Nie chce was zwierz martwić ale dziecinniejemy. Oskarżają nas o to absolutnie wszyscy. Oglądamy filmy dla dzieci, czytamy powieści młodzieżowe i nie chcemy się starzeć i jak porządni ludzie założyć rodzin. Do tego upieramy się przy młodzieżowych ciuchach i za wszelką cenę upieramy się że wszystko z nami w porządku. Ostatnio cofnęliśmy się w rozwoju jeszcze bardziej. I dobrze.
To niby jest wpis o kolorowankach ale nie jest. A w ramach ilustracji pokolorowane w całości i częściowo strony (oczywiście przez zwierza) i koty testujące grawitację
Zwierz mówi o pasji której sam uległ, kolorowankach. Co prawda okładka części z nich twierdzi że mamy do czynienia z treningiem antystresowym czy ćwiczeniami estetycznym ale zwierz który pokolorował już nie jedną stronę może wam powiedzieć bez wahania. To są kolorowanki. Bardziej skomplikowane, czasem oparte o znane z różnych epok z historii sztuki wzory i grafiki ale kiedy się temu przyjrzymy to jest to po prostu kolorowanka. Dla nieco starszych dzieci. Ich popularność jest niesamowita. Zwierz kupił swoją po tym jak zobaczył jedną pokolorowaną stronę u koleżanki. Dziś koloruje większość jego znajomych. Do tego jeszcze w pracy koloruje jego szefowa. Gdyby zwierz poszukał pewnie okazałoby się, że odkrycie kolorowania jest w ostatnim półroczu równie modne co jedzenie jarmużu (serio czy komuś smakuje jarmuż?). Można więc odnieść wrażenie, że wszyscy wokoło nie tylko zwariowali ale też bardzo poważnie cofnęli się do czasów dzieciństwa.
Ale właśnie te kolorowanki dobrze pokazują, że tu wcale nie chodzi o cofanie się do czasów dzieciństwa. Zastanówmy się nad samym kolorowaniem. Im bardziej skomplikowany i szczegółowy wzór tym jest przyjemniejsze. Pokrywanie olbrzymich powierzchni kolorem jest mało zabawne ale kolorowanie wzoru jest ciekawe. Problem w tym, że aby naprawdę bawiło trzeba mieć odpowiednio wyrobioną rękę. Wiecie o ile łatwiej kolorować nie wychodząc za linię kiedy ma się lat 28 a nie 8? Zwierz który zawsze myślał że kolorowanki nie są dla niego odkrył że uwielbia kolorować ale kiedy ostatnim razem mierzył się z tym zadaniem samo korzystanie z flamastrów czy kredek było zdecydowanie większym wyzwaniem. Podobnie samo dobieranie kolorów. To jedna z ukochanych czynności zwierza w czasie kolorowania. To decydowanie którym z dziesiątków cienkopisów (zwierz KOCHA cienkopisy i kupuje jak szaleniec na głodzie. Kupował je także zanim zaczął kolorować) zwierz pokoloruje kolejny szczegół obrazka naprawdę sprawia przyjemność. Ale nie o to chodzi. Kiedy zwierz był dzieckiem zasady kolorowania były bardzo surowe. Jeśli miś jest brązowy ma być pokolorowany na brązowo. Panie w przedszkolu konfiskowały dzieciom niektóre kolory i przyuczały że konie nie są fioletowe. Nawet nie wiecie jakie poczucie satysfakcji i zwycięstwa z systemem daje zwierzowi łącznie kolorów które teoretycznie nie powinny ze sobą pasować, porzucenie symetrii zabawa w nagromadzenie różnych często kontrastujących barw. Innymi słowy dorosłe kolorowanie nie jest tym samym co dziecięce. Więcej zwierz zaryzykuje stwierdzenie, że dopiero jako ludzie dorośli jesteśmy w pełni poznać przyjemność płynącą z tej czynności. Jako dzieci jedynie mierzymy się z tym co może sprawiać w niej trudność.
