Hej
Jak zapewne wiecie zwierz przeszedł dziś swój koncertowy chrzest.Tak pomimo swego raczej młodego wieku zwierz jakoś nigdy nie był na takim prawdziwym koncercie gdzie jest głośno, ludzie tłoczą się po sceną a za bilety trzeba zapłacić. Zwierz udał się więc dziś korzystając z faktu że w Warszawie odbywa się właśnie strasznie reklamowany festiwal. Zwierz miał nadzieje że oto stanie w obliczu tłumu który go porwie i odpowie mu na jedno nurtujące zwierza od dawna pytanie – co takiego jest w koncertach że można na nie sprzedawać bilety nawet po tysiąc złotych i znajdą się ludzie którzy tyle zapłacą. Pierwsze co zwierz dostrzegł to fakt że można się na takim festiwalu najeść napić i właściwie ubrać zupełnie za darmo – trzeba przyznać że sponsorzy niemal prześcigają się jeden przez drugiego by coś zmierzającemu na koncert wcisnąć. Z każdym kolejnym gadżetem czy mijanym stoiskiem w którym sprzedawano jedzenie, picie czy cokolwiek innego zwierz utwierdzał się w przekonaniu że to jeden z elementów który przeważa raczej na korzyść koncertowania i festiwalowania w porównaniu z słuchaniem tej samej muzyki z płyty – oto za cenę biletu oprócz muzyki dostaje się jeszcze coś na kształt rodzinnego pikniku z tym że większość atrakcji nie jest kierowana do dzieci a raczej młodych ludzi. Zwierz po przejściu kilkunastu rożnych bramek i zaobrączkowaniu doszedł w końcu do miejsca gdzie miał stać kiwać się poznać wszelkie rozkosze uczestnictwa w koncercie. Niestety choć koncert się zaczął ludzie nie za bardzo dopisali. Przez dobre dwie godziny zwierz czuł się jak na pikniku na którym co prawda załatwiono orkiestrę ale całą imprezę ukradły kiełbaski. dopiero kiedy na scenie pojawili się ludzie z dalekiego kraju a słońce zaszło, pojawiło się wokół zwierza trochę więcej ludzi i zwierz mógł się poczuć jak na prawdziwym koncercie. No i tu właśnie zwierz musi stwierdzić że nie nadaje się do tego typu zabaw. Otóż gdy tłum wokół niego radośnie falował, kiwał się , klaskał i ogólnie wykazywał duży i bardzo duży entuzjazm zwierz nie mógł się powstrzymać od obserwowania tego wszystkiego z perspektywy widza. Zwierz zastanawia się skąd wzięła się w nim ta niemożność włączania się w rozentuzjazmowany tłum bo z jego obserwacji wynika że gdy się umie to musi to być świetna zabawa. I tu zwierz doszedł do prawdopodobnie mało odkrywczego wniosku. W koncertach nie chodzi o muzykę. tak naprawdę to tylko pretekst – w przypadku festiwali by spotkać się z innymi ludźmi i zrobić coś razem nawet jeśli miało by się to ograniczać wyłącznie do skakania pod sceną zaś w przypadku koncertów konkretnych grup wspólnie poskakać i zedrzeć sobie gardło i przeżywać wspólnotę w uwielbieniu dla wykonawcy. Zwierz zastanawia się czy koncerty nie są jednym z ostatnich miejsc gdzie ludzie mogą się spotkać i zrobić coś razem w tłumie – co więcej muzyka świetnie ludzi łączy bo przecież nie trzeba nawet znać słów czy melodii by skakać w miejscu. Tak naprawdę muzyka ma najwięcej sensu na płytach kiedy można zrozumieć co śpiewa wokalista – oczywiście czasem zdarzają się zespoły które są istnymi koncertowymi demonami ale nowe doświadczenie podpowiada zwierzowi, że większość wykonawców ogranicza swój kontakt z widownią do powiedzenia ,, Dziękuje. Jesteście wspaniali” po każdej piosence. Oczywiście zwierz może się mylić. Może nie łapie czegoś niesłychanie ważnego co zmienia koncert w super wydarzenie kulturalne i czynią go czymś więcej niż kilkugodzinnym narażaniem słuchu na trwałe uszkodzenie. Jak na razie jednak zwierz widzi w koncertach pewien lek na naszą ucywilizowaną samotność.
Ps: Zwierz musi stwierdzić ze gdyby był organizatorem dzisiejszego festiwalu poważnie przemyślałby ceny biletów – te które podyktowano zdecydowanie odstraszyły widzów.