Książka Leny Dunham budziła zainteresowanie i kontrowersje zanim jeszcze została napisana. Głównie ze względu na olbrzymią zaliczkę którą młoda aktorka, scenarzystka i twórczyni serialu Girs otrzymała od wydawnictwa. Teraz kiedy książka już jest na półkach można zadać sobie pytanie czy była warta tak wysokiej sumy.
Zacząć trzeba od tego, że zwierz z zainteresowaniem przyglądał się ocenie Leny Dunham i jej serialu, przez ostatnie kilka lat. Po pierwszym sezonie pojawił się autentyczny i dość powszechny entuzjazm. Dziewczyny to serial niesłychanie daleki od polukrowanej wizji młodej kobiecości jaką sprzedawano nam dotychczas w produkcjach, sama autorka w pierwszym sezonie dawała sygnały, że to jak Seks w Wielkim Mieście przełożony na świat gdzie ludzi nie stać na drogie buty, nikt nie ma perfekcyjnego ciała a faceci w większości przypadków są żenujący. Jednak po pierwszym zachwycie pojawiły się słowa krytyki – serial skupiony wciąż na tych samych bohaterkach zdawał się zamykać w niewielkim kręgu uczuć i przeżyć wyselekcjonowanej grupy ludzi. Na głos pokolenia już się nie nadawał, podobnie jak sama Lena, która co raz częściej robiła największy marketingowy błąd jaki można popełnić – mówiła co myśli. Pytania dlaczego w jej serialu nie ma czarnoskórych bohaterów jasno odpowiadała, że nie zna zbyt wielu takich osób w swoim środowisku. Opinia publiczna przeszła od miłości do wątpliwości po pewien dziwny rodzaj irytacji, dziewczyną skoncentrowaną na swoich przeżyciach i budującą wokół tego swój serial i karierę. Do tego pojawiły się mniejsze i większe kontrowersje jak chociażby fakt, że walcząca o pozytywny wizerunek kobiety w mediach Dunham pojawiła się w Vogue w wyretuszowanej sesji. Przy czym gromy spadły na obie strony – zarówno na Dunham jak i na krytyków aktorki (no bo w sumie dlaczego akurat jej zdjęć Vogue miałoby nie wyretuszować?).
W atmosferze narastających wątpliwości pojawia się książka. “Nie taka dziewczyna” nie jest autobiografią choć właściwie nie opowiada o niczym innym niż o życiu Leny. Teoretycznie Lena przepisuje na dzisiejsze czasy i realia poradnik jak być idealną kobietą (a właściwie jak nie być idealną kobietą), ale cała książka składa się z historii o jej przeżyciach, obsesjach, wspomnieniach i byłych facetach. Konserwatywne media natychmiast podchwytują kilka zdań o jej zachowaniu względem siostry gdy obie dziewczynki były dziećmi. Oskarżają ją o molestowanie seksualne. Lena znika z mediów społecznościowych ale wokół książki robi się dość nieprzyjemnie. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że opinia o krótkim dziele scenarzystki ma dzielić społeczeństwo względem postępowego podejścia do współczesnej kobiecości. Lena ma być bowiem ponownie głosem pokolenia – współczesnych dwudziestoparoletnich dziewczyn, które miotają się pomiędzy feminizmem, a kulturą która narzuca im taki a nie inny wzorzec kobiecości. Do tego dochodzi jeszcze obsesja Leny pisania o rzeczach o których nie mówi się głośno – fascynacja własnym ciałem, fizjologią czy seksem – niemal niestosowna we wspomnieniach młodej dziewczyny która o pewnych sprawach powinna milczeć. A jednocześnie w tle mamy sprawy jak najbardziej poważne – bo wszak ta młoda niepokorna dziewczyna zmaga się z problemami psychicznymi i próbie zrobić karierę w świecie gdzie rządzą faceci nigdy nie traktujący poważnie młodych dziewczyn.
