Hej
Przebywając na obczyźnie zwierz zabijał wolny czas ( nie poświęcony oglądaniu pozostałości przeszłości i konsumpcji makaronu i wina) na lekturę obcojęzycznych czasopism ( spokojnie zwierz nie jest aż takim poliglotą by czytać w zepsutej łacinie czyli po Włosku – kupował sobie szeroko dostępną prasę anglojęzyczną). I tu dopadła go wieść tyle ciekawa co przełomowa. O to stacja ABC kierująca swoją ofertę głównie do kobiet w średnim wieku należących do raczej konserwatywnej klasy średniej ogłosiła, że przestaje produkować dwie ze swoich flagowych soap oper a w ostateczności ma zamiar porzucić ten rodzaj produkcji na rzecz reality show. Zwierz korzysta tu z anglojęzycznego terminu nie bez powodu. Soap opery nie należy pod żadnym pozorem mieszać z telenowelą brazylijską. Telenowele brazylijskie czy wenezuelskie mają określoną liczbę odcinków (ok.100-150) i opowiadają jedną najczęściej dość prostą ( w sumie) historię nieszczęśliwej miłości. Soap opera ( kurczę zwierz powinien pisać opera mydlana ale już zdecydował, że będzie korzystał z terminu amerykańskiego) nie ma w sumie założonego końca – co więcej zagmatwanie historii może przekroczyć jakąkolwiek granicę zdrowego rozsądku. Jej zasadą jest nieograniczona liczba odcinków i to koniecznie nadawanych codziennie. Jeśli istnieje jakaś akcja poza obyczajową stanowi jedynie bardzo ogólne tło. W Polsce ów gatunek reprezentuje ewentualnie Klan czy M jak Miłość ale tamtejsze dramaty są jednak rozegrane nieco kameralniej niż na zachodzie gdzie zazwyczaj w grę wchodzą olbrzymie pieniądze ( co pozwala na wspaniałe dekoracje).Soap opera jakkolwiek stała się przez lata synonimem straszliwego kiczu i tego co w telewizji najgorsze jest jednym z najstarszych gatunków telewizyjnych. To jedyna forma która przetrwała od czasu kiedy telewizja miała zaledwie dwa kanały do czasów kiedy telewizja ma kanałów dwieście i to tylko w ograniczonym pakiecie. Przez lata swojego funkcjonowania na antenie forma soap opery upodobniła się trochę do komedii dell’arte gdzie w różnych konfiguracjach pojawiały się wciąż te same postacie ( zaginiona matka, zły brat bliźniak, porwana córka, zła siostra itd.) odgrywające między sobą sceny które same w sobie nie miały większego sensu. W soap operach w przeciwieństwie do większości współczesnych form telewizyjnych i filmowych sama akcja czy fabuła stawała się drugorzędna wobec faktu snucia opowieści. Sama opowieść rozrastała się przez to w sposób nie dający się powstrzymać choć zdecydowanie mniej kreatywny niż u Szeherezady. Jednak pomysł w sumie był ten sam – utrzymać ludzi przed telewizorami przez ów tysiąc i jeden odcinek nawet jeśli nie widzieli pierwszych stu czy stu środkowych ( jedyny emitowany w Polsce typowy amerykański tasiemiec „Moda na Sukces” jest z tego co zwierz pamięta pokazywany w naszym kraju dopiero od 111 odcinka a jakoś nikt nie czuje braku początku tej opowieści). W sumie to co przyciąga nas do tej formy w której zrobienie kawy trwa niekiedy pół odcinka, to właśnie jej nieskończoność przetykana wydarzeniami tragicznymi i niesamowitymi przyciąga ludzi do ekranów. Zastąpienie soap oper kolejnymi reality showami budzi niepokój zwierza. Skąd u zwierza nagle taka skłonność do telewizyjnych tasiemców. Nie wynika to bynajmniej z wrodzonego sentymentu zwierza by lubić to z czego wszyscy się śmieją. Zwierz ma dwa powody do zaniepokojenia. Pierwszy to kwestia swego rodzaju uczciwości oferowanych nam złudzeń. Soap opery ze swoim marnym aktorstwem i rozmytym tle oferują nam rozrywkę niską ale uczciwą – nie próbują nas nawet przez chwilę przekonywać że to co oglądamy jest prawdziwe ( gdyby tak czyniły oznaczało by że zmartwychwstanie to sztuczka dostępna dla każdego) i że chodzi o cokolwiek więcej poza zabraniem ok. 30 minut naszego czasu. Pod tym względem reality show który jest nie mniej wyreżyserowany i wykorzystuje do naszej rozrywki prawdziwych ludzi ( o których późniejsze bytowanie niewiele się troszczy) wydaje się być zdecydowanie bardziej szkodliwy niż wyczyny kolejnego złego bliźniaka. Drugi powód wynika z pewnej niechęci do tego co wieszczono nam odnośnie rozwoju kultury popularnej. Już od dawna wszyscy ci którzy portretowali telewizję przyszłości twierdzili że będą ją zasiedlać co raz to głupsze reality show. Wbrew wizjom nie chcemy oglądać jednak cudzego życia czy śmierci ale wolimy kolejny talent show. Nie mniej jakkolwiek dobre te programy by nie były i nawet jeśli przewyższają soap opery to nie ma w nich opowieści. A przecież na opowiadaniu wspiera się nasza kultura.
Ps: Przyszedł maj i koniec serialowego sezonu. Oznacza to olbrzymie przygnębienie zwierza.Nie dlatego że jego seriale się kończą na sezon ale dlatego, że scenarzyści wolną zostawić nas z zakończeniem tragicznym niż szczęśliwym. Zwierz wie że ta zasada funkcjonuje od dawna. Ale zwierz nienawidzi jak strasznie psuje mu to humor.