Nigdy nie przypuszczałam, że zjawiskiem, które w końcu zapewni mi dostęp do wysokich jakościowo nagrań broadwayowskich musicali będą wojny streamingowe. Tymczasem rywalizacja między platformami sprawiła, że ten wyczekiwany przez lata (a pojawiający się ekstremalnie rzadko) rodzaj rozrywki coraz częściej gości na naszych ekranach. Disney + postanowił wygrać z innymi wrzucając doskonale zarejestrowanego „Hamiltona”, Apple TV+ odpowiedziało w tym roku fenomenalnym „Come Form Away” – jednym z najlepszych musicali ostatnich lat, który – w nietypowy, bo przepełniony humorem i wiarą w człowieka sposób, opowiada o wydarzeniach bezpośrednio związanych z zamachami 11 września.
Pierwszy raz o „Come From Away” (które w Polsce pokazywane jest jako „Przybywajcie z Daleka”) usłyszałam przy okazji rozdania nagród Tony. Spodobała mi się jedna z zaprezentowanych piosenek, i postanowiłam wysłuchać całej płyty w Spotify. To właśnie wtedy napisałam swoim czytelnikom po raz pierwszy by zwrócili uwagę na ten musical. Od dłuższego czasu nie spotkałam się bowiem z nowym musicalem, który zrobiłby na mnie takie wrażenie – zarówno swoją warstwą muzyczną jak i samą opowiadaną historią. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że bardzo chcę zobaczyć jak musical wyglądał na scenie. Ponieważ nie było szans bym dostała się do Nowego Jorku, ani tez nie grano tego jeszcze dużo bliżej bo w Londynie skorzystałam z propozycji mojej dobrej znajomej i obejrzałam musical w bootlegu. Tak wiem, że takie oglądanie musicali budzi wśród wielu osób oburzenie ale przyznam – nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, dlaczego przez tyle lat uważano nagrywanie scenicznych musicali za coś co zepsuje sprzedaż biletów. Ludzie którzy oglądają bootlegi to nie są ludzie którzy nie chcą obejrzeć musicalu na żywo, to są ludzie którzy daliby wszystko żeby obejrzeć go na żywo ale nie są w stanie.
Ponieważ mam zasadę że jednak nie omawiam bootlegów (bo moje wykroczenia przeciw skomplikowanej materii praw autorskich nie powinny być waszymi) to od dłuższego czasu skręcało mnie by napisać o musicalu więcej ale się powstrzymywałam. Teraz nareszcie mam szasnę. Sama historia opowiedziana w musicalu wydarzyła się naprawdę – historie, które w nim poznajemy oparte są o prawdziwe relacje osób, które przeżyły 11 września w tej niesłychanie specyficznej sytuacji. Oto po zamknięciu przestrzeni lotniczej nad Stanami, samoloty zostały przekierowane na najbliższe i najbardziej dogodne dla nich lotniska Kilkadziesiąt samolotów wylądowało w Nowej Fundlandii, gdzie znajdowało się, prawie nie używane ale wciąż jedno z największych lotnisk na świecie. Tym samym pasażerowie ze wszystkich stron świata trafili na świata kraniec. Do miejsca, bardzo specyficznego – gdzie wszyscy się znają, i prowadzą swoje spokojne życie niewielkiego, gościnnego miasteczka, w miejscu gdzie natura co chwilę przypomina człowiekowi, że nie powinno go tam być.
Musical szybko zapoznaje na z bohaterami – lokalnym burmistrzem, nauczycielką, weterynarką, policjantem, a także z „ludźmi z samolotów” – doświadczoną pilotką, samotnym anglikiem który usiadł koło rozwódki z Teksasu, parą gejów z Los Angeles, egipskim kucharzem, czy zaniepokojoną o los swojego syna strażaka matką. Większe i mniejsze historie przeplatają się ze sobą – bo oto w tym oddalonym od centrum świata miejscu, nagle wszyscy muszą przeżyć to wstrząsające codziennością wydarzenie jakim były zamachy terrorystyczne na WTC. Twórcy musicalu starają się nam pokazać cały mikrokosmos przeżyć – od zagubienia, przez złość, irytację, próbę opisania swoich uczuć. Pojawiają się elementy podnoszące na duchu, konflikty, ale też to wyrwanie z codzienności sprawia, że ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać. Jest w tym sporo humoru, ale też tego pojawiającego się pytania – kim się jest w chwili, kiedy wszystko co dotychczas się znało, przestaje funkcjonować. To zawieszenie, w którym znajdują się bohaterowie, czyni z nich ludzi którzy jednocześnie są fizycznie oddaleni od tragedii i czują ją bardzo osobiście.
„Come from Away” to jedno z tych dzieł kultury, które korzystając z opowieści o wydarzeniu traumatycznym stawia przede wszystkim na poszukiwanie tego co ludzi w takich chwilach łączy. Jest w musicalu wiele scen, pokazujących, że właśnie w tym najgorszym momencie odzywają się w nas niekoniecznie najbardziej egoistyczne odruchy. Jest to też, jedna z tych narracji w których mała, odizolowana społeczność, okazuje się być najlepszą grupą do tego by przyjąć na siebie ciężar niespodziewanej gościnności. Twórcy doskonale wiedzą jakie momenty wybrać by wzbudzić w nas zarówno wzruszenie jak i rozbawienie – doskonała jest scena komunikowania się z przerażonymi pasażerami z Afryki przy pomocy wersetów Biblii, tu ronimy trochę łzę wzruszenia, wszystko po to by jakiś czas później łkać ze śmiechu kiedy zaniepokojony pasażer zostaje wysłany po to by pozbierał z cudzych ogródków grille, i jest absolutnie pewny, że ktoś go zastrzeli. To przeplatanie wzruszenia i humory wypada tu doskonale, bo te momenty kiedy robi się smutno i poważnie wybrzmiewają lepiej w zestawieniu ze scenami, które sprawiają wrażenie, że oglądamy opowieść o jakichś szalonych wakacyjnych przygodach.
