Zwierz zawitał do Krakowa by spotykać się ze znajomymi (a zwłaszcza rozkoszować się ich zdolnościami kulinarnymi) oraz po raz pierwszy (trochę głupio) przyjrzeć się Festiwalowi Muzyki filmowej. Innymi słowy zwierz udał się do Krakowa na weekend z założenia bardzo miły.
Zwierz w budynku festiwalowym dostawał lekkiego lęku przestrzeni i wysokości ale dawało się zrobić doskonałe zdjęcia
Zacznijmy od tego, że zwierz był nieco zaskoczony gdy okazało się, że ten jego niesamowicie (i powiedzmy szczerze lekko podejrzanie) tani bilet nie był na żaden pociąg klasy TLK tylko na osławione Pendolino. Pociąg musiał na zwierzu wywrzeć niesamowite wrażenie bo zwierz padł i nie obudził się aż do Krakowa. Nie mniej trzeba przyznać, że ewidentnie nowe pociągi są dostosowane do ludzi rozmiarów zwierza, ponieważ gdyby zwierz nogi miał dłuższe a figurę nieco bardziej rozciągniętą to zapewne byłoby mu bardzo niewygodne. Niedostatki podróży rekompensuje fakt, że jest przy każdy miejscu gniazdko co pozwala korzystać z komputera ale nie z Internetu bo Pendolino jest szybsze od Internetu (zwierz wie, że nie jest tak się naśmiewa).
Zwierz musi wam przyznać , że przeniesienie wydarzeń towarzyszących do centrum konferencyjnego to doskonały pomysł. Choć sam budynek jest trochę dziwny to istotnie doskonale położony.
W Krakowie zwierz zainstalował się u Ninedin, która poza tym, że oferuje wygodne łóżko i możliwość spoglądania z tęsknotą na jej półkę książek, daje też tak dobre jedzenie że zwierz nie jest w stanie tego słowami opisać. Wiecie nie codziennie zwierz karmiony jest maronem z truflami (serio z truflami!), tartą z marynowanymi burakami czy zapiekaną z ziemniaków i batatów, od której właściwie trzeba odrywać się siłą. A to tylko część cudowności bo tu nawet śniadanie warte jest grzechu a rozstawione wszędzie słoiki kuszą taką zwartością, że człowiek zastanawia się jaka jest karalność czynu za wyniesienie komuś skrzynki przetworów z domu. Gdyby jednak chodziło tylko o cud jedzenia pewnie wczoraj byłby wpis. Ale gospodyni jest jeszcze bardziej podstępna i dorzuca do tego długą przesympatyczną, właściwie nie mającą końca rozmowę o kulturze, popkulturze, historii, Rzymie, Napoleonie i serialach telewizyjnych. Jak zwierz pisał – wstać w tym domu od stołu to szczyt heroizmu.
Sobotni poranek zwierz spędził z gospodynią swą na kampusie uniwersytetu. Jej jak tam ładnie i można usiąść z kawą na trawie. Czegóż chcieć więcej.
No ale zwierz przecież nie tylko przyjechał jeść i rozmawiać (choć powiedzmy sobie szczerze trudniej o lepszy zestaw) ale przede wszystkim słuchać. Z proponowanych wydarzeń towarzyszących festiwalowi zwierz radośnie udał się na panel który nosił szumny tytuł Historia i polityka w muzyce filmowej w istocie był spotkaniem z Raminem Djawadim, Trevorem Morrisem, Johnem Lunnem i Jeffem Bealem – czterema kompozytorami muzyki filmowej którzy kolejno są odpowiedzialni za – muzykę do Gry o Tron, Wikingów i Tudorów, Downton Abbey, Rzymu i House of Cards. Innymi słowy zwierz siedział w drugim rzędzie spotkania z ludźmi którzy napisali jego play listę. Spotkanie (ku zaskoczeniu zwierza nie biletowane i nawet nie tak niesamowicie oblegane) było fenomenalne. Panowie wcale nie rozmawiali o historii i polityce (choć odrobinkę na temat historii zobaczyli) ale zajmowali się głównie dowcipnym i ciekawym opowiadaniem o tym jak właściwie wygląda praca i kariera kompozytora muzyki filmowej. Zwierz który muzykę w filmach kocha był absolutnie zachwycony. Można się było dowiedzieć że najtrudniejszym zadaniem nie koniecznie jest pisanie muzyki tylko godzenie żądań reżyserów i producentów. Dużo mówili też o samym fachu jakim jest pisanie muzyki – dziś co raz częściej odbywające się przed komputerem a nie przed tym wyobrażonym pianinem. Jednocześnie była w tym niesłychanie ciekawa spowiedź ludzi twórczych którzy dość swobodnie przyznają się do tego, że najwięcej wynoszą z pomysłów nieudanych, czy z czegoś z czego nie do końca byli zadowoleni. A wszystko z dodatkiem dowcipnych anegdot (jak się okazuje Djawadi dostał przy tworzeniu muzyki do Gry o Tron zakaz korzystania z fletów bo za bardzo kojarzą się ze średniowieczem) i ciągłym podkreślaniu różnic pomiędzy funkcjonowaniem brytyjskiej a amerykańskiej telewizji. Np. twórca muzyki do Downton Abbey ma na napisanie muzyki do odcinka trzy tygodnie. Amerykańscy kompozytorzy o tydzień mniej – z czego zresztą bardzo wszyscy się śmiali. Ogólnie zwierz był wydarzeniem zachwycony, zwłaszcza, że kompozytorzy chętnie odpowiadali na pytania i przynajmniej zwierzowi pokazali kawałek jego ukochanego filmowego biznesu od nieco innej strony. Przy czym zwierz był zachwycony i dumny z tego, że ludzie którzy naprawdę stanowią pierwszy rząd specjalistów w swojej dziedzinie zdecydowali się przyjechać na zaproszenie festiwalu.
