Co roku po rozdaniu BAFT mam dziwne poczucie, że się starzeje. Kiedyś zwierz był zachwycony faktem, że Oscary nadawane są na żywo zaś BAFTY jedynie w dwugodzinnym skrócie który pozwala wyciąć z rozdania nagród kilka pozycji. Jednak wraz z upływem czasu cieszy mnie co raz bardziej, że BAFTY zajmują jedynie dwie godziny i nie wymagają od nikogo zarywania nocy, czy przekładania swoich wszystkich zobowiązań na inne dni. A poza tym to BAFTY – gdzie stężenie angielskości w kinie przekracza wszelkie granice.
No właśnie, jest coś niesamowicie i wyczuwalnie brytyjskiego w tym jak wygląda ceremonia rozdania BAFT na tle Oscarów. Po pierwsze od lat mamy tego samego prowadzącego – Stephena Fry, który nie dość że stara się wrzucić do swoich żartów jak najwięcej słów których przeciętny użytkownik języka angielskiego nie ma w swoim słowniku, to na dodatek raczej nie przekracza jakichś granic dobrego smaku. Wszystko odbywa się w londyńskie operze, gdzie dekoracje zmieniają się co roku ale zawsze pozostają w tym samym stylu, a na lśniącej podłodze można dostrzec nieuchronne przy częstym użytkowaniu zadrapania. Dowcipy w czasie gali mają trochę politycznych podtekstów, ale nigdy za wiele (choć pewnie część z nich nie przeszłaby w amerykańskiej telewizji), nagrodzonych nikt nie spędza ze sceny po 45 sekundach (co daje im czas na podziękowanie wszystkim i nawet okazjonalny dowcip) a prezenterzy kolejnych nagród wygłaszają swoje wcześniej napisane kwestie z lekkością jakiej od dawna nie było na wyreżyserowanych do ostatniej sekundy Oscarach. Ten brak zadęcia brytyjskim nagrodom filmowym wychodzi na zdrowie a jak jeszcze doda się kilka nieco innych kategorii i nieco mniejszą przewidywalność niż w przypadku Oscarów – wtedy dostajemy nagrody których śledzenie jest prawdziwą przyjemnością.
Tegoroczne nagrody nie są szczególnie ekscytujące bo w głównych kategoriach właściwie wszystko wiadomo. Właściwie od początku sezonu swoich nagród mogą być pewne trzy osoby – Kate Winslet za rolę w Jobsie, Brie Larson za rolę w The Room i Leonardo DiCaprio za rolę w Zjawie. Z BAFT cała trójka wyszła z nagrodami. Swoistą zagadką pozostaje nagroda za najlepszą męską rolę drugoplanową – sporo osób stawia na Stallone’a – którego akademia szczodrze obdarzyła nominacją ale na BAFTA zwycięzca mógł być tylko jeden czyli Mark Rylace za Most Szpiegów. Zwierza ta decyzja nie dziwi bo jest to zdecydowanie rola która radnie film i właściwie jedyny powód by tą porządną ale nieco pozbawioną serca produkcję obejrzeć. Przy czym choć nagrody są przewidywalne to atmosfera im towarzysząca ma w sobie coś ze święta. Z dwóch powodów – po pierwsze jakoś wszyscy zbiorowo dajemy w tym sezonie nagrody Leonardo DiCaprio – nagrody które należały mu się pewnie już wcześniej ale za każdym razem to nie był jego rok. Teraz nareszcie DiCaprio wygrywa z memem i wszyscy przygotowujemy się do wielkiej zbiorczej owacji na stojąco gdy aktor dostanie Oscara (przy takim zestawie wcześniej otrzymanych nagród prawdopodobieństwo, że nie dostanie Oscara jest nikłe). To dziwne uczucie kiedy wszyscy czują że aktor dostaje nagrodę za coś więcej niż tylko jedna rolę. Zresztą zwierz bardzo lubi mowy dziękczynne DiCaprio w tym sezonie bo zawsze jest w nich rozdział na pochwalenie Toma Hardy’ego. Co zwierza zawsze trochę wzrusza. Inna sprawa – nagradzanie Kate Winslet i Leonardo DiCaprio w jednym sezonie to czyta radocha dla wszystkich wielbicieli Titanica, bo aktorska para która prywatnie się przyjaźni radośnie sobie kibicuje, sprawiając że rozpływają się serca wszystkich wielbicieli melodramatu na całym świecie.
