?
Hej
Zwierz zbiera się z domu rodziców, przed wyjściem dzieli się ze swoją szacowną matką pomysłem na wpis. Wpis, który ma wymieniać aktorów o których zwierz był zmuszony zmienić zdanie w trakcie swoich filmowych doświadczeń – rozmowa co dość naturalne schodzi na Bruce’a Willisa, o którym zwierz miał dość średnią opinię (aktor kina akcji nic więcej) a potem i on i jego matka zobaczyli „Szósty zmysł” i trzeba było na gwałt przekładać Willisa do innej szufladki. Zwierz uwielbia popkulturalne wymiany zdań na żywo (jak komentarze na blogu tylko lepiej) więc po chwili rozmowa się rozkręca. I wtedy matka zwierza robi coś co jest przekleństwem zwierz od dawna ” A ten aktor, no wiesz taki ze zwykłą twarzą. Nie przepadasz za nim. Ja za nim nie przepadam”. Zwierz ma w głowie kilka nazwisk ale błaga swą matkę o dodatkowe szczegóły… nic. Ostatecznie metodą eliminacji i skojarzeń udaje się dojść, że chodzi o Toma Hanksa (jest prawdą, że zwierz szanuje go jako aktora, i bardzo lubi jako człowieka ale nie przepada kiedy obsadza się go w głównych rolach). Zanim jednak doszło do rozwiązania zagadki zwierz poczuł uczucie, które zapewne też was dopada. Niesamowitej frustracji że nie ma pojęcia o kogo chodzi, że potrzebuje większej ilości danych i że istnieje możliwość, że nigdy nie dojdzie do tego o kogo chodziło. I już wiedział, że o tym właśnie będzie dzisiejsza notka.
Lato. Brat zwierza wysyła z obozu żeglarskiego trzy smsy. każdy z nich zawiera pobieżne streszczenie filmu z pytaniem o tytuł. Brat zwierz zwraca się do niego z nadzieją, zapewne w sytuacji towarzyskiej. Zwierz nie ma zielonego pojęcia o co chodzi. Zima. Telefon od drugiego brata, opis mglisty więc zwierz często z przykrością odpowiada, że nie ma zielonego pojęcia o jaką produkcję chodzi. Podobnie jak wielokrotnie kiedy ktoś zaczynał zdanie od ” jak się nazywa ten aktor… ten co grał w tym filmie gdzie była taka dziewczyna i on strzelał , i jeszcze tam był policjant”. Innymi słowy gdy słyszał to bolesne streszczenie, które pasuje do setek filmów. Zwierz nienawidzi takich sytuacji – nie dlatego, że ktoś nie umie opowiedzieć filmu (gdyby pamiętał wszystko nie potrzebowałby podpowiedzi zwierza), ale dlatego, że zwierz nie umie podać odpowiedzi. Cóż za frustrująca i godząca w zwierzowy honor sytuacja. O ile w przypadku kadrów jest niekiedy genialny (zwierz bawi się w grę polegającą na zgadywaniu co oglądają ludzie na laptopach czy komórkach w pociągach i komunikacji miejskiej. Nigdy się nie myli. Podobnie jak prawie nigdy nie myli się wchodząc do pokoju gdzie inni ludzie oglądają film.) o tyle w przypadku tego typu streszczeń jest bezradny. Z resztą jak my wszyscy.
Ludzie dzielą się bowiem na dwie kategorie (to znaczy dzielą się na mnóstwo kategorii ale mówimy o podziale związanym ze streszczaniem filmów). Tych, którzy zapominają co widzieli czy przeczytali (więc po upływie jakiegoś czasu podchodzą do obejrzanych już filmów jak do nowych) i tych, którym wbija się to w pamięć (lepiej lub gorzej ale w każdym razie wiedzą mniej więcej jak film się kończy). Zdaniem zwierza nie ma to nic wspólnego z pamięcią w innych rejonach życia. Po prostu niektórzy z nas mają to szczęście i zapominają inni nie (zwierz nie jest w stanie wyobrazić sobie, że można zapomnieć tytułu książki czy filmu, który się widziało lub czytało, ale przecież wie, że zdarza się to większości ludzi na całym świecie). Nie mniej to niepamiętanie jest frustrujące nie tylko dla ludzi, którzy pytają ale także dla tych, którzy uwielbiają udzielać informacji (ci którzy znają zwierza na żywo wiedza, że należy on do takiego gatunku). W końcu taka przerwa w rozmowie wywołana brakiem tytułu filmu, na których rozmówca chce się powołać jest niezwykle frustrująca. Gdyby zwierz miał wprowadzić jakieś ogólne wskazówki odnośnie opisywania filmu, którego tytułu się nie pamięta radziłby aby ułatwiać osobie potencjalnie wiedzącej o co nam chodzi, proces eliminacji. Innymi słowy jeśli mowa o filmie z jakiegoś roku, zamiast próbować opisać jakiś wątek (wszystkie filmy są w sumie takie same kiedy dochodzimy do streszczeń, do takiego wniosku co raz częściej dochodzi zwierz) lepiej wyeliminować na wstępie to czego jesteśmy pewni czyli : „To nie była komedia, nic nie wybuchło, nie był to film polski i z całą pewnością nikt nie miał psa” – paradoksalnie jeśli dacie do tego przedział czasowy – taki opis jest dużo prostszy. Z drugiej strony zwierz był kiedyś proszony by wymieniał wszystkie tytuły jakie kojarzą się mu z bardzo luźnym streszczeniem jakiejś sensacyjnej produkcji, tak długo aż druga osoba powie stop słysząc odpowiedni tytuł. Co także bywa problematyczne, bo zwierz stał się ostatnio straszliwym snobem i czasem zapomina jaki tytuł film miał po polski (mea culpa!
