Home Film Prawdziwa amerykańska opowieść czyli o “Jestem najlepsza. Ja, Tonya”

Prawdziwa amerykańska opowieść czyli o “Jestem najlepsza. Ja, Tonya”

autor Zwierz
Prawdziwa amerykańska opowieść czyli o “Jestem najlepsza. Ja, Tonya”

Amerykańs­ka his­to­ria ukła­da się niemal zawsze tak samo. Ktoś był z ubo­giej rodziny, spotkało go wiele złego, ale miał tal­ent, ciężko pra­cow­ał i ostate­cznie – udało mu się przekon­ać cały świat, że oto mimo piętrzą­cych się przeszkód moż­na- wysiłkiem i pracą zni­welować różnice społeczne. Od ubóst­wa do bogact­wa, od betonowych boisk do koszyków po mil­ionowe tłumy skan­du­jące two­je imię. Wszys­tko się da. Tylko, że niekoniecznie. O czym pięknie przy­pom­i­na „Ja, Tonya”

 

Nie było chy­ba przed Oscara­mi ciekawszego fil­mu pod wzglę­dem real­iza­cyjnym – z jed­nej strony naw­iązu­ją­cy do trady­cji mock­u­men­tary, doku­men­tu sportowego, fil­mu opartego na fak­tach, z drugiej – z filmów ludzi­ach których zło wyni­ka z głupo­ty – trochę jak w Far­go, z trze­ciej – na prostej fab­ule filmów sportowych, które śledzą poczy­na­nia sportow­ców od pier­wszych tren­ingów do najwięk­szych zwycięstw. Ten specy­ficzny – niekiedy sza­lony miks dał jeden z najbardziej niejed­noz­nacznych, ale też – zosta­ją­cych z widzem, filmów ostat­nich miesię­cy. Rzad­ko uda­je się zro­bić jeden dobry film na jeden tem­at. Tym­cza­sem — w tej bazu­jącej na pewnych wer­s­jach prawdy his­torii, udało się opowiedzieć bard­zo mądrze o bard­zo różnych rzeczach.

 

 

Punk­tem wyjś­cia jest rzeczy­wiś­cie jak najbardziej prawdzi­wa his­to­ria Tonii Hard­ing, amerykańskiej łyżwiar­ki, która była zamieszana w najwięk­szą – jak na razie – aferę w his­torii amerykańskiego łyżwiarst­wa. Otóż jej były mąż nasłał zbirów na Nan­cy Ker­ri­g­an, inną amerykańską łyżwiarkę. Zbir uszkodz­ił Ker­ri­g­an kolano co oznacza­ło, że dla Tonii znalazło się miejsce na Olimpiadzie. Czy łyżwiar­ka o tym wiedzi­ała? Pewnie nigdy do koń­ca się nie dowiemy. Film o Tonii zaczy­na się dużo wcześniej niż jakiekol­wiek zła­mane kolana i olimpi­jskie szanse. Na niewielkim lodowisku, na które naszą bohaterkę przyprowadza mat­ka. Nie jest to kocha­ją­ca rodzi­ciel­ka prag­ną­ca dobra swo­jej córecz­ki, tylko dość niesym­pa­ty­cz­na, kobi­eta która ma wiz­je, że być może mała Tonya kiedyś będzie dora­bi­ała jeżdżąc w rewii. Szy­bko okazu­je się, że tal­ent dziew­czyny pre­destynu­je ją do zawodowej kari­ery – tym jed­nak co sta­je na przeszkodzie jest jej pochodze­nie społeczne – nie jest z klasy śred­niej jak więk­szość łyżwiarek, tylko należy do grupy tzw. Białej hoło­ty – żyjącej na poga­ni­aczu patologii ubo­giej białej lud­noś­ci amery­ki. Na jej urodę, stro­je i styl jeżdże­nia nie ma miejs­cu w łyżwiarst­wie fig­urowym zarez­er­wowanym dla ślicznych panienek z lep­szych domów. I nawet kiedy skacze potrójnego aksla niewiele to zmienia – bo sędziowie nie chcą Tonii jako reprezen­tan­t­ki Stanów.

