?
Hej
Dość powszechnie uważa się że zaglądanie w prywatne życie aktorów, piosenkarzy czy wszelkiego rodzaju sław to zabawa raczej nikomu nie przynosząca chwały. Choć teoretycznie nie powinno nas obchodzić czy grający główną rolę aktor ma żonę i trójkę dzieci, czy młodą kochankę albo przystojnego chłopaka to jednak nie umiemy się powstrzymać. Zwierza to nie dziwi – bądź co bądź sympatyzując z aktorem czy jakąkolwiek inną gwiazdą inwestujemy pewne emocje – zwierz nie twierdzi, że jest to szczególnie duża inwestycja ( choć może nie u wszystkich) ale zawsze jakaś. Stąd też nie trudno stwierdzić, że ciekawość czy lubimy sympatyczną osobę, czy tylko bardzo dobrego aktora nie jest aż tak zdumiewająca. Poza tym – jak zwierz kiedyś pisał – im więcej wiemy o grającym aktorze czy muzyku tym lepiej jesteśmy w stanie zrozumieć i docenić jego twórczość. Nie mniej pozostaje pytanie ile wiedzieć powinniśmy. Gdzie kończy się publiczne prawo do wchodzenia z butami w czyjeś życie? Zdaniem zwierza najczęściej granice wyznaczają same gwiazdy – ci którzy nie chcą o sobie zbyt wiele mówić, niezbyt wiele powiedzą, ale są też tacy, którzy nie mają nic przeciwko temu by przekazać światu nieco więcej informacji na swój temat. Jednak nawet wtedy uważa się kolekcjonowanie informacji o życiu prywatnym za hobby, którym nie należy się chwalić. Być może właśnie dlatego, zwierz z mieszaniną zdumienia i zainteresowania ogląda dość automatycznie kolejne odcinki serialu dokumentalnego ” Who do you think you are?”
Pomysł ( na który rzecz jasna wpadli Brytyjczycy) jest bardzo prosty – bierzemy sławnych ludzi – aktorów, muzyków, komików czy prezenterów i próbujemy prześledzić ich drzewo genealogiczne. Oczywiście nie gałąź po gałęzi – raczej wskazaną przez samych bohaterów lukę, czy interesujące odgałęzienie. Śledztwo odbywa się w sposób w pełni profesjonalny – zatrudniony zostaje specjalista od poszukiwań, stacja wydaje spore sumy na podróże po kraju ale i po świecie, wszelkie wątpliwości tłumaczą specjaliści z danej dziedziny. Wybór celebrytów ( zwierz korzysta z tego słowa bo to chyba jedyne istniejące pozwalające objąć wszystkich uczestników wszystkich serii ale przeważają jednak ludzie którzy zasłynęli z czegoś więcej niż bycia znanym) jako bohaterów serii wcale nie jest przypadkowy – pomijając fakt, że dzieje ich rodzin mogą zainteresować fanów ( którzy są w stanie połknąć wszystko co jest związane z osoba sławną) to trzeba przyznać, że ludzie sławni są właściwie idealnym materiałem do tego typu programu. Ponieważ talent czy właściwie szczęście wybiera dość losowo to do puli aktorów czy sław przenikają ludzie z naprawdę bardzo różnych środowisk. Co więcej zwłaszcza w przypadku angielskim – trafiają tam ludzie z różnych klas, zaś w przypadku amerykańskim – pochodzący z bardzo różnych regionów świata. Innymi słowy jest to właściwie perfekcyjna grupa do pokazywania tego jak bardzo dziwne i poplątane mogą być losy rodziny. Wydaje się też, że w pewnym stopniu oglądamy historię z założenia dobrym zakończeniem – ludzi, którzy szukają swoich krewnych są w punkcie wyjścia dobrze znani i zamożni – czyli niezależnie od tego jak trudne były losy rodziny w ostatecznym rozrachunku komuś się udało zaistnieć, pokonać społeczne bariery i zapewnić ( przynajmniej części rodziny) znane nazwisko.
