Gangsterzy. Powinniśmy się ich bać, potępiać i spychać na margines. A jednak w kulturze popularnej zajmują poczesne miejsce – niezależnie czy są włoskiego, irlandzkiego czy angielskiego pochodzenia. Intrygują bo odpowiednio podkolorowani wydają się ludźmi dużo ciekawszymi od przeciętnych złodziejaszków. Z przestępstwa robią biznes, z przemocy walutę, z podważania zasad sposób na życie. Zastanawiamy się kim są tacy ludzie jak organizują swój świat, dbają o rodzinę i przechodzą do porządku dziennego na swoimi występkami. Legend to gangsterów portret podwójny.
Po co robić flm o jednym gangsterze skoro można o dwóch tak bardzo do siebie podobnych i tak bardzo różnych
Ronald i Reggie Kray – bracia gangsterzy, którzy zrobili wielką przestępczą karierę w Londynie lat 60 to idealni bohaterowie masowej wyobraźni. Bracia bliźniacy z których jeden – przystojny i uroczy wydaje się przestępcą doskonałym – odpowiednio balansujący między konieczną w zorganizowanej przestępczości dyplomacją a bezwzględnością, drugi – brzydki i odstręczający schizofrenik i psychopata, paranoik z olbrzymimi skłonnościami do przemocy. A jednak działający razem, odmienni jak dwie strony monety, teoretycznie dalecy – a przecież związani ze sobą na zawsze braterską lojalnością. Niezależnie od tego czy znało się wcześniej historię braci Kray czy poznaje się ich dopiero w filmie sam punkt wyjścia jest niesłychanie intrygujący. I od razu trzeba przyznać, że ten wątek –relacji między braćmi wydaje się najlepiej poprowadzony. Początkowo wydaje się że podział jest prosty – „dobry” gangster i „zły gangster”. Jednego łatwo nam od razu polubić, dać się uwieść jego urokowi i sugestii że być może działalność przestępcza jest tylko drogą do uczciwego biznesu. Drugi od razu budzi niepokój – jest dziwny, agresywny, niebezpiecznie szczery, obserwujący wszystkich czujnie spod ciężkich powiek. Jednak im dalej idzie film tym częściej widzimy, że podział ról między braćmi nie jest taki prosty – niekiedy okazuje się że łączy ich więcej niż można by przypuszczać. Powoli – poznając braci dzięki Frances – żonie jednego z nich, zaczynamy tracić złudzenia, że istnieją różni od siebie bracia Kray. Wręcz przeciwnie dostrzegamy co raz więcej podobieństw.
Pochylmy się na chwilę nad czystym geniuszem tego plakatu (Guardian dał tylko dwie gwiazdki )
Gdyby film skoncentrował się na tym wątku byłby z pewnością intrygujący. Zwłaszcza, że fabularnie powtarza raczej dobrze znane schematy. Mamy historię powstania i upadku gangsterskiego imperium opowiadaną raczej krótkimi epizodami z gangsterskiej kariery obu braci. Nie jest to najbardziej płynna narracja i zdaniem zwierza sporo ze scen można byłoby bez straty dla filmu wyciąć (jest dość długi) ale często jest bardzo śmiesznie (nie przesadzajmy to angielscy gangsterzy w latach 60 – pałki i herbatka są na ekranie częściej niż alkohol i pistolety) i dość lekko więc można to wybaczyć. Problem w tym, że obok wątku braci mamy jeszcze wątek związku Reggiego z Frances – sympatyczną młodą dziewczyną pragnącą się wyrwać z East Endu. Zdaniem zwierza to właśnie ten zbędny element w narracji – o ile jest kilka dobrych scen które się z nim wiążą (doskonała scena ślubu) to całość ma jakby zupełnie inny rytm niż reszta filmu. Do tego prowadzona zza kadru narracja Frances zaskakująco rzadko zbiega się z tonem tego co widzimy na ekranie. Jasne jej głos wiele ułatwia bo odpowiada to czego nie widzimy ale – mimo, że zwierz uwielbia grającą Frances Emily Browning – cały wątek sprawia wrażenie jakby został wyjęty z innego filmu. Jak zwierz sprawdził w napisach końcowych – scenarzysta i reżyser filmu to ta sama osoba – doskonały scenarzysta Brian Helgeland. Niestety po filmie widać, że reżyser filmu miał zbyt dużo szacunku do scenariusza. Zwierz ma podejrzenia że inny reżyser mógłby więcej ze scenariusza wyciąć – na rzecz płynności narracji i wydobycia pewnych wątków które giną w natłoku scen i zdarzeń.
