Hej
Na początek kilka informacji. Po pierwsze – jeśli nie interesuje was tekst o Doktorze Who to dzisiejszy dzień nie jest stracony. Zwierz napisał wczoraj wpis o wątku kosmosu i podróżach kosmicznych w kinematografii napisany w ramach współpracy z Onet Autorzy. Tak więc jeśli nie interesuje was brytyjska telewizja możecie i tak pobrać codzienną porcję zwierzowego tekstu. Zaś do tych którzy wczoraj oglądali finał Doktora – zwierz oczywiście będzie spoilerował. I to bardzo. W tym wizualnie więc jeśli nie widzieliście odcinka to strzeżcie się.
Jak zwykle Radio Times opublikowało bardzo fajny plakat do odcinka.
Finał bez finału – zwierz ma mieszane uczucia w stosunku do odcinka między innymi dlatego, że choć Moffat zawarł w nim kilka doskonałych scen i pomysłów to nie udało mu się wytworzyć uczucia prawdziwego zagrożenia ani też uczucia, że kończy się bezpowrotnie jakiś rozdział przygód Doktora. Odcinek spokojnie mógłby znaleźć się gdzieś w środku sezonu – Cybermani właściwie nie są w tym odcinku straszni, zagrożenie ani przez chwilę nie wydaje się realne i w sumie – zwierz miał poczucie jakby w ogólne całe wielkie zagrożenie było Moffatowi niepotrzebne. Co więcej po ujawnieniu kim jest Missy w poprzednim odcinku właściwie nic nie zostało na ten z odkrywania tajemnic czy zwrotów akcji. Zwierz troszkę się w czasie finału nudził co uważa za błąd w sztuce. Co prawda zwierz cieszy się, że Moffat nie starał się grać z czasem (ten wątek ostatnio mu nie wychodził) ale gdzieś wsiąkła mu też atmosfera jaka jednak bywała wcześniej w finałach kiedy człowiek miał wrażenie, że wszystko może się zdarzyć. Tu nawet liczni i latający Cybermani nie budzili grozy.
Czy tylko zwierz ma wrażenie że to zdjęcie doskonale pasuje na streszczenie całego odcinka
Mistrzyni ! – zwierz musi przyznać, że choć zawsze należał do grona osób które uważały, że regeneracja Doktora i mistrza w kobietę to dobry pomysł to jednak nigdy nie zastanawiał się czy to rzeczywiście zdałoby egzamin. Teraz wszyscy mamy dowód, że to jest wspaniały pomysł. Missy jest w finałowym odcinku doskonała – z jednej strony, szalona, bezwzględna i dowcipna z drugiej motyw jej działania – udowodnić Doktorowi że niewiele ich dzieli (doskonały pomysł przypominania mu o armii ludzi, którzy poświęcali się dla niego po drodze) i odzyskać przyjaciela – to motywacje dużo bardziej interesujące niż próba podbicia świata. Trzeba zresztą przyznać, że Michelle Gomez jest absolutnie doskonała w tej roli. Kiedy zaczyna mówić ze szkockim akcentem zwierz ma uczucie, że ktoś powinien zrobić osobny serial o przygodach Missy. Zwierz ma szczerą nadzieję, że jeszcze powróci bo oto po raz pierwszy zwierz ma wrażenie, że Doktor trafił na równego sobie przeciwnika. Poza tym jej postać jest bez porównania bardziej dowcipna i wygadana niż Doktor w ostatnich odcinkach. No po prostu zwierz nie ma do niej żadnych zastrzeżeń. Plus tekst o Belgach zwierza niesłychanie rozbawił.
Missy jest super bez dwóch zdań. Miejmy nadzieję że jeszcze wróci.
Good Man – Moffat sprawnie pokazuje, że motywem przewodnim całego sezonu było poszukiwanie przez Doktora odpowiedzi czy jest dobrym człowiekiem. I ostatecznie na cmentarzu (co ma Moffat z tymi cmentarzami?) dochodzi do ostatecznego oświecenia – Doktor postawiony przez Missy przed niemal niemożliwym wyborem radośnie stwierdza że nareszcie może sam przed sobą przyznać, że nie tyle nie jest dobrym człowiekiem co, że nie ma obowiązku nim być. Zwierz ucieszył się podobnie jak Doktor z deklaracji, że właściwie to on nie jest ani żołnierzem ani dobrym człowiekiem ani prezydentem (pomysł z prezydentem świata jest jak z zeszytu pięciolatka i kto wie może do takiego widza jest kierowany) tylko idiotą z TARDIS i śrubokrętem. Zwierz odetchnął z ulgą bo przecież taki właśnie powinien być Doktor – przebiegający przez galaktyki i czas w poszukiwaniu rozrywki i przygody. Zwierz ma nadzieję, że to stwierdzenie zamknie na pewien czas jakieś ciągnące się od strasznie dawna dylematy moralne bohatera.