Jednocześnie takie kolorowanie jest czynnością naprawdę pozbawioną sensu wyższego rzędu. Zwierz przyzna bez bicia że jest to doskonały towarzysz oglądania telewizji. Jeśli zerka się jednym okiem na jakiś głupi program w telewizji a jednocześnie koloruje, wcale nie jest tak że wiele się traci. Wręcz przeciwnie – zwierz zorientował się, że w sumie pamięta więcej z tych głupich programów o gotowaniu niż gdyby je uważnie oglądał – kto wie, może to jest ta sławna związana z kolorowaniem koncentracja. Ale w istocie chodzi o proste zajęcie rąk – coś co zwierzowi zawsze przeszkadzało w czasie oglądania – siedzi się bezczynnie i nie ma co zrobić z rękami. Ale wróćmy do sensu – zwierz zwrócił uwagę, że takie drobne czynności które nie mają większego sensu są powoli rugowane z naszego życia. Nawet to kolorowanie (po prostu przyjemne) trzeba nazwać treningiem czy ćwiczeniem – żeby stworzyć wrażenie, że w istocie nad czymś pracujemy, poświęcamy czas na samorozwój. A tymczasem doskonale się bawimy choć czasem towarzyszy temu stres (jeśli np. pomylimy się w naszej koncepcji -jeśli ją w ogóle mamy). Zwierz – co może zauważyliście – jest wielkim zwolennikiem czynności pozbawionych większego sensu. Zwykle bowiem one są najprzyjemniejsze.
No dobra ale co z tym dziecinnieniem. Nie da się ukryć, że kolorowanie nie niesie za sobą artystycznych wyzwań rysowania i wypełnianie kolorami białych powierzchni rzeczywiście traktuje się jako ćwiczenie dla dzieci. Zdaniem zwierza sprawa nie jest taka prosta. Historia uczy nas, że ludzie dorośli dopiero od stosunkowo niedawna chcą być tacy poważni. Zabawa i to rozumiana niekoniecznie jako tańce i picie zawsze była częścią życia dorosłych ludzi. Gry, zabawki, huśtawki (słynna karuzela na Bielanach przecież nie była dla dzieci) – wszystkie te elementy stanowiły część codzienności ludzi. Jasne istniały gry i zabawy wyłącznie dorosłe ale też sporo z nich pewnie uznalibyśmy za dziecinne. Zdaniem zwierza współczesna słabość dorosłych ludzi do rzeczy uważanych za dziecięce (jak właśnie kolorowanie) jest raczej przywróceniem stanu pierwotnego niż dowodem na to, że głupiejemy. Zresztą akurat wszystkim nam przydadzą się ćwiczenia manualne bo co raz rzadziej trzymamy długopisy w dłoni i podpisanie się zaczyna być prawdziwym wyzwaniem. Przynajmniej zwierz czasem ma wrażenie jakby ta czynność robiła się z roku na rok co raz trudniejsza. Jednocześnie zwierz zastanawia się czy to nowe pokolenie nie nadrabia sobie nieco dzieciństwa tzn. wiecie zwierz załapał się na sam koniec czasów kiedy można było jeszcze mieć trochę wolnego czasu po szkole. Dziś co raz modniejsze jest walczenie z nudą przy pomocy kolejnych zajęć. Nie ma kiedy znudzić się takimi prostymi dziecięcymi czynnościami (zwierz sam chodzi na dodatkowe języki i zajęcia sportowe i to mu wystarczyło, ale teraz zajęć jest więcej i bardziej zróżnicowane). Ewentualnie – te czynności są po prostu przyjemne i nie ma żadnego logicznego powodu porzucać ich tylko i wyłącznie dlatego, że zmieniły się nam cyferki oznaczające liczbę przeżytych lat.