Wszystko wygląda więc bardzo pięknie. Tak pięknie, że zwierz który przecież sam jest dwudziestoparoletnią kobietą, który co prawda jest niepokojąco stabilny psychicznie ale doskonale wie co to znaczy, żyć w świecie w którym zawsze pojawi się facet by ci powiedzieć że nie ma racji powinien się książką zachwycić. Ale jakoś zachwycić się nie umie. Po pierwsze dlatego, że właściwie widać, że autorka nie miała materiału, pomysłu czy przemyśleń na całą książkę, obok doskonałych rozdziałów znajdują się kawałki słabe (powody dla których bohaterka kocha Nowy Jork są tak banalne że nawet zwierz nigdy nie postawiwszy tam stopy umiałby je pewnie spisać) czy koszmarnie wręcz pretensjonalne (jak wszystkie wspomnienia ze szkolnych obozów). Obok nich zdarzają się co prawda elementy bardzo dobre i bardzo mocne (zwłaszcza opis gwałtu a właściwie nie tyle gwałtu co trudności autorki z dojściem do tego co się wydarzyło – jak zwierz mniema bardzo przydatny dla wielu kobiet i dziewczyn, które mogą mieć podobne przeżycia). Całość jednak składa się na coś odrobinę irytującego.
Zwierz miał problem ze zrozumieniem co go w książce irytuje do czasu kiedy nie zaczął się zastanawiać po co po nią sięgnął. Tym co w Lenie naprawdę zwierza interesuje to jej droga artystyczna, sposób w jaki przeniosła to co wydarzyło się jej naprawdę na materię serialu, jak to jest kiedy trzeba przepisać swoje życie na scenariusz filmowy. Pod tym względem zwierz uważa że narcyzm autorki jest uzasadniony (zdaniem zwierza jest w postawie Leny sporo narcyzmu ale nie dlatego, że jest kobietą ale dlatego, że jest artystką), gorzej kiedy okazuje się, że nie ma ona najmniejszego zamiaru pisać do mnie z perspektywy scenarzystki, pisarki, reżyserki czy autorki. Lena mówi do mnie z perspektywy Leny, dwudziesto paroletniej dziewczyny, która wychowała się w artystycznej części Nowego Jorku, z kochającymi rodzicami artystami i która po bardzo wielu nieudanych związkach chyba w końcu znalazła porządnego faceta. To, że większość jej wspomnień, które mi tu przywołuje stała się podstawą serialu oglądanego na całym świecie właściwie się nie pojawia się w książce. Jest to więc książka osobista, całkowicie zakorzeniona w jednostkowym doświadczeniu, w prywatności, we wspomnieniach. Książka, która spokojnie mogłaby wyjść spod ręki dziewczyny czy właściwie kobiety, która nigdy nie nakręciła ani minuty filmu.
Problem w tym, że zwierz nie znalazł w jej esejach nic szczególnie wyjątkowego ani ciekawego. Mam podejrzenie, że gdyby jakkolwiek dwudzesto paroletnia dziewczyna usiadła by spisać wszystkie swoje mniej lub bardziej żenujące przeprawy z facetami, opisała trudne stosunki z rodzicami i najbardziej żenujące przeżycia wyszłoby mniej więcej to samo. U niektórych byłoby mniej narkotyków, alkoholu i imprezowania, u innych z kolei znalazłyby się jeszcze bardziej szokujące kawałki dotyczące próby przeżycia do trzydziestki. Co prawda większość opuściłaby kilka bardziej żenujących fragmentów ale pewnie uczucia i emocje byłby bardzo bliskie temu co mamy w książce. Podobnie towarzyszące Lenie lęki nie są szczególnie daleki od lęków wszystkich kobiet, które chcą by niezależne, do czegoś dojść, zakochać się i pojawia się w nich myśl, że posiadanie dzieci nie byłoby najgorszym możliwym wyjściem. Być może opis problemów z menstruacją jest jakimś przełomem w literaturze. Ale jedyne co przychodziło zwierzowi przez myśl w czasie czytania tego ustępu to fakt, że zdecydowanie zbyt późno poszła do ginekologa. Więcej, zwierz nie musiał czytać do końca rozdziału by zdiagnozować na co Lena najprawdopodobniej cierpi. Nie jest to trudne bo przecież takie historie są częścią naszej codzienności. Podobnie jak hipochondria, lęk przed śmiercią i dziwne przeczucie że świat zasiedlają wyłącznie dziwni faceci.