Jednak wpis nie ma być narzekaniami osoby, której zdarzało się słyszeć opis aktora ” No wiesz taki przystojny brunet z dużymi oczami” (fakt, że zwierz wiedział o kogo chodzi wynikał czysto z kontekstu. I chodziło o Roberta Downeya Jr. to przecież jasne.) Bo przecież jest jeszcze jedno uczucie, które najczęściej trawi nas w samotności. Oto siedzimy na sali kinowej i nagle pojawia się ON. Człowiek, którego twarz doskonale znamy ale za Chiny Ludowe nie możemy sobie przypomnieć nazwiska. Cierpienie, ból, rozpacz, niekiedy zmarnowane pół seansu. Niekiedy sprawdzanie Imdb na boku (co owocuje utratą części akcji filmu). Zwierz doskonale zna ten stan, po części nauczył się z niego leczyć. Korzysta ze schematu, który wymyślił będąc dzieckiem. Otóż od dzieciństwa wyobrażał sobie własny umysł jako takie skrzynki katalogowe. Każda twarz jest w takiej skrzynce w jakiejś scenie. Skoro zna twarz musi pamiętać scenę z twarzą, skoro pamięta scenę, musi pamiętać film skoro pamięta film to jest dużo większe prawdopodobieństwo, że pamięta obsadę z nazwisk – z resztą czasem zwierzowi nawet nie potrzebne jest nazwisko tylko tytuł tego filmu z którego go zna. Zwierz nie wie czy to dobra metoda ale konieczna. Zwłaszcza, że to koszmarne uczucie czasem dopada zwierza nawet poza salą kinową czy nie w trakcie seansu! Nie wiem czy znacie to uczucie (straszliwie frustrujące) kiedy przypominacie sobie scenę czy tylko dialog z filmu i nie możecie sobie przypomnieć jaki to był film? Mózg zwija się w małe precelki a wy próbujecie podkładać słowa pod kolejne twarze a twarze pod kolejne nazwiska. W takich momentach zwierz czuje, że mózg to prawdziwy potężny komputer zaś jego system operacyjny to… Windows Vista.
Z resztą skoro przy tych specyficznych cierpieniach jesteśmy to każdy kinoman zna to uczucie kiedy nagle słyszy ścieżkę dźwiękową do jakiegoś filmu i prędzej zginie niż przypomni sobie do jakiego. Co ciekawe nawet chwilowe olśnienie wcale nie uwalania od cierpień późniejszych. Zwierz nawet nie chce wam mówić ile razy słysząc muzykę z Ostatniego Mohikanina nie mógł sobie przypomnieć z jakiego filmu zna tą melodię, w końcu zastosował terapię szokową – słuchał muzyki tak długo, że przestała mu się podobać (a szkoda bo to piękna ścieżka dźwiękowa) ale przynajmniej już nie ma wątpliwości. Co nie oznacza, ze grające u niego w pracy radio RMF Classic nie wywołuje u zwierza niekiedy stanów niemalże depresyjnych ale najczęściej w przypadku muzyki klasycznej (zwierz mimo lat treningu nie potrafi rozpoznać wszystkiego po pierwszych taktach). Z resztą to męczarnie wyrafinowane bo muzyka nie chce się zazwyczaj odczepić i śledzi biednego delikwenta do domu. A jak delikwent jak zwierz nie umie nawet nucić to zostaje z cierpieniem sam.