 

Do tego, życie łyżwiar­ki wypeł­nia prze­moc – najpierw ze strony mat­ki, która  cały czas ją poniża – widząc w tym jedyny sposób moty­wowa­nia cór­ki (choć trud­no powiedzieć, czy naprawdę zależy jej na córce czy raczej na zwro­cie finan­sowej inwest­y­cji), potem ze strony męża – pier­wszej miłoś­ci, który szy­bko prze­chodzi od wyz­nań do bicia, co zresztą zda­je się być w świecie Toni nor­malne, na tyle nor­malne że jed­no czy dwa uderzenia niczego nie zmieni­a­ją, a obiet­nice ostate­cznego rozs­ta­nia prze­suwa­ją się w cza­sie. Nawet jeśli gdzieś tam wys­trzeli pis­to­let to prze­cież nikt nie obiecy­wał że będzie łat­wo. To jed­no z naj­ciekawszych przed­staw­ień prze­mo­cy jakie widzi­ałam w pop­u­larnych fil­mach. Pokazu­ją­cych jak bard­zo — w niek­tórych warst­wach społecznych, jest częś­cią codzi­en­noś­ci. Jed­nocześnie — Tonya — która sama nie stroni od prze­mo­cy — niekoniecznie od razu jawi się jako ofi­ara, a właś­ci­wie — obec­ność prze­mo­cy w jej życiu nie spraw­ia, że ona myśli o sobie jako o ofierze.  Ostate­cznie takie jest życie, człowiek mało zara­bia, led­wo wiąże koniec z końcem, mężczyźni biją kobi­ety. Takie życie. I nie ma takiej iloś­ci potrójnych axli które poz­wolą się z takiego świa­ta wyr­wać. Są pewne granice których nie da się przeskoczyć – dosłown­ie i w przenośni. A nawet jak się je przeskoczy to będą się ciągnąć – jedyne co moż­na zro­bić to w jak­iś sposób posiąść taką osobowość i mieć wszys­t­kich gdzieś.

 

Komu się wyda­je, że Ja, Tonya to opowieść wyłącznie o bied­nej dziew­czynie, którą przyg­ni­a­ta zły los ten się myli. Otóż film na każdym kroku sugeru­je nam, że wszys­tko co widz­imy tak naprawdę też jest tylko częś­cią pewnej nar­racji. Tonya opowiada­ją­ca o swoich przeży­ci­ach, jest osobą niesły­chanie niewiary­god­ną. Bard­zo szy­bko w jej opowieś­ci pojaw­ia się sfor­mułowanie „To nie moja wina”. Charak­terysty­czny dla pewnego sposobu spo­jrzenia na świat, sposób odd­ala­nia od siebie jakiejkol­wiek odpowiedzial­noś­ci – nic co się jej zdarzyło – nie było jej winą, wszys­tko po drodze – każ­da poraż­ka, czy potknię­cie – to wina jakichś czyn­ników na które bohater­ka nie ma wpły­wu.  Może­my wierzyć – choć film nam tego nie ułatwia, że Tonya padła ofi­arą naj­gorszego splo­tu okolicznoś­ci w his­torii. Może­my też dostrzec, że to nie branie odpowiedzial­noś­ci za własne błędy i czyny jest najwięk­szą przeszkodą. I że gdy­by choć raz powiedzi­ała „To moja wina” pewnie wiele spraw potoczyło­by się inaczej.  Film nie uda­je też że nasza bohater­ka była postacią bez skazy. Wychodzi z niej miejs­ca­mi dość paskud­na dziewucha, niekoniecznie bard­zo inteligent­na a na pewno – nie taka niewin­na i odd­ana łyżwiarst­wu jak­byśmy chcieli. Z drugiej strony – nie tylko miłym ludziom przy­darza­ją się naprawdę paskudne rzeczy.

 

Ostate­cznie film gra z naszą per­cepcją tego co jest prawdą. A właś­ci­wie – trochę poucza nas w tym co lubimy najbardziej – uproszcze­niu, dzię­ki które­mu świat wpisu­je się w łatwą nar­rację. Dru­ga połowa fil­mu dużo mniej sku­pi­ona jest na samej Tonii a dużo bardziej na tym, jak media opowiedzi­ały jej his­torię. Jak wyz­naczyły dobrych i złych, jak zde­cy­dowały się na prosty podzi­ał. W tym układzie Nan­cy była tą złą wiedźmą, a Nan­cy delikat­ną księżniczką. Dobro zatri­um­fowało nad złem. Ta która była zła zajęła ósme miejsce, ta która była dobra zajęła miejsce drugie. Dowód na to, że dobro zawsze wygry­wa ze złem. Film jed­nak ład­nie pokazu­je nam że to tylko nar­rac­ja. Nan­cy była może poszkodowana, ale bycie poszkodowanym niko­go nie czyni dobrym. Tonya też była poszkodowana (w inny sposób) i niekoniecznie uczyniło ją to złą. Ta pros­ta nar­rac­ja sprawdza się wyłącznie wtedy kiedy sobie na to poz­wolimy. Kiedy zaczy­namy zaglą­dać w życio­rysy – wtedy wszys­tko się sza­le­nie kom­p­liku­je. I ostate­cznie dochodz­imy do wniosku, że bard­zo rzad­ko są dobry i źli. Za to częs­to są skrzy­wdzeni ludzie, których bard­zo amerykańs­ka his­to­ria ma najbardziej amerykańską puen­tę – roz­gry­wa­ją­cy się na oczach mediów upadek.

