Hej
Cóż można robić w listopadowe południa kiedy jest zimno ciemno i wydaje się że nie ma żadnej nadziei na to, że kiedykolwiek będzie inaczej? Cóż w sumie można robić mnóstwo rzeczy ale najlepiej pójść do kina. I to na film który dzieje sie gdzieś gdzie jest jasno, ciepło i optymistycznie. Zwierz przestudiował program kin i stwierdził, że skoro wszyscy chwalą najnowszy film Spielberga to zwierz jako prawdziwy fan reżysera powinien się na ów film udać. Zwłaszcza, że to produkcja nie byle jaka ale ekranizacja komiksu o Tintinie. I to tego komiksu który dzieje się w miejscach ciepłych i jasnych.
Widzicie zwierz jak zwykle swoją popkulturą przygodę musi rozpocząć od wspomnienia, że jego obrzydliwie intelektualni rodzice poza karmieniem go arcydziełami literatury i przepytywaniem na chybił trafił z rozpoznawania kompozytorów muzyki klasycznej ( zwierz nie żartuje!) dali mu zaskakująco dobre podstawy by zostać popkulturalnym zwierzem. To oni dali bowiem zwierzowi gdy lat miał zaledwie kilka do poczytania pierwsze komiksy z Tintinem jakie wyszły wówczas w Polsce. Zwierz komiksy polubił, głównie za to, że znacznie odbiegały od znanego już zwierzowi Thorgala ( zwierz pamięta że dziadek czytał mu „Metal który nie istniał” gdy zwierz miał zaledwie 4 lata) czy Kaczora Donalda ( tego z kolei kupowali zwierzowi co miesiąc drudzy dziadkowie traktując to niemal jak obowiązek). Tka – trzeba przyznać że tak wcześnie wyedukowany komiksowo zwierz ( choć jeszcze nie znający Supermana – którego cały rocznik dostanie od mamy gdy w środku wakacji zapadnie na świnkę) od razu poznał się na przygodach młodego Belga. Ów sentyment do Tintina osłabiły jednak dwa zjawiska -bardzo oddalone w czasie – pierwszy to fakt, że komiksowy album na podstawie którego nakręcono film urywał się w połowie zapowiadając kolejną część, która nigdy w Polsce za dzieciństwa zwierza nie wyszła. Nie trudno wyobrazić sobie taką frustrację. Druga sprawa która zniechęciła zwierza do tinTina to fakt, że dopiero będąc na studiach odkrył jak strasznie kolonialną mentalność przejawiał bohater zwłaszcza w czasie swoich przygód w Kongo.
Nie mniej mimo tego zniechęcenia pozostał w zwierzu sentyment który zagnał go do kina. wielu recenzentów twierdziło, że Tintinem odkupił Spielberg swoją zbrodnię jaką była czwarta część Indiany Jonesa. niestety zwierz nie podziela tego zdania – Tintin nosi bowiem skazę która jest dla filmu przygodowego zabójcza. Jest nudny. Akcja która podąża bardzo dokładnie za komiksem rozwija się zaskakująco powoli – film bardzo unika szybkiego montażu więc sceny rozciągają się niemal w nieskończoność. Co gorsza film nie ma nawet równego rytmu – po przeciągającej się ekspozycji dostajemy kilkanaście minut akcji, po której ponownie następuje długa ekspozycja, kiedy myślimy, że machina wydarzeń rozruszała się na dobre akcja na chwilę przyśpiesza by znów się urwać. Co więcej film toczy się w taki sposób że naprawdę trudno nam powiedzieć czy jesteśmy bliżej czy dalej końca. Zwierz musi przyznać że kiedy okazało się, że oglądana przez niego scena była kulminacyjną był niesamowicie zaskoczony. Zwierz zastanawiał się czy to wina materiału ( kolejne sceny przypominały zwierzowi plansze komiksu który czytał jako dziecko) czy reżysera który wciąż kręci zgodnie z tempem Indiany Jones podczas gdy od lat osiemdziesiątych filmy znacznie przyśpieszyły.
