Hej
Koniec października to tradycyjnie już moment kiedy próbuje się nas przestraszyć. Straszyć próbują nas zarówno obrońcy tradycji którzy twierdzą że Halloween stoi w sprzeczności z naszą chrześcijańska tradycją, jak i zwolennicy przenikania się kultur którzy po prostu pragną byśmy zakupili stroje wampirów i wilkołaków. No i oczywiście są też tacy którzy będą was przekonywać, że ani jedna ani druga tradycja nie jest dla nas bo my mamy własne słowiańskie tradycje. Zwierz nie opowiada się bo żadnej ze stron. Rozumie tych którzy Halloween obchodzą ( sam dostał zaproszenie na taką imprezę i pewnie się wybierze) jak i tych którym jakoś to nie gra z tradycją ( choć teoretycznie tradycja bania się zmarłych jest chyba dłuższa niż tradycja oddawania im szacunku) . Na całe szczęście nie jest zadaniem zwierza rozsądzać kto ma rację ( co zwierza niezwykle wręcz cieszy) i może wykorzystać nadchodzące święta dla popkulturalnych rozważań.
Tym jednak co nie ulega najmniejszej wątpliwości jest fakt, że dziś trudno nas przestraszyć tradycyjnie — wampiry i wilkołaki kompletnie się skompromitowały ( a to błyszczeniem, a to zazdrością o kochane przez wampiry piękne dziewczęta), zombie są banale ( z resztą co raz częściej się z nich śmiejemy) i ostatnio nie podskakujemy już nawet na widok japońskich dziewczynek wypełzających z telewizorów, nieźle mają się jeszcze duchy no ale wymagają one odrobiny wiary, której co raz bardziej nam brakuje naszym sceptycyzmy społeczeństwom. Czym więc można nas straszyć w dwudziestym pierwszym wieku? Poza kursem franka szwajcarskiego i wizją upadku Euro, które średnio nadają się na film fabularny ( choć może zwierz ma złe wyobrażenia o zdolnościach filmowców) idealne wydają się wszelkiego rodzaju choroby zakaźne czyli klasyczne epidemie. Zwłaszcza, że raz na jakiś czas wybucha jakaś epidemia ( która ma zamienić się w pandemię) a ludzkość przypomina sobie, że może i w kosmos śle rakiety ale nadal nie ma skutecznej broni na wszystkie możliwe choroby. Oczywiście zwierz nie byłby sobą gdyby nie zajrzał do wnętrza własnej wypełnionej tytułami filmów głowy i nie przygotował wam małego spisu tego co może przyjść pod postacią małego wirusa i zniszczyć ludzkość
1.) Epidemia Strachu — w swoim najnowszym filmie Sodebreg próbuje nas przekonać, że od jednej kropli krwi zranionego kucharza w Hong Kongu do śmierci milionów na całym świecie zasadniczo jest tylko jeden krok. Ponoć reżyser konsultował się z epidemiologami którzy pomogli mu przygotować przerażającą wizję. Z drugiej jednak strony — jeśli weźmiemy pod uwagę, że sposób rozprzestrzeniania się choroby wzorowano na mechanizmach działających przy SARS czy ptasiej grypie możemy czuć się całkiem spokojni. Jak wszyscy pamiętamy miała być światowa pandemia a dziś rząd polski jako jeden z największych sukcesów przedstawia nie zakupienie szczepionek przeciw ptasie grypie która okazała się bardziej wymysłem koncernów farmaceutycznych niż realnym zagrożeniem. Z kolei SARS choć rzeczywiście groźny okazał się wolniejszy od służb zajmujących się powstrzymywaniem rozlania się epidemii. Choć w Azji choroba zebrała dość spore żniwo w Europie czy Stanach jest raczej hasłem niż koszmarnym wspomnieniem. W każdym razie jak uczy nas film jeśli kiedyś naprawdę dotknie nas pandemia to będziemy mieli naprawdę przerąbane. W sumie jest się czego bać.
