Hej
Jak wiecie zwierz niezwykle rzadko recenzuje filmy które już zeszły z ekranów kin — robi tylko wyjątki dla tych filmów które nigdy się tam nie znalazły albo które zwierz naprawdę lubi. Tym razem niestety zwierz zrobi wyjątek i zrecenzuje film który mu się nie podobał. Dlaczego? Z trzech podwodów — po pierwsze dlatego, że nigdy nic takiego nie widział, po drugie bo wie, że ludziom się podobał i w końcu po trzecie bo to mógł być najlepszy film jaki zwierz widział od kilku lat. No i jeszcze po czwarte — bo niedawno wszedł w jego posiadanie na DVD. O czym będzie ???? Będzie o Rango.
Zacznijmy od tego, że zwierz do dziś miał spore wyrzuty sumienia że przegapił Rango w kinie. I to nie tylko dlatego, że głos po dzielną jaszczurkę( czy też Kameleona — zwierz aż do końca nie był na 100% pewien) podkładał Johnny Depp ( jeden z nielicznych aktorów którego wszystkie filmy widział zwierz łącznie z koszmarnym serialem z lat 80), a za reżyserię wziął się twórca Piratów z Karaibów. Rango wydawał się być tym czego kino potrzebowało — zachodnią animacją dla dorosłych. Powiedzmy sobie szczerze to był by ostatni etap procesu, który rozpoczął się przy Shrecku. Gdy po raz pierwszy zorientowano się, że dorosłych można bawić filmem dla dzieci, animacja z roku na rok co raz bardziej ciąży w kierunku dorosłej widowni, i w sumie można się spodziewać że kiedyś zapomni o dzieciach. Zwierz nie może się doczekać końca tego procesu bo uważa że nie ma nic gorszego niż zwiększająca się ilość chamstwa i seksualnych aluzji w filmach dla dzieci ( czego zdaniem zwierza szczytowym punktem był wyprodukowany przez Dreamworks Madagaskar). Tak więc czeka aż w końcu animacje wielkich studiów będą przeznaczone albo dla dorosłych albo dla dzieci. Takie rozstanie jest zdaniem zwierza konieczne by dzieci odzyskały dla siebie animację ( zwierz należy do dość niepopularnej frakcji która mówi że dzieci winny oglądać filmy które nudzą dorosłych bo są dziećmi i jeszcze nie wiedzą że to co oglądają jest nudne)
Wróćmy jednak do filmu. Niestety wbrew oczekiwaniom zwierza scenarzyści nie podjęli się ostatecznego zerwania z kinem dziecięcym — pomimo licznych scen zdecydowanie przeznaczonych dla dorosłego widza, i nawiązań do spaghetti westernów ( o których z całą pewnością dziecięca widownia nie ma zielonego pojęcia) fabuła wciąż ograniczona jest przez dydaktyczne ramy kina dziecięcego. I tak nasz bohater nawet jeśli jak nasz Rango jest mitomanem, kłamcą i szczęściarzem musi przejść przemianę która z egoistycznej jaszczurki zamieni go w pełnego troski o lokalna społeczność bohatera. Co więcej o ile przez większość filmu dostajemy dość zwariowaną ale powiedzmy sobie trzymającą się kupy akcję o tyle sam moment gdy nasz Rango spotyka ducha zachodu ( z twarzy niezwykle przypominającego pewnego człowieka bez imienia) wydaje się jakby wyjęty z zupełnie innego filmu. Właśnie owa niemożność podjęcia decyzji — czy jest to animacja dla dorosłych gdzie przejechany pancernik i klnąca ropucha jest dopuszczalna, czy bajka dla dzieci która uczy, że w każdym drzemie bohater sprawia, że film bardziej irytuje niż bawi. Zdaniem zwierza animacja choć planowana dla dorosłych musiała się gdzieś pod dordze spotkać ze smutnym faktem, że trudno będzie ludziom wytłumaczyć by nie prowadzili na nią dzieci i tak nabrała ciężaru kina familijnego ( ale to tylko teoria)
Co więcej wydaje się że sami scenarzyści nie o końca przemyśleli swój film. Zwierz już widzi oczyma duszy swojej, jak na zebraniu z bardzo ważnymi producentami twórcy rozpościerają cudowną wizję przyszłości — film nawiązujący do westernów z jaszczurką mówiącą głosem Deppa reżyserem Piratów z Karaibów a wszystko w 3D. Nawet zwierz będąc producentem wyłożył by na to pieniądze mając w głowie wizję dzieci pragnących kupić sobie zabawkowego kolta i kameleona jako nowego ulubionego zwierzątka ameryki.
