Moi drodzy, zwierz widziała zły film. Film nazywa się San Andreas i jest o tym, że ani Bóg ani wszystkie jego żywioły nie mogą zrobić krzywdy Dwaynowi Johnsonowi. Z dawna to podejrzewaliśmy ale San Andreas daje nam wyraźne dowody, że jest to istota (bo już nie człowiek) niezniszczalna. Poniżej zwierz napisze wam czego jeszcze dowiedział się z filmu San Andreas. I tak wpis ten zawiera konieczną do bycia wrednym ilość spoilerów. Ale zapewnia was zwierz – żadne streszczenie fabuły nie jest w stanie zaszkodzić tej produkcji, która ma fabuły niewiele.
Most chciałby być jak Rock. Albo przynajmniej przetrwać do końca filmu. Jakiegokolwiek
Jeśli twoi bohaterowie są w budynku to zapewne został on zbudowany ze „scenariuszarium” – określenie to wymyślił brat zwierza. Scenariuszarium to budulec który decyduje o tym czy budynek się spektakularnie zawali czy nie. Budynki zbudowane ze scenariuszarium zwykle zawierają głównych bohaterów filmu i walą się wolniej lub mniej spektakularnie niż wszystkie inne. Dodatkowo stropy w tych budynkach nigdy nie walą się na bohaterów, nigdy też nikt nie jest się w stanie zaplątać w nich kable, oberwać kawałkiem szkła itp. Scenariuszarium sprawia, że budynek może przetrwać właściwie wszystko do czasu gdy pojawi się Dwayne Johnson. Po jego pojawieniu się moc scenariuszarium zostaje osłabiona. Uwaga: Scenariuszarium występuje w większości filmów katastroficznych, ale w San Andreas nie udało się w żaden sposób ukryć jego istnienia i mechaniki działania.
Jeśli w twoim mieście jest trzęsienie ziemi stań obok jakiegoś stabilnego budynku albo obok Dwayne Johnson – budynki się walą, świat się kończy, miasta upadają. Ale Dwayne Johnson jest apokalipsoodporny. Dlatego proponujemy by w razie jakichkolwiek wstrząsów, tsunami, pożarów, potopów oraz napadów z bronią stać obok niego. Nie straszne mu uskoki tektoniczne, spadające helikoptery, kończąca się benzyna w baku samolotu, czy wysokie fale. Wyjdzie z tego nawet bez zadraśnięcia, bez naruszenia jego wspaniałej, olbrzymiej Rockowatości. Jeśli jesteście w jego okolicy nic wam się nie stanie i co ważne nie dotyczy to tylko jednostek – Dwayne Johnson jest w stanie objąć swoją mocą około tuzina osób – wystarczy że blisko staną i wyjdą z najtragiczniejszych wydarzeń bez obrażeń.
Jeśli nowy facet mówi z angielskim akcentem i jest bajecznie bogaty to chyba wszyscy wiemy jaki ma charakter (zły, bardzo zły – tak koszmarnie zły że aż dziwimy się, że nie ma kota) – Boahter którego gra Ioan Gruffudd przeżywa jedno trzęsienie, drugie trzęsienie i zwierz miał nawet nadzieję, że przetrwa tsunami by Rock mógł mu osobiście dać po mordzie ale niestety jako że był naprawdę zły to nie tylko stracił but ale dostał też kontenerowcem (tak dobrze czytacie bohatera zabija ostatecznie kontenerowiec). Jednak tego, że okaże się niemoralny mogliśmy się spodziewać od początku – po pierwsze był bogaty a po drugie – był tak zajęty budowanie budynków, że nie zdążył mieć dzieci. Pewnie jeszcze się szlajał po Tokio, łajza jedna.
Jeśli chcesz przetrwać apokalipsę powinieneś się zaopatrzyć: przewodnik po San Francisco, zaradną dziewczynę i dziecko – nie ukrywajmy nie jest łatwo przetrwać w obcym mieście – zwłaszcza jeśli mamy katastrofę – dlatego konieczny będzie przewodnik (bez przewodnika w obcym mieście! Lonley Planet sprawdza się nawet w czasie kataklizmów), zaradna dziewczyna (najlepiej by wiedziała, że trzeba okraść samochód straży pożarnej) i koniecznie (ale to naprawdę koniecznie) – dziecko – może być pod postacią młodszego brata. Jeśli to masz – a na dodatek dziewczyna jest córką Dwayna Johnsona to właściwie drogi brytyjski chłopcze (wprowadzony do fabuły by dziewczę miało kogo pocałować) nie musisz się o nic martwić. Jesteś nieśmiertelny!