No dobra ale skargi dotyczące naszego dziecinnienia dotyczą odbioru kultury. Książek czy filmów. To sprawa skomplikowana. Po pierwsze nieco zwierza dziwi przekonanie, że człowiek dorosły musi czytać tylko dorosłą literaturę. Potencjalny wiek czytelnika do którego kieruje się powieść nie koniecznie od razu przekłada się na dobrą literaturę. A właśnie takich książek trzeba szukać – dobrych. Człowiek powinien sięgać co pewien czas po książki poważniejsze, ale tylko takimi żyć się nie da. Zwierz nie zna wielu zapalonych czytelników którzy by co pewien czas nie sięgnęli po literaturę lekką i łatwą. Zwierz nie widzi wielkiej różnicy pomiędzy lekturą postapokaliptycznego Young adult a kolejnego teoretycznie doroślejszego kryminału. Ostatecznie liczy się czy książka jest dobrze napisana, ma ciekawe postacie i interesującą historię. Zwłaszcza że YA to jest jeden z tych nielicznych gatunków które z jednej strony nie zmuszą czytelnika do niesamowitego wysiłku intelektualnego z drugiej – przynajmniej mają ambicję poruszenia kwestii istotnych społecznie. Zresztą przecież nie chodzi o samą treść książki ale o to jak ją czytamy. Czytelnik dorosły czytając Hunger Games widzi co innego niż młodzieżowy. Miej miejsca poświęci śledzeniu bohaterki i jej uczuciowych rozterek więcej zadawaniu sobie pytanie o mechanizm tworzenia świata. Jednocześnie zwierz nie ma wątpliwości – nie zna ludzi którzy porzucili by Prousta bo popularne jest YA. Powszechna sprzedaż powieści YA wśród dorosłych czytelników pokazuje coś co wszyscy wiemy – wielka literatura jest i zawsze była dla nielicznych. Reszta czyta powieści w odcinkach i książki które aż tak wielkich ambicji nie mają. Nic to nowego ani strasznego. To raczej książki dla dorosłych „wydoroślały” – dziś Potop by nie przeszedł z taką ilością kontuzji jakie odniósł Kmicic. Tak więc akurat o czytelników zwierz by się nie martwił. Zdecydowanie straszniejsza wydaje się wizja że należy czytać tylko reportaże z Bostwany i poważne powieści o ciężkim losie człowieczym.
Zwierz trochę inaczej czuje się w przypadku filmów. Zwierz rozumie obawę że będziemy w przyszłości oglądać wyłącznie ekranizacje komiksów, ale są dwa czynniki których wielu krytyków zdaje się nie brać pod uwagę. Po pierwsze nie jest tak, że jak się lubi Thora to przychodzi komisja i zabiera ci filmy Bergamana z półki. Kino rozrywkowe nie będzie podnosić spraw egzystencjalnych ale nie jest też tak że rozrywka jest tylko sprawą dziecinną. Zresztą dobrym przykładem są bardzo zaangażowane społecznie dyskusje po premierze Avengersów. Nawet jeśli uzna się film za produkcję dziecinną i nawiną to reakcja i dyskusje niosą już znamiona oglądania wnikliwego – wychodzącego poza schemat „skoro twórca tak napisał to musiało tak być”. Przy czym jasne byłoby miło gdyby kina studyjne były pełne, ale z drugiej strony – nikt filmów tego typu nie kręci dla wszystkich. Co być może prowadzi nas do konkluzji że tłum nie jest aż tak bystry jak jednostki (ale to z kolei nie nowość). Poza tym trzeba stwierdzić, że miłość do kina nakazująca szukać nowych produkcji – często już bardzo „dorosłych” rodzi się w ludziach najczęściej na ciemnej sali gdzie ogląda się spektakularną ekranizację komiksu. Zresztą nawet jeśli Indiana Jones bawił nas bardziej to czy był dużo mądrzejszy? Kino popularne, oparte o schemat dzielnych bohaterów i ich niesamowitych przygód zawsze krąży wokół podobnych tematów i dostarcza mniej więcej tego samego poziomu intelektualnej podniety.
