Zwierz ma do zrecenzowania jeszcze dwa filmy ale postanowił zatrzymać się na chwilkę by podzielić się z wami uwagami po pierwszym odcinku nowego, nadawanego przez BBC i HBO serialu Taboo z Tomem Hardym w roli głównej. Bo zwierz ma całkiem sporo refleksji mimo, że za nami jest dopiero pierwszy odcinek. Zwierz oferuje wam coś pomiędzy recenzją a ogólną skargą na fakt, że seriale ostatnio troszkę za bardzo się chyba starają. Nie wiem czy dużo w tym spoilerów. Być może największym spoilerem jest fakt, że w tym pierwszym odcinku nie za bardzo jest coś do spoilerowania.
Taboo wydaje się należeć do nowego gatunku seriali kostiumowych który chce przemawiać przede wszystkim do widowni, która szuka w kostiumowych opowieściach nie tyle nostalgii co naturalizmu, przemocy i mroku. Zwierz nie powie by to był wpływ Gry o Tron ale podejrzewa, że ponownie twórcy chcą celować w podobny gust. Choć zwierz bardziej widziałby tu inspirację estetyką chociażby serialu Wikingowie. W każdym razie konstrukcja takiego serialu polega na zastosowaniu kilku zabiegów które pozwalają grać w coś w stylu serialowego bingo. Oto kilka podpunktów które powinna spełniać estetyka serialu.
Po pierwsze powinno być ciemno. Zwierz nie wie czy plan serialu oświetlano tylko świecami i światłem naturalnym ale sprawiało to takie wrażenie. Być może jest to bardziej mroczne (no na pewno jest) i naturalistyczne niż po prostu oświetlanie planu filmowego ale sprawia też że człowiek widzi przez pół odcinka jakieś kawałki sylwetek w ciemności czy zarys budynku albo w ogóle nic nie widzi. Zwierz oglądający serial za pośrednictwem HBO GO trzy razy zmieniał ustawienia monitora by cokolwiek zobaczyć. Nie mniej ostatnio zwierz ma wrażenie że seriale bardzo dążą do tego byśmy jednoznacznie wiązali jakość produkcji z tym że nic się nie da zobaczyć.
Po drugie ma być brudno – ogólnie zwierz kiedyś pisał o naszym nowo odkrytym kinematograficznym brudzie który stał się ostatnio pewnym fetyszem. Bród jest ważny i powinien być wszechobecny. Tak więc ważne by widz wiedział że w Londynie w dawnych czasach było całe mnóstwo błota. Błoto zdaje się mieć drugą najważniejszą rolę w odcinku zaraz po Tomie Hardym. Być może dlatego, że na Tomie Hardym jest bardzo dużo błota. W każdym razie brud jest ważny i zwierz zapewnia was że zobaczycie w tym odcinku więcej brudnych paznokci niż wynosi miesięczna norma.
Po trzecie konieczne są krzywe zęby i zdeformowane twarze – zwierz nie wie kto to ustalił ale za naturalizm opowiadanej historii często odpowiadają twarze pokryte bliznami albo bardzo brzydkie sztuczne zęby. Taboo te warunki spełnia. W pierwszym odcinku zwierz naliczył jedną ospowatą twarz, jedną sztuczną szczękę z metalowymi koronkami i bardzo dużo twarzy z którymi jest coś nie tak. Do tego skołtunione włosy i jesteśmy w domu. Bo jeśli ludzie z przeszłości są brzydcy i odrażający to znaczy że mamy naturalizm a jak mamy naturalizm to jesteśmy w świecie kultury nieco wyższej.
Po czwarte konieczna jest próba wzbudzenia w widzu obrzydzenia – często odwołując się do niemożliwych do oddania wrażeń węchowych. Tu już w pierwszych scenach serial prowadzi nas na zaplecze gospody gdzie jest rzeźnia a tuż obok miejsce przeznaczone na toaletę. Twórcy bardzo koncentrują się na pokazywaniu nam mięsa (poniżej jest błoto – to ważne!) bo nic tak nie krzyczy „naturalizm” jak sceny w rzeźni i mnóstwo mięsa o którym wiemy, że nie widział go żaden wojewódzki inspektorat sanitarny.
