Raz na jakiś czas Zwierz decyduje się dość przypadkowo nadrabiać filmy które u nas w Polsce nie doczekały się kinowej premiery. Tym razem padło na „Logan Lucky” film Stevena Soderbergha, który mimo gwiazdorskiej obsady ominął nasze kina. A szkoda.
Steven Sodebergh jakiś czas temu ogłosił że nie będzie więcej robił filmów. Trudno się dziwić – jego kariera sprawiała wrażenie wielkiego chaosu, gdzie rzadkie sukcesy przeplatały się z bardzo nieudanymi projektami. Ogłoszenie wczesnej emerytury okazało się, jak często w przypadku twórców, doskonałym pomysłem. Bo oczywiście chęć tworzenia okazała się silniejsza od chęci rzucenia wszystkiego, ale presja osłabła. Sodebergh jako reżyser emeryt już nikomu niczego udowadniać nie musi. Zresztą ta „emerytura” sprawiła, że mógł się zająć czymś zdecydowanie ciekawszym niż „pracujący” reżyser. Otóż zanim przejdziemy do fabuły filmu Logan Lucky warto zaznaczyć, że to produkcja dość niezwykła. Otóż reżyser (a zarazem producent) postanowił ominąć wielkie studia, finansując film ze sprzedaży praw do wyświetlania i do streamingowania. To oznacza, że film musiał zarobić dużo mniej niż w przypadku filmu produkowanego przez wielkie studio by dać przyzwoity zarobek. Ponoć 15 milionów jakie film zarobił w weekend otwarcia było całkiem miłym wynikiem. Produkcja poza wielkim studiem pozwoliła reżyserowi na dużo większy nadzór nad produkcją niż w przypadku tradycyjnego modelu. To on zadecydował jak będą wyglądały trailery i plakaty – coś co zwykle nie zależy od reżysera.
Zwierz musi powiedzieć, że ta informacja o nietypowych ścieżkach produkcji trochę Zwierza zaskoczyła, bo Logan Lucky wygląda jak film, który spokojnie znalazłby finansowanie od wielkiego studio. Oto historia dwóch braci – Logan, którzy nie mieli w życiu zbyt wiele szczęścia. Jimmy był gwiazdą w szkole – grał w football amerykański, cieszył się tytułem najpopularniejszego dzieciaka w szkole, ale niestety – trwała kontuzja kolana sprawiła, że nie zrobił kariery sportowej. Z kolei jego brat Clyde odsłużył swoje w Afganistanie ale rękę stracił kiedy po ostatniej misji jechał na lotnisko gdzie czekał samolot do domu. Clyde jest zresztą przekonany, że zły los nie dotknął braci przez przypadek – to wynik rodzinnej klątwy która wisi nad rodziną Loganów.
Klątwa czy nie Jimmy – który właśnie stracił pracę, i wszystko wskazuje, że straci możliwość kontaktów z córką (która wraz z matką przeprowadza się do większego miasta) decyduje się napaść na bank. A właściwie nie na bank tylko na miejsce gdzie w czasie zawodów NASCAR są przechowywane pieniądze ze wszystkich barów i sklepów które obsługują gości wyścigów. A biorąc pod uwagę jak popularne są to wyścigi – to sporo pieniędzy. Oczywiście takie przestępstwo to nie robota dla dwóch. Trzeba zebrać ekipę. To niekoniecznie jest proste – zwłaszcza jeśli najlepszy spec od wybuchów odsiaduje właśnie końcówkę wyroku w lokalnym więzieniu. Z drugiej strony – nie w każdej rodzinie jest siostra, która potrafi prowadzić niczym kierowca rajdowy i nie zawaha się pomóc braciom. Czegóż się jednak nie robi dla dobrego zarobku i rodziny, można nawet wziąć udział w bardzo dużym i dość niebezpiecznym planie rabunkowym.
Jeśli wydaje się wam, że skądś znacie tą fabułę – grupa ludzi zbiera się by dokonać wielkiego skoku a przy okazji załatwić prywatne sprawy to wcale się nie mylicie. Film w swojej konstrukcji trochę przypomina Ocean’s Eleven. Logan Lucky to typowy heist movie, czyli taka produkcja która toczy się wokół planowania i przeprowadzenia skomplikowanego napadu. O ile jednak w przypadku Ocean’s Eleven mieliśmy do czynienia z eleganckim napadem w Las Vegas – gdzie wszystko lśniło, a nawet złodzieje chodzili w doskonale skrojonych garniturach, to w Logan Lucky nasi przestępcy są nieco mniej wytworni. Prawda jest taka, że umieszczenie akcji w Wirginii zupełnie zmienia atmosferę opowieści. To już nie elegancka kradzież dokonana przez ekscentrycznych specjalistów, tylko dość desperacki napad w którym biorą udział ludzie, których pewnie nazwano by „red neckami”. Ich prace są średnie, ich perspektywy marne, piją za dużo piwa, są w średniej formie i można wątpić czy odebrali pogłębioną edukację.
Ta zmiana statusu i pochodzenie społecznego naszych bohaterów nieco zmienia perspektywę z jaką spoglądamy na ich występek. Jasne – kradzież jest zła, a w tym wypadku sami operatorzy torów do wyścigów NASCAR nic im nie zrobili (nie ma tu prostej zemsty jak w przypadku Ocean’s Eleven) ale z drugiej strony – co im zostało. Jimmy ze względu na kontuzję kolana traci pracę – bo szefostwo boi się zatrudnić kogoś z „wcześniej istniejącym schorzeniem”, jego brat ma nieporęczną, wręcz przeszkadzającą w pracy protezę. Żona Jimmy’ego odeszła do bogatszego sprzedawcy samochodów. Do tego przejeżdżający przez miasto właściciel jednej z drużyn samochodowych zachowuje się jak skończony dupek. Trudno się dziwić, że człowiek zrobiłby wszystko żeby się z takiej sytuacji wyrwać. Należy tu jednak zaznaczyć, że w przeciwieństwie do „Hell or High Water” (doskonały film, tak przy okazji) Logan Lucky to film zabawny, i lekki. Ma swój wymiar społeczny ale wykorzystuje go głównie po to by stworzyć więź między widzem a bohaterami. Co się skutecznie udaje, bo naszym bohaterom bardzo kibicujemy.
Tym co sprawia, że Logan Lucky zwrócił uwagę Zwierza – i bardzo przypadł mu do gustu są dwie – dość niespodziewane rzeczy. Pierwsza to poczucie humoru. To film z bardzo dowcipnymi scenami ale nie starający się za wszelką cenę rozbawić widza. Zwierz przyzna szczerze, że dawno się tak nie zwijał ze śmiechu jak przy scenie w więzieniu, kiedy niezadowoleni więźniowie rozmawiają z naczelnikiem o powieściach R.R Martina. To taki dowcip, który naprawdę bawi, choć wydaje się wyjęty z trochę innego porządku niż reszta filmu. Poza tym jednak film jest sympatycznie dowcipny i zachowuje przez cały czas odpowiednią lekkość. Druga sprawa to obsada. To już pewnie zasługa nazwiska reżysera – inaczej trudno byłoby przekonać doskonałych aktorów nie tylko do ról pierwszoplanowych ale i drugoplanowych. Zacznijmy od pierwszego planu gdzie braci gra Channing Tatuum i Adam Driver. Zwierz musi przyznać, że zwierza Driver zupełnie w tym filmie oczarował. Jego zachowanie, sposób mówienia, cała postawa – to jest fenomenalny aktor, i zwierz jest absolutnie pewien, że ściele się przed nim ścieżka pełna nagród i zachwytów. Bo rzadko zdarza się aktor tak wszechstronny i tak charakterystyczny, przy jednoczesnej umiejętności bycia zupełnie innym z roli na rolę. Z kolei Tatuum dobrze znajduje się w roli mózgu całego przedsięwzięcia, ale też porządnego faceta któremu świat rzuca kłody pod nogi.
Nie mniejszą przyjemnością jest obserwowanie drugiego planu. Nadmiernie pewnego siebie i dość paskudnego szefa jednej z samochodowych drużyn gra Seth MacFarlane (który ma sporo zabawy mówiąc z przesadzonym brytyjskim akcentem) a jego najlepszego (mającego obsesję na punkcie zdrowego stylu życia) kierowcę gra nikt inny tylko Sebastian Stan. Pod koniec filmu pojawia się też Hilary Swank jako agentka FBI która bada całe zajście. Jednak wszystkie te mniejsze role bledną wobec cudownego występu Daniela Craiga, który gra Joe Banga – specjalistę od wybuchów. Craig ma w tym filmie utlenione włosy, koszmarną garderobę i niewyraźny akcent z amerykańskiej prowincji. I jest doskonały. Ktokolwiek kojarzy Craiga tylko z roli Bonda i nigdy nie widział go w niczym dramatycznym czy gangsterskim to koniecznie powinien sięgnąć po Logan Lucky chociażby po to by przekonać się jaki to doskonały i wyluzowany aktor, kiedy nie musi grać śmiertelnie poważnego agenta jej królewskiej mości. Zwierz który nie jest fanem Craiga jako Bonda zawsze się cieszy kiedy może w jakimś filmie zobaczyć przebłysk jego talentu komediowego.
Logan Lucky to nie jest wybitna produkcja ale ma wszystko czego Zwierz wymaga od dobrych heist movie. Fajnie przemyślany plan, dobrze rozpisanych bohaterów (i ich motywacje). Trochę dowcipu i sporo serca. Do tego jak w każdym dobrym filmie – wszyscy są o krok przed nami więc nie wiemy dokładnie jak to się skończy. Zwłaszcza, że przecież jak dowiadujemy się na samym początku – nasi bohaterowie nie należą do największych szczęściarzy na świecie. A taka kradzież wymaga nie tylko planowania ale i sporo szczęścia. Na całe szczęście scenariusz jest na tyle sprawnie pomyślany, że napad wydaje się całkiem dobrym pomysłem zaś jego przeprowadzenie (oraz to co dzieje się po tym) dostarcza trochę emocji. Gdyby, zgodnie z pierwotnymi planami, film wszedł na polskie ekrany, zwierz polecałby go w ciemno wszystkim, którzy chcą spędzić trochę miłych chwil w kinie i nie wyjść z przekonaniem, że znów zobaczyli film do którego ktoś zapomniał napisać scenariusz.
Zwierz musi się z wami podzielić też jedna ciekawostką która go bardzo rozbawiła ale też pokazała jakie bywają zbiegi okoliczności w świecie kina. Otóż w filmie istotną rolę gra piosenka Johna Denvera „Take Me Home, Country Roads”. Jest to trzeci film tego roku w którym ta piosenka grała istotną rolę. Drugim jest – jak pamiętacie „Kingsman: Golden Circle” (gdzie też grał Chainng Tatuum) a trzecią Alien: Convenant. W każdym z tych filmów piosenka miała znaczenie. W omawianym tu Logan Lucky film zaczyna się rozmową o tej piosence, potem śpiewa ją córka bohatera. W Kingsmanach połowa sali płakała bo był to utwór który śpiewał jeden bohater tuż przed śmiercią. W Obcym to właśnie ta piosenka zaprowadziła naszych bohaterów na planetę pełną Obcych. Zwierz nawet sprawdził rok wydania utworu, ale nie – nie minęły żadne rocznice. Po prostu w 2017 roku bohaterowie słuchali Take Me Home, Country Roads częściej niż w jakimkolwiek innym roku. Pewnie każdy z tych reżyserów uważał że jest oryginalny.
W każdym razie jeśli tekst Zwierza zachęcił was do filmu, to mam dla was dobrą wiadomość. Logan Lucky mógł ominąć nasze kina ale na całe szczęście nie ominie półek z DVD. Wedle tego co Zwierz wyczytał trafi na nie w formie filmu z książeczką (czyli pewnie w cenie koło 30 zł) już 7.12. Czyli w sumie premiera za dwa dni. Jeśli lubicie takie produkcje albo chcecie po prostu spędzić miło popołudnie to akurat Zwierz ma dla was film na półce w sklepie (choć może jakieś czasopismo będzie dodawać – Zwierz nie wie). Co prawda po Mikołajkach ale kto wie, może uda się jeszcze obdarować kogoś kogo nie widujemy codziennie.
Ps: Zwierz wyjeżdża dziś do Brukseli wizytować Unię Europejską. W związku z tym, nie obiecuje, że w następnych dniach wpisy będą pojawiały się regularnie (aż do piątku).