Zwierz siedział i z olbrzymią przyjemnością słuchał jak powstaje jego lista przebojów. Doskonały panel
Niestety to doskonałe wrażenie zepsuł nieco koncert do muzyki z filmów szekspirowskich który odbywał się tego samego dnia. Zwierz strasznie się nań cieszył – bo jak się nie cieszyć kiedy obiecują muzykę np. Patricka Doyle’a – czyli jednego z ukochanych kompozytorów zwierza. Niestety pierwszy i najboleśniejszy zawód spotkał zwierza już na początku. Okazało się, że na sali koncertowej centrum konferencyjnego miejsc dla mediów zabrakło. W związku z tym organizatorzy dostawili za ostatnim rzędem siedzeń, na ostatnim balkonie rząd krzeseł. Problem polega na tym że przy tak nachylonym audytorium z tego rzędu plastikowych krzeseł nic nie było widać. I zwierz nie dramatyzuje – w polu swojego widzenia miał drewno zagłówka, kawałek lampy i głowę siedzącej przed nim dziewczyny. Zwierzowi nie pozostało nic innego niż na tym koncercie (uzupełnianym ciekawymi wizualizacjami) stać. Stanie na koncercie nie jest ukochaną czynnością zwierza i powiedzmy sobie zupełnie szczerze – zwierz jej nienawidzi. Ale nawet nie o stanie chodziło ale o to, że ponieważ wszyscy znajdowali się w tej samej sytuacji to najpierw trwały wędrówki ludów a potem ci którzy zostali z nudów (koncert oglądany w takim miejscu naprawdę jest nudny) korzystali z komórek bądź też stojąc robili setki zdjęć. Co oczywiście uniemożliwiało skoncentrowanie się na muzyce. Zwierzowi było przykro bo wolałby na koncert nie iść niż znaleźć się w sytuacji w której cieszy się na wydarzenie które z powodów licznych niedogodności musi opuścić po dwóch godzinach. I tak szczęście że zwierz nie był w szpilkach bo musiałby wtedy wyjść z niego po dziesięciu minutach.
Tak plus minus z balkonu wyglądała widownia i scena sali koncertowej
Co do samej muzyki to zwierz ma mieszane uczucia. Nie do końca jestem pewna czy dobrym pomysłem było umieszczanie w tym akurat koncercie fragmentu z Romea i Julii Prokofiewa czy Zakochanego Szekspira (już nie Prokofiewa ;). Oba utwory nie należą do muzyki z ekranizacji Szekspira i można byłoby te luki zastąpić innymi utworami – być może bardziej różnicującymi graną muzykę. Do tego zwierz jest nieco zawiedziony bo muzykę Doyle’a na koncercie reprezentowały dwa utwory wykonane z pomocą chóru – czyli Sight No More z Wiele Hałasu o Nic i Non Nobis Domine z Henryka V. Problem w tym, że choć zwierz bardzo lubi oba utwory to zdecydowanie lepiej wypadłyby w koncertowym wydaniu wstęp do Wiele Hałasu o Nic i muzyka podkładana pod mowę Henryka V – oba utwory nie wymagają obecności chóru za to są muzycznie zdecydowanie ciekawsze i przede wszystkim – usłyszenie ich na żywo robi niesamowite wrażenie. Ogólnie na ocenę koncertu wpływają warunki w jakich je zwierz oglądał oraz fakt, że był wściekły kiedy musiał wyjść wcześniej. Przy czym wykonawczo był nawet niezły choć akustyka centrum pozostawia wiele do życzenia. Wiele do życzenia pozostawiał też fakt, że światła po każdym utworze szły do góry i raziły zwierza w oczy, co dokładało się do dyskomfortu. Ogólnie zwierz zakłada że gdyby siedział i to siedział w miejscu z którego coś widać, jego ocena koncertu mogłaby być inna. Chociaż nie – nawet wtedy zastanawiałby się nad doborem prezentowanych utworów.