Zwierza cieszy myśl, że Doktora być może przestaną dręczy egzystencjalne pytania. Na jakiś czas
Żołnierz i Dziewczyna – o ile wątek Doktora wypadł w odcinku dobrze o tyle Clara i Danny są dla zwierza powodem do niekończącej się frustracji. Clara zaczyna odcinek doskonale przekonując wszystkich w około, że jest Doktorem. To doskonałe sceny – zwłaszcza że okazuje się, że Clara wie o Doktorze mnóstwo, dając nam przy okazji streszczenie kilku ostatnich lat jego przygód. Ale potem – w środku odcinka – jej rola nagle drastycznie spada i zdaje się, że Moffat nie za bardzo wie co ma z nią zrobić. Z kolei zwierz cieszy się, że Danny nie zginął tylko po to by zginąć ale nadal jest to postać irytująca. Przede wszystkim dlatego, że zwierz ma wrażenie, że ostatnie słowa do ukochanej naprawdę nie byłby oskarżeniami pod adresem jej najlepszego przyjaciela. Danny ma do Doktora pretensje wykraczające poza jego własny zgon co wydaje się zbędne. Poza tym to postać, która ma irytujący zwyczaj wiedzieć lepiej od wszystkich co będzie dla nich dobre czego zwierz nie lubi zarówno u fikcyjnych postaci jak i u ludzi. Plus Danny dostaje pod koniec wielką mowę której to zwierz nie cierpi podobnie jak jakiej nieuzasadnionej niechęci żołnierza do wszystkich postawionych wyżej w wojskowej hierarchii. Cóż bez bicia zwierz przyzna, że im mniej w przyszłości serialu Dannego tym lepiej.
Bohaterowie nie są jakoś strasznie winni temu, że ich wątek strasznie ziwerza w tym odcinku irytował
Uścisk by ukryć twarz – pod koniec odcinka dostajemy jedną z najlepszych scen jaką Moffatowi od dawna udało się napisać. Oto Doktor i Clara spotykają się w kawiarni – teoretycznie nic nie stałoby teraz na przeszkodzie by kontynuowali swoje przygody. Ona sama na Ziemi, bez Dannego nie byłaby nawet szczególnie rozdarta, On nie znalazł Galiffrey (doskonała scena wściekłości i frustracji Doktora) więc przed nim jest mnóstwo ciekawych przygód z poszukiwaniem domu włącznie. A jednak kłamią zapewniając się wzajemnie, że wspólne przygody dobiegły końca, być może jakiekolwiek przygody. W tym odcinku oboje deklarują, że są swoimi najlepszymi przyjaciółmi i w tej scenie dopiero to widać – gdy pragną się wzajemnie obronić przed nieprzyjemnymi konsekwencjami prawdy. Jednocześni widz cały czas się zastanawia czy rzeczywiście sobie wierzą czy raczej wolą sobie nakłamać niż podjąć decyzję o tym by rozejść się w przeciwnych kierunkach. Doskonała scena – dobrze zagrana, psychologicznie prawdziwa a jednocześnie autentycznie wzruszająca. Dawno takich scen w Doktorze nie było. Przy czym niestety trochę zwierzowi psuje ją ostatnia wymiana zdań Doktora i Clary która brzmi tak pośpiesznie że zanim pojawiła się scena po napisach zwierz miał wrażenie, że to taka urwana niedokończona scena i że oczywiście należy nam się jeszcze jakaś puenta.
