Hej
Czy jest coś przyjemniejszego niż niespodziewany prezent świąteczny? Po dwóch latach czekania na jakąkolwiek nawet najmniejszą scenę z Sherlockiem, Moffat i Gatiss zafundowali widzom prezent w Wigilię Bożego Narodzenia – ogólnodostępny (dziękujemy ci wujku Youtube) siedmiominutowy prequel do trzeciego sezonu serialu. Może się wam wydawać, że zwierz, który widział już pierwszy odcinek trzeciego sezonu, zareagował na te siedem minut spokojniej niż reszta fandomu. Otóż nie, na tym polega geniusz niedoboru połączony z cudowną odmianą trollowania w wydaniu Gatissa i Moffata (obaj napisali scenariusz do tych siedmiu minut) – udało im się stworzyć taką sytuację, w której zwierz nawet znajdując się w wybranym gronie osób, które wiedzą dokładnie, co będzie dalej cieszył się jak dziecko. Z czego? Oto spis kilku uwag o tym, dlaczego to były takie cudowne minuty wigilijnego popołudnia. Wiele ten wpis do naszego życia nie wnosi, ale za to może sprawić, że uśmiechniecie się w Boże Narodzenie, co zawsze będzie celem zwierza. No i oczywiście zawiera spoilery do „Many Happy Returns”, które bez trudu znajdziecie na Youtube. A i jeszcze jedno – jeśli powstrzymujecie się przed oglądaniem bo macie dość promocji – to nie jest promocja, typu – kawałek odcinka, czy sceny, które już były – to jak najbardziej prawdziwy kawałek nowej historii, więc fochy na bok i obejrzeć ;)
Zwierz bardzo zachęca was byście koniecznie zobaczyli prequel przed trzecim sezonem, na pewno nie zepsuje wam odcinka ( gif stąd)
I believe in Sherlock Holmes – pomysł by osobą, która tak strasznie chce wierzyć, że Sherlock żyje jest nękany (jak można mniemać) wyrzutami sumienia Anderson jest genialny w swej prostocie. Anderson był świadkiem większości wydarzeń, które doprowadziły do skoku Sherlocka, zawsze był nastawiony przeciw niemu i nawet widzowie go nie lubią. Absolutna zmiana podejścia do postaci to pomysł przezabawny, jednocześnie pokazujący, że samobójstwo Sherlocka prześladuje nie tylko Johna. Zwierzowi spodobało się też, że zamiast dodawać nowego bohatera, autorzy wzbogacili tego, który już istnieje. Plus wielu widzów po tym odcinku może na Andersona spojrzeć zupełnie inaczej. Plus Anderson zdecydowanie nie zaniża tu IQ całej ulic wręcz przeciwnie naprawdę wierzy w Sherlocka Holmesa. Zwierz wnioskuje też, że Anderson został wytypowany, jako ten, po którego brodzie będziemy mogli stwierdzić, iż od samobójstwa Sherlocka już trochę czasu upłynęło.
Mój ukochany gif z Lestradem – każdy by tak zareagował na hipotezy Andersona.
Najlepsze są nieopowiedziane historie – zwierzowi strasznie podobało się, że Moffat i Gatiss grają z nami historiami, których nie opowiadają do końca. Moffat często powtarza, że najlepsze są dedukcje, których nie trzeba tłumaczyć. I trochę tym konceptem w tym krótkimi odcinku postanowili się pobawić – zwierzowi najbardziej podobało się to niedopowiedzenie – jaką sprawę można rozwiązać obliczając jak głęboko kawałek czekolady opadł w rożku pełnym lodów, jak blondwłosa kobieta może być nierozpoznanym szpiegiem w buddyjskim zakonie. Jednocześnie scenarzyści podrzucają pomysły niesłychanie ciekawe, (choć chyba nie do końca możliwe ze względu na system prawny) jak 12 Gniewnych ludzi po niemiecku z udziałem Sherlocka. Jasne, że Sherlock ich wszystkich przekona, ale fakt, że w swoich scenach nie mówi ani słowa, czyni ten fragment jeszcze fajniejszym do oglądania. Zwierz zawsze lubił w Sherlocku tą sugestię, że tak naprawdę oglądamy tylko kilka wybranych epizodów z ciekawego życia bohatera, a zdecydowanie więcej i niekiedy ciekawiej dzieje się poza kadrem. To zdaniem zwierza właśnie jeden z tych elementów, który sprawił, że w sześciu odcinkach udało się stworzyć spójny świat nowoczesnego Sherlocka.
