Hej
Kombinować zaczynamy w kwietniu. Nie bierzemy raty kredytu tylko porównujemy posiadane dobra. Czyj telewizor ma największą przekątną i rozdzielczość, u kogo zmieści się pragnący oglądać tłum, gdzie dojedziemy najszybciej z pracy, po pracy, w trakcie pracy, z której wyjdziemy zanosząc się gruźliczym kaszlem i udając, że czeka nas prawie miesięczna rekonwalescencja. Czekamy prawie jak na święta, rozdanie Oscarów, zasłużony urlop. Żyjemy odliczając dni. W końcu mistrzostwa świata w piłce nożnej nie zdarzają się często. A czasem jak sądzą niektórzy grupie przyjaciółek nie zdarzają się nigdy.
Nie wszystkie jesteśmy fankami piłki na tym samym poziomie. Są wśród nas dziewczyny, które potrafią wymieniać składy drużyn nie kilka a kilkanaście lat wstecz. Takie, które przepraszają w środku imprezy, bo wychodzą sprawdzić wyniki. Te, które wrzucają swoje zdjęcia z meczy. Są też i takie, które ożywiają się wyłącznie na finały, albo wtedy, kiedy gra ich ukochana drużyna. Są w końcu te, które nic to nie obchodzi, ale oglądają dla czystej przyjemności przyglądania się jak zupełne odbija tym bardziej zaangażowanym. Z piwem, winem czy cydrem w ręce, w dobrym towarzystwie piłka toczy się sama, łzy napływają do oczu po straconej bramce a każdy sędzia dyktujący rzut karny jest albo kretynem albo bogiem. Płeć widza nie ma tu znaczenia. Nie zmieniamy twarzy, ubrań i uczesań. Nie przyklejamy sobie sztucznej brody i wąsów.
Ze wspólnego oglądania piłki nożnej trudno wyciągnąć przekonanie o własnej wyższości. Na dziewczyny, które nie lubią piłki czy jej nie rozumieją nie prychamy. Czasem zdarza się nam tłumaczyć, dlaczego wynik meczu jest dowodem na istnienie Boga. W przerwie spokojnie możemy porozmawiać o tym, o czym kobiety zwykle rozmawiają w czasie przerw meczy. Dlaczego kibicujesz Królewskim? Jak to kibicujesz Barcelonie! Obawiam się, że to koniec naszej przyjaźni. Szczerze powiem nie znam nikogo porządnego, kto kibicowałby Chelsea. Czy Christiano Ronaldo płakał już w tym meczu? Przeklinamy nie rzadziej ani nie częściej niż inni kibice, a kiedy nie mamy jednego telewizora uwagi wymienia się w sposób tradycyjny przy pomocy facebooka. W ekstremalnych przypadkach można się przerzucić na telefon. Po zakończonym meczu możemy się cieszyć lub płakać. Spektrum reakcji ponownie niezależne od płci. Nie możemy się powstrzymać by nie wejść do Internetu i sprawdzić czy nasi mają jeszcze szanse na puchar. Jeśli nie mają można zapłakać, jeśli mają stwierdzić, że może los się jeszcze uśmiechnie. A potem włączyć dziesięć innych stron – wiadomość, ładne kotki, nowe sukienki, ulubione blogi. Nic specjalnego, w końcu to tylko dziewczyna lubiąca piłkę nożną.
Mam znajome, które zastanawiają się czy fanom Cracovii nie postawić lepszej oceny na kolokwium i takie, którym w oczach zapala się lekki ognik obłędu, gdy mówią o piłkarzach. Są też takie, które wpadają na mecz tylko wtedy, kiedy grają hymny narodowe by sprawdzić, który z piłkarzy śpiewa a który tylko porusza ustami. Mam znajome, które na czas mistrzostw świata w piłce nożnej rezerwują bilety do kina w godzinach meczów w nadziei, że będą miały większą szansę na dobre miejsce. Nie ma zasady. Podobnie jak w przypadku facetów nie ma zasady. Wspomnienia z dzieciństwa moje i moich koleżanek nie za bardzo się różnią. Niektóre z nas siedziały z braćmi krzycząc do telewizora, niektóre z ojcami, niektóre z matkami. Na niektóre bracia spoglądali tak jakby im kompletnie odbiło. Nie oglądamy meczy by komuś coś udowodnić. Ani na przekór. Ani dlatego, że jesteśmy fajne. Sport to sport. Nikt do końca nie wie dlaczego jeden kocha a drugi go śmiertelnie nudzi.
Oglądanie piłki nożnej to rozrywka. Sport. Emocje z rzędu tych wyższych. Dlaczego oglądanie dwudziestu dwóch ( nie licząc sędziów) facetów na boisku miałoby być rozrywką męską? Próbuje sobie odpowiedzieć na to pytanie i nie widzę sensu. Sama piłkę nożną uwielbiam w wydaniu narodowym. Bo wtedy wszystko jest możliwe. W wydaniu klubowym za dużo jest techniki i kalkulacji. Choć finał oglądam, choćby dlatego że grają „moi” królewscy. Prawdziwe emocje są moim zdaniem na boisku do rugby gdzie, jeśli zatamują ci krwawienie w ciągu kilku minut możesz wrócić na boisko. Uwielbiam ten sport mimo, że nadal nie pojęłam do końca kiedy sędzia ma prawo zarządzić młyn. Nie mam z tym jednak problemu, nauczę się bez trudu. W końcu jak większość moich koleżanek nawet nie wiem, kiedy nauczyłam się co to znaczy spalony. Pewnie gdzieś mając kilka lat na boisku, kiedy ktoś postanowił nie uznać strzelonego gola i było mu głupio przyznać, że to dlatego iż gola strzeliła dziewczyna.
Nie ma dziewczyn lepszych które oglądają piłkę i tych gorszych które jej nie rozumieją. Nie ma dziewczyn postępowych które przeklną i tych zaściankowych które zasłaniają oczy kiedy faceci dostaną po kostkach. Może częściej po zdobytym golu wznosimy toast winem niż piwem. Może odrobinę częściej wzdychamy zasmucone faktem, że polskie stadiony są jednak nie dla nas. Najczęściej jednak łączy nas absolutny napad wściekłości kiedy ktoś spogląda na nas dziwnie. Bo serio jak bardzo może dziwić zainteresowanie jakąś dyscypliną sportową? I jak długo jeszcze trzeba będzie tłumaczyć że kibice nie oznacza tłumu facetów tylko ludzi, którzy oglądają mecz i pragną zwycięstwa jednej z drużyn. Ot taka prosta definicja. A w głowie się nie mieści.
Ps: Wpis powstał po tym jak zwierz przeczytał jeszcze jeden wpis o tym, że kobiety nie znają się na piłce nożnej i nie umieją jej oglądać. Zwierz czasem ma naprawdę dość.