Home Ogólnie Gorąco, szybko, Londyńsko czyli wpis podróżny 1

Gorąco, szybko, Londyńsko czyli wpis podróżny 1

autor Zwierz

Hej

Od ostat­niej wiz­y­ty zwierza w Lon­dynie nie minął nawet rok.  To jedyne mias­to poza grani­ca­mi kra­ju które zwierz odwiedzał w tak różnych porach roku. Przechadzał się w mięk­kich szaroś­ci­ach mar­cowego Lon­dynu który pach­ni­ał już latem, bie­gał po grud­niowym ciepłym mieś­cie, przy­tul­nym i skrzą­cym się od świątecznych deko­racji. Ter­az zwierz przemierza Lon­dyn let­ni, waka­cyjny i ner­wowy, wal­czą­cy z falą gorą­ca i zale­wa­ją­cych go turys­tów. Mias­to tak dobrze zwier­zowi znane znów okazu­je się miejscem zupełnie obcym, szyku­ją­cym niespodzian­ki i wciąż zaskaku­ją­cym swo­ją różnorod­noś­cią. Którą jak to zwyk­le bywa zwierz dostrze­ga tym lep­iej im lep­iej zna miasto.

Nieste­ty wpisy Londyńskie będą słabo ilus­trowane — nie dlat­ego, że zwierz nie chce ale po pros­tu na kom­put­erze podróżnym zwierza wszys­tko trwa nieco dłużej, co oznacza że wrzu­canie zdjęć do każdego aka­pitu zajęło­by mnóst­wo cza­su. Ale wszys­tkie zdję­cia są autorstwa zwierza

Po lekkim przeskocze­niu nad połową kon­ty­nen­tu trze­ba zapłacić bogom podróży swo­ją dan­inę. Nawet bezpośred­nia linia łączą­ca lot­nisko z okoli­ca­mi hostelu nie zmienia fak­tu, że trze­ba poświę­cić niemal godz­inę by prze­jechać przez mias­to. Ten epi­zod podróży zawsze okazu­je się jed­nak ciekawy. Obser­wowanie zmieni­a­ją­cych się pasażerów — od rozglą­da­ją­cych się na boki objuc­zonych podróżnych przez zerka­ją­cych co chwila na rozkład stacji turys­tów po śpieszą­cych się ku swoim dzi­en­nym spra­wom londyńczykom. w cza­sie tej jazdy wgłąb mias­ta moż­na niemal poczuć jak Lon­dyn pożera podróżnych, zasysa ich do swo­jego wnętrza by potem jak­by nigdy nic udać że zawsze tu było ich miejsce. Z roz­grzanego metra wyrzu­ca ich na przy­jem­nie ciepłe ulice i niemal siłą wtłacza w tkankę mias­ta nie pyta­jąc, skąd na jak dłu­go i po co przy­jechali. Wszyscy muszą się temu ryt­mowi pod­dać, nie ma marudzenia, przys­tawa­nia na schodach, rozglą­da­nia się za właś­ci­wy­mi połączeni­a­mi. Trze­ba iść, biec, poruszać się by ten mech­a­nizm działał.

Mimo,że Hos­tel położony jest w samym cen­trum mias­ta dwa kro­ki od Rus­sel Square moż­na było­by dać głowę, że zna­j­du­je­my się w jakimś niewielkim miasteczku tylko przy­pad­kiem wcielonym w admin­is­tra­cyjne granice mias­ta. Budyn­ki są niskie ulice przy­jazne, jak okiem sięgnąć kna­jpy i niewielkie sklepy przez­nac­zone dla lokalnej społecznoś­ci. Ale to Lon­dyn — niko­go oczy­wiś­cie nie dzi­wi sklep gdzie wywies­zone w oknach gazet donoszą przede wszys­tkim o wypad­kach z Indii a mały super­mar­ket na rogu (his­to­rycz­na plaki­et­ka wskazu­je, że dwieś­cie lat temu któryś z pokoi wyna­j­mował pis­arz którego zwierz abso­lut­nie nie kojarzy) sprzeda­je pro­duk­ty zgodne z halachą. Tym co okazu­je się zaskaku­jące jest fakt, że niemal nie sposób tu mówić po ang­iel­sku. Recepcjon­ist­ka z hotelu pochodzi z Pod­la­sia i lekko zacią­ga, w pob­liskim antyk­waria­cie obsłu­ga bez mrug­nię­cia okiem prze­chodzi na Pol­s­ki. Wśród wyłożonych tanich książek na pier­wszym miejs­cu pyszni się kodeks postępowa­nia karnego. Po polsku.