Oczywiście możemy założyć, że właśnie o to chodzi. O opisanie przeżycia bycia młodą kobietą. Wszak wszyscy mówią, że przeżycia kobiet są traktowane jako gorsze i brak im reprezentacji w kulturze. Im więcej będzie książek właściwie o niczym w których młoda dziewczyna, żyje sobie, imprezuje i idzie do łóżka z facetami których ewidentnie nie kocha jest nam potrzebna. Z drugiej strony, czytając książkę Leny zwierz miał wrażenie jakby wciąż było w niej coś strasznie tradycyjnego. Kariera pojawia się na dalekim tle, autorka wciąż kwestionuje swoje zdolności intelektualne. Jest za to mnóstwo o ciele, facetach i rodzinie – jakby mimo wszystko kobiecość, o której Lena pisze że jest w jej opinii błogosławieństwem – determinowała spojrzenie na własne życie. I jasne jest to książka napisana trochę jako anty poradnik pozwalająca na bycie sobą. Ale wciąż bycie kobietą zdaje się sprowadzone jedynie do ciągłej walki ze swoim ciałem, fizjologią, i poszukiwaniem kogoś by jakoś lepiej czuć się z samym sobą. Gdy zwierz doszedł do zdania że Lena najbardziej lubi filmy o kobietach doszedł do wniosku, że to kwintesencja moich problemów z książką. Jasne warto zwracać uwagę na problemy kobiet, warto mówić o życiu, ciele, seksie. Nie chce czuć przymusu lubienia filmów z kobietami i czucia, że muszę przeczytać o czyichś prywatnych sprawach tylko dlatego, że łączy nas płeć. Podobnie zwierz cały czas zastanawiał się nad zdaniem autorki, która postrzega swoją kobiecość jako dar. Strasznie tego nie lubię, bo to jakby bycie kobietą było jakimś stanem wobec którego trzeba się opowiedzieć.
j.
Zresztą największy problem ma zwierz z rozdziałem poświęconym – chyba najbardziej pracy- w którym Lena bardzo skrótowo i pobieżnie opisuje pewne swoje przeżycia w starciu z mężczyznami. To luźne hasła, wzmianki, wszystko odbywa się bez nazwisk – Lena obiecuje że wszystko dokładnie opowie po 80. Dlaczego budzi to w zwierzu sprzeciw? Otóż zwierz doskonale rozumie, że autorka nie ma najmniejszego zamiaru publicznie prać brudów czy narażać siebie czy kogokolwiek innego na nieprzyjemności. Ale z drugiej strony jest w zwierzu złość raczej nie na autorkę tylko na system, który sprawia, że ta tak otwarta i pewna siebie dziewczyna tu woli nie ryzykować. I właśnie ten brak ryzyka i powściągliwość sprawia, że zwierz czuje że książka jest jakby niedokończona. Lena doskonale rozprawia się z tym co kobiece – ciałem, emocjami, seksem, seksem i emocjami ale kiedy dochodzi do pracy milknie. Tymczasem wydaje się, że jednym z największych problemów polega na tym, jak tą swoją całą – w przypadku Leny chyba nawet lubianą chodź dziwną kobiecość – upchnąć w ramach które wyznaczają mężczyźni. Bo tu rodzi się najwięcej frustracji i napięć, które mogłyby osobistej narracji autorki dać wydźwięk głosu pokolenia.
Ale można się zastanawiać czy nie zrobiono Lenie krzywdy. Jeśli odłożymy na bok feminizm i głos pokolenia dostajemy w sumie dość dobrą książkę. Nie jest ona co prawda jakoś szczególnie błyskotliwa, czy odkrywcza (dla potencjalnego czytelnika bo trudno zakładać by czytali te wspomnienia konserwatywni nastawieni do świata mężczyźni i kobiety – najlepiej w średnim wieku) ale ma swój urok. Widać że Lena zawsze była jednostką wrażliwą a na dodatek umie oddać na papierze pewną dziwność osobistego doświadczenia. Do tego nie brakuje w książce tego towarzyszącego nie jednemu dwudziestoparolatkowi (niezależnie chyba od płci) poczucia zupełnego zagubienia. Zwłaszcza ten okres kiedy skończyło się studia i wypadałoby zacząć żyć wydaje się dość ciekawy. Przy czym trzeba od razu powiedzieć, ze Lena nigdzie nie stara się wykroczyć poza swoje osobiste doświadczenie. Jako córka artystów z Nowego Jorku, wychowana przez matkę feministkę, uroczego – jak sugerują opisy – ojca i odesłana na terapię w wieku kilku lat tworzy opis świata właściwie obcego dla większości społeczeństwa. Jej dylematy i przeżycia są połączeniem tego co bliskie ale też sporo w nich poczucia, że mówimy o jednostce znajdującej się w specyficznej sytuacji. Nie ma w tych esejach elementów tak charakterystycznych dla przeżyć wielu młodych osób – problemów z pieniędzmi, trudności w relacjach z rodzicami, niepewności własnego losu. Lena jest w sumie dziewczyną która ma olbrzymie szczęście i sporo przywilejów – nie jest to zarzut, raczej próba wskazania że nie należy stawiać jej jako przykład głosu pokolenia. Zwłaszcza jeśli pokolenie – niezależnie od płci – zmaga się z problemami finansowymi i rozpadem rodziny. Przy czym zwierz miał cały czas wrażenie, że to trochę tak jakby ktoś kazał mu opisać los doktoranta w Polsce. Jasne zwierz mógłby napisać tekst (biograficzny) o tym jak jest ciężko i w ogóle. Problem w tym, że jest z rodziny w której kariera naukowa to zawód dziedziczny więc jego pozycja jest zupełnie inna niż większości osób. I tak zwierz nie nadaje się na głos młodych naukowców.
