Muzeum. Dla niektórych koszmar z wycieczek szkolnych. Dla innych miejsce do którego przychodzi się z dzieckiem, żeby sobie zobaczyło Bitwę pod Grunwaldem. Turyści odwiedzają je namiętnie, nawet jeśli wśród eksponatów znajdą się tylko krzesła. Studenci mają zniżki więc czasem zdarza się im przetrzymać zimę w dziale z impresjonizmem. Artyści wpadają tu albo po inspirację albo umierać z zazdrości. A co w muzeach może robić bohater filmowy? Po co, zdaniem filmowców chodzi się do muzeów?
Żeby coś ukraść
Oglądając filmy można dojść do wniosku, że pod każdym muzeum stoi grupa ludzi zastanawiających się – jakby coś stamtąd gwizdnąć. Trudno się dziwić – dzieła sztuki warte są miliony. Choć nie zawsze chodzi o zysk – w brytyjskim filmie Wild Target bohaterka kradnie z National Gallery obraz Rembrandta wart bagatela – 900 milionów funtów. Czasem o to by udowodnić, że się po prostu potrafi i może (Afera Thomasa Crowna, gdzie główny bohater kradnie obraz Magritte głównie dla rozrywki), czasem trzeba spłacić stare długi – jak bohater filmu Vinci który angażuje kradzież Damy z łasiczką na zlecenie pasera który pomógł mu wyjść z więzienia. Innymi słowy – kiedy następnym razem będziecie w muzeum rozejrzyjcie się uważnie – na Sali na pewno jest jakiś knujący wielki przekręt złodziej.
Żeby spotkać swój kontakt
Muzea, miejsca publiczne, czy istnieje lepsze miejsce żeby spotkać się z naszym kontaktem w tajnych służbach? Wystarczy tyko, że usiądziemy na ławce pod jakimś wielkim dziełem sztuki i poczekamy aż ktoś się do nas przysiądzie. Jak to zrobić? Najlepszy przykład znajdziemy w Skyfall gdzie Bond spotyka się ze swoim kwatermistrzem Q właśnie w muzeum (dokładniej w National Gallery), trochę wymiany broni, trochę uprzejmości i najważniejsze – rozmowa o sztuce, w tym przypadku o obrazach Turnera. Jak widać Bond ma nie tylko licencję na zabijanie ale także na dyskusje o sztuce.
Żeby zwiać ze szkoły
Jedną z najpiękniejszych sekwencji rozgrywających się w muzeum znajdziecie w Ferris Bueller’s Day Off o chłopaku który wraz z przyjacielem i dziewczyną która mu się podoba, zrobił sobie wolne. Nie poszedł do szkoły, tylko w miasto. Mniej więcej w połowie filmu nasi bohaterowie trafiają do Art Institute of Chicago. Przyjaciele podziwiają sztukę, przyglądają się obrazom, śledzą wycieczkę szkolną, a nawet nasz bohater znajduje chwilę na skradzenie pocałunku dziewczynie. Ale przede wszystkim znajdziemy w tym filmie doskonałą scenę ilustrującą moc sztuki – gdy jeden z bohaterów wpatrzony w obraz za każdym razem dostrzega w nim więcej i więcej – żeby w końcu zobaczyć samego siebie – zagubionego dzieciaka, który sam nie wie jak się określić. A wszystko przy dźwiękach doskonałego coveru Dreams Academy “Please, Please, Please Let Me Get What I Want”.