Jeśli zwierz miałby nazwać coś zaskoczeniem to kombo jakim był zestaw nagród za reżyserię i za najlepszym film dla Zjawy. Nie dlatego, że zwierz nie spodziewał się nagrody dla Zjawy za najlepszy film ale raczej dlatego, że z takim zestawem nagród robi się co raz bardziej prawdopodobne że nagrodę za reżyserię weźmie po Oscarach po raz drugi Innaritu. A to będzie oznaczało, że znów bycie amerykańskim reżyserem filmowym jest właściwie byciem gatunkiem wymierającym. Zwierz się tym jednak nie przejmuje, bo naprawdę lubi kiedy meksykański reżyser odbiera nagrody. W jego mowach jest zawsze dużo entuzjazmu, sporo dowcipu i dobrze podany osobisty element. Zwierza cieszy też fakt, że na BAFTA przyznano sporo nagród poświęconych wyłącznie brytyjskiej kinematografii – zwłaszcza dlatego, że pokazały one bardzo ciekawe zjawisko – za najlepszy brytyjski film krótkometrażowy aktorski i animowany nagrodę odbierały reżyserki, za najlepszy brytyjski film roku mimo olbrzymiej konkurencji (to był zdecydowanie dobry rok w brytyjskim kinie) nagroda powędrowała do Brooklyn co w tym bardzo męskim roku z punktu widzenia nagradzanych fabuł bardzo cieszy. Ogólnie kiedy spoglądało się na te brytyjskie nagrody płeć zwycięzców bardzo się wyrównywała. Jeśli ktoś mógłby się czuć naprawdę poszkodowany to tylko twórcy Marsjanina którzy wyszli z ceremonii z pustymi rękami. Matt Damon wyglądał na mało poruszonego ale Ridley Scott miał taką minę jakby chciał wszystkich wysłać na jakąś planetę pełną Obcych.
Cały worek nagród technicznych zgarnął Mad Max – dostał nagrodę za kostiumy (co zwierza cieszy bo mieliśmy do czynienia z czymś twórczym a nie odtwórczym jak w przypadku pięknych kostiumów do filmów z epoki), dekoracje i za montaż – ta ostatnia nagroda zwłaszcza cieszy bo reżyser filmu George Miller zlecił montaż swojej żonie (twierdząc że tylko ona wytrzyma z taką ilością materiału) i od pierwszych pokazów w Cannes bardzo podkreślał jej znaczenie dla powodzenia produkcji. Jedynie w przypadku efektów specjalnych Mad Max musiał ustąpić na rzecz Gwiezdnych Wojen co nie dziwi bo Gwiezdne Wojny to Gwiezdne Wojny. Ta jedna nagroda należy się im wyjściowo. Choć zwierz nie mógł nie klaskać z radości kiedy nagrodę dla najlepszego aktora młodego pokolenia dostał John Boyega – głównie dlatego, że młody aktor przejawia dokładnie ten poziom entuzjazmu jaki pewnie przejawiałby zwierz. Jego komentarz z czerwonego dywanu na którym opowiadał o tym jak dziwne jest życie w którym przedpołudniem jedzie się ulicą po bułki a po południu w smokingu idzie odebrać nagrodę – jest zwierzowi bardzo bliskie. To znaczy to poczucie, że życie bywa dziwne. Inna sprawa – zwierz jest przekonany, że Boyega ma kinu sporo do zaoferowania.
Gdyby zwierz miał wybrać cztery najbardziej oczywiste nagrody wieczoru to powiedziałby, że nagroda za scenariusz adaptowany i oryginalny – dla Big Short i Spotlight za scenariusz – w obu przypadkach rostrzygnięcie jest bardzo satysfkacjonujące, zwłaszcza scenariusz do Big Short jest czymś co budzi taką cudowną satysfkację obcowania z dobrze napisaną historią – a właściwie z historią dobrze przełożoną na język filmu. Kolejna nagroda która nie budzi wątpliwości to ta dla Emmanuela Lubezkiego za zdjęcia do Zjawy. Właściwie spokojnie można byłoby mu przesłać wszystkie nagrody sezonu jeszcze przed jego rozpoczęciem. Nie ma obecnie wrażliwszego i bardziej wszechstronnego operatora na świecie i chyba wszyscy się zgodzimy, że bez jego zdjęć nie byłoby Zjawy w takim kształcie w jakim trafiła do kin. Zwierz jest pod wrażeniem jego wszechstronności i zawsze się cieszy kiedy wszystkie możliwe gremia podzielają tą opinię. Do oczywistych nagród oczywiście trzeba dopisać tą za muzykę do Nienawistnej Ósemki dla Ennio Morricone. Wszelkie możliwe akademie nadrabiają błąd jakim było nienagrodzenie wielu wcześniejszych ścieżek dźwiękowych kompozytora dając nagrodę tej ostatniej – bardzo dobrej i bardzo charakterystycznej. Nikt chyba nie był też jakoś szczególnie zdziwiony nagrodą dla najlepszej animacji dla Inside Out czy dla najlepszego dokumentu dla Amy. Jedyne co mogło być lekkim zaskoczeniem to fakt, że wśród najlepszych filmów nie anglojęzycznych wygrały Dzikie Historie a nie typowany na pewnego zwycięzcę Oscarów Syn Szawła, który od brytyjskiej Akademii filmowej nie dostał nawet nominacji.
