Hej
Zwierz czasem odczuwa przymus by jakiś film zobaczyć nawet jeśli wszystkie jego recenzje są nie pochlebne. Tak też było z portretem Doriana Gray w reżyserii Oliviera Parkera. Zwierz uwielbia Parkera bo to reżyser który dba o szczegół który nie boi się klasyki i ma do niej dobrą rękę. No i przede wszystkim robi piękne filmy – jest w nich zawsze to co z danej epoki najpiękniejsze. Tak więc nawet jeśli film miałby się okazać marną ekranizacją to i tak zwierz chciał go obejrzeć. Niestety raz na jakiś czas recenzje okazują się trafne i film nie jest dobry. Ten nie był. Ale czy wina w tym samego reżysera? Tu już zwierz musi się dłużej zastanowić. Z całą pewnością opowieść o Dorianie Gray którego moralne zepsucie nie pozostawiało cienia na pięknej twarzy oraz o towarzystwie które woli piękno zewnętrzne od wewnętrznego pasuje jak ulał do dzisiejszych czasów ( a może do wszystkich czasów). Problem jest raczej w tym czym Dorian miałby nas zszokować. Żyjemy w świecie w którym folgowanie sobie jest z jednej strony potępiane z drugiej możliwe. Nie ma już w nas wiktoriańskich barier, nie ma towarzystwa które można było by szokować, nie ma takiej rzeczy której w szerszym kontekście nie uznalibyśmy za dozwoloną. Większość z nas prowadzi raczej nudny żywot ale alkoholowe eskapady, miłosne podboje, czy naroktyczne sny nie są czymś co nas odrzuca. Z resztą nawet jeśli – już dawno przestaliśmy do tego mieszać duszę – wolimy raczej nie palić bo to nie zdrowe, nie sypiać na lewo i prawo bo dostaniemy AIDS i jak wody święconej boimy się społecznego upadku związanego z uzależnieniem. Ale żeby bać się o życie po śmierci? nie twierdzę że wszyscy jesteśmy rozpustnikami, twierdzę że nimi nie jesteśmy bo się boimy. Z tego strachu wyzbył się Dorian -i między innimi daltego jego historia powinna nas fascynować. Ale nie fascynuje. Nie tylko dlatego że nie czujemy zgorszenia, film został po prostu fatalnie obsadzony. Zwierz pamięta Ligę Niezwykłych Dżentelemnów gdzie Doriana w zupełnie innym kontekście grał Stuart Townsend- był w tej roli idealny bo jego uroda choć niezaprzeczalna budziła jakiś niepokój. Człowiek widział coś pięknego ale był to ten rodzja piękna który wywołuje niemiły dreszcz. Ben Barnes ( najlepiej znany jako Książe Kaspian) jest przystojny ale w taki łagodny sposób – nie ma w nim nic magnetyzującego i niebezpiecznego – dlatego trudno nam uwierzyć w jego zepsucie, wygląda raczej jak uczeń szkoł który swój bunt wyraża źle zawiązanym krawatem. Doriana przyćmiewa Colin Firth jako jego duchowy przewodnik. Człowiek którego każde zdanie brzmi jak sentencja z ust samego Oscara. Jego postać jest głębsza ciekawsza i silniejsza. Każe nam się zastanawiać czy żonaty spodziewający się narodzin dziecka hrabia jest takim udomowionym Dorianem czy też człowiekiem który więcej o rozpuście mówi niż rzeczywiście wie. Firth jest zdecydowanie najlepszy w całym filmie i szkoda że jego kreacja tonie w nijakości całej reszty.Co więcej z nieznanych mi przyczyn Parker postanowił nas trochę postraszyć więc raz na jakiś czas ktoś skądś robi bu – co zupełnie nie pasuje do konwencji. Całość choć ładna ( ale nie tak ładna jak pozostałe filmy Parkera) pozostawia człowieka nie wruszonym. A to największa filmowa zbrodnia.