?
Hej
Zwierz zawsze lubi się zastanawiać nad momentami w życiu każdego człowieka kiedy zyskuje on pewność, że istnieje dla niego tylko jedna możliwa droga życiowa. Dlatego zwierz jest tak zafascynowany biografiami sławnych ludzi. Jak pisał nie raz – uwielbia czytać o tym momencie kiedy ktoś uświadamia sobie, że coś będzie dla niego w życiu najważniejsze. Wszyscy pragniemy by był to moment jak najbardziej podniosły, przełomowy i wiążący się z czymś czym można się chwalić krewnym i znajomym. Ale co jeśli tak jak w przypadku zwierza wasze przełomowe przeżycie wiąże się z uciekaniem z zajęć, odbieraniem telefonu i oglądaniem nie tak dobrego musicalu? Wtedy nie pozostaje wam nic innego tylko odczekać na tyle długo by wewnętrzny ekshibicjonizm pozwolił się wam do tego przyznać bez bólu
Wierni czytelnicy tego bloga zapewne wiedzą, że zwierz wychował się w dziwnym domu gdzie dzieciom do poduszki czytano Odyseję i zmuszano do oglądania Gwiezdnych Wojen w ramach filmowej lektury obowiązkowej. Zwierz nigdy nie ukrywał, że kulturalna tyrania jego rodziców doprowadziła zwierza do stanu, w którym obejrzenie kolejnego filmu co wieczór było czymś równie jasnym co wrzucanie czytanej właśnie książki do plecaka. Zwierz jednak nie miał szczególnych ambicji by zajmować się kinem. Jak już pisał czytywał Dyrdymały w Filmie zanim jeszcze zaczął oglądać filmy dla dorosłych ale wszystko w ramach szeroko rozumianych zainteresowań kulturalnych. Dopiero mając kilkanaście lat zaczął przejawiać silniejsze zainteresowanie filmem jednak bez towarzyszącej temu determinacji by wiedzieć wszystko.
Był rok 2001 zwierz nawykł już wtedy do samodzielnego chodzenia do kina. Rodzina była zajęta, zwierz był zajęty więc często lądował sam na sali kinowej. Nawet to lubił, bo samodzielna wyprawa do kina dawała poczucie dorosłości. Ale czasu było co raz mniej (niekiedy wydaje się zwierzowi że nawet mniej niż dziś) a filmów do obejrzenia co raz więcej. Początkowo zwierz się na to godził ale w końcu chęć wybrania się do kina przeważyła nad rozsądkiem. W czwartki i wtorki zwierz chodził na Angielski. Tramwaj dowoził zwierza do skrzyżowania – w prawo na angielski, w lewo do kina. Zwierz nigdy nie zapomni wieczoru kiedy po raz pierwszy pojechał w lewo. Film który tak strasznie musiał zobaczyć to Moulin Rogue. To były czasy kiedy zwierz nie miał zielonego pojęcia kim jest reżyser, nie za bardzo wiedział czego się po produkcji spodziewać i choć dobrze kojarzył głównych aktorów to jednak nie był jeszcze na etapie – widziałem wszystko w czym graliście i znam imiona waszych dzieci. Jeśli widzieliście Moulin Rogue wiecie, że to bardzo długa produkcja. Zdecydowanie dłuższa niż 90 minut angielskiego.
Zwierz rozplanował wszystko z zegarkiem w ręku. Od dawna nauczył się przeliczać czas filmów z minut na godziny by sprawdzić czy zmieszczą się w tych kilku wolnych chwilach w tygodniu, które mógł przeznaczyć na kino. Obliczenia wskazały, że wystarczy wyjść godzinę wcześniej z domu (do osiągnięcia w rodzinie gdzie wszyscy wszędzie wychodzą za wcześnie), a potem modlić się o dobre przesiadki, brak kolejek w kinach a potem skłamać, że autobus nie przyjechał. Innymi słowy cały plan zakładał dwa niewinne kłamstwa (chcę być wcześniej na zajęciach, autobus się spóźnił) i jedno olbrzymie (na angielskim nie było nic ciekawego). Oczywiście potrzebne były pieniądze na bilet (jakie to były duże sumy dla zwierza te kilkanaście lat temu) i co ważne trzykrotne sprawdzenie godziny seansu w kinie Cinema City Bemowo.