Daje­my się znów połknąć metru, tym razem z pre­m­e­dy­tacją kieru­jąc się ku cen­trum mias­ta. Owa nat­u­ral­na potrze­ba znalezienia się blisko najbardziej znanych Londyńs­kich budynków musi być zaspoko­jona przy­na­jm­niej pier­wszego dnia podróży. Wysi­adamy więc przy Laices­ter Square i odby­wamy obow­iązkowy spac­er po w kierunku Tamizy i West­min­steru. Choć nie jest nam potrzeb­na mapa a i krok w prze­ci­wieńst­wie do przys­ta­ją­cych co chwilę wycieczek mamy pewny to jed­nak nie ma wąt­pli­woś­ci — jesteśmy turys­ta­mi i to jeszcze nieco boją­cy­mi się mias­ta. Świadect­wo naszego lęku pojaw­ia się za każdym razem gdy przy­chodzi nam przekroczyć ulicę. Nie ma w nas pewnoś­ci tubyl­ców którzy potrafią chwilę przed zmi­aną światła z pewnoś­cią wskoczyć na jezd­nię czy prze­biec nawet w najbardziej ruch­li­wym miejs­cu z bez rozglą­da­nia się na boki.  Nasze grzeczne przestrze­ganie przepisów spraw­ia, że wyróż­ni­amy się w wielo­bar­wnym tłumie.

Tłum niby jest wielo­bar­wny ale przechadza­jąc się nad­brzeżem Tamizy nie sposób nie dostrzec że w isto­cie to dość jed­norodne zbiorowisko. Zap­a­trzeni w mapy turyś­ci pedan­ci porusza­ją­cy się jedynie między punk­ta­mi warty­mi uwa­gi, rodziny z dzieć­mi dzielące czas pomiędzy czyszczenia różnych częś­ci ciała z pozostałoś­ci lodów i karce­nia znud­zonych wycieczką nas­to­latków, radosne pary ignoru­jące wszys­t­kich wokół sku­pi­one na sobie — nawet jeśli wywodzące się z kul­tu­ry która nie uzna­je trzy­ma­nia się za ręce, wyciecz­ki prze­ga­ni­ane z punk­tu w punkt złożone z ludzi zaj­mu­ją­cych się głównie poko­rnym podążaniem za wznie­sioną nad głową szmatką czy para­solem. Wszyscy tak różni, przy­by­wa­ją­cy tu z całego świa­ta przy­wiozą do domów set­ki podob­nych zdjęć, te same wspom­nienia rozle­ją się na kon­ty­nen­ty i to jed­no unikalne i kochane zdję­cie pod Par­la­mentem ozdo­bi nie jeden kom­put­erowy pul­pit i wyświ­et­lacz tele­fonu. Wśród turys­tów da się jed­nak wyłow­ić wzrok­iem tubyl­ców. Ich głów­na cecha — bieg­ną. Zawz­ię­ci, rozpy­cha­ją­cy się łok­ci­a­mi, ubrani w swo­je ukochane sportowe ciuchy próbu­ją prze­bić się przez spaceru­ją­cy tłum. Są bezwzględ­ni, nie zwal­ni­a­ją, zmuszeni mody­fiku­ją krok ale nie przys­ta­ją. To ich mias­to, ich rze­ka i jeśli ktoś ma pra­wo tu bie­gać to oni. Zwierz przyglą­da się tej zawz­ię­toś­ci z pewną dumą. Londyńczy­cy mogą tolerować tłumy spacerow­iczów nad Tamizą ale nie dadzą się wypch­nąć ze swoich ukochanych tras biegowych.

Pod opactwem West­min­ster­skim zarządzam obow­iązkowe zwiedzanie. Ale nie dla mnie. Obeszłam ten pom­nik bur­zli­wej a jed­nak paradok­sal­nie spoko­jnej his­torii już kil­ka razy. Przed kole­jnym zwiedzaniem pow­strzy­mu­ją mnie względy finan­sowe ale też lęk przed banałem. Za którymś razem  pochów­ki śred­niowiecznych królów i tablice pamiątkowe aktorów i poet­ów nie budzą już żad­nych uczuć. Lubię pielęg­nować wspom­nienia ale cza­sem trze­ba dać sobie szan­sę zapom­nieć. Osamot­niona mam przed sobą godz­inę wol­nego i całe mias­to u mych stóp. Ale decy­du­ję się zro­bić coś na co nie decy­du­je się więk­szość zab­ie­ganych turys­tów. Kupu­ję kawę i opier­am ple­cy o śred­niowieczną budowlę. Na zielonym trawniku rozłożyli się turyś­ci i mieszkań­cy Lon­dynu. Śred­niowiecz­na budowla wcale nie wyglą­da na obur­zoną ich zachowaniem — pije­my kawę, jemy, czy­tamy. Ktoś roz­maw­ia nieco za głośno po hisz­pańsku, nieco dalej przy­cup­nęła wyciecz­ka choć nie sposób jas­no określić jakim językiem posługu­ją się jej uczest­ni­cy. Opact­wo daje cień, mimo zmi­en­noś­ci świa­ta wokół niego, ten sam niezmi­en­ny cień chłodzą­cy londyńczyków i podróżnych od wieków. To radosne zbiegowisko pod mura­mi świą­tyni spraw­ia że cała przestrzeń żyje. Zamykam oczy i baw­ię się w swo­ją ulu­bioną zabawę. Usuwam w wyobraźni, samo­chody, ulice, budyn­ki, doda­je drze­wa, trawy, widok na rzekę. Cofam na chwilę czas. By potem wró­cić w prze­ciągu sekundy do współczes­noś­ci gdzie chłod­ny śred­niowieczny kamień daje mi opar­cie w ciepły let­ni dzień.