Tyle widział ze swojego miejsca zwierz (zanimusiadły przed nim dwie wysokie dziewczyny.Wtedy zwierz widział nieco mniej)
Oczywiście wszelkie cierpienia bycia zwierzem zawsze bardzo łagodzą spotkania z czytelnikami. Zwierz uskutecznił jedno podczas swojego pobytu w Krakowie, zastawiając jednak na czytelników dość przemyślną pułapkę i przez przypadek podając zły adres. Choć na facebooku swoje przyjście zapowiedziało całe roje osób to ostatecznie było bardziej kameralnie ale nadal bardzo przyjemnie. Zwierz lubi spotkania z czytelnikami choć zawsze ma wrażenie, że powinien wcześniej ustalić jakiś program atrakcji. Sam w sobie zawsze ma wrażenie że jest za mało ciekawy. Ogólnie powinien być jakiś poradnik dla blogerów informujący jak rozmawiać z ludźmi których się widzi pierwszy raz w życiu i którzy wiedzą o tobie więcej niż ty kiedykolwiek będziesz wiedzieć o nich. A może należy schować się i nie pokazywać światu? To też brzmi jak plan. Zwierza niestety wieczorem spotkał zawód z którym organizatorzy festiwalu nie mieli nic wspólnego. Mieszkając dość daleko od radosnego centrum wszechświata zwierz znalazł się w sytuacji w której najlogiczniejszym i jedynym możliwym (biorąc pod uwagę orientację zwierza w trenie) sposobem dotarcia na koncert było wezwanie taksówki. Niestety godzina wyjścia zgrała się z godziną gdzie w Krakowie taksówki nie sposób było zamówić (trzydzieści minut wcześniej zwierz próbował zamówić taksówkę z wyprzedzeniem i dowiedział się, że w mieście Kraka jest to niemożliwe) zaś sama pogoda nie tyle zniechęcała do spacerów co oferowała wieczór na koncercie spędzony w całkowicie mokrym ubraniu. Zwierz podejrzewa że pewnie ktoś lepiej zapoznany z terenem lub ktoś kto wyszedłby z domu zaledwie dwadzieścia minut wcześniej dotarłby na koncert ledwo jedynie dotknięty ulewą ale zwierz stał się jej ofiarą. Z ciężkim sercem ale też z wizją tego, że przeziębienie i inne choroby są dokładnie tym czego nie chciałby przywieść z Krakowa, zwierz został w domu. Zwierz wie, że dla wielu z was jest to decyzja raczej rozczarowująca, ale zwierz jednak mimo wszystko podjął ją starając się choć raz być rozsądnym.
W centrum festiwalowym w łazience ewidentnie można było otworzyć Komnatę Tajemnic. (jednocześnie zwierz przez przypadek zrobił sobie coś w stylu selfie)
Zwierz ogląda zdjęcia z koncertu robione przez znajomych i wie, że pewnie dobrze by się na nim bawił. Co dodatkowo każe zwierzowi przypomnieć wam, że jeśli nie jesteście przedstawicielami prasy to zapewne cały Festiwal Muzyki Filmowej przyniósłby wam wiele radochy. To co zwierza najbardziej dziwi to właściwie fakt, że to co na festiwalu jest najciekawsze (doskonałe wydarzenia towarzyszące z ludźmi odpowiedzialnymi za tworzenie nie tylko muzyki ale i filmów) jest chyba nieco mniej rozreklamowane. Jasne koncerty są super, ale to właśnie prelekcje nadają całemu wydarzeniu takiego festiwalowego charakteru. Dlatego zwierz poleca wam, że jeśli kiedykolwiek znajdziecie czas by wybrać się na festiwal muzyki filmowej to koniecznie znajdźcie w ciągu dnia kawałek czasu by skorzystać z paneli i dyskusji. To może być dla was wydarzenie nawet ciekawsze od samej muzyki. Zwierz zaś pakuje walizeczki i wraca (wciąż podejrzanie tanim) Pendolino do domu. A zostałby chętnie dłużej.
Ps: Zwierz w ramach rekompensaty za straty moralne skorzystał z uprzejmości gospodyni i obejrzał jej Wichrowe Wzgórza z Tomem Hardym. I to skłoniło zwierza do ciekawej refleksji, że właściwie nigdy nie widział dobrze obsadzonej roli Heathcliff .
Ps2: Zwierz poważnie zastanawia się czy nie powinien się całkowicie oddać na dokarmianie ludziom poznanym przez bloga/na konferencjach naukowych. Od trzech dni żyje wyłącznie na takim wikcie i nigdy jeszcze nie jadł tak dobrze.