Żeby zaimponować znajomym
Kogo najczęściej spotkamy w muzach? Nowojorskich intelektualistów którzy za wszelką cenę starają się zaimponować znajomym. A któż zna duszę nowojorczyków lepiej niż Woody Allen. Jego bohaterowie chodzą na wystawy by dzielić się swoimi (tylko nieco egzaltowanymi) przemyśleniami na temat sztuki współczesnej (cudowna scena w Manhattan pokazująca jak bardzo nikt do końca nie wie które dzieło sztuki współczesnej powinno się nam podobać), albo popisywać się swoją (niekiedy dziurawą) wiedzą na temat wielkich mistrzów (O północy w Paryżu). Zresztą bohaterowie Woody Allena pewnie mijają się na wystawach z bohaterkami Seksu w Wielkim Mieście a nawet niekiedy z dzieciakami z Plotkary. Wszak jest rzeczą wiadomą – żeby być kimś w Nowym Jorku trzeba skierować swoje kroki do muzeum a najlepiej do MoMy. Jednak chyba najlepsze podsumowanie takich snobistycznych rozmów o sztuce współczesnej znajdziemy w LA Story, gdzie bohater grany przez Steve’a Martina przez kilka minut opowiada dokładnie o scenie na obrazie – dopiero potem okazuje się, że niekoniecznie mówi na poważnie.
Żeby się zaprzyjaźnić
Cudowny film Museum Hours opowiada o przyjaźni strażnika z Kunsthistorisches Museum w Wiedniu z przypadkową zwiedzającą Anną – która przyjechała do Wiednia z powodu choroby bliskiej osoby. Anna nie ma zbyt wiele pieniędzy więc przechadza się po muzeum. Rozmowy pomiędzy bohaterami pokazują, że sztuka która wisi w muzeach wcale nie jest martwa, wręcz przeciwnie – daje punkt wyjścia do rozmowy o wszystkim a jednocześnie wciąż komentuje najważniejsze tematy naszego życia – miłość, śmierć, przyjaźń, materializm i ubóstwo. Film pokazuje, że muzeum to doskonałe miejsce by kogoś poznać i porozmawiać bo gdzie jak gdzie ale w obecności sztuki nigdy nie zabraknie tematów do rozmów.
Żeby kogoś poderwać
Kto powiedział, że muzea muszą być nudne. Wręcz przeciwnie zdaniem kinematografii są całkiem seksowne. Możemy mówić o małym podrywie – jak w Plotkarze gdzie bohaterka pomiędzy podziwianiem obrazów impresjonistów w muzeum D’Orsay podrywa pięknego księcia. Możemy mówić o pełnym emocji i napięcia, szukaniu kochanka na jedną noc – jak w fenomenalnej scenie w Dress to Kill. Bohaterka i nieznajomy mężczyzna chodzą po galerii – to gubiąc się to znajdując – w pełnej napięcia grze która jest równie pociągająca co niebezpieczna. Nie wiadomo kto jest zwierzyną a kto myśliwym ale wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Żeby rozwikłać wielką zagadkę
Zwierz jest prawie pewien, że profesor Langdon – główny bohater powieści Dana Browna ma dożywotni zakaz wchodzenia do większości muzeów. Gdzie się nie pojawi tam zniszczenia i trupy. Nie zmienia to faktu, że niezależnie czy w paryskim Luwrze (Kod Da Vinci) czy w Muzeum Dantego we Florencji (Inferno) nasz bohater ma tylko jeden cel – rozwikłać zagadkę. Niekiedy może chodzić o wielką tajemnicę tego jak naprawdę potoczyły się losy zbawienia, kiedy indziej to ponownie próba uratowania ludzkości. I choć nie sposób odmówić bohaterowi szlachetnych intencji to nie da się ukryć że jego podejście do dzieł sztuki i przepisów panujących w muzeach wołają o pomstę do nieba. Nie zmienia to jednak faktu, że jakbyśmy na niego nie pomstowali pokazuje nam ile wiedzy i symboli kryje się w sztuce – wystarczy tylko nauczyć się je czytać.