W końcu nadszedł dzień wprowadzenia wielkiego planu w życie. Choć wszystkie elementy grały zwierz wahał się do samego końca. Nawet kiedy już kupił bilet i siedział w sporej poczekalni kina zastanawiał się czy nie wsiąść w autobus i nie wrócić na zajęcia z angielskiego. Zwierz nie należał do uczniów zrywających się z zajęć. Nie chodziło tylko o zwykły strach że zostanie się przyłapanym na kłamstwie, chodziło też o rosnące w głowie wyrzuty sumienia. Zwierz nie poszedł na angielski, nie dostanie się do dobrego liceum (to akurat okazało się prawdą),zmarnuje sobie przyszłość. A wszystko z powodu filmu, na który zapewne mógłby iść w jakąś sobotę i niedzielę przedpołudniem. Może nawet z rodzicami. Zwierz nie ma problemu by przypomnieć sobie tamte obezwładniające uczucie strachu, niepokoju i niechęci do własnego zachowania. Ale nie wrócił na angielski. Mimo paskudnego uczucia wszedł na salę i usiadł na swoim miejscu.
Zwierz właściwie nie wiedział czego spodziewać się po filmie, po czterech minutach był w nim absolutnie zakochany, po dwudziestu zapomniał, że kiedykolwiek miał iść na angielski, po czterdziestu zapomniał, że w ogóle jest w kinie. Telefon w kieszeni zaczął wibrować koło pierwszej godziny oglądania filmu. Zimna kula nie dającego się powstrzymać strachu powoli opadła na dno zwierzowego żołądka. Mrożąca krew w żyłach pewność, że oto ktoś ze szkoły językowej postanowił tego akurat dnia donieść o nieobecności zwierza, scenariusz w którym trzeba opuścić kino i udać się jak najszybciej do domu wydawał się jedynym jaki czeka na zwierza. I wtedy zwierz zrobił coś niewyobrażalnego nawet dla siebie. Wyłączył telefon. Do dziś zwierz uważa to za jedną z najdziwniejszych decyzji w swoim życiu. Oczywiście ten drobny epizod w czasie seansu wytrącił zwierza z równowagi ale nadal oglądał film niemal do końca.
Właśnie niemal. Wyliczenia zwierza nie uwzględniły trwających piętnaście minut reklam. Zwierz czekał ile mógł ale musiał wyjść z kina wcześniej bez dosłownie ostatnich pięciu minut (choć wiedział jak film się skończył). Jak zwykle w przypadkach kiedy widzi się coś co nas porusza był zaskoczony tym, że świat tak sobie po prostu trwa wokół niego zupełnie nie zmieniony. Jak w transie poszedł do autobusu gdzie stanął pośród spieszących do domu zmarzniętych (była zima) pasażerów i rozmyślał nie nad straszliwymi konsekwencjami swojego wyskoku ale nad tym co obejrzał. Dopiero na progu własnego bloku dotarło do zwierza, że za drzwiami kryć się mogą wściekli i odchodzący od zmysłów rodzice. Dwa piętra jakie musiał pokonać wydawały się być długą i stromą drogą na szafot.