Tu zresztą warto zaznaczyć, że te przeplatające się narracje już w tym momencie sygnalizują nadchodzące zmiany. Poczucie wyalienowania pasażera pochodzącego z Egiptu, poruszająca piosenka doświadczonej pilotki, która opowiada o tym jak to co kochała najbardziej zostało użyte jako bomba, poczucie bezradności towarzyszące wyczekiwaniu na telefon, decyzje o tym by jednak wrócić do rodzinnego miasta, które nagle staje się ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo że oglądamy narrację pełną nadziei i humanistycznego przesłania, to trudno nie dostrzec tych sygnałów, że mimo tak ciepłego przyjęcia, życie wszystkich bohaterów już się zmieniło. Wciąż jednak jest to przede wszystkim opowieść o otwartych drzwiach, o próbie porozumienia a także – co chyba w czasach pandemii uderza najmocniej – o niesamowitej ludzkiej sile przetrwania. Wyrzuceni z codzienności bohaterowie, mimo niepewności i zagubienia jednak mimo wszystko żyją, śmieją się, organizują, śpiewają a nawet – jakby wbrew wszystkiemu – zakochują. Nie sposób nie widzieć w tym musicalu wielkiej pochwały dla ludzkiego ducha, który wymyka się prostym kategoriom.
Muzycznie „Come from Away” sięga po różne gatunki. Jest w nim sporo klasycznej broadwayowskiej melodii, ale przede wszystkim słychać inspiracje muzyką folkową, czy nawet elementami muzyki szantowej. Wszystko to tworzy musical niesłychanie miły dla ucha, niewymagający, zapadający w pamięć. To też jeden z tych musicali, w którym – mimo doskonałych ról – najważniejsza jest energia całej obsady, poczucie, że wchodzimy z nią do przestrzeni niewielkiej społeczności. Inna sprawa – to jeden z moich ukochanych rodzajów musicali, który radzi sobie z bardzo niewielką obsadą (aktorzy wymieniają się rolami grając zarówno przyjezdnych jak i miejscowych) i bardzo minimalistycznymi dekoracjami. Uwielbiam musicale które radzą sobie w budowaniu przestrzeni korzystając jedynie z kilku stołów i krzeseł (magia teatru jest wielka – człowiek przysiągłby, że był w barze i widział samolot na scenie). „Come from Away” to jest jeden z tych musicali, w których nie ma żadnego naddatku – przez półtorej godziny udaje się opowiedzieć historię spójną, wzruszającą, mądrą i nie przegadaną. Wiele zostawia się też samym widzom, którzy do emocji bohaterów dokładają przecież własne wspomnienia z tamtych dni.
Wyznam szczerze – nieco bałam się tego nagrania. To może być dla was zaskoczeniem ale uważam, że reżysersko „Come from Away” zostało zrealizowane lepiej niż „Hamilton”. Albo inaczej – jednym z elementów bardzo wyraźnych przy zarejestrowanym „Hamiltonie” była przemyślana reżyseria twórców programu. To nie jest błąd sam w sobie, ale mnie osoboście – trochę przeszkadzał bo wydawał się miejscami naddatkiem do tego co wyreżyserowano na scenie. Reżyseria „Come from Away” jest zdecydowanie mniej widoczna (choć oczywiście jest – bo nie jest to zapis polegający na ustawieniu kamery na widowni) i zdecydowanie bardziej statyczna. Ja osobiście wolę tak zarejestrowane spektakle bo dają mi więcej miejsca na moją własną interpretację tego co dzieje się w danym momencie na scenie. Jednocześnie – zastanawiam się czy w tym roku, podobnie jak w zeszłym – popularne nagranie spektaklu scenicznego będzie traktowane na równi z filmami i serialami aktorskimi („Hamilton” przetarł tu pewną ścieżkę).
Jeśli wydaje się wam, że o 11 września opowiedziano już wszystko zachęcam was do tego musicalu jeszcze bardziej. To z bardzo wielu prób podejścia do tematu, chyba jeden z najlepszych. Zgodnie z zasadą, że o wydarzeniu tak wielkim i wszechogarniającym najlepiej opowiadać jedna z pewnego dystansu, z nieoczywistej perspektywy. Jednocześnie to jest po prostu doskonały musical o tym, że ludzie potrafią być dobrzy w bardzo złych czasach. I mam wrażenie, że jest to przesłanie które nigdy nie przestanie być dla nas ważne. Bo właśnie na tym polegamy w dziwnych i złych czasach – życzliwości ludzi, których jeszcze nie znamy.
PS: Zastanawiam się czy musical będzie wystawiany w Polsce. Potencjalnie doskonale się do tego nadaje – niewielka obsada, niewiele potrzeba jeśli chodzi o dekoracje, moim zdaniem piosenki jak najbardziej do przełożenia – wydaje się to idealna produkcja nawet dla niewielkich teatrów musicalowych.