanadrzu żadnych niesamowitych środków aktorskich (posiadanie przepięknych niebieskich oczu i spoglądanie nimi w dal się nie liczy – wiemy to nieuczciwe ale jednak nie) czy nawet charakterystycznej cechy łączącej jego bohaterów. Nie jest też aktorem, który tak znika w roli, że zupełnie o nim zapominamy – Furia nawet jeśli jest doskonałym filmem to wciąż produkcja gdzie Brad Pitt siedzi w czołgu – o jego obecności nigdy nie zapominamy (nie jak w przypadku np. Daniela Day Lewisa gdzie możemy nie zauważyć że widzieliśmy całą jego filmografię tak się facet zmienia). Przy czym to wszystko jest nawet do zrozumienia do momentu kiedy zdamy sobie sprawę, że Brad Pitt od dobrych dwudziestu lat jest jedną z głównych gwiazd Hollywood. Niemal pojęciem, które oznacza tych najbardziej amerykańskich ze wszystkich aktorów.
Ok Brad Przypomina zwierzowi, że czasem powinien pisać zwięźlej
I to chyba jest w karierze aktora najciekawsze. Po pierwsze ciągła gra z wizerunkiem – przy czym tylko częściowo opartym o role filmowe, w dużym stopniu jednak opartym o pewne postrzeganie aktora w życiu prywatnym czy publicznym- Pitt został uznany za typowego aktora Hollywoodzkiego na tyle dawno, że dziś trudno właściwie powiedzieć dlaczego. Po drugie – to ciągłe zaskoczenie krytyków i widowni kiedy okazuje się, że aktor chciałby zagrać w czymś nieco innym niż się spodziewano. Bo właściwie to kariera Pitta oparta jest bardziej na niespełnianiu życzeń i założeń widowni czy krytyków niż dostosowywaniu się do nich. Kiedy widzowie chcą herosa, dostają wariata, kiedy chcą wariata dostają idiotę, kiedy chcą idiotę dostają bohatera. Zwierz nie wie ile w tym przemyślanej ucieczki przed zaszufladkowaniem ile artystycznej pasji a do jakiego stopnia to po prostu dowód na to, że to nie media przypisują aktorów do określonych ról tylko oni sami grając bezpiecznie. Przy czym niewątpliwie musimy tu wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik. Pitt stał się w ostatnich latach w dużo większym stopniu bohaterem swojego życia prywatnego niż zawodowego. Przy czym tu też w jakiś sposób mamy do czynienia z historią pisaną niemalże wbrew żądaniom tłumu, bo przecież prasa tylko czekała aż romans z Angeliną Jolie okaże się sprawnym narzędziem do promocji ich filmu, zaś sama para nie dającą się lubić rozwydrzoną pierwszą parą fabryki snów. Fakt, że właściwie poza nowym zwyczajem łączenia przez prasę imion sławnych ludzi pozostających w związku nic nadzwyczajnego z całego zamieszania nie wynikło (poza ślubem i kilkorgiem dzieci) do dziś budzi wśród niektórych sporą konsternację. Przy czym trzeba zauważyć, że mamy tu ciekawy przykład na to jak działa pewien schemat działania opinii publicznej. Angelina Jolie przez lata była „tą złą” odbijającą męża dobrej i miłej lubianej przez publiczność Jennifer Aniston. Odbiło się to na jej wizerunku publicznym ale też na karierze. Z kolei sympatia do Aniston po rozstaniu sprawiła, że łatwiej jej było znaleźć większe role po zakończeniu przyjaciół. Ale na percepcję Brada Pitta jako sympatycznego człowieka, pierwszoplanowego aktora i jedną z tych gwiazd Hollywood które się bez trudu rozpoznaje cała sprawa nie wpłynęła w ogóle. Wręcz przeciwnie – jako ojciec dużej rodziny zyskał dodatkową sympatię ze strony widowni. Nie jest to co prawda tematem tej notki, ale zawsze zwierz z niedowierzaniem przygląda się jak działają takie mechanizmy.
W pewnym momencie pewnym marzeniem plotkarskiego Hollywood była wizja że Pitt staje się nieznośny
Przy czym do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden ciekawy element (zwierz wie, że wpis jest strasznie długi więc już kończy). Otóż przy tym wszystkim, Brad Pitt był przez pewien czas lansowany jako taki typowy przykład męskiej urody. Pewien punkt wyjściowy od którego co prawda są pewne wariacje ale jeśli mówi się przystojny mężczyzna ma się na myśli kogoś w typie Brada Pitta. Jeśli załapaliście się na lata 90 to właśnie w tym momencie ze sporym natężeniem Pitt występował jako uosobienie urody męskiej. Zwierz który w latach 90 był młodym dziewczęciem (ok dzieckiem był co się będziemy postarzać) doskonale to pamięta. I jest do pewnego stopnia intrygujące, że choć minęło już od lat 90 lat niemalże 25 to wciąż Pitt doskonale utrzymuje się w czołówce aktorów podstawianych pod „wzór urody męskiej”. Przy czym oczywiście aktor nie wygląda już tak jak te dwadzieścia pięć lat temu (zdaniem zwierza nadal wygląda nieprzyzwoicie dobrze) ale jakoś nie widać by Hollywood było gotowe na jednoznaczne wyrzucenie go z pewnej puli aktorów uznawanych za przystojnych. Przy czym nie jest tak, że nie ma go kim zastąpić (ot chociażby Chris Hemsworth prezentuje podobny rodzaj urody) raczej silnie odciska się tu bardzo jasno ustalony w latach 90 system gwiazd które wciąż odgrywają olbrzymią rolę w świadomości społecznej (jednak przed Internetem można było gwiazdę wylansować dużo bardziej jednoznacznie) nawet jeśli ich kariery aktorskie zupełnie się z ustalonym wtedy wizerunkiem nie zgadzają. Bo prawda jest taka, że pozycja Brada Pitta jest w pewien sposób spadkiem po latach 90. Spadkiem który aktor doskonale spożytkował. I miejmy nadzieję pożytkować będzie dalej. W końcu z tegorocznego rozdania Oscarów Pitt wyszedł ze statuetką. Zdaniem zwierza pierwszą ale nie ostatnią.
Wpis napisany po tym jak zwierz został niemal siłą zmuszony do nadrobienia sporej części filmografii Pitta
Ps: Zwierz pragnie zadedykować wpis męczącej (bo zwierz nie widział!) go od kilku dni opisami Furii i wstawiającej zwierzowi przecinki Ginni. Przez którą zwierz od kilku dni ogląda jakieś dzikie ilości filmów z Bradem Pittem. Mimo, że Furii nadal nie widział!
Ps2: Zwierz ogląda dodatki do Hobbita i wcale nie chce mu się w życiu robić nic innego.