Ile by człowiek dał by zobaczyć jak Sherlock rozwiązuje wszystkie te sprawy (gif stąd)
I can solve things! – Zwierz absolutnie uwielbia Ruperta Gravesa w tym krótkim odcinku, przede wszystkim, dlatego, że jego Lestrade jest tak strasznie fajnie napisany – zdystansowany, cały czas świadom, że gdyby nie Sherlock byłby naprawdę uważany za doskonałego inspektora i detektywa. Ale jednocześnie dbający o sieroty po Sherlocku – przecież mimo walenia głową w stół słucha teorii Andersona, i przynosi nieco zakłopotany płytę Johnowi. Zresztą płyta z nagraniem Sherlocka sugeruje, że robił to już wcześniej – organizując kolację dla Johna i video nieobecnego Sherlocka, (który nawet nie pamiętał przecież jego imienia) Plus Rupert Graves jest tak cudownie przystojny, że zwierz czerpie dużą przyjemność estetyczną z patrzenia na niego. No i zwierz ponownie cieszy się, że twórcy, mimo, że mogliby się skoncentrować wyłącznie na dwóch bohaterach dbają by drugi plan nadal był interesujący i ciekawy. Pod tym względem dobranie pierwszoplanowego z urody i charyzmy Gravesa do roli Lestrada zwierz uważa za trzeci najlepszy ruch obsadowy w historii tego serialu.
Zwierz wie, że to tylko kilka minut, ale im więcej Ruperta Gravesa w telewizorze zwierza tym lepiej ;) (gif stąd)
Sherlock bez Sherlocka – zwierz jest zachwycony tym, że ta mała siedmiominutowa produkcja jednocześnie pokazuje nam Sherlocka (znakomity pomysł z taśmą) i zupełnie nam go nie pokazuje dzięki znakomicie dobranym reżyserskim trickom. Najbardziej zwierzowi podoba się ograniczenie do szczegółu, dłoni, kołnierzyka płaszcza – od razu rozpoznawalnych a jednocześnie pozostawiających widza, ( który w przeciwieństwie do bohaterów wie, że Sherlock żyje) z uczuciem, że ta obecność Sherlocka nawet dla niego jest niepełna. Jednocześnie okazuje się, (co wiele osób zauważało), że siłą serialu jest nie tylko samo bohater, i jego obecność, ale fakt ile uwagi przywiązuje się jak inni na Sherlocka reagują. Można sobie spokojnie wyobrazić odcinek, w którym jak w książkowym Psie Baskerwilów bohater prawie się nie pojawia a i tak jest ciekawie.
Zwierzowi strasznie się podoba jak niewiele trzeba w kadrze pokazać by bohater się pojawił (gif stąd)
Game is afoot – nie jest prosto popisać się dobrym pomysłem scenariuszowo/reżyserskim w takim krótkim filmiku a jednak się udało. Doskonały pomysł z płytą i dialogiem pomiędzy nagranym sporo wcześniej Sherlockiem a Johnem, w którym to wyraźnie nasz detektyw zapowiada, że powróci, czy tytuł w gazecie, który zapowiada, że już niedługo ponownie będziemy brali udział w grze. To takie doskonale niewielkie elementy, za które pokochało się Sherlocka i miło dostrzec, że przynajmniej pod tym względem nic się nie zmieniło. Bo mniej kreatywnie nakręcony Sherlock to jednak nie to samo. Zwierz zna wiele osób, które kochają serial nie za treść, ale za to jak jest zrobiony pod względem technicznym i reżyserskim. Miło, że ten króciutki odcinek zachował spójność stylistyczną z resztą serii.