Teoretycznie to o czym pisze zwierz nie ma większego znaczenia. Pomęczyć się trochę nad imionami i nazwiskami – w sumie trzeba od czasu do czasu poćwiczyć umysł. Ale brat zwierza słusznie zauważył, że jednym z największych niedociągnięć współczesnej techniki wyświetlania filmów jest właśnie ów brak dostępu do informacji. Oglądanie filmów na komputerze zapewnia właśnie taki komfort możliwości spauzowania i sprawdzenia w Internecie kto zacz ten pan, którego doskonale znamy i wiemy, że grał pastora w tym filmie, w którym… itd. itp. Jedna wycieczka na Imdb i już pozbywamy się problemu. Ale kiedy jesteśmy w kinie czy oglądamy film na DVD problem jest większy. Zwierz zastanawiał się nie raz, dlaczego nowa technologia Blu-ray, która oferuje takie super dodatki że aż oczy z orbit wychodzą, nie mogłaby oferować czegoś takiego jak przywoływanie kto jest kto w każdej scenie – wiecie naciskasz przycisk a aktora podpisuje – to chyba nie jest nie możliwe. Z kolei zwierz lubi sobie wyobrażać, że w kinie przyszłości znajdzie się jakiś sposób by zidentyfikować aktora jeszcze w czasie oglądania filmu bez wyciągania komórki pod krzesłem. Zwierz nie wie jeszcze jak to będzie działać ale w końcu nie jest wynalazcą. Ale ma wrażenie, że jeśli chodzi o komfort oglądania filmów byłby to krok większy niż wprowadzenie 3D.
Możecie powiedzieć, że te kulturalne tortury to typowy przejaw tak zwanych „problemów pierwszego świata”. To prawda. Fakt, że nie możemy sobie przypomnieć czyjegoś nazwiska, albo tytułu filmu nie jest pierwszym problemem cywilizacji. Zwłaszcza, od czasu kiedy wymyślono Imdb i inne internetowe cuda i nie trzeba wszystkiego pamiętać (zwierz jest pod tym względem raczej staromodny i nadal stara się zapamiętać na wszelki wypadek cały Internet). Ale niekiedy potrafi zepsuć rozrywkę, poza tym istnieje spora liczba widzów, dla których wszyscy aktorzy wyglądają mniej więcej tak samo i żaden się z niczym nie kojarzy – dla takich informacja kto jest kim byłaby przepustką do zrozumienia sporej ilości filmów. Z kolei w przypadku zgubionych tytułów problem jest może mniejszy ale czasem sprawia, że fajna kulturalna konwersacja na chwilę zamiera. Trudno przywołać przykład filmu, którego tytułu się nie pamięta. A poza tym zwierz jest za tym, że im mniej popkulturalnych cierpień tym lepiej dla nas wszystkich.
Zresztą wracając jeszcze do rozmów zwierz musi stwierdzić, że on z kolei pamięta o czym mówi (choć niestety czasem jego rozmówcy nie pamiętają o czym zwierz mówi) ale ma paskudny zwyczaj zakładania, że wszyscy wszystko widzieli, albo przynajmniej kojarzą. To ogólnie temat na zupełnie inny wpis (bo zwierz zawsze się zastanawia gdzie należy postawić granicę pomiędzy tym co się tłumaczy a tym co się zakłada. Zwierz kiedyś założył, że jego babcia nie wie co to jest Skype i został objechany za to, że tłumaczy jej najprostsze rzeczy. Od tamtego czasu jest bardzo ostrożny:) ale zwierz dodaje ta uwagę, by pokazać, że w konwersacjach o filmie też nie jest bez winy. Ogólnie konwersacje o filmach to trudna sprawa. Może dlatego zwierz prowadzi blog. Nikt mu nie przerywa i rozmawiamy tylko o tych filmach, które zwierz kojarzy, potrafi przywołać ich tytuły i sprawdzić zawczasu obsadę. Och jakie to cudownie podstępne.
Ps: Wpis napisany podczas pracy nad tym skąd zwierz kojarzył aktora grającego Felczera w opisywanym wczoraj serialu (Imdb nie ma obsady) na całe szczęście zwierz przypomniał sobie, że to aktor z Love Actually i poszło już łatwo. Uf
Ps2: To już dziś! Zwierz pozdrawia facebookowo wszystkich swoich dzisiejszych towarzyszy na Frankensteina i wszystkich, których ma nadzieję spotkać na sali. Ma nadzieję na dużo powitań i przyzwoitego fangirligu, ale przede wszystkim jest zadowolony że nareszcie on i transmisja Frankensteina są w jednym mieście.