2.) Perfect Sense — film który nie miał jeszcze swojej premiery straszy nas dość specyficzną epidemią która będzie pozbawiać ludzkość po kolei kolejnych zmysłów. Choć twórcy zapowiadają, że wcale nie ma to być film przerażający ale raczej romantyczny ( bohaterem jest kucharz który uważa że nadal jest sens gotować dla ludzi pozbawionych smaku) to jednak sam pomysł wydaje się dość przerażający. W sumie zwierz podejrzewa, że większość z nas wolała by po bożemu paść trupem niż tracić wszelkie zmysły. Nie mniej zwierz filmu jeszcze nie widział więc może jedynie podejrzewać że przy takiej wizji na dobre zakończenie nie ma co liczyć. Na całe szczęście tego typu epidemie rodzą się w głowach autorów filmów — jak na razie zwierz nie słyszał o takiej chorobie, nie mniej jeśli się pojawi ostatnią rzeczą nad jaką zwierz będzie się zastanawiał to jego życie uczuciowe ( choć utrata przez wszystkich wzroku mogła by ti dla zwierza przynieść jakiś przełom)
3.) Miasto ślepców - film oparty na powieści portugalskiego noblisty Saramago nieco mniej metafizycznie podchodzi do nagłej epidemii ślepoty jaka opanowuje całe miasto. Utrata wzroku przez ludzkość daje za to asumpt do pokazania strasznych i przerażających konsekwencji nagłej utraty wzroku przez ludzkość. Choć film teoretycznie nie koncentruje się wokół samego faktu zachorowania na tajemniczą chorobę tylko na konsekwencjach ( rzecz jasna jest to jak zawsze upadek cywilizacji i koniec człowieczeństwa) to jednak w sumie nie trudno poczuć nieprzyjemny dreszcz w okolicach kręgosłupa gdy pomyślimy że gdyby cokolwiek takiego istotnie się zdarzyło wizja końca cywilizacji wcale nie byłaby tak abstrakcyjna. Nie mniej zwierz podejrzewa, że twórcy przede wszystkim pragnęli pokazać dość malownicze skutki ślepoty na drogach ( ale to tylko podłe podejrzenia zwierza)
4.) Doomsday — tym razem mamy do czynienia z podejściem lokalnym, dokładniej wyspiarskim — i trzeba przyznać dość ciekawym choć sam film jest jednym z najidiotyczniejszych jakie zwierzowi zdarzyło się kiedykolwiek widzieć. Kiedy na wyspach pojawia się zabójczy wirus na który rzecz jasna nie ma lekarstwa zarządza się niesłychanie ścisłą kwarantannę która wiąże się z odcięciem części kraju ( o ile zwierz pamięta była to Irlandia albo Szkocja ale tu zwierz nie da głowy) — trzy dekady później wirus ( jak sami widzicie wyjątkowo paskudny) znów atakuje i trzeba wybrać się tam gdzie nikt się nie wybierał czyli poza granice bezpiecznego kraju. jak się okazuje wirus ponownie nie tylko niszczy organizmy ale i człowieczeństwo. Co ciekawe jak sugerują nam twórcy filmu trzy dekady kwarantanny cofają każde społeczeństwo do poziomu średniowiecza. Wizja może i kretyńska ale z całą pewnością nowatorska ( nie mniej zwierz filmu nie poleca)
5.) 28 dni później — trzeba przyznać, że to pomysł zajście genialny by nasz bohater obudził się ze śpiączki dokładnie 28 dni po tym jak większość ludzkości zamieniła się w paskudne zombiaki. oczywiście jak zwykle w przypadkach epidemii zombizmu zaczyna się od naszych własnych prób majstrowania przy biologii — tym razem odpowiedzialni za epidemię okazują się do spółki — aktywista broniący praw zwierząt i zakażona powodującym wściekłość wirusem małpa. Oczywiście jak zwykle w świecie po epidemii znajdują się nie zakażeni i jak zwykle zombiactwo oprócz rzecz jasna wielu efektownych scen pościgów, ucieczek i nagłej śmierci staje się punktem refleksji nad ludzką ( zdaniem filmowców niezbyt dobrą) naturą. Warto zauważyć, że po raz kolejny epidemią straszą się Brytyjczycy ‑może to z lęku przed tym co może do nich przypełznąć z kontynentu?
