Jeśli spojrzycie na niemal wszystkie wytwory współczesnej popkultury kierowanej do kobiet to dostrzeżecie, że większość miejsca zajmują w nich filmy, seriale czy książki które w jakiś sposób tłumaczą ci jak znaleźć drugą połówkę. Nawet jeśli co raz częściej mamy do czynienia z obalaniem stereotypów odnośnie tego jaka ta druga połówka miałaby być to wciąż bycie pojedynczym ma w sobie posmak klęski. I tak całe pokolenia kobiet i mężczyzn uczą się, że jeśli żyć to nie indywidualnie. Problem w tym, że to wcale nie jest takie proste. O czym próbuje trochę opowiedzieć komedia „Jak to robią Single”.
Punkt wyjścia jest całkiem niezły – młoda dziewczyna, grana przez znaną z 50 twarzy Greya Dakotę Johnson decyduje się na przerwę w związku. Jak tłumaczy swojemu chłopakowi – poznanemu pierwszego dnia życia w Akademiku – właściwie nigdy nie była sama. Chłopak wykazuje mało zrozumienia dla tej argumentacji, a nasza dziewczyna wyprowadza się do Nowego Jorku. W pracy szybko znajduje pewną siebie przyjaciółkę (tą z kolei gra Rebel Wilson) i rusza w świat wielkomiejskich singli, wciąż mając jednak wizję, że gdzieś tam wśród milionów mężczyzn czai się ten jedyny. Któż by to mógł być? Barman z popularnego pubu, który powoli zaczyna podkochiwać się w dziewczynie która umawia się w jego klubie na randki w ciemno z kolejnymi kandydatami na mężów? A może o kilka lat starszy wdowiec – absolwent tej samej uczelni, którego nasza bohatera spotyka na zjeździe absolwentów. Nasza bohaterka szuka, trochę wzdychając do czasów kiedy była w stałym związku, kiedy w mieszkaniu nie trzeba było się męczyć z rozpięciem zamka błyskawicznego od wyjściowej sukienki. A potrzeba znalezienia kogoś bliskiego robi się co raz bardziej nagląca, zwłaszcza, że nawet starsza siostra która poświęciła wszystko dla kariery nagle zdecydowała sobie zafundować dziecko.
Jak sami widzicie z tego streszczenia – fabuła rozpada się na wiele pomniejszych wątków – co niestety jest jednym z największych problemów tego filmu. Jest straszliwie porwany i poszatkowany – wątki porywają się i znikają, mamy przeskoki czasowe, które niestety nie zawsze pomagają historii, pewne rzeczy dzieją się za szybko, w innych przypadkach scenarzyści wybrali zdecydowanie zbyt łatwe rozwiązanie. Niekiedy można odnieść wrażenie, że bardziej niż ze scenariuszem filmu mamy do czynienia z kilkunastoma średnio zszytymi pomysłami na odcinki telewizyjnej produkcji. Poza tym sporo tu fabularnych klisz czy scen które powinny nieść za sobą ładunek emocjonalny ale niestety budzą jedynie lekkie zażenowanie – jak np. cały wątek wdowca i jego córki, z którą rzecz jasna nasz poraniony bohater nie rozmawia o zmarłej matce. To taki wątek który wszyscy znają. Inna sprawa, czasem pojawia się całkiem dobry i niestandardowy pomysł i gnie gdzieś w nawale kolejnych scen które mamy wrażenie, że gdzieś już widzieliśmy. Zwierz pewnie byłby bardziej łaskawy dla konstrukcji filmu gdyby oglądał go w domu – w kinie bardzo czuł, że jest to produkcja zdecydowanie wymagająca dopracowania. Zwłaszcza wątek siostry głównej bohaterki która występuje tu jako kobieta która rezygnuje z samotności i nagle wszystko zostaje jej właściwie podane na tacy.
Nie zmienia to faktu, że zwierz uważa za symptomatyczne że taki film powstał. Bo wbrew temu co może sugerować streszczenie to nie jest film o tym jak szukać drugiej połówki. Zdecydowanie bardziej jest to film o tym, jak pogodzić się z własną obecnością. To coś co najwyraźniej musi stanowić poważny problem (i trochę stanowi). Tak długo karmiliśmy ludzi wizją że życie w pojedynkę jest swoistą klęską (wszystko jest dobrze póki na końcu czeka druga połówka) że dziś nawet młodzi ludzie, a zwłaszcza młode kobiety umierają ze strachu przed samotnością. A jednocześnie w całym tym procesie poszukiwania kogoś kto spędziłby z nami resztę życia trochę zapominamy po co właściwie nam jest ta druga osoba. Film próbuje nas przekonać, że nie potrzebujemy jej wcale do rozpinania sukienki, ani do cieszenia się życiem. To jest nauka może prosta ale zwierz często widzi po swoich dalszych i bliższych znajomych pewien lęk – że jeśli przeżyją coś w pojedynkę to nie będzie się to liczyć. Tu film zapewnia że nadal nikt za nas życia nie przeżyje a to co sami przeżyjemy i zobaczymy to nasze – bez względu na towarzystwo. Zaskakująco rozsądna puenta do tak lekkiego filmu.