Po piąte – ważne jest żeby padało – ponownie – jeśli widz niemalże czuje zapach brudnych ubrań które nasiąkły wodą to jesteśmy w domu. Deszcz jest obowiązkowy i to nie dlatego, że akcja rozgrywa się w Londynie ale dlatego, że konieczny jest do tego błota co stanowi konieczny element i pojawia się (wraz z wychudłym chartem żywiącym się mięsem z kości samobójców – co brzmi koszmarnie ale dokłada się do naszego serialowego naturalizmu)
Po szóste – serial musi się bawić ostrością kamery i wprowadzać poczucie rozchwiania, czasem dając dziwne zbliżenia na twarze aktorów – najlepiej gdy są w jakimś transie. To też jest element obowiązkowy, podobnie jak dziwne przebitki na wizje. To nie jest element naturalistyczny ale dodawany w kontrze do naturalizmu – jako intrygujący element ponadnaturalny – który zawsze przyciągnie widza bo przecież wszyscy jesteśmy tu dla fajerwerków i guseł.
Jeśli chodzi o estetykę serialu to Taboo idealnie wypełnia te wszystkie założenia. Zwierz miał wrażenie że dawno nie widział serialu który bardziej by się starał być mroczny, niepokojący i pasujący do nowo odkrytej estetyki produkcji kostiumowej. Jednocześnie pod względem informacyjnym ten pierwszy odcinek tak naprawdę nie posuwa za bardzo jakoś akcji do przodu. Więcej, sama fabuła troszkę przypomina opowieść Dickensowską. To znaczy mamy tu śmierć mało lubianego człowieka, którego zaginiony syn (ostatnie dziesięć lat spędził w Afryce) pojawia się by przejąć jego interesy. Jest siostra i jej mąż – którzy nie są tym zachwyceni i kawałek ziemi w Ameryce który posiada dużo większą wartość niż można się było spodziewać. Do tego w tle jakaś sierota na utrzymaniu zaufanych ludzi. Brzmi naprawdę jak Dickens. Tym co serial ma wyróżniać jest nawiązanie do kwestii rasowych. Nasz zaginiony syn jest potomkiem rdzennej amerykanki co jakby sprawę komplikuje. Trochę komplikuje też fakt że gra go Tom Hardy – bo jako żywo mieszanego pochodzenia na jego obliczu nie znajdziecie. Internet już się podzielił w opiniach na temat tej roli. Zwierz chwilowo nie wie co myśleć. To znaczy zobaczymy co będzie dalej. Natomiast do Dickensa historię zdecydowanie różni też jakaś domyślna niejednoznaczna relacja bohatera i jego siostry. Ale ponownie – tego też dowiemy się w kolejnych odcinkach.
Zwierz przyzna że Taboo jak na razie nie porwało jego serca. Być może właśnie dlatego, że to serial który z jednej strony strasznie się stara (No widać w każdym kadrze jak się starają) by wybić się ponad inne produkcje, z drugiej jest taki trochę emo mroczny. Zwierz bardzo lubi Toma Hardy’ego i uważa go za fenomenalnego aktora ale jak na razie przyszło mu głównie srogo chrząkać (Tom jest międzynarodowym mistrzem w chrząkaniu dramatycznym) i nosić najbardziej nie twarzowy kapelusz w historii współczesnej telewizji. No i jeszcze Tom w tym pierwszym odcinku dramatycznie łypie, to tu to tam na różnych ludzi i mamy się z tego łypania domyślić, że pewnie zrobi komuś krzywdę. A może nawet mistyczną krzywdę. Przy czym ponownie – trudno coś jednoznacznego powiedzieć bo serialu mieliśmy zdecydowanie za mało. Kto wie może to dobry sposób by widz powrócił na kolejne odcinki. Tak więc mimo sporych estetycznych zastrzeżeń zwierz pewnie spróbuje się dowiedzieć co dalej. Ale przyzna szczerze, jakoś nie porwał go ten serial od pierwszych minut. Może dlatego, że ostatnio zwierz coraz częściej ma wrażenie jakby widział nie tyle seriale ale ich bebechy i konstrukcje. A to jest zdecydowanie mniej zabawne od angażowania się w historię i postacie. No ale po tym zwierz wyróżnia te swoje ulubione seriale. Nawet na chwilę nie zastanawia się przy nich jak to jest zrobione.
Ps: Zwierz nie recenzuje La la land bo wie że do premiery jest jeszcze trochę czasu a chciałby wam jednak napisać nieco bliżej waszych wypraw do kina.