To nie jest dobry dzień dla Los Angeles. Ale od czasu kiedy nie można niszczyć Nowego Jorku zdarza się im to częściej
Jeśli jesteś amerykańskim naukowcem nikt cię nie słucha – To powszechnie znana jest rzecz. Aby ktoś ich w końcu posłuchał muszą oni włamać się do sieci telewizyjnej i nadać program. Bo jak wiadomo kiedy płyta tektoniczna się rusza a wieżowce walą się jak zapałki to wszyscy siedzą przed telewizorami. Plus moi drodzy – w filmie jest japoński naukowiec ale… ginie zanim zdąży krzyknąć „Godzilla” (pewnie go wykończyli zanim nie wytrzymał). Plus – zwierz nie wie z czego są zrobione biurka na uczelniach w Kalifornii ale chciałby mieć takie. Wydaje się że przetrwają wszystko.
Jeśli jesteś ratownikiem a wokół płonie świat to liczy się tylko rodzina– nasz bohater jest co prawda niesamowicie wyszkolonym ratownikiem który ma do dyspozycji helikopter którym można ratować ludzi, a potem przesiada się na dzielny mały poduszkowiec (taki dzielny że poradzi sobie absolutnie ze wszystkim łącznie z falą Tsunami) ale nie w głowie mu niesienie jakiejkolwiek pomocy. Bo wszak wiadomo – kiedy kończy się świat jest tylko jedno wyjście – pobrać swoją rodzinę z różnych miast Kalifornii a między jednym a drugim miastem zamiast rozpaczać, drżeć z przerażenia czy zastanawiać się nad przyszłością należy obowiązkowo omówić traumę sprzed lat. Tak więc dla porządku lista priorytetów ratownika na czas apokalipsy: rodzina, trauma, odzyskanie byłej żony. Zapiszcie sobie jakby coś nie daj Boże i nas dosięgło.
Jeśli bohaterka jest zaradna, odważna i to ona ratuje facetów to nie zapomnij by zdjęła z siebie odpowiednio dużo ubrań – zwierz musi przyznać, że scenarzyści postanowili pokazać przełomowy pomysł – dziewczyna która radzi sobie lepiej w sytuacji zagrożenia od facetów. Byli z niego tacy dumni że nie zapomnieli wspomnieć przy każdej możliwej okazji jakie to niesamowicie wspaniałe, że dziewczyna jest taka zaradna. Jednocześnie też nie zapomnieli, że to jednak dziewczyna więc pomiędzy początkiem a końcem filmu traci jakieś dwie warstwy odzieży wierzchniej by w scenach podwodnych nic nie przeszkadzało patrzeć się na to jak pięknie faluje jej biust w wydekoltowanej bluzce.
Jeśli chcesz się dodzwonić w czasie apokalipsy do rodziców z parkingu podziemnego to nawet nie musisz się ruszyć by znaleźć zasięg– jeśli szukacie naprawdę mało wiarygodnego elementu scenariusza to ten bije wszystkie inne na głowę. Nawet kiedy nic się nie rusza, za cholerę nie da się do kogoś dodzwonić z parkingu podziemnego. Druga najmniej wiarygodna scena filmu? Dwayne Johnson próbuje grać że ma jakieś emocje. A przecież wszyscy wiemy, że to niemożliwe.
Rock przypomniał sobie, że nie wyłączył żelazka
Jeśli w wielkim zburzonym, zalanym przez wodę mieście szukają się ojciec i córka znajdą się w kilkanaście minut – kiedy zwierz umawia się ze swoim ojcem na mieście to czasem zajmuje to dłużej niż bohaterom filmu znalezienie się w San Francisco po apokalipsie. Plus – ważna uwaga – jeśli ktoś tonie to nie skaczcie od razu do wody go ratować – najpierw spędźcie cenne sekundy spoglądając w oczy swojej żonie i zapewniając ją że wszystko będzie w porządku. W końcu naprawdę nie ma się po co śpieszyć.
Jeśli bardzo chcesz żeby ktoś nie umarł, nie umrze – zwierz trochę kłamie – nauczył się tego oglądając Szybkich i Wściekłych ale tutaj dostajemy potwierdzenie, że jak naprawdę chcecie to nikt wam nie umrze. Tak więc jak ktoś umiera to pewnie nie staraliście się wystarczająco mocno.