No właśnie co do samego filmu to jego problemem nie jest nawet sama konstrukcja co brak wyczucia jaki dokładnie ton chce przybrać. Rebel Wilson zatrudniona do roli – pewnej siebie, gotowej na wszystko najlepszej przyjaciółki wprowadza do produkcji trochę humoru któremu bliżej do ostatnich amerykańskich komedii spod znaku Apatowa. Zwierz nigdy nie był fanem tego rodzaju poczucia humoru ale jednocześnie musi przyznać, że Rebel Wilson jest rzeczywiście fenomenalna i na pewno wyrywa się ze stereotypu w jakie zwykle wpisuje się bohaterki grane przez aktorki takie jak ona. Fakt, ze grania przez nią bohaterka zna się najlepiej na podrywaniu facetów w barach i nie ma wątpliwości, że to ona z naszego duetu jest bardziej pewna siebie i w sumie atrakcyjna to spory krok do przodu w pokazywaniu „tej grubszej” przyjaciółki. Z kolei Dakota Johnson nie gra źle ale jej postać została napisana tak by zachodziło jedynie podejrzenie że ma jakiś charakter. Cała reszta obsady jest idealnie nijaka podobnie jak ich bohaterowie. Nie jest to źle zagrany film ale po prostu widać że twórcy scenariusza bardziej skoncentrowali się na „typach” postaci niż podjęli próbę napisania rzeczywiście pełnokrwistych bohaterów.
Kilka lat temu popularna była komedia Kobiety pragną bardziej gdzie mieliśmy różne pary na różnych etapach związku. Komedia była mało zabawna i bliżej jej było to filmu obyczajowego ale jedna z największych wad (tego zdecydowanie nie lubianego przez zwierza filmu) było przekonanie, że nasza główna bohaterka musi z kimś ostatecznie skończyć. Niezależnie od tego jak denerwująca byłoby przez cały film, pozostawienie jej bez drugiej połówki oznaczało coś smutnego czy przerażającego. Zwierz miał ten film w głowie w czasie oglądania jak to Robią Single nie tylko dlatego, że oba filmy mają podobną poszatkowaną strukturę. Chodzi też o pewien specyficzny rodzaj filmu który napisany inaczej mógłby być równie dobrze poradnikiem. O ile Kobiety pragną bardziej próbowały pokazać że mężczyźni i kobiety myślą inaczej ( co rzecz jasna prowadzi do koszmarnych stereotypów tego czego w ogóle obie płcie chcą od związku) tak oryginalny tytuł filmu „How to be Single” pokazuje, że teraz podpowiada się nam dlaczego ludzie są samotni i co może z tego wynikać. Co z kolei prowadzi do dość przerażające refleksji, że kultura popularna zaczyna dostrzegać nowy rynek. Bo powiedzmy sobie szczerze – dotychczasowe produkcje o singielkach zawsze prowadziły ostatecznie do tego samego rozwiązania. Carrie dostała Biga, Bridget dostała pana Darcy’ego a każda z młodych niezależnych postaci w telewizyjnych sictomach skończyła na ślubnym kobiercu lub gdzieś w okolicach. Tymczasem samotna nie jest już tylko gruba okularnica, której nikt nie chciał ale też młoda śliczna dziewczyna, która być może wolałaby się dowidzieć czegoś o sobie zanim wpadnie w ramiona kolejnego niepewnego siebie faceta.
Zwierz nie będzie was przekonywał, że Jak to robią single to jakiś wybitny film (zdecydowanie nie jest to wielka produkcja) ale kurczę – jak się ją rzuci na tło kultury popularnej i jeszcze doda. że film miał dystrybucję w okolicach walentynek to nie sposób nie zadumać się nad stanem społeczeństwa i wzorców wdrukowanych przez kulturę popularną. Bo w sumie kultura popularna uczy nas wiele, ale jak byś samotnym i nie szukać księcia z bajki (ewentualnie księżniczki) to niewiele umie powiedzieć.
Ps: Pamiętacie o Poldarkowym konkursie? Do wygrania książki z bardzo ładną okładką, która na zawsze upewni was w przekonaniu, że najlepsze towarzystwo to książka i święty spokój.
Ps2: Już drugi raz w tym roku zwierz obejrzał sezon serialu który mu się zupełnie nie podoba. Istnieje taki rodzaj amerykańskich seriali przy których człowiek naprawdę nie wie jakim cudem dostały więcej niż dwa odcinki.