Zwierz musi powiedzieć, że dawno nie był na filmie o którym miałby tak niejednoznaczne zdanie jak o najnowszych „Pogromcach Duchów”. To produkcja która ma długą i dość zawiłą historię, do tego zebrała sporo negatywnych opinii jeszcze przed premierą i została właściwie odsądzona od czci i wiary. Jednocześnie – musiała konkurować jedną z najlepiej rozpoznawalnych i zdaniem niektórych – najzabawniejszych komedii lat 80, jeśli nie w ogóle jedną z najzabawniejszych amerykańskich komedii. Sporo oczekiwań, sporo problemów i … film który jednak nie spełnia wszystkich oczekiwań.
Zacznijmy od rzeczy, która zdaniem zwierza jest kluczowa dla oceny całości. Otóż o ile zwierz się nie myli a jego informatorzy nie kłamią pierwsze „cięcie” filmu miało około czterech godzin, po pierwszych przycięciu trzy i pół ostatecznie film skończył na 116 minutach. Widzicie zwierz nie tak dawno temu zdobył nowe umiejętności. Otóż nauczył się nie tylko dostrzegać w którym miejscu wycięto sceny ale też kilka razy zdarzyło mu się poprawnie wskazać co dokładnie wycięto. O ile w przypadku większości filmów mówimy o jednej czy dwóch scenach to w nowych Pogromcach Duchów każdy zauważy gdzie cięto – sporo jest scen które mają początek a nie mają końca, mnóstwo przeskoków czasowych czy braku ciągłości pomiędzy kolejnymi ujęciami. Do tego sporo urwanych wątków, kwestii które czekają na dopełnienie i innych elementów które wskazują, że filmu było na początku dużo, dużo więcej. To jest pewien problem, bo choć zapowiedziano dłuższe wydanie na Blu Ray to jednak jest to chyba kolejny film który do kina trafia w bardzo okrojonej wersji i niestety odbija się to na jego jakości. Zwierz się zastanawia czy zasada że komedie nie powinny być zbyt długie nie prowadzi do ich trywializacji. Sto szesnaście minut to mniej niż dwie godziny, przy współczesnym sposobie prowadzenia narracji – wcale nie tak dużo. Chyba zwierz wolałby trzy godziny filmu bardziej spójnego niż krótszą produkcję w której widzie wycięte senny.
Dla wszystkich którzy się zastanawiają. Ten film nie jest średni dlatego że są w nim kobiety
No dobrze ponarzekaliśmy sobie trochę na problem dużo większy i szerszy niż jedna produkcja komediowa a teraz czas zająć się konkretnie tym co mamy a nie tym co nam wycięto. Zwierz wie, że połowa was traci zainteresowanie gdzieś w środku postu więc szybciutko o tym co wyszło. Otóż zdecydowanie wyszły nowe bohaterki. Są podzielone według dość prostej zasady, nieco (choć nie całkowicie) powtarzającej schemat oryginału. Mamy więc wyrzuconą z Columbii panią doktor fizyki, która swego czasu pisała o zjawiskach paranormalnych zanim zajęła się wykładaniem nieco poważniejszych teorii. Erin to taka typowa bohaterka tego typu filmów, z jednej strony nieco niezdarna i niepewna z drugiej posiadająca odpowiednią wiedzę i rzecz jasna wykazująca się odwagą w tym momencie w którym tego od niej oczekujemy. Jej najlepsza przyjaciółka Abby to z kolei klasyczny szalony naukowiec zafiksowany na jednym celu – udowodnić że duchy istnieją. Towarzyszy jej Jillian Holtzmann genialna inżynierka która funkcjonuje trochę w alternatywnej rzeczywistości. Do naszej trójki naukowców dołącza Patty która po spotkaniu z duchami rzuca pracę w metrze i Kevin – niesłychanie przystojny ale niezbyt bystry facet, który zostaje sekretarką naszej czwórki. Twórcy zadbali by nasze bohaterki miały dobrze zarysowane charaktery ale przede wszystkim – by w przeciwieństwie do wielu filmów były przyjaciółkami a nie rywalkami. Im lepiej je poznajemy tym bardziej można je polubić. Film zdaje się też szukać odpowiedniej równowagi tak by każda z bohaterek dostała jakiś moment fajny, nieco żenujący i taki który udowadnia jej lojalność wobec drugiej osoby czy grupy. Nie ma tu nadmiernej dramy, wiemy że nasze bohaterki się lubią i chcą spędzać razem czas oraz ufają sobie w kwestii walki z duchami.