Żeby pobiegać
Jedną z najsławniejszych „muzealnych” scen w historii kina jest ta z filmu Bande á Part Jean-Luc Godarda gdzie bohaterowie postanawiają pobić rekord szybkości zwiedzania Luwru. Aby tego dokonać młodzi ludzie biegną przez kolejne sale – byle szybciej. Wśród licznych interpretacji – także tej stawiających na swoisty młodzieńczy bunt, żywiołowość i nonkonformizm, pojawia się też ta która wskazuje, że dla młodych bohaterów mijane kolejne obrazy – reprezentujące różne epoki, jest jak bieg przez historię, prezentowanej szybko i sprowadzonej do mijanych obrazów. Współczesnemu widzowi ta scena na pewno będzie się kojarzyć z filmem Marzyciele w której Bernardo Bertolucci odtworzył ją właściwie kadr po kadrze, w hołdzie wielkiemu reżyserowi.
Żeby się pokłócić
Jakie jest lepsze miejsce by przekonać się o tym, że niektóre różnice są nie do pogodzenia niż muzeum? W filmie Deep Blue Sea – adaptacji dramatu Terence’a Rattigana rozmowa o jednym kubistycznym obrazie zamienia się w kłótnie – pomiędzy młodym, straumatyzowanym lotnikiem, a jego starszą i lepiej wykształconą partnerką. Różnica w postrzeganiu sztuki ujawnia jak bardzo różnią się od siebie, jak inne mają doświadczenia i co innego wiedzą. Tak więc w muzeach trzeba też uważać bo choć wszyscy patrzymy na to samo to każdy widzi w muzeum trochę co innego. Pytanie brzmi: A ty co zobaczysz?
Żeby popatrzeć na obrazy
Myśleliście że patrzenie na obrazy to taka niewinna czynność? Obejrzyjcie jeden z najlepszych filmów jaki nakręcono – Zawrót Głowy Alfreda Hitchcocka a zmienicie zdanie. W jednej ze scen filmu nasz bohater idzie do muzeum i zastaje tam taki oto obraz – kobieta z bukietem kwiatów wpatruje się w XIX wieczny portret jakiejś damy. Podobieństwo jest widoczne ale… o co chodzi? Czy kobiety coś łączy? A jeśli tak to jaka to tajemnica? I jak to się wszystko ma do problemów głównego bohatera. Jeden seans Lęku Wysokości a już nigdy nie pomyślicie o oglądaniu obrazów jako o czynności zupełnie niewinnej.
Jak sami widzicie – zdaniem kinematografii – muzeum nie jest miejscem nudnym. Bo nawet jeśli chwilowo nikt tam nie dokonuje przekrętu stulecia, nie morduje kuratora i nie dostaje przydziału broni to zawsze można spotkać cały tłum ludzi którzy w muzeum znaleźli albo schronienie albo miejsce gdzie niczego nie da się ukryć. Jedno jest pewne – do muzeum warto się wybrać – kto wie może akurat znajdziemy się w tej grupie która między obrazami znajdzie uczucie.
Jeśli po przeczytaniu wpisu czujecie, że musicie sami wybrać się do muzeum – żeby przekonać się, co tam na was czeka, to mam dla was dobrą wiadomość. Muzeum Narodowe w Warszawie, nie tylko zachęca was do odwiedzi, ale ma też dobry pomysł. Co powiecie na to, żeby od spaceru po muzealnych galeriach rozpocząć weekend? W piątek MNW jest już czynne do 21:00. Czyli w piątek skaczecie do muzeum a potem do końca tygodnia macie doskonały temat do rozmów ze znajomymi. Poza tym, nie ukrywajmy MNW oprócz doskonałych zbiorów sztuki, ma doskonałą księgarnię, miłą kawiarnię i więcej imprez niż człowiek jest w stanie oblecieć w wolnym czasie. Zresztą sami zobaczcie na: http://www.mnw.art.pl/. I biegnijcie do muzeum. Tylko może tym razem nie próbujcie czegoś stamtąd ukraść. Potem będzie na zwierza i może pozostać taki lekki niesmak.
Ps: Jak się zapewne domyśliliście wpis powstał we współpracy z Muzeum Narodowym w Warszawie w ramach akcji „A ty co zobaczysz”.