Film ma niezłą obsadę ale poza Tomem, w sumie mało kto ma coś naprawdę ciekawego do zagrania
Legend przez swoje rozdrobnienie robi się w pewny momencie filmem dość męczącym. Mniej więcej w trzech czwartych filmu rozumiemy, że wiemy już o bohaterach wszystko co było warte poznania i zrozumienia i że czas na puentę. Co więcej od samego początku wiemy jaka ta puenta będzie – podobnie jak w przypadku wszystkich filmów gangsterskich – im lepiej idzie biznes tym bardziej nieuchronny jest upadek. To zasada która sprawia, że właściwie każdy film gangsterski, a zwłaszcza ten oparty na faktach układa się według tego samego schematu. Sztuczka polega na tym, by widz dał się na tyle wciągnąć w życie bohaterów by nie zauważył, że zna ciąg dalszy fabuły. I tego niestety Legend nie gwarantuje. Wręcz przeciwnie – widz cały czas pozostaje trochę z boku – świadom że ogląda historię której kurs z góry jest zaplanowany a zakończenie wyznaczone i zapisane. Dzieje się też tak dlatego, że wiele scen jest po prostu za długich – jak zwierz pisał, w pewnym momencie rozumiemy, że jeden z braci jest szalony i nieobliczalny, a drugi nie jest tak miły jakby się to mogło wydawać. I powtarzanie nam tego w kółko niewiele tu zmieni. Na dodatek humor – bardzo mocno obecny w początkowej części filmu (humor wybitnie angielski i bardzo trafiający w gust zwierza) pod koniec produkcji pojawia się co raz rzadziej co niestety sprawia, że trochę zaczyna wiać nudą. Bo tak naprawdę jest tylko jeden film gangsterski i zaczynamy sobie zdawać sprawę, że wszystko już gdzieś widzieliśmy. Jasne humor wiele zmienia ale też angielski humor i gangsterzy to nie jest jakaś nowość – widzieliśmy to już wcześniej w kilku odsłonach.
Jezuśku jaki Tom jest w tym filmie piękny
Nie dawno blog zwierza odwiedził czytelnik twierdzący, że nie ma dobrych ról w złych filmach. Zdaniem zwierza należałoby go komisyjnie posadzić przed Legend i pokazać mu rolę Toma Hardy’ego. Zwierz może mieć zastrzeżenia do filmu – jego konstrukcji, tempa czy nawet obecnego w niektórych dialogach koszmarnego sentymentalizmu. Ale niezależnie od tych zastrzeżeń trzeba powiedzieć że Tom Hardy jest w swojej podwójnej roli niesamowity. Po pierwsze w tym filmie jest dwóch facetów z których jeden jest tylko lekko podobny do drugiego. Jasne – widać, że aby stworzyć nieco mniej przystojną wersję bohatera aktor musiał skorzystać nieco z pomocy charakteryzacji (zwierz nie czytał co dokładnie zrobiono ale miał wrażenie, że skorzystano trochę z efektu „Ojca Chrzestnego” czyli wypchanych policzków co by nieco zmienić rysy twarzy) ale nadal to niesamowite jak bardzo w tym filmie są dwie zupełnie odmienne postacie.