Oczywiście BBC nie byłoby sobą gdyby nie próbowało tego dość komercyjnego pomysłu owinąć edukacyjną siatką. Jest to więc nie tyle program o poszukiwaniu przodków ( choć zawiera wskazówki jak to robić i gdzie można szukać informacji na temat przeszłości) tyle o różnych historycznych wydarzeniach czy zjawiskach, których przodkowie naszych bohaterów byli uczestnikami, podmiotami czy po prostu działy się mniej więcej w tym samym czasie. Zwierz musi powiedzieć, że zaskakujące jest to jak wiele dowiedział się o życiu codziennym w Anglii a także o pewnych ciekawych zjawiskach dotyczących badań genealogicznych oglądając na Youtube tylko te odcinki, których bohaterów kojarzył ( wbrew mylnej opinii części czytelników zwierz nie kojarzy automatycznie wszystkich sławnych anglików). Oczywiście można zadać sobie pytanie czy nie dałoby się tych samych informacji przekazać śledząc dzieje genealogiczne mniej znanych osób. Zapewne tak, ale problem polega na tym, że pewnie nikt nie chciałby tego oglądać. Co ciekawe zwierz rzucił okiem na wersję amerykańską i zauważył, że ów edukacyjny komponent został w olbrzymim stopniu zastąpiony elementem melodramatycznym. Tam gdzie Anglicy starali się wytłumaczyć dlaczego losy rodziny toczyły się tak a nie inaczej z perspektywy historycznej, amerykanie wrzucali przede wszystkim emocjonalną reakcję gwiazdy na zaskakujący wynik poszukiwań. Zwierz musi powiedzieć, że jego zdaniem dość dobrze ilustruje to różnicę między produktami jednej a drugiej popkultury. Nie mniej nie oznacza to, że wersja amerykańska nie jest warta oglądania – zwłaszcza, że w jednym odcinku poszukiwania prowadzą aż do Polski.
Jednak nie chodzi jedynie o sam show ale w ogóle o fenomen poszukiwań biograficznych. W świecie gdzie teoretycznie powinno liczyć się tu i teraz co raz częściej ludzie wręcz maniacko starają się dowiedzieć jaka tak właściwie jest ich przeszłość. Grzebanie we własnej genealogii stało się ostatnio rozrywką w którą bawią się nie tylko sławy ale i zwykli ludzie. Oprócz przekopywania się przez dokumenty ( z roku na rok co raz łatwiejsze ze względu na digitalizację) pojawiają się nowe metody – dziś można sobie zbadać DNA by otrzymać dokładny spis wszystkich naszych potencjalnych przodków. Ale nie chodzi jedynie o umiejscowienie siebie na genetycznej mapie świata – wydaje się, że na poszukiwania naszego miejsca w świecie ma wpływ coś jeszcze. Otóż poza próbą dowiedzenia się kim tak naprawdę jesteśmy, częścią ludzi kieruje to co napędza też popkulturą czyli chęć znalezienia sławy. Skoro sami nie wspięliśmy się na szczyty popularności, bogactwa i znaczenia dla społeczeństwa to może przy odpowiednich poszukiwaniach znajdziemy jakąś nitkę genealogicznego drzewa, które mogłoby nas połączyć ze sławnymi i wielkimi tego świata. Nikt przecież nie siada do drzewa genealogicznego by przekonać się, że pochodzi z rodziny samych nudnych i spokojnych przedstawicieli swojej klasy społecznej. Każdemu śni się jakiś zaplątany arystokrata, artysta czy postać historyczna. Zwierz niekiedy zastanawia się czy przeszukiwanie drzew genealogicznych nie stanowi przejawu tego samego zjawiska, które każe się tłumom pchać na przesłuchania do programów poświęconych wyławianiom talentów, nawet wtedy kiedy owego talentu nie mają ( i dobrze o tym wiedzą). Nie mniej zwierz nie jest pewien swojej teorii – zwłaszcza, że obecnie panującą modę tłumaczy się przede wszystkim pewnym wyrwaniem społeczeństwa z przeszłości, które o dziwo jest dla bardzo wielu jednostek nieznośne. Zwierz musi z resztą przyznać, że chyba nie do końca nadaje się do analizy zjawiska o tyle, że sam dość dobrze wie skąd się wziął a przynajmniej – lepiej od znacznej części napotkanych przez siebie ludzi. No ale to wina posiadania zbyt dużej ilości historyków w rodzinie. Oni zawsze mają skłonność do grzebania w przeszłości, w tym we własnej.