O to była znakomita scena – kiedyś takie Moffatowi zdarzały się częściej
Grzechy i grzeszki – zwierz przyzna szczerze, że zwierzowi trochę przeszkadzały też w odcinku typowo Moffatowe przewinienia. Po pierwsze – to już któryś raz Moffat tworzy w scenariuszu perfekcyjną towarzyszkę Doktora tylko po to by ją potem uśmiercić. Zwierzowi to przeszkadza o tyle, że właściwie od samego początku kiedy widzimy taką postać wiemy, że na pewno umrze. Oczywiście ten motyw pojawiał się już wcześniej (pamiętacie odcinek który kręcili w Dubaju? Tam też była genialna towarzyszka dla 10 która jednak nigdy nie wybrała się z nim w podróż po wszechświecie) ale zwierz nie lubi kiedy od chwili pojawienia się postaci wie, że ta na pewno zginie. To strasznie frustrujące. Druga sprawa to powrót Brygadiera. Otóż, sama myśl że Brygadier ratuje Doktora i swoją córkę nawet się zwierzowi podoba. Fajne przypomnienie, że ludzie z którymi podróżował Doktor nie koniecznie mają do niego tylko pretensje. Ale ten wątek jest tak Deus Ex Machina że z fajnego pomysłu robi się nagle taki typowy scenariuszowy skrót który ma pomóc bohaterom wydostać się z beznadziejnej sytuacji. A przecież można było to lepiej rozegrać, przypominając widzom (którzy przecież w większości nie żyli za czasów obecności Brygadiera w serialu) przez cały sezon o Brygadierze. Wtedy wszystko złożyłoby się w całość – a tak zwierz co prawda uśmiechnął się (wiedział że Doktor musi zasalutować) ale był jednocześnie nieco zirytowany takim skrótowym rozwiązaniem.
Obowiązkowy gif
Ostatecznie po obejrzeniu finału zwierz ma mieszane uczucia. Cieszy się, że nie bawiliśmy się czasem. Uwielbia Missy. Jest zachwycony faktem, że jednak Doktor nie udał się do zaświatów, nie płacze zwierz po Dannym a widok Nicka Forsta jako świętego Mikołaja sprawił że zwierz wydał z siebie dźwięk za który można zginąć z rąk Missy. Ale jednocześnie zwierz nie miał poczucia, że oto ogląda taki prawdziwy zbierający w jedno wszystkie rozproszone wątki i wskazówki finał. Tak rzeczywiście Moffat wyjaśnił kto dał numer do TARDIS Clarze, ale właściwie od chwili kiedy Missy po raz pierwszy mówi ze Szkockim akcentem możemy się tego spodziewać (choć fajna jest wizja, że to ona trzyma ich razem). Zwierz nie czuł zagrożenia Cybermanami, nie czuł że rozstanie Doktora i Clary jest jakkolwiek ostateczne. Ogólnie nie czuł żadnych uczuć jakie zwykle pojawiają się w okolicach finału. Zwierz ma zresztą wrażenie, że trochę finał oddaje uczucia zwierza względem całego sezonu. Bo tak – to nie był zły sezon – bardzo fajne odcinki (ten z płaszczkami czy z Robin Hoodem to jedne z najlepszych od dawna) były takie które naprawdę irytowały (straszy Caretaker czy odcinek z lasem) były w końcu te budzące kontrowersje (Księżyc) ale właściwie cały czas zwierz miał wrażenie, że serial nie może się dobrze zacząć, że scenarzyści przez te kilka odcinków szukają odpowiedniego tonu i czasem uda im się trafić a czasem zupełnie nie. Ostatecznie finał trochę jak cały sezon wydawał się chaotyczny i choć nie można powiedzieć by był zły to był średnio satysfakcjonujący. Ale nie zmienia to faktu, że zwierz strasznie czeka na odcinek świąteczny. Bo zwierz już nie pamięta jak wyglądają święta kiedy nie ma żadnego odcinka Doktora na horyzoncie.
Ps: Dziś zwierz zamknął zapisy na Secret Santa – upewnijcie się że dopełniliście wszystkich formalności bo dopisać się później nie będzie można. Zwierz zamyka wcześniej bo trzeba zorganizować salę określić koszty itp.
Ps2: Zwierz ku swojemu zaskoczeniu spędził wczoraj dwie godziny oglądając kolejne wywiady z Matthew Mcconaughey’em (czy jak się to jego koszmarne nazwisko odmienia). W związku z tym ku swojemu zaskoczeniu będzie wam pewnie w najbliższej przyszłości proponował przechadzkę po jego karierze. A zwierz nawet aktora nie lubi (choć lubi człowieka bo kurczę chyba wszyscy chcieliby być tak wyluzowani jako on).