Niesamowite jaki Tom jest w tym filmie odrażający
Ronald – brzydszy z braci nie tylko inaczej wgląda ale inaczej chodzi (jest taki kwadratowy, nieporadny, nie pasujący do wszystkiego w około), nawet inaczej patrzy – w jego oczach widać zarówno nieufność jak i błysk szaleństwa. Zaciąga się inaczej papierosem, inaczej bije, inaczej pije, inaczej siedzi. Reggie zaś – och jaki piękny jest Reggie. Zwierz co prawda zawsze lubił Toma Hardego i nigdy nie był on mu przykry, ale jaki on jest w tym filmie przystojny. To ważny element roli bo kiedy spoglądamy na tego eleganckiego, przystojnego faceta, w doskonale leżącym garniturze czy płaszczu to rozumiemy jak szybko u łatwo mógł on zdobywać serca ludzi wokół siebie. To, że Hardy jest w stanie zróżnicować swoich bohaterów nie dziwi – w końcu to bardzo zdolny aktor. Co nie zmienia jednak faktu, że zwierz nie przypomina sobie kiedy ostatnim razem widział tak doskonale zagrane dwie postacie, w jednym filmie przez tego samego aktora. Złudzenie, że „jest ich dwóch” jest do tego stopnia silne, że kiedy mamy sceny w których Hardy gra z Hardym dalibyśmy głowę, że mamy dwóch aktorów. I jasne – film jak niemal wszystkie filmy o bliźniakach często wykorzystuje sztuczkę z tym łatwym do podzielenia na pół kadrem (zwierz pisał o tym tutaj) ale po raz pierwszy od dawna zwierz nie miał ochoty ani nawet poczucia że powinien te sztuczki śledzić. Tam po prostu jest dwóch aktorów. Jeden niesłychane przystojny, lekki i uroczy, drugi taki przyciężki, niezbyt atrakcyjny i niepokojący. Może za jakiś czas ktoś nam powie, że Tom Hardy ma skrywanego brata bliźniaka. Bo serio można to po tym filmie uwierzyć. I zwierzowi nieco żal bo to jest jedna z tych ról, która zasługuje na worek nagród ale niestety nie jest w filmie na tyle dobrym by była się w stanie przebić przez fakt, że wysiłek aktora się nieco marnuje.
Wątek Frances jest jakby obok tego co w filmie najlepsze. Zwierz ma poczucie że bez niego film byłby lepszy
Hardy dominuje film ale nie jest jedynym obecnym na ekranie aktorem. Oprócz niego zobaczymy mnóstwo znanych (zwłaszcza wielbicielom brytyjskiego kina twarzy). Wspomniana Emily Browning ma w sumie niewdzięczną rolę. Jej bohaterka zakochuje się w gangsterze, bierze z nim ślub i… no właśnie jej rola sprowadza się do bycia w filmie, przyglądaniu się światu ale niestety poza smutkiem nie ma tu wiele do grania. Zwierzowi żal dobrej aktorki której dano taką właściwie napisaną do połowy rolę. Choć w jednej ze scen filmu – tej ślubnej – potrafi ona jednym bardzo drobnym ruchem kącika ust zamienić niezłą scenę w doskonałą. Poza tym – to jest absolutnie prześliczna aktorka, która w ciuchach z epoki (lata 60 pasują do jej typu urody) wygląda tak wspaniale, że powinna olać zmiany w modzie i zawsze się tak ubierać. W roli policjanta który z wytrwałością godną lepszej sprawy śledzi naszych bohaterów zobaczymy Doktora czyli Chrisa Ecclestona. To już któryś film z rzędu który budzi w zwierzu poczucie pewnego niedosytu – niby Ecclesto w nim jest ale trochę jakby go nie było. Pojawia się w kilku scenach, ma naprawdę mało dialogów, choć mogłoby się wydawać że filmie powinno się znaleźć nieco więcej miejsca dla policjantów tropiących złodziei. Z drugiej strony – w filmie zobaczymy w filmie Colina Morgana czy Tarona Egertona (to ten chłopak który grał główną rolę w Kingsman) w tak niewielkich drugoplanowych rolach (Morgan prawie nic nie mówi, Egerton głównie wygląda),że można się zastanawiać co tak właściwie skłoniło ich do przyjęcia ról dużo poniżej ich możliwości. Podobnie Paul Bettany który pojawia się w filmie w tak niewielkiej roli, że „mrugniesz a przegapisz”. Jak zwierz mniema – dobrze ustawiony scenarzysta ma wielu dobrych znajomych wśród twórców filmowych.