Niestety wydaje się, że po wyjściu z tego spotkania nawet twórcy uwierzyli, że to wystarczy by mieć w kieszeni hit. Tymczasem scenariusz filmu po dość ciekawej ekspozycji postaci staje się nie tylko nudny ale i nie spójny. Łącząc współczesny świat ludzi z westernowym światem zwierzątek na pustyni dostajemy wizję, w której trudno nam się do końca połapać. O ile wszyscy jesteśmy w stanie zaaprobować świat gadających zwierząt o tyle kiedy okazuje się, że żyją one w naszym świecie zaczynamy zadawać takie kłopotliwe pytania jak np. jakim cudem kameleon ma pępek, dlaczego zwierzątka boją się wielkiego ptaka zamiast do niego strzelić ( skoro mają pistolety), czy jakim cudem przejechany przez chwilą pancernik może być zupełnie zdrów w następnej scenie. Możecie stwierdzić, że zwierz przesadza bo jaszczurki nie gadają więc to nie film National Geographic. No ale z drugiej strony taka niedopracowana wizja, która denerwuje dojrzałego widza może doprowadzić do furii widza młodszego — o ile bowiem niektórzy dorośli przechodzą nad takimi sprawami do porządku dziennego to dzieci ( do których chyba jednak częściowo ten film jest mimo wszystko adresowany) dostają przy tym szału.
No dobra ale załóżmy, że wszystkie luki świata przedstawionego są drugorzędne — zwłaszcza jeśli tak jak zwierz jest się dorosłym widzem. Większy problem to taki, że scenarzyści tak bardzo pragnęli nawiązać do jak największej liczby westernowych klisz ( zwierz uwielbia Spaghetti westerny ale z drugiej strony czy oglądanie ich w wykonaniu jaszczurek i małych ssaków jest o tyle zabawniejsze od oryginału?), że jakby po drodze zapomnieli napisać ciekawą historię. Przygody Rango nie są szczególnie pasjonujące, jego postać szczególnie miła, a cały obraz wciągający na tyle byśmy zapomnieli o opisanych przez zwierza niedoróbkach. Zwłaszcza pod koniec akcja filmu spowalnia tak bardzo, że zaczyna się z niepokojem spoglądać na zegarek. I ponownie problem leży w braku decyzji — scenarzyści rozwiązują zagadkę w tempie filmu dla dzieci — gdy bohater dowiaduje się co tak naprawdę dzieje się wokół niego tempo w jakim wnioskuje jest właściwie filmom dziecięcym, a nie produkcjom dla dorosłych gdzie nie dba się tak bardzo o to by widz na sto procent zrozumiał o co chodzi. Co więcej przynajmniej zwierzowi film się niemiłosiernie dłużył choć może to wina samego zwierza, który oglądał wersję rozszerzoną ( zwierz ma słabość do wersji rozszerzonych)
Rango ma woje plusy — zwierzątka ( trudne do jednoznacznego zidentyfikowania choć zapewne animowanie zgodnie z zasadami anatomii gatunku) są świetne — zarówno te ładne jak i te nieco sfatygowane przez życie — w sumie najgorzej na ich tle wypada Rango, który w swojej zieloności jest najbardziej rysunkowy. Ładne są też poszczególne sceny zwłaszcza panoramy pustyni i wszelkie szerokie plany — to naprawdę olbrzymi plus filmu. Mimo wielu zdaniem zwierza nieudanych dowcipów sprawdza się mała meksykańska kapela, która niczym chór grecki przepowiada nadchodzącą klęskę bohatera — zwierz który jak wiecie ma słabość do takich elementów był nią zachwycony. Sprawdza się ( co raczej oczywiste) Johnny Depp jako glos Rango i BIll Nighy jako głos paskudnego Grzechotnika — obaj panowie opanowali do perfekcji trudną sztukę grania samym głosem. I choć niekiedy Rango mówił dziwienie podobnie jak Jack Sparrow zwierz jest to w stanie aktorowi wybaczyć bo zdaje sobie sprawę że każdy ma tylko ograniczoną ilość głosów, którymi może przemówić.
W sumie rozczarowanie zwierza bierze się przede wszystkim z oczekiwania. Zwierz był przekonany, ze Rango ma potencjał by być czymś niezwykłym a tymczasem dostał film bardzo przeciętny a miejscami wręczył. Być może wy drodzy czytelnicy nie mieliście żadnych oczekiwań wobec tej produkcji więc was zawód może być zdecydowanie mniejszy. Ale z drugiej jak dostajecie film ludzi odpowiedzialnych choć częściowo za największy komercyjny hit kinowy ostatnich lat to chyba możecie liczyć na coś więcej niż średni film o jaszczurce w Hawajskiej koszuli?
Ps: Zwierz jest ciekawy ilu widzów filmu załapało nawiązanie do Las Vegas parano. Nawiązywać do Terrego Giliama w filmie rysunkowym tego typu to chyba bardzo postmodernistyczne ;)