Jeśli pod koniec filmu powiewa amerykańska flaga wszystko będzie dobrze – nie pytajcie kto ją tam zawiesił, nie pytajcie skąd się wzięła, nie pytajcie czy naprawdę wieszanie i rozwijanie flagi powinno być tym czym zajmują się ludzie w czasie sprzątania po niesamowitej katastrofie. Skoro powiewa wszystko jest w porządku. Odbuduje się. I gospodarka na tym zyska.
Jeśli myślicie że w filmie brakuje tylko psa (matka zwierza domagała się go cały seans) to pojawi się w ostatnich scenach – co uczy nasz przy okazji że naprawdę jeśli nie macie dziecka pod ręką zawsze możecie spróbować przeżyć z psem. Mniej skuteczne ale wciąż skuteczne.
Tak Kalifornia radzi sobie z długami stanu. Ogłasza niepodległość
Jeśli jesteś scenarzystą filmu katastroficznego to tak naprawdę nic nie musisz – po pierwsze i tak nikt nie uwierzy w twoje istnienie, po drugie tak naprawdę to wcale nie napisałeś scenariusza, tylko pozbierałeś kilka klisz z innych filmów bo przecież i tak nikogo nie obchodzi co się dzieje na ekranie tylko to czy budynki się fajnie walą a woda wystarczająco brutalnie wdziera się na ulice San Francisco.
Jeśli jesteś reżyserem filmów katastroficznych a twoje nazwisko nie brzmi Emmerich to pewne rzeczy mogą ci nie ujść na sucho – wiesz dlaczego? Bo nawet Emmerichowi już nie uchodzą na sucho. Czasy w których wystarczyło zwalić budynek i zalać go wodą by wszyscy się cieszyli, powoli odchodzą w przeszłość. Głównie dlatego, że widzieliśmy już zawalające się budynki i tsunami w telewizji i co raz trudniej nam czerpać z tego radochę (choć taktowanie rozwalacie Kalifornię bo Nowego Jorku już nie wypada)
Jeśli ktoś w czasie filmu katastroficznego pyta czy wszystko w porządku zawsze odpowiadaj „Tak” – Jasne że wszystko w porządku, nawet jeśli świat się wali, nawet jeśli twoje dziecko jest w mieście z którego zostały gruzy, nawet jeśli zginęły setki tysięcy ludzi, nawet jeśli nie masz domu, nawet jeśli nie wiadomo co przyniesie następny dzień, nawet gdy krwawisz, nawet gdy boisz się o życie. Wszystko jest w porządku. Bo przecież mógłbyś siedzieć w kinie i oglądać San Andreas – i wtedy nic nie byłoby w porządku.
Stan kinematografii amerykańskiej.
A tak na koniec na serio. San Andreas jest filmem nieudanym głównie dlatego, że nie ma w nim absolutnie nic oryginalnego. Można by to było mu wybaczyć – wszak nie takie rzeczy wybaczaliśmy – gdyby nie fakt, że poziomem refleksji film ten przypomina nam produkcje klasy B albo takie z lat 80 (też klasy B). Co więcej – mimo posyłania na The Rocka wszelkich możliwych sił natury i pozwalanie bohaterowi na dowolną interpretację praw fizyki, całość jest zaskakująco mało widowiskowa. To co doskonale sprawdzało się w trailerach w filmie jest zaskakująco nudne a kolejny walący się wieżowiec zamiast przerażać powoduje ziewanie. Skala zniszczeń jest tak absurdalnie wielka (choć jak chwalą się szczęśliwi filmowcy ponoć prawdopodobna) że obserwujemy wszystko bez większych emocji. Co jest pewnym osiągnięciem biorąc pod uwagę, że oglądamy koniec Kalifornii. Przy czym problem polega na tym, że myśmy w sumie to już niedawno widzieli np. w takiej Godzilli. I choć zwierz nie ma wątpliwości że Dwayne Johnson z Godzillą poradziłby sobie jedną ręką, to trudno oczekiwać że cokolwiek nas tu ruszy. Brawo panowie scenarzyści po tylu latach się udało. Nic nas nie rusza. Dawajcie ten meteoryt. Chyba na niego czas.
Ps: Zwierz jutro idzie na Jurrasic Word! Dinozaury. YAY
Ps2: Zwierz musi kiedyś koniecznie zrobić wpis o tym, jak bardzo kuloodporni są ludzie w filmach katastroficznych – dym nie dostaje się im nigdy do płuc, odłamki sypiące się z budynków ich omijają i tylko zwykli ludzie robią sobie krzywdę chodząc po szkle (no może poza Szklaną Pułapką)