Problemem może by tu też fakt, że film jest potencjalnie realizowany dla dzieci – przyjęło się że filmy dla dzieci muszą być choć odrobinę nudne. Z resztą zwierz ma prawdziwy problem by powiedzieć dla kogo zrobiono ten film. Do polski wszedł z dubbingiem na sali siedziały dzieci. Z drugiej jednak strony bohaterowie strzelający do siebie, konający znaczący wskazówki dla bohatera własną krwią, kapitan Baryłka pijący na umór/ Wszystko to zwierz oglądał z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony tak zachowywali się bohaterowie Tintina w komiksie z drugiej jednak strony ów komiks nie był kierowany do dzieci. O ile jeszcze alkoholizm baryłki zwierz spokojnie mógłby przemilczeć o tyle w filmie kierowanym do dzieci główny bohater nie powinien latać pistoletem i ludzie nie powinni do siebie mierzyć z karabinów maszynowych. możemy przyjąć oczywiście że nie jest to film dla dzieci tylko został do tego worka mylnie wrzucony ze względu na animację. Ale jak na film dla dorosłych jest to film zdecydowanie zbyt dziecinny. Dowcipy dostosowano raczej o młodszej widowni, zaś przesłanie kapitana baryłki które wygłasza byśmy nie mieli żadnych wątpliwości kierowane jest zdecydowanie do bardzo młodego widza. Także sam konflikt zbliża nas do kina dziecięcego. I tak film pozostaje zawieszony pomiędzy dwoma rodzajami kina nie odnosząc sukcesu w żadnym.
Być może głównym problemem jest tu animacja. Zwierz nie przepada za technologią animacji wykorzystaną w filmie – nigdy nie był w stanie zrozumieć po co robić animację tak dokładnie przypominającą rzeczywistość. Wydaje się to być wyłącznie sztuka dla sztuki – czy nie było by lepiej nakręcić całości ze zwykłymi aktorami? Zwłaszcza, że obsada i tak jest świetna i zwierz jest przekonany, że nie jeden widz z przyjemnością oglądałby aktorów którzy użyczyli swoich ruchów i mimiki animowanym postaciom. Zwłaszcza, że niezależnie od tego jak pięknie animowana jest woda, piasek czy kałuża to jednak ludzka twarz wciąż umyka mistrzom animacji. I tak choć Tintin zachował rysy rysunkowego pierwowzoru zaś Tajniak i Jawniak są idealnie identycznie to jednak przynajmniej zwierzowi trudno identyfikować się z takim animowanym bohaterem. Animacja tego typu przynajmniej dla zwierza tworzy między aktorem i widzem barierę – trudno tu zagrać wyrazem oczu nieznacznym ruchem twarzy. Bohaterowie którzy nie są już do końca animowani ale jeszcze nie są ludźmi przynajmniej zdaniem zwierza są trudni do polubienia. Zwierz być może zupełnie inaczej oceniłby film w którym Jamie Bell podróżowałby razem z Andym Serkiem by porwać podłego Danela Creiga – a tak dostał jedynie ruchome obrazki – odrobinę za mało jak na zwierzowy gust. No ale rzeczywiście przyroda czy zwierzęta animowane w ten sposób są zachwycające.
I tak TinTin pozostaje filmem który zwierz odstawi na półkę produkcji do których po prostu nie wróci. Zwierzowi jest przykro bo bardzo liczył że film go porwie zwłaszcza, że przecież jak już pisał dwóch z trzech scenarzystów przyprawiło zwierza o szybsze bicie serca. Ale nie dostrzegł w filmie ani przewrotności Moffata ani humoru Wrighta – ogólnie to zastanawia się co tak właściwie scenarzyści dołożyli tu od siebie bo zarys intrygi i wiele scen jest prosto z komiksu. Co gorsza film podobnie jak komiks lata temu urywa się przed końcem opowieści. Po raz kolejny pozostawiając zwierza bez odpowiedzi na które czeka tak długo.
Ps: Skoro Akademia postanowiła nagrodzić Oscarem Oprah to może wypadało by dać honorowego Oscara Serkisowi za jego niewątpliwy wkład w historię aktorstwa – jest to bowiem pierwszy aktor o którym można powiedzieć, że z grania bez pokazywania się w filmie uczynił swoją specjalność.
Ps2: Tym co w Tintinie jest wspaniałe to śliczna tradycyjnie animowana czołówka.??