Przy czym ponownie – książkę czyta się dobrze. Zwierzowi zajęło to jeden dzień. Jest zabawnie choć nie jest to raczej poczucie humoru zwierza. Pewnie część osób nie będzie szczególnie zachwycona koncentracją autorki na fizjologii ale taka jej uroda – każdy kto widział Girls wie, ze to jest pewien sposób odczarowana obrazu idealnej kobiety, której ciało właściwie nie zachowuje się jak ciało innych istot żywych. Jest też pośród tych tekstów trochę naprawdę ładnych kawałków, dobrych zdań i pięknych obrazków. Chyba najlepiej przychodzi Lenie łapanie się na takiej młodzieńczej melancholii – coś co znają chyba wszyscy po dwudziestce, kiedy zaczyna się powoli czuć ile wydarzyło się od dzieciństwa czy młodości i spogląda się na ten czas z tęsknotą. A jednocześnie jest to tęsknota dziwna bo przecież nie przeżyło się jeszcze aż tak dużo by tęsknić do czasów szkolnych czy studenckich. Pod tym względem Lena dobrze łapie trochę tego specyficznego „kryzysu wieku młodzieńczego” który dopada chyba wszystkich. Przy czym widać – czy specjalnie czy nie – że na wiele spraw autorka patrzy już z dystansu, bo poznała faceta z którym wyraźnie jest szczęśliwa.
Lena napisała książkę o tym jak jest być Leną. Nie ma w tym nic złego, w końcu kiedy zleca się napisanie zbioru esejów osobie dwudziesto paroletniej, to niezależnie od płci można się spodziewać, że napisze o sobie. Bo w sumie nie ma jeszcze tyle do opowiedzenia by odnieść się do kogokolwiek innego. Im dłużej zwierz czytał książkę tym bardziej dochodził do wniosku, że chyba by się z jej autorką nie zaprzyjaźnił. Nasze doświadczenia, choć niekiedy zbieżne są jednak zbyt dalekie, a nasze lęki, obsesje i fascynacje mają nieco inne źródła. Poza tym zwierz nie wie, ale może dwie bardzo skoncentrowane na sobie osoby nigdy się nie zrozumieją i to źródło zwierzowych cierpień. W każdym razie – biorąc pod uwagę, że w sumie niewiele takich książek nie ma (może czas poprosić więcej dwudziestoparoletnich dziewczyn o wspomnienia) raczej nie będzie was zwierz zniechęcał do lektury. Choć osobiście zwierz chętnie poczekałby dwie dekady i dopiero wtedy dał Lenie coś do napisania. Wtedy to mogłoby być naprawdę doskonałe.
Ps: Zwierz musi jeszcze dodać, że po drugim sezonie przestał oglądać Dziewczyny, odniósł bowiem wrażenie, że choć Lena doskonale czerpała ze swoich przeżyć przed nakręceniem serialu to jego sukces wytrącił ją z równowagi. Aby pisać serial o młodych zagubionych kobietach w Nowym Jorku oparty o własne przeżycia zdecydowanie lepiej być jedną z nich niż cieszącą się sukcesami, całkiem już zamożną scenarzystką i aktorką z Los Angeles.
Ps2: Jak zauważyła znajoma zwierza największy problem z książką Dunham jest taki, że strasznie brakuje jakiejś innej tego typu, napisaną przez kobietę w podobnym wieku, którą można byłoby podsunąć do lektury zamiast tej.