Naprawdę niewiele – mała gra z widzem a tyle radości przynosi. Może dlatego, że zbyt często traktuje się nas jak idiotów (gif stąd)
Smile and wink – zwierz chciałby jeszcze na koniec dodać (bądź, co bądź odcinek trwał tylko siedem minut), że nie każdy byłby gotowy dodać coś do interpretacji postaci w tak niewielkim klipie. Tymczasem Moffat z Gatissem w tym małym monologu Sherlocka (nagranym przypadkiem) dodali dwie sympatyczne rzeczy – jedna to to mrugnięcie – które widzowie doskonale pamiętają z pierwszego odcinka. Pomysł, że Sherlock wykonuje ten gest świadomy, że pomaga mu to zyskać sympatię ludzi dodaje nową przeuroczą interpretację pierwszego spotkania, gdzie jak pamiętacie Sherlock zachowuje się bardzo nonszalancko, a wyraźnie zależy mu na nowym współlokatorze. Poza tym ponownie pozostawia nas z pytaniem – ile z tego, co Sherlock robi to tylko próba wydania się innym ludziom normalniejszym. Druga sprawa, t ten przeuroczy fragment o przyjaciołach Johna, których przeanalizował i wyszło mu, że Watsona nie lubią. Wybór takiego materiału jest bardzo sherlockowy, a jednocześnie autorzy ewidentnie starają się nas trochę wzruszyć, kontrastem między troską o przyjaciela a kompletnym nie zrozumieniem, że nie podsuwa się takich informacji w urodziny. Dwa drobiazgi a jak cieszą. Plus Benedict dostał chwilkę by zagrać człowieka nie za dobrze czującego się przed kamerą – każdy aktor musi to lubić.
Zwierz lubi takie małe dodatki, które niekoniecznie wiele zmieniają w interpretacji postaci ale poszerzają naszą wiedzę o niej (gif stąd)
Siedem minut po dwóch latach czekania to nie wiele. Z drugiej strony chyba wszystkim tym, którzy przyglądając się wciąż tym samym kadrom i gifom przypomniało, dlaczego w ogóle zaczęli na serial czekać te wieki temu. Sherlock jest, bowiem przede wszystkim grą, inteligentną grą z widzem, jego uczuciami, wiedzą o kanonie i sympatią dla aktorów. Dlatego, można czekać dwa lata i cieszyć się z siedmiu minut powrotu. Oczywiście o ile zawiera ( a zawiera) wszystkie te składniki. Zwierz może wam dodatkowo powiedzieć, że to prequel, który doskonale przygotowuje nas wszystkich na kolejny sezonu (przynajmniej na pierwszy odcinek). A ten już niedługo, bo 1.01. Wyobraźcie sobie tą przemiłą chwilę, kiedy będziemy mieli pełen odcinek (w Polsce 12.01). Jedno czekanie się zakończy, ale potem dopiero się zaczynie, bo przecież nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle będzie czwarta seria. No, ale to będzie nas problem dopiero za 4,5 godziny serialowej przyjemności:) A żeby was jeszcze na koniec pocieszyć, zwierz radzi kliknąć tutaj – gdzie znajdziecie godzinny dokument o Sherlocku. Tak by osłodzić sobie oczekiwanie. Choć meta już blisko.
Serio w zalewie tylu marnych ruchów promocyjnych ze strony tylu różnych stacji, ten pomysł z prequelem bardzo się udał :) (gif stąd)
Na koniec by nie było tak słodko zwierz przypomina, że dziś żegnanym 11 Doktora. Niby nie był to nigdy Doktor zwierza to jednak każda regeneracja oznacza pożegnanie z aktorem a to, mimo, że stanowi jeden z najfajniejszych elementów serialu, to nie ma fana, któremu w takiej chwili nie byłoby ciężko. Na całe szczęście, nadchodzący, jako kolejny Doktor Capaldi budzi w zwierzu taki entuzjazm, że ma nadzieje, że łzy po odejściu Matta szybko wyschną. Zwierz będzie świętował, ale obiecuje, że 26.12 na pewno wpis o Doktorowym odcinku znajdzie się na blogu.
Ps: rodzina tak hojnie obdarowała zwierza prezentami związanymi z wytwórczością BBC, że zwierz zaczyna przyglądać się sam sobie szukając odpowiedzi na ważne pytanie – „czy to możliwe, że nie mówi o niczym innym tylko o brytyjskich serialach”. Jakże niepokojąco bliski jest odpowiedzi „Tak”
Ps2: A dziś na deser kot brata zwierza na choince.