Hej
Ktoś dotarł w ostatnim tygodniu na blog zwierza pytając czy Disney podpisuje kontrakt z diabłem. Zwierz zaprzeczył – wszak wiadomo Disney (na spółkę z Coca Colą i McDonaldem) to przedstawicielstwa zła na ziemi (Microsoft to tylko spółka powiązana a Apple wykorzystuje ich PRowców) i żadnych kontraktów podpisywać nie muszą, co najwyżej umowy o pracę. Nie mniej pytanie o Disneya sprawiło, że zwierz zaczął się zastanawiać nad wpisem, który chodzi mu po głowie od kilku dni. Otóż moi drodzy kiedy rozmawiamy o kwestii