Po tej chwilowej reflek­sji rusza­my dalej.  Zgod­nie z zain­tere­sowa­ni­a­mi zwiedza­my muzeum Kawa­lerii.  Nie jest porusza­jące, choć doskonale pomyślane, przez mleczną szy­bę widać prawdzi­we konie sto­jące w bok­sach czeka­jące na kole­jną paradę czy wartę. Nowoczes­ność muzeum ustępu­je staro­mod­ne­mu wys­tro­jowi sta­jni. Trochę jak w całym Lon­dynie — nowoczesne miesza się tu z zaskaku­ją­co trady­cyjnym i niezmi­en­nym. Z muzeum prze­chodz­imy do parku St. James. Siadamy na jed­nej z ławek i oga­r­nia nas trud­na do opisa­nia bło­gość. W niewielkim jeziorku kacz­ki, łabędzie i gęsi wal­czą o podrzu­cane im kawał­ki chle­ba. Wśród nich da się dostrzec jed­ną mewę która wyraźnie ma nadzieję że wys­tępu­jąc incog­ni­to zgar­nie coś dla siebie. Tablicz­ka infor­mu­je by nie naruszać biegu dzikiego życia ptact­wa ale praw­da jest taka, że nasz punkt obserwa­cyjny daje ide­al­ny punkt wyjś­cia do obserwacji nieco bardziej rozwiniętego gatunku homo sapi­ens.  Dzieci bie­ga­jące po raz ostat­ni w życiu z zapałem (potem im prze­jdzie już na zawsze), przy­jaciół­ki które przez lata wyro­biły sobie wspól­ny krok i trasę przez park, ze strzęp­ków ich roz­mowy moż­na by odt­worzyć połowę ich życia, wyciecz­ka nas­to­latków — obser­wowana z dale­ka pozwala bez pudła wskazać który chłopak poder­wał­by którą dziew­czynę, kto komu chce zaim­ponować a kogo gru­pa lekko odsunęła na bok. Z tru­dem pod­nosimy się z miejs­ca, bo póki  słońce trzy­ma się na niebie chci­ało­by się z per­spek­ty­wy ław­ki obser­wować ten spektakl.

Hos­tel wita nas z powrotem, uprze­jmą obsługą , drob­ny­mi ukry­ty­mi kosz­ta­mi, poko­jem wielkoś­ci celi i abso­lut­nie przepięknym widok­iem z okna w toale­cie. Inter­net, przestrzeń wspól­na, nawet czys­to. Nic więcej mi chwilowo nie trze­ba, poza jedze­niem. I właśnie ku niemu udam się w chwili kiedy będziecie czy­tali te słowa. Jed­nocześnie jak zwyk­le kiedy rozpoczy­nam wiz­ytę w Lon­dynie łapię się na tym, że to chy­ba jedyne mias­to w którym cieszy mnie po pros­tu prze­by­wanie, nawet nie wypełnione żad­ną spec­jal­nie turysty­czną akty­wnoś­cią. Może na tym pole­ga jego urok. Lon­dyn od tylu lat zasied­la­ją, odwiedza­ją, mija­ją i wiz­y­tu­ją ludzie ze wszys­t­kich stron świa­ta że nauczył się on żyć pomi­mo tych wszys­t­kich prze­wala­ją­cych się fal odwiedzin. Stoi, funkcjonu­je i niko­go nie dyskrymin­u­je, nie przeprasza, nie spy­cha na mar­gin­es. A przede wszys­tkim. Lon­dyn jest. Co zawsze miło sprawdz­ić samemu.

18 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online