Hej
Burza nad Avatarem rospętała się kilka miesięcy temu – zwierz pisze burza bo ciskano gromy zarówno na zwolenników filmu Camerona jak i na jego przeciwników. Fora internetowe pęczniały od opinii ( Avatar najlepszym filmem ever, Avatar najgorszym filmem w historii itd), na półkach księgarni pojawiły się książki tłumaczące nam jak odrzywia się zwierzątko które na erkanie widzieliśmy tylko przez kilka minut zaś przychody z filmu osiągnęły poziom który należy uważać za wszechmiar nieprzyzwoity. Ale czas pokazał coś co zwierz mógł powiedzieć już w chwili w której zdął swoje okulary 3D i udał się do wyjścia z kina – Avatar okazał się kolejnym filmem – nie stworzył kulturowego fenomenu równego temu który stworzyły Gwizdne Wojny. Dość szybko po premierze pojawiło się DVD – bez dodatków – a jakże – dziś zalega ono za 29,90 w sklepach. A sprzedać je trzeba. Dlaczego? Otóż Cameron nie zamierzał Avatarem nauczyć nas jak wyglądają efekty specjalne nowego typu, chciał nas nauczyć jak zarabia sie na filmie. Poza reklamowaniem całości jako przełomu w kinematografii na długo zanim ktokolwiek to zobaczył, czy reklamowniem filmu ( dla dorosłych!) np. w McDonaldzie ( zwierz pierwszy raz widzi by film nie przeznaczony dla dzieci w ten sposób reklamowano) Cameron zafundował nam jeszcze dwie przyjemności – pierwsza z nich to film o 15 minut dłuższy – miał zdaniem reżysera zarobić dodatkowe 70 milionów ale już dziś wiadomo że będzie tych milionów tylko kilkanaście – dlaczego? Bo nawet ci oczarowani efektami specjalnymi pomyślą dwa razy zanim kupią jeszcze raz bilet na film który już widzieli. A prawdziwych fanów najwyraźniej nie ma tak wielu jak wydawało się w pierwszej chwili. Drugi prezent to chwyt który już znaliśmy – zostanie wydane drugie wydanie DVD poszerzone o wiele dodatków – no i te nieszczęsne 15 minut. Z jednej strony nikogo to nie powinno dziwić – gdzieś mniej więcej od czasu Władcy Pierścienia normą jest wydawanie DVD w dwóch wersjach – tej dla szaleńców ( czyli w przypadku fanów Władcy Pierścieni ludzi którzy nie dość że obejrzeli dodatkową godzinę filmu to jeszcze wytrwali ględzenie o produkcji uszu elfów itp) i dla śmiertelników ( ci którym wystarczą tylko trzy godziny projekcji)m – zwykle jednak te dwa wydania wychodziły razem. Teraz kiedy w przypadku Avatara ma je dzielić kilka miesięcy można się zacząć zastanawiać czy wierni fani którzy kupili film zaraz po tym jak ukazał się na DVD będą mieli jeszcze tyle energii ( i kasy) by kupić go ponownie. Nie zrozumcie zwierza źle – on sam jest fanem Gwiezdnych Wojen znanych z tego że są raz na jakiś czas wydawane od nowa ( wersja poprawiona to sprzedanie ludziom tego samego produktu z lekkim retuszem i trzema nowymi scenami) i że wizerunki postaci z tego filmu można było znaleźć dosłownie na każdym produkcie. Ale Lucas mistrz robienia kasy wydał drugie gwiezdne wojny 20 lat po premierze a nie kilka miesięcy późnej -i tu dochodzimy do tego co jest zdaniem zwierza kluczowym błędem marketingowym w przypadku Avatara i co po części dotknęło także Matrixa – by stworzyć dzieło kultowe które będzie można ludziom sprzedawać wielokrotnie nawet bez większych dodatków nie można robić tego ze świadomością że tworzy się coś kultowego. Pierwsze Gwiezdne Wojny, Matrix – ludzie oszaleli bo czuli że mają do czynienia z czymś prawdziwym – ale gdy Wachowscy kręcili już dalsze części Matrixa wiedzieli że ich dzieło jest ,,kultowe” – nie dość że filmy były co raz gorsze to jeszcze co raz bardziej wypaśne wydania trylogii zalegały na półkach. Zwierz do dziś pamięta jak mijał powoli taniejące wydanie wszystkich części z dodatkami i popiersiem Neo – pod sam koniec cena tak spadła że zwierz zastanawiał się czy nie kupić tej całości tylko ze względu na wysokość obniżki ( nie śmiejcie się ze zwierza on niekiedy kupuje rzeczy tylko dlatego że kiedyś były drogie). Zwierz ma wrażenie że to samo czeka nawet najbardziej wypaśne wydanie Avatara lśniące się na niebiesko. Co oznacza że zwierz pewnie je kupi jak już bardzo bardzo stanieje.
PS: Zwierz pojechał dziś do Ikeii kupić sobie biurko i krzesło. Krzesło okazało się do samodzielnego montażu ( prawdopodobieństwo przeżycia montażu krzesła w przypadaku zwierza wynosi jakieś 10 %) zaś stół był tak ciężki że rzuszyć się go z regału nie dało. Okazało się że zdjęcia stoła z regału kosztuje w Ikeii 100 zł. Zwierz kupił meble u konkurencji. Mniej szpanerskie ale przywożą je złożone.