Brat zwierza sugeruje,że być może jednego z braci gra Meryl Streep
Jednym z najbardziej interesujących aspektów filmu jest rola herbaty w całej opowieści. Zwierz wie jak to dziwnie brzmi, ale rzeczywiście herbata jest tym co łączy wszystkie wątki w całość. Nasi bohaterowie popijają herbatkę zarówno w czasie domowych wizyt jak i po wykonanej egzekucji. Fakt, że nie potrafi się zrobić dobrej herbaty jest dobrym powodem by wyrażać się o niej jako o osobie która nic sobą nie reprezentuje. Kiedy w jednej ze scen zwierz był prawie pewien, że nasi bohaterowie zajęli się handlem narkotykami okazało się, że wąchali herbatę. Co więcej herbata naprawdę łączy wszystkich – piją ją policjanci, złodzieje, starsi i młodsi. Zwierz zastanawia się dlaczego film zawiera tyle scen z herbatą i czy naprawdę chodzi o podkreślenie angielskiego charakteru produkcji czy należałoby to picie herbatki rozłożyć na części pierwsze. Zwłaszcza, że w pewnym momencie scenarzysta wprost (oczywiście ustami swojej bohaterki), że w Anglii herbata staje się kluczem i lekiem na całe zło. Być może pochodzący ze Stanów reżyser i scenarzysta nadal nie jest w stanie do końca zrozumieć o co Anglikom chodzi z tą herbatą i film poza tym że opowiada o gangsterach staje się też takim studium w herbacie. Fascynującym i na swój sposób uroczym. Choć ponownie jest to element niekoniecznie pasujący do reszty filmu. Choć bardzo angielski.
Inni gangsterzy może piją i hulają. Ale dla angielskich najważniejsza jest herbatka i kanapeczki
Czy więc warto zobaczyć Legend? Zdaniem zwierza tak – głównie po to by móc cieszyć się fenomenalną rolą Toma Hardego. Naprawdę dobre role wcale nie zdarzają się w kinie tak często jak głoszą to fani i krytycy ale ta z pewnością zasługuje na laury, rozpoznanie i zapisanie w pamięci potomnych. Nie mniej sam zwierz skłania się chyba bliżej tym sprytnie ukrytym na plakacie dwóm gwiazdkom Guardiana niż niesamowitym zachwytom. Czegoś w tym filmie brakuje i czegoś jest za mało. Im dłużej się nad tym zwierz zastanawia tym bardziej dochodzi do wniosku, że jest za dużo scen a za mało bohaterów. To znaczy przed naszymi oczyma przewija się cała galeria postaci ale właściwie nie wiemy kim są. Przez co nasi bracia Kray nie mają żadnego kontrapunktu. Rozumiecie – większość bohaterów można poznać poprzez ich interakcje z innymi bohaterami. I rzeczywiście kiedy bracia rozmawiają z Frances dowiadujemy się o nich mnóstwo. Ale kiedy jej nie ma, czy kiedy mamy sytuacje bardziej gangsterskie to w sumie brakuje im takich partnerów na ekranie. Jak zwierz pisał – od pewnego momentu nic więcej się o nich dowiedzieć nie możemy, a film trwa dalej. Aż prosi się o to by dokonać jakiejś drastycznej interwencji nożyczkami i wyłowić z tego straszliwie nierównego filmu naprawdę porządny kawałek kina. Tylko krótszy a może po prostu bardziej dynamicznie zmontowany. W ogóle temat, aktorzy i gra proszą się o jakiś ciekawy i dynamiczny montaż, ale niestety film jest dość tradycyjny pod tym względem. Choć co warto zauważyć- muzykę ma fenomenalną i złożoną z hitów z epoki. Cóż będziecie nucić po wyjściu z kina. To jedna z tych pewnych rzeczy. Ale ostatecznie – to jest angielski film z dobrą obsadą i zwierz naprawdę byłby ostatnim człowiekiem na ziemi, który umiałby z czystym sercem taki seans odradzić.
Ps: Zwierz pisał na fb ale jeszcze tu was poinformuje, że od czasu kiedy ma nowy telefon (kilka dni) jest aktywny na Snapchacie. Nie jest trudno zwierza znaleźć wystarczy wpisać zpopk. Nie będzie to najciekawszy kanał na świecie ale zwierz się postara czasem coś fajnego tam wrzucać
Ps2: Zwierz dostał mnóstwo pytań o zwiastun nowego filmu z Vin Dieselem – Last Witch Hunter. Jasne że zwierz pójdzie zobaczyć. To jest zbyt pięknie durne by zwierz przegapił.