Zwierz uważa że bohaterki zostały bardzo fajnie napisane, szkoda tylko że postacie są lepsze od filmu
Pod tym względem zwierz nie ma filmowi nic do zarzucenia. Jeśli mamy cztry postacie i umiemy je dobrze poprowadzić – to już jest dobry krok do oryginalnych Pogromców Duchów. Inna sprawa to Kevin, stworzony jakby jako odpowiedź dla wszystkich którym nie podobało się to, że Pogromcami duchów nie są faceci a kobiety. Kevin to klasyczna blondynka – nie umie dobrze odebrać telefonu, kiedy ma nie słyszeć zasłania oczy a nie uszy i ogólnie raczej trzeba go ratować niż oczekiwać od niego ratunku. Jednocześnie to dwa metry pięknego umięśnionego blondyna i kamera, oraz inni bohaterowie filmu traktują go mniej więcej tak jak traktowano by taką postać kobiecą w filmie z lat osiemdziesiątych. Przy czym jeśli chcecie krzyknąć, że to straszliwy seksizm to prawda jest taka, że tyle w tym parodii pewnego schematu, że zdecydowanie taki sposób przedstawienia postaci jest uzasadniony, zresztą zwierz może wam powiedzieć bez większych wątpliwości, że Kevin i jego wątek to zdecydowanie najlepszy element produkcji i to nie dlatego, że gra go Chris Hemsworth.
Możecie się śmiać ale zdaniem zwierza najlepszy w filmie jest Hemsworth
Sprawdziła się też obsada. Pomiędzy bohaterkami a właściwie grającymi je aktorkami jest odpowiednia chemia. Kristen Wiig sprawdza się zarówno jako niepewna siebie pani naukowiec która długo musiała udowadniać że nie jest szalona jak i pewna siebie Pogromczyni Duchów, z kolei Melissa McCarthy ma w pełni opanowane granie tej nieco dziwnej, wygadanej kobiety która ostatecznie okazuje się zwykle bardzo kompetentna. Tu podobna jest nieco do swojej postaci z filmu Spy, choć zwierz przyzna szczerze, że nie wszystkie jej żarty są zabawne ale to raczej wina scenariusza. Zwierz nie wie z kolei co dokładnie sądzić o Kate McKinnon grającą Holtzmann. Jak zwierz zrozumiał ma być bardzo dziwna i bardzo zabawna. I są sceny w których to się udaje i sceny w których sprawia wrażenie, że gra w zupełnie innym filmie. Z kolei Leslie Jones gra dobrze ale ma strasznie nierówno napisaną rolę – tam gdzie jest nieco złośliwą ale bardzo dobrze poinformowaną o historii Nowego Jorku pracownicą metra jest ciekawa i gra dobrze, tam gdzie ma być „wściekłą czarnoskórą kobietą” niestety wpada w jakiś straszny stereotyp – zwierz ma wrażenie, że autorzy scenariusza spędzili trochę za dużo czasu oglądając SNL i po prostu nie umieli jej napisać inaczej.
Melissa McCarthy nie gra w tym filmie bohaterki śmiesznej i grubej. To miłe gdy to nie odgrywa znaczenia
Niestety jeśli ktoś gra w tym filmie rolę życia to jest to Chris Hemsworth (co jest przykre bo to przecież film który miał należeć głównie do aktorek). To rola która wymaga od aktora sporo dystansu ale też uroku. No i właśnie Hemsworth gra swojego głupkowatego Kevina. Kiedy trzeba uśmiecha się uroczo (i rozumiemy dlaczego trudno go nie zatrudnić), w innych przypadkach jest bucem albo robi swoją śmiertelnie poważną minę. Jest śliczny, tańczy (uprzejmie informujemy że od czasu niesławnego występu w Tańcu z Gwiazdami nauczył się ruszać biodrami), i ogólnie jest chyba jednym z największych filmowych kretynów jakich zwierz widział. Co więcej w pewnym momencie film wymaga od niego zmiany w swojej roli – i nadal sprawdza się on doskonale. Ogólnie Hemsworth podjął nie tylko dobrą decyzję ale też pokazał ile może zyskać aktor jeśli umie się dobrze śmiać z samego siebie. Nie on pierwszy co prawda ale często się o tym zapomina.
Zwierz nie jest fanem Kristen Wiig ale do swojej roli raczej pasuje
Jeśli zastanawiacie się jaki jest ten film w relacji do oryginalnych Pogromców Duchów to zwierz musi przyznać że nawiązań jest sporo. Pojawiają się aktorzy z oryginalnej obsady – przy czym ich rólki są naprawdę niewielkie (chyba najbardziej żałuje że najsłabsze cameo ma tu Bill Murray), pojawia się znana melodia i nawet znane duchy, specyficzne miejsce znajdzie też animowane logo pierwszej części. To dobre nawiązania, nienachalne (pojawiające się także w dialogach) ale dające sporo radochy fanom oryginału. Ogólnie film robi się naprawdę śmieszny kiedy nawiązuje do popkultury – zdanie o burmistrzu Szczęk rozbawiło zwierza do łez (burmistrza Nowego Jorku gra tu bardzo dobrze Andy Garcia) a przegląd filmów Patricka Swayze to jedna z najlepszych scen filmu. Ogólnie tam gdzie nie chodzi o akcję i poskramianie duchów film bywa najzabawniejszy.