 

Film nie był­by tak dobry gdy­by nie baw­ił się kon­wencją i gdy­by nie miał tak doskon­ałej obsady. Zwierz nie przy­puszczał, że Mar­go Rob­bie ma  w sobie tyle umiejęt­noś­ci aktors­kich (zmyliła zwierza swoi­mi poprzed­ni­mi rola­mi). Jako Tonya Rob­bie jest prostą dziew­czyną, o nieco cięż­kich – zupełnie nie bale­towych ruchach. Przez więk­szość fil­mu jej kibicu­je­my, choć jed­nocześnie, cały czas nie dowierza­my. W sum­ie cokol­wiek nam powie zda­je się zaw­ies­zone pomiędzy prawdą a wypar­ciem. Ostate­cznie jed­nak kiedy sprawa osią­ga swój finał – dosta­je­my popis prawdzi­wych emocji i wtedy – nieza­leżnie od tego co jest prawdą czu­je­my olbrzy­mi żal – za życiem które zostało zaprzepaszc­zone. I nie może­my powiedzieć z całą pewnoś­cią – czy spraw­iedli­wie. W tych sce­nach Rob­bie jest doskon­ała bo pozwala wid­zowi na chwilę zatrzy­mać jego wąt­pli­woś­ci i pożałować tej dziew­czyny, która niczego na świecie tak nie chci­ała jak jeźdz­ić na łyżwach. Nieco niedoce­niony w recen­z­jach jest Sebas­t­ian Stan – w roli byłego męża. To jak szy­bko prze­chodzi od czułoś­ci do prze­mo­cy, jak poczu­cie włas­noś­ci, jakieś źle ukierunk­owane uczu­cia, prze­moc, i zwykła głupota miesza­ją się na jego twarzy. Stan gra tu tak jak­by wyszedł pros­to z Far­go Coenów. I naprawdę to fenom­e­nal­na rola, która doda­je temu fil­mowi odrobiny sur­re­al­iz­mu a jed­nocześnie- spraw­ia, że zaczy­namy w nią wierzyć, bo czegoś takiego nikt by nie napisał.

 

Najwięcej mówi się o roli Ali­son Jen­ney (nagrod­zonej Oscarem) i trud­no się dzi­wić. Jej postać jest wyjątkowo den­er­wu­ją­ca z punk­tu widzenia naszych fil­mowych przyzwycza­jeń. Cały czas czekamy aż się nam otworzy i pokaże nam że tak naprawdę jest dobrą matką. Albo tak naprawdę jest stras­zli­wym pot­worem. Tym­cza­sem Jen­ney do koń­ca każe nam się domyślać, czy­tać z jej twarzy i dopowiadać sobie – czy tam są jakieś emoc­je których nam nie pokazu­je. Kim jest ta kobi­eta – kimś aut­en­ty­cznie złym, owocem swo­jej grupy społecznej? Ofi­arą tworzącą kole­jne ofi­ary? Matką która nie umie inaczej? Tak bard­zo chci­ało­by się nią potrząs­nąć – dostać jakąś tą fil­mową scenę która ofer­u­je pewną jed­noz­naczną odpowiedź, jakieś małe kathar­sis. Ale to nie jest taki film. To film który mówi – nie ma pros­to, nie ma nar­racji w której są dobrzy i źli. To jest hol­ly­woodz­ki film o tym, że życie to nie hol­ly­woodz­ki film. Dlat­ego też, twarz mat­ki pozosta­je niewzrus­zona, odpowiedzi nie pada­ją, a  my musimy sami ustal­ić w co wierzymy. Co nie jest proste bo to ten film, w którym nikt nie ma ochoty powiedzieć nam całej prawdy.