Przy czym chyba wszyscy się zgodzimy, ze nie jest to rok wielkich emocji – bardzo wiele nagród jest już właściwie „rozdanych” od początku sezonu i choć wszyscy się cieszymy zwycięstwami faworytów to nagród niepewnych jest w tym sezonie tak niewiele. Dlatego zwierz miał odrobinę czasu by zwrócić uwagę bardziej na rozdających nagrody niż na nagrodzonych. Był pod wrażeniem jak ładnie udało się Rebel Wilson wrzucić doskonale dowcipny monolog w środku gali (zdaniem zwierza Rebel Wilson byłaby doskonałą prowadzącą Oscarów ale chyba bedni Akademicy by tego nie przeżyli), jak bardzo cudownie inne są realia brytyjskiej rozrywki gdzie Eddie Izzard może prezentować nagrodę chwaląc się jednocześnie swoimi pięknie czerwonymi pazurami (amerykanie mają jeszcze sporą drogę do przejścia). Zwierz przyzna, że całość oglądało się bardzo miło i nawet ostatnie słowa Stephena Fry – który dość refleksyjnie odniósł się do co raz dłuższego segmentu In Memoriam doskonale dopełniały takiej brytyjskiej odmienności całego wydarzenia. Co zwierza natomiast ubawiło to informacja, że w transmisji przycięto fragment dowcipu z tzw. „kiss cam” (gdzie dwie osoby „złapane przez kamerę” muszą się ucałować) gdyż jedna para odmówiła zabawy – co ciekawe był to Michael Fassbender i Alicia Vikander. Jest to o tyle śmieszne że jest to jedyna para złapana przez kamerę o której wszyscy wiedzą, że jest też parą w prawdziwym życiu. No ale najwyraźniej to zamienia dowcip w publiczne okazywanie uczuć czego nie każdy jest fanem.
BAFTY jak co roku są ostatnim przystankiem przed Oscarami. Nie wszyscy się na nich pojawiają – zajęci kręceniem filmów czy zobowiązaniami teatralnymi, nie wszyscy śledzą je z zapartym tchem. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat to BAFTY najczęściej wskazywały aktorów czy filmy, które potem w ogólnym rozliczeniu okazywały się jednak lepsze czy bardziej pozostające w pamięci widzów niż Oscary. Członkowie brytyjskiej Akademii są odrobinę mniej przewidywalni, może odrobinę bardziej europejscy i chyba biorąc pod uwagę kilka rozwiązań z ostatnich lat – bardziej rzetelni. Taka jest przynajmniej refleksja zwierza. Dlatego, jeśli śledzicie sezon nagród nie zapominajcie o BAFTACH. Cudownych nagrodach które pozwalają patrzeć na gwiazdy, wysłuchać więcej niż 45 sekund podziękowań i dla których zdecydowanie nie trzeba zarywać nocy. Co jak wszyscy wiemy z roku na rok robi się co raz ważniejszym warunkiem radosnego oglądania ceremonii rozdania jakichkolwiek nagród.
Ps: Zwierz zrobił już facebookowe wydarzenie na wspólne oglądania Oscarów – jeśli chcecie możecie się zapisać.
Ps2: Ponoć nierozważnie rzucony żart w czasie ceremonii skłonił Stephena Fry do skasowania twittera. Co byłoby o tyle przełomowe że w pewnym momencie Fry był najchętniej obserwowanym użytkownikiem twittera wśród celebrytów.