6.) Jestem Legendą — można powiedzieć, że to amerykańskie podejście do świata po wielkiej epidemii zamieniającej ludzi w coś nie ludzkiego — tym razem jednak ludzkość zostaje zamieniona raczej w wampiry niż zombie, oczywiście tylko część ludzkości bo reszta dość spektakularnie umiera. Oczywiście to film amerykański więc mamy pewną nadzieje — nasz bohater — jak nam się sugeruje ostatni człowiek na ziemi okazuje się odpornym na paskudny wirus naukowcem ( dobrze że akurat go choroba oszczędziła — kto by chciał by taką epidemie przetrwał skrzypek? Kto by nas uratował?). Film sugeruje nam, że zaledwie w trzy lata po końcu świata w wybetonowany Nowy Jork porośnie trawa zaś stada jeleni będą biegać po Central Parku — jakkolwiek wygląda to ładnie i apokaliptycznie to jednak zwierz szczerze wątpi by wystarczył tylko trzy lata. Z resztą jest to ogólnie film słaby zaś sama wizja dość nie spójna ( choć sam początek istotnie jest wizualnie bardzo sympatyczny)
7.) 12 małp — tutaj co najgorsze już się stało — paskudny wirus wziął i zmiótł z powierzchni ziemi 99% ludzkości. Skoro jednak w 2035 roku można podróżować w czasie czemu nie wysłać Bruce’a Willisa i nie kazać mu złapać organizacji która w 1996 ( uff — już wiemy że to tylko ściema;) wirus wymyślił? 12 Małp bardziej niż o epidemii jest o nieuniknionym przebiegu zdarzeń. Nie mniej jeśli cokolwiek zawiodło ludzkość to przekonanie że za wirusem musi stać jakaś organizacja walcząca o prawa zwierząt. Ciekawe kto włożył naszym bohaterom ten pomysł do głowy? Nie mniej zwierz bardzo wam poleca ten film jeśli go nie widzieliście bo to filmowa perełka. I choć w sumie umyka nam tu sama epidemia to i tak warto film zobaczyć.
8.) Epidemia — tu mamy do czynienia ze starym dobrym wirusem wzorowanym na Eboli — jest 100% śmiertelny, prowadzi do licznych krwotoków wewnętrznych i zabija w ciągu trzech dni. Jak wszyscy wiemy, takie wirusy mają jedną niezwykle ważną cechę — nawet jeśli pojawią się w jakimś miejscu prawdopodobieństwo ich rozprzestrzenienia się jest niewielkie bo zarażeni umierają zanim zdążą go roznieść — stąd też Ebola choć niezwykle groźna występuje na niewielkich obszarach. Oczywiście w filmach amerykańskich by zaprzestać rozprzestrzeniania się paskudnego wirusa w latach 60 zrzuca się na zarażony teren bomby. Ale na całe szczęście świat wirusów zna sprawiedliwość i trzydzieści lat później wirus trafia do małego miasteczka w Ameryce gdzie walczy z nim dzielny Dustin Hoffman. Choć wirus niebezpieczny jest niezwykle, a zdjęcie maski specjalnego skafandra jest szczytem heroizmu to wydaje się że przynajmniej tym razem ludzkość przetrwa.
9.) Polowanie na Czarownice — skoro już jesteśmy w kręgu epidemiologicznej klasyki to nic nie wpływa na wyobraźnię tak jak stara dobra dżuma. My Polacy dżumy nie zaznaliśmy ( i nadal trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego) natomiast na zachodzie wciąż wywołuje ona dość słuszne przerażenie. Polowanie na Czarownice dzieje się w średniowieczu a choroba rozprzestrzenia się a jakże nie tylko na ciała ale i na dusze — bo zaraz po tym jak się pojawia wszędzie zaczynają płonąć czarownice. Film jest koszmarnie głupi i zwierz nie wie co towarzyszyło twórcom ( może źle się czuli) nie miej jest to produkcja która zawiera jeden z bardziej malowniczych przykładów klątwy Seana Beana który jak wiadomo ( SPOILER) rzadko dożywa końca produkcji w których gra.
10.) Planet Terror — Och cóż to za straszny wirus — a to człowiek zamieni się w zombie, a to zacznie się dosłownie i bardzo paskudnie rozpadać. U Rodrigueza paskudztwo jakim jest choroba służy dodania jeszcze większej ilości elementów gore do filmu który już i tak ocieka krwią i wszystkim innymi wydzielinami. Planet Terror dość słusznie przypomina ( choć z odpowiednią dozą przesady właściwą dla kina klasy B), że chorowanie bywa paskudne, ale z drugiej strony przynajmniej on nie udaje że bada naszą duszę — prędzej nasza odporność na obrzydliwości. Zwierz w czasie pierwszego seansu bawił się świetnie ale nie chce nigdy więcej tego filmu oglądać.
Zwierz ma nadzieje, że za bardzo was nie nastraszył. W sumie jeśli nie mieszkacie w pobliżu ośrodka badawczego w którym robi się eksperymenty na małpach możecie przynajmniej przez pewien czas czuć się spokojnie. Z drugiej strony kto wie czy to niepozorne kaszlnięcie waszego współlokatora to nie jest początkiem światowej pandemii. I z tą myślą ( zwierz ma nadzieje niepokojącą) zwierz pozostawia was do jutra.