 

Ja, Tonya” pozostaw­ia widza z mnóst­wem mieszanych uczuć. Kto był win­ny. Tonya? Ale prze­cież nie umiemy jej potępi­ać. Ale z drugiej strony – czy mamy jej wierzyć? Ale dlaczego mielibyśmy nie wierzyć? Czy w ogóle to nie jest tak, że bardziej niż Tonya, jej głupi mąż, ochro­niarz i facet z prętem win­ni nieszczęś­cia łyżwiar­ki, nie jesteśmy my. Ludzie którzy kocha­ją takie his­to­rie, którzy chcą wal­ki dobra ze złem, a kiedy świat okazu­je się zbyt skom­p­likowany spłaszcza­ją go tak by pasował do for­matu 24 godzin­nych pro­gramów telewiz­yjnych, wypełnionych wyłącznie jed­noz­naczny­mi infor­ma­c­ja­mi. Czy cała ta rywal­iza­c­ja nie pole­ga głównie na tym, że nie chce­my dop­uś­cić do siebie, że świat jest skom­p­likowany, że nie tylko śliczne i wiotkie dziew­czę­ta w ład­nych stro­jach skaczą potrójne axle ale robią to też przy­ciężkawe niezbyt ładne dziew­czyny z nizin społecznych. Że na spon­sorów zasługu­ją też ci co zajęli czwarte miejsce. Czy w końcu wszyscy nie daje­my się zwieść leg­endzie o tym, że naprawdę da się przeskoczyć bari­ery kla­sowe, pod­czas kiedy drzwi może się otwier­a­ją przed wszys­tki­mi ale dla niek­tórych tylko po to by uderzyć ich w twarz, kiedy znów się zamkną. Niby pochy­lamy się nad losem tych którzy urodzili się w gorszych rodz­i­nach i zaz­nali prze­mo­cy ale jed­nocześnie – na każdym kroku wymagamy by pokon­ali prze­ci­wnoś­ci losu, wznieśli się pon­ad swo­ją klasę społeczną i udawali, że nic nie ciąg­nie ich w dół. A kiedy to się uda, pytamy czy nie mogli­by by przyjść w ład­niejszych stro­jach. Bo te szyte w domu są jakieś takie wul­gar­ne. A tak w ogóle – to wystar­czyło­by, żeby sobie zboczyła jak­iś film. I tam by już wiedzi­ała, że takie dziew­czyny jak ona, nigdy nie gra­ją księżniczek. I może by głu­pio nie próbowała. I nie wmaw­iała sobie, że kiedykol­wiek może być najlepsza.

 

 

Gdzieś między tym poczu­ciem winy, niedowierzaniem i smut­ną kon­frontacją z rzeczy­wis­toś­cią udało się twór­com fil­mu opowiedzieć, na przykładzie drob­ne­go – bard­zo dobrze znanego, wycin­ka łyżwiarskiej a przede wszys­tkim medi­al­nej his­torii, powiedzieć parę słów o Ameryce. Ameryce która kar­mi nas marzeni­a­mi, ale  w ostate­cznym rozra­chunku, gdy ktoś wychy­la się za bard­zo z przyp­isanego miejs­ca — nie ma mu nic do zaofer­owa­nia poza obiek­ty­wa­mi paparazz­ich i upoko­rze­niem.  A ponieważ jest to film  trochę nie chce się nam w to wierzyć.  Ostate­cznie czu­je­my, że jest nam przykro. A kiedy próbu­je­my zła­pać co nas tak zmartwiło, okazu­je się, że nawet nie sama Tonya i jej his­to­ria, ale fakt, że film tak bard­zo przy­pom­i­na, że cza­sem świat jest jaki jest. I jak­byśmy chcieli, niewiele moż­na z tym zro­bić. Może to rzeczy­wiś­cie, choć raz, zupełnie nie nasza wina.

Ps: Film ma tylko jed­ną wyraźną wadę – bard­zo widać że w sce­nach jazdy na łyżwach (krop­ka w krop­kę odw­zorowu­ją­cych prawdzi­we prze­jazdy Tonii na zawodach) twarz Mar­go Rob­bie nałożona jest na ciało dubler­ki. I to jest tak dzi­wny i niepoko­ją­cy efekt, że trochę rozprasza. Choć  z drugiej strony – jakoś dzi­wnie wpisu­je się w nas­trój filmu.

6 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online