Dzwonek do drzwi, szczekanie psów (wówczas jeszcze dwóch, ale wciąż mopsów) i oto drzwi otworzył ojciec zwierza. Wpuścił go do mieszkania i. I nic się nie stało. Rodzice nawet nie zauważyli, że jest on kilka minut spóźniony. Nawet nie zadali pytania o to co było na angielskim mimo, że zwierz miał przygotowaną pięknie skomponowaną odpowiedź. Po prostu nie zauważyli. Zwierz zamknął się w swoim sześciometrowym zabałaganionym poza wszelkie dopuszczalne granice pokoju i zatopił się w rozmyślaniach nad filmem. Czuł się dokładnie tak jak wtedy kiedy kogoś się po raz pierwszy pocałuje i nie ma się do kogo zadzwonić by mu o tym powiedzieć. Zwierz zrobił więc to co robić miał potem już zawsze – wyjął swój pamiętnik i opisał całą sprawę. Potem wziął inną kartkę i spisał swoje wszystkie przemyślenia na temat filmu. Obu czynów się przestraszył ale ponieważ żal mu było pamiętnika wyrzucił tylko kartkę z nakreśloną recenzją.
Zwierz zrywał się do kina jeszcze nie raz. Wyrzuty sumienia nigdy go nie opuściły. Bywało tak, że były tak mocne, że wychodził jednak w trakcie seansu przerażony wizją własnej niesubordynacji. Jednak tamto pierwsze tak poważne w życiu zwierza złamanie zasad (nigdy nie zwiewał z ważnych zajęć) uświadomiło mu, że mimo wszystko warto. Że cały ten strach i niepewność oraz wizja siebie samego sprzedającego pietruszkę (tym matka zwierza straszyła go kiedy się nie uczył) to w sumie niska cena za możliwość bycia w kinie. Co więcej zwierz nie miał złudzeń – gdyby Moulin Rogue nie podziałało tak silnie na jego nastoletnie serce pewnie nigdy więcej by się nie zerwał. Ale muzyczne melodramaty mają to do siebie że wyjątkowo łatwo uwodzą serca kilkunastoletnich dziewcząt. Co ciekawe zwierz widział film jeszcze raz tej samej zimy. Rodzice organizujący imprezę wysłali zwierza razem z bratem do kina właśnie na ten film. Brat podarł niechcący bilety jeszcze przed wejściem na salę. Do dziś twierdzi, ze to dowód prekognicji bo Moulin Rogue to jego zdaniem najgorszy film na świecie i miernik kiepskości filmu (np. to było tylko o jeden stopień lepsze od Moulin Rogue, albo to chyba było gorsze od Moulin Rogue). Co ciekawe tamtego wieczoru film był już po prostu filmem a nie przeżyciem zmieniającym priorytety zwierza.
Jaki jest morał z tej historii? Zwierz zawsze z uśmiechem myśli o tym kiedy odniesie sukces i będzie mógł opowiadać tą historię jako człowiek szanowany. Ma nadzieję że kiedyś zaprowadzą go do jakiejś klasy i będzie mógł powiedzieć, że nie zdarzyło mu się w życiu nic lepszego niż zwiewanie z lekcji. Wyobraża sobie wtedy minę nauczyciela i radość uczniów. Wizja która motywuje zwierza do kolejnych wysiłków. Ale z kulturalnego punktu widzenia nauka jaką wyniósł zwierz jest zdecydowanie ważniejsza. Moulin Rogue nie jest wybitnym filmem, zdaniem niektórych jest to straszliwy kicz. Zwierz się nawet nie kłóci, nadal film bardzo lubi ale to żadne arcydzieło. I oto właśnie chodzi. Zwierz jest absolutnie przekonany, że w historii zdecydowanie więcej średnich czy nawet złych filmów zmieniło ludzi niż arcydzieł. Może dlatego, że po arcydzieła sięgamy świadomi, że spotka nas coś wielkiego, albo że powinniśmy poczuć coś wielkiego. Kiedy idziemy na zwykły film do kina nie czekając na wielkość każdy zachwyt i poruszenie jest naszym prywatnym uczuciem , które liczy się zdecydowanie bardziej. A to z kolei za każdym razem kiedy zwierz kupuje bilet do kina pozwala mu marzyć że i tym razem ktoś potrząśnie jego światem. Nawet nie każąc sobie płacić w najcenniejszej walucie na ziemi. Wyrzutami sumienia.