Hej
Znają tą zasadę twórcy ” Wody dla słoni”. Dlatego głosem profesjonalnego naganiacza wołają przed kinem ” Chodźcie tylko u nas, największych spektakl w dziejach, piękny młodzieniec, przecudowna woltyżerka, jej szalony mąż i… słoń który rozumie Polski. Wchodźcie pieniędzy nie żałujcie, miłość, nienawiść, wielki kryzys i magia cyrku. Tylko u nas w cenie biletu, kobiety przygotujcie się na rumieńce, mężczyźni przygotujcie się na emocje, dzieci za połowę ceny ! „. Dobrze więc wchodzimy.
I już widzimy że daliśmy się nabrać. Bo nic w tym filmie nie jest takie jak nam obiecano. Przede wszystkim brakuje w nim tego co najważniejsze wielkich emocji. Akcja toczy się powoli i bardzo epizodycznie. Od początku wiemy że ma się coś strasznego wydarzyć – zapowiada nam się to we wstępie. Więc czekamy – po drodze powinniśmy zobaczyć rozwój romansu i poznać paskudny charakter właściciela cyrku i dobry charakter naszego bohatera. Niestety zamiast tego dostajemy zbiór scen po których trudno cokolwiek wywnioskować bo urywają się nim zaczną się na dobre. Co więcej wciąż mamy wrażenie że już to gdzieś widzieliśmy – chłopaka który stracił wszystko i szuka swojego miejsca w nowym środowisku, szalonego i bezlitosnego szefa z piękną i delikatną żoną do której zapałał uczuciem bohater( niewielka różnica czy mówimy o mafii czy cyrku), nawiązywanie relacji ze zwierzętami, ucieczka z baru w czasach prohibicji itd. Nawet montaże pojawiające się w filmie dobrze znamy, podobnie jak prowadzoną zza kadru narrację. Ale ta schematyczność nie przeszkadzałaby gdyby nie fakt, że film jest fatalnie nakręcony.
No właśnie rzadko zwierz widzi film o którym może powiedzieć że zawiódł przede wszystkim reżyser. W scenach gdzie powinniśmy widzieć emocje decyduje się na wystudiowane kadry, aktorzy wydają się być cały czas spięci i nienaturalni, tam gdzie akcja powinna przyśpieszyć zwalnia, tam gdzie emocje powinny wybuchnąć cichną. Brakuje uczuć – zwłaszcza namiętności która teoretycznie powinna być siłą napędową opowieści. Za dużo tu scen teatralnych, za dużo slow motion, za dużo łzawej muzyki.
Nie pomaga reżyserowi też obsada. Przede wszystkim fatalnie są do siebie dobrani Pattinson i Winterspoon. Nie ma między nimi żadnej chemii co więcej wyglądają jakby zostali wyjęci z dwóch różnych porządków. On jak zwykle nieco niedomyty, nie dogolony zaspany, ona w każdej scenie idealnie uczesana, w ciuchach jak z żurnala ( co wydaje się średnio prawdopodobne w obliczu trwających w filmie rozmów o kryzysie). Co więcej bardzo wyraźnie rzuca się w oczy różnica wieku. Zwierz nie uważa że różnica wieku między kobietą a mężczyzną w filmie jest czymś złym ale w tym przypadku dwójka aktorów zupełnie nie wygląda jakby mogli się sobą zainteresować. Wintersoon brakuje tego pazura czy czaru, który sprawiłby że uwierzylibyśmy w to jak łatwo poddaje się uczuciu do młodszego mężczyzny.
Sam Pattison główna atrakcja filmu ma zaskaująco mało do grania. Poza scenami ze słoniem reżyser stawia go głównie w roli obserwatora ( ma tam zaskakująco mało dialogu więcej pojedyńczych kwestii) – nic dziwnego że ocenia się jego grę jako szytwną skoro musi on głównie stać i się gapić na to co czynią w filmie inni. Zwierz nie rozumie też jakiejś pasji reżysera do robienia zbliżeń na jego twarz – zwierz rozumie, że aktor jest przystojny i fotogeniczny ale to film a nie sesja zdjęciowa.
Z kolei Christoper Waltz ma grać psychopatę – człwieka u którego pod uśmiechem skrywa się okrócieństwo. No ale nie może nas w żaden sposób zaskończyć bo jego bohater to mniej dopracowany pułkownik Landa. Waltz powinien z resztą przemyśleć swoje miejsce w Hollywood bo bycie szalonym złym przez całe życie to zdecydowane marnowanie jego talentu.
Z całej tej ferajny najlepiej wypada Słoń a właściwie słonica która w filmie rozumie tylko po Polsku co zmusza połowę obsady do mówienia bardzo złą polszczyzną – nie mniej zwierz dochodzi do wniosku że poziom owej polszyczyn docenić są w stanie jedynie widzowie w naszym kraju – choć zwierz musi powiedzieć że Pattinson bardzo ładnie mówi ” podnieś nogę” i jest to sztuczka która na sali wywołała nie mniejszy etuzjazm niż sam słoń podnoszący nogę.
Nie mniej kiedy opuszcza się kino po tym niezbyt udanym spektaklu człowiek odczuwa dziwną nostalgię. Nostalgię za cyrkiem, za przeszłością, za wolnością i życiem w drodze. Zwierz nie był w stanie jej dokładnie umiejscowić ale myśli że rodzi się ona dokładnie w tym samym miejscu w którym rodzą się myśli o tym rzeby rzucić to wszystko w cholerę i gdzieś uciec. Choćby z cyrkiem
Ps: Zwierz musi stwierdzić że nie może się zgodzić z recenzentem wyborczej który stwierdził że to film zrobiony specjalnie dla fanek Pattinsona. Wydaje się że to niebezpieczny schemat w jaki wpadają niektórzy recenzenci. Film dla fanek Zmierzchu zdecydowanie nie jest zaś sam Pattinson padł ofiarą czegoś co zwierz nazywa „klątwą DiCaprio” po tym jak Leonardo zagrał w „Titanicu” przez lata postrzegano go tylko jako ulubieńca dziewcząt i musiał dopieo przytyć i zagrać u Scorseese by się tego określenia pozbyć. pattinson ma gorzej bo nie ma za sobą bardzo udanej kariery aktora dziecięcego. Nie mniej jednak zdaniem zwierza za kilka lat będziemy czytać o całkiem przyzwoitym przystojnym aktorze który zaczynał jako bożyszcze nastolatek.