Zwierz chętniej obejrzałby bardziej spójny obraz duchów bo ten pokazany w filmie zdaje się być zupełnie nie przemyślany
No właśnie tym co jest w filmie najgorsze to samo poskramianie duchów. Po pierwsze niestety efekty specjalne w filmie nie robią jakiegoś większego wrażenia. Wręcz przeciwnie jeśli coś zwierza naprawdę zawiodło w tym filmie to sam wygląd duchów. Ponieważ twórcy starali się połączyć znane nam duchy z oryginalnych pogromców i jednocześnie dodać własne to widać w filmie straszny brak konsekwencji. Oczywiście taki sztuczny wygląd duchów jest pewnym estetycznym wyborem twórców ale zadaniem zwierza – nie robią one większego wrażenia. Druga sprawa – brakuje napięcia, końcówka filmu została (tak na oko) najbardziej przycięta i ostatecznie film który dość długo buduje napięcie rozładowuje je bardzo szybko. Tak szybko że właściwie jest po wszystkim zanim zdążymy się za bardzo przejąć. Jednocześnie brakuje takiego zapisu pojedynczych akcji, zanim dojdzie do wielkiej strasznej konfrontacji. Choć trzeba przyznać twórcom że przynajmniej zastanowili się nad problemem zniszczeń w mieście. Jak wiemy ostatnimi czas nie jest to rzecz o której bardzo się myśli (choć rozwiązanie sprawia, że cała „naukowa” podstawa duchów może iść na spacer) ale tu wyraźnie starano się podkreślić że wszystko ostatecznie będzie OK.
Zwierz musi się przyznać – cały czas miał nadzieję, że okaże się że Abby i Holtzmann są razem, niestety to byłoby za dużo
Problemem jest też pewien brak konsekwencji. Początek sugeruje że mamy do czynienia z bohaterkami które chcą się posługiwać metodą naukową. Jednak im dalej w las tym bardziej „naukowość” filmu zostaje ograniczona, i właściwie porzucona. Szkoda bo byłoby całkiem przyjemnie by nawet udawane naukowe podejście towarzyszyło bohaterkom przez cały film. Tylko to jest w ogóle problem całości, dobrych pomysłów jest mnóstwo, aktorzy sprawiają się nieźle – zarówno na pierwszym jak i na drugim planie, film nie wpada w klasyczną kliszę gdzie każda z bohaterek szuka jakiegoś ukochanego czy ma jakiegoś zainteresowanego nią dżentelmena. Ale wszystkie pomysły jakie są w filmie sprawiają wrażenie przyciętych, urwanych czy porzuconych. To przykre bo właściwie dostajemy raczej zbiór dobrych pomysłów na wątki niż wątków jako takich. Ponownie – gdyby film trwał dłużej może do sporej liczby dobrych początków dostalibyśmy równą ilość dobrych puent.
Film dobrze prowadzi relacje między bohaterkami – nie ma wątpliwości że się lubią i szanują
Ostatecznie jednak nie są Pogromcy filmem złym a na pewno nie są filmem który cokolwiek stracił przez żeńską obsadę. W ogóle płeć naszych bohaterek nie jest tu żadnym problemem i nawet oglądając film nie za bardzo o tym myślimy. Prawda jest taka, że jeśli przedstawi się nam kogoś jako bohatera podążamy za nim niekoniecznie zastanawiając się cały czas nad płcią. Szkoda że dla wielu producentów oznacza to, że bohaterem musi być mężczyzna. Pogromcy w nowej odsłonie pokazują dość dobrze, że kobiety naprawdę nie są mniej zabawne, wiarygodne czy zróżnicowane. Do tego w sumie film ogląda się bez bólu, jest kilka doskonałych scen i zdań, sporo dowcipów nieco poniżej pewnego poziomu, ale ostatecznie – gdyby nie było oryginalnych Pogromców pewnie byłoby dużo mniej zastrzeżeń. No ale niestety Pogromcy są i to co więcej, wydaje się, że są tym lepsi im rzadziej się ich ogląda. Być może dobrze byłoby nieco zweryfikować pogląd a na pewno zrobić sobie podwójny seans by wyłapać wszystkie smaczki.
Ogólnie w całym filmie najzabawniejsze są sekretarki – i ta nowa i starsza
Jeśli zwierz miałby cokolwiek przewidywać i wieszczyć to podejrzewa, że film na siebie jednak jakoś super nie zarobi. Głównie dlatego, że filmy o duchach i z duchami mają poważny problem w Chinach gdzie ogólnie nie przyjmuje się filmów które potwierdzają że duchy są prawdziwe. Pewnie sporo osób uzna, że to z powodu żeńskiej obsady, bo tak jest łatwiej. Ostatecznie drugiej części pewnie nie zobaczymy choć zwierz ma wrażenie że potencjalnie mogłaby być dużo lepsza. Choć to nie jest pewna prognoza bo pewnie sporo osób pójdzie się przekonać czy kobiety w filmie są rzeczywiście takie złe. I być może dostaniemy rzecz lepszą. Bo zwierz ma wrażenie, że to czego naprawdę może filmowi wyjść na dobre, to kontynuacja której nikt reżyserowi nie będzie kazał ciąć.
Ps: Zwierz jest głęboko zaskoczony bo widział zwiastun Bridget Jones (odsłona trzecia) i wydawał się jej zabawny, zwierz nie wie co ze sobą zrobić. Musi się w jakiś sposób zebrać po takim strasznym doświadczeniu.