Wróćmy jednak do kolorowanek. Które dorosłego cieszą chyba bardziej niż dziecko. Nikt nie ocenia czy kolory odpowiadają rzeczywistości. Jeśli wyjdziesz za linię nie musisz bać się gromiącego wzorku pani która doniesie rodzicom że nigdy nie nauczysz się pisać. W sumie zwierz zastanawia się czy to nie jest jedna z tych rozrywek którą dzieciom przypisujemy mylnie – wtedy kiedy daje najmniej przyjemności. Zresztą widać na rynku co raz więcej książek z ćwiczeniami czy zabawami, które przypominają czasy dziecinne ale są dostosowane do poziomu dorosłego czytelnika. Najwyraźniej wszystkim nam trochę tych rozrywek w życiu brakuje. Oczywiście sporo w tym mody, ale zwierzowi wydaje się to moda mądra i odpowiadająca na zaskakująco realne potrzeby dzisiejszego dorosłego – niekiedy potrzebującego czynności bezsensownych i nie ocenianych. Zresztą zwierz ma wrażenie, że wiele racji ma jego brat, który twierdzi, że gdyby dziś wybudować plac zabaw dla dorosłych – z huśtawkami i zjeżdżalniami nie sposób byłoby z niego spędzić ludzi. Sam zwierz tęskni za czasami kiedy na jego podwórku wisiała huśtawka (zresztą to ciekawe – dama na huśtawce to coś bardzo dobrze zakorzenionego w sztuce, co pokazuje że rozrywka była zdecydowanie nie tylko dziecięca).
A co z dziecinnieniem? Zdaniem zwierza nie jest tak źle jak wieszczą niektórzy. Jasne filmy i super bohaterach doskonale się sprzedają, ale wciąż w Cannes wygrywa film o imigrantach a widzowie chcą dyskutować o filmach i odnosić poruszane w nich problemy do rzeczywistości społecznej. Jasne entuzjazm bywa dziecięcy ale czy naprawdę to najgorsza cecha na świecie. Zwierz ma wrażenie, że nie tyle dziecinniejemy co korygujemy dorosłość. Ostatnie dekady można uznać za swoisty eksperyment – jak będą się zachowywać ludzie którym odbierzemy zabawę, zabawki, dziecięcy entuzjazm i wrzucimy ich w bardzo restrykcyjną wizję dorosłości . Widać że gorset uciska. Trudno się dziwić – dorosłość sprawia, że sporo z rzeczy dziecinnych może naprawdę cieszyć – kolekcjonowanie figurek jest zabawniejsze kiedy masz własną pensję, kolorowanie – kiedy masz sprawną rękę i nie boisz się że nie dostaniesz nowych cienkopisów jak te wypiszesz, czytanie powieści młodzieżowych – kiedy wiesz na tyle dużo by śledzić nie tylko co napisano ale też jak i po co. Przy czym zwierz naprawdę nie boi się o naszą kulturę. Doświadczenie mówi, że zawsze znajdą się ludzie których życie będzie bolało i ciężki los człowieka opiszą. Zresztą część z nas wybudzi się któregoś dnia z dziecinnego entuzjazmu i stwierdzi że marność nad marnościami i wszystko marność. Ale nadal – zwierz jest przekonany, że życie ma dla nas tyle pułapek i sytuacji w której dość beznadziejnie będziemy patrzeć na to jak wszystko jest źle i niesprawiedliwie, że może dobrze jeszcze trochę podchować w nas dziecinny zachwyt i chęć zabawy. Zresztą, wiecie, zwierz chętnie poczyta od czasu do czasu o bólu istnienia. Tylko żeby pisali o nim inni.
Ps: Zwierz jest dziś w Krakowie (i tak będzie przez weekend bydlił) więc nie spodziewajcie się wpisów o regularnych porach. Z drugiej strony – Festiwal Muzyki Filmowej! YAY
Ps2: Ten wpis został w większości napisany w Pendolino. Taki szybki bloger (a taki koszmarnie niewyspany).