Wróćmy jednak do programu. Poza aspektem edukacyjnym, program wnosi do kultury popularnej mimo wszystko nowe zjawisko jakim jest nie tyle opowiadanie gwiazd o swoim życiu prywatnym, czy śledzenie ich przez paparazzi ale robienie z czyjegoś drzewa genealogicznego osobnego programu. Można się zastanawiać czy pokazywanie dziejów nie tyle własnych co własnej rodziny jest pewnym ekshibicjonizmem czy wręcz przeciwnie – zamiast unikać opowiadania o sobie, gwiazda decyduje się na opowiedzenie historii na własnych zasadach. Z drugiej strony – która ładnie pozwala nawiązać do wczorajszego wpisu – zwierz odnosi wrażenie, że śledzenie drzew genealogicznych gwiazd to element stanowiącego pewną bazę popkultury przekonania, że ludzie sławni są inni i lepsi. Choć teoretycznie poszukiwania genealogiczne często tej inności i lepszości zaprzeczają ( w końcu okazuje się, że pochodzenie nie ma w przypadku sławy i talentu większego znaczenia), to przecież sam fakt zaglądania im w przeszłość świadczy o ich wielkości. Co więcej niekiedy zwierz odnosił wrażenie, że odcinki nie tyle szukają odpowiedzi na pytanie – kim byli przodkowie danej osoby, tyle na wyśledzeniu jaki zestaw ludzi doprowadził do pojawienia się tak wspaniałej istoty jaką jest gwiazda. Nawet oglądający program zwierz nie może się zdecydować jak oceniać tego typu medialne przedsięwzięcie. Z jednej strony nawet ciekawskiemu zwierzowi trudno uwierzyć, że ktoś może się zgodzić by ekipa filmowa towarzyszyła mu w poszukiwaniach dotyczących jego przodków ( którzy przy okazji nigdy się do takiej sławy nie pchali) z drugiej strony zwierz bywa zafascynowany tym jak ciekawe bywa śledzenie w sumie dość przypadkowych ludzi z przeszłości. No ale tu odzywa się w zwierzu historyk, który zawsze woli ludzi martwych od żywych ( z wyjątkiem tych żywych i wyimaginowanych)
No i na sam koniec jeszcze dwa słowa o wydaniach międzynarodowych. Zwierz przygląda się z fascynacją serii brytyjskiej gdzie większość danych można otrzymać przez Internet, gdzie zachowały się właściwie wszystkie dokumenty więc zwierz niekiedy dochodzi do wniosku, że gdyby nie godzinny format odcinków losy bohaterów można byłoby śledzić aż do czasów podboju Wilhelma Zdobywcy. Z kolei w edycji Amerykańskiej już dociągnięcie do momentu skąd pojawili się przodkowie w USA jest sięgnięciem daleko w przeszłość ( choć ponownie jest to najczęściej dość łatwe), zwierz nie widział edycji Irlandzkiej czy Kanadyjskiej ale podejrzewa, że mogą być podobne. Co ciekawe swoje wersje zafundowali sobie także Skandynawowie, Irlandczycy, mieszkańcy RPA oraz Izraela i Rosji. Wydaje się więc że w kolejce po program ustawiają się przede wszystkim dwie grupy krajów – te w których na pewno wszystko jest w archiwach i te, w których mieszka spora część ludności, która nie wywodzi się z danego regionu geograficznego – jak w Izraelu. Oczywiście ilekroć zwierz czyta o tych międzynarodowych wersjach zastanawia się nad możliwą edycją polską. Oczywiście od razu staje mu przed oczyma wizja programu, w którym przez sześćdziesiąt minut bohaterowie wędrują od archiwum do archiwum by zostać poinformowanym, że niestety dokumenty się nie zachowały. Zwierz rzecz jasna nieco przesadza, ale wydaje się, że to zabawa tylko dla tych którym w XX wieku nie płonęło zbyt wiele dokumentów. Choć może kto wie, taki serial w Polsce odniósłby sukces. O ile oczywiście udało by się wyprowadzić każdą genealogię do odpowiedniego rodu szlacheckiego
PS: Zwierz był w Operze Narodowej na Medeamaterial. Od pierwszych chwil poczuł się jak bohater drobnych cwaniaczków na jakimś szalonym koncercie na wiolonczelę i trójkąt czy jak bohaterowie Spaced na performansie. Całość nie była nawet zła ( choć trzeba powiedzieć, że nie wszystkie pomysły były szczególnie udane) ale stanowiła niemal karykaturalne odzwierciedlenie tego co kultura popularna przedstawia jako tą przerażającą kulturę wyższą. Nie mniej jeśli ktoś się wybiera to zwierz nie szczególnie poleca. Choć z drugiej strony nie jest to złe, jest tylko bardzo wyższe. Może nieco za wysokie dla zwierza.
Ps2: A już jutro o najabrdziej popkulturalnej ze wszystkich czynności czyli o kupowaniu ubrań, z rzadkim ale jednak koniecznym ( przynajmniej dla zwierza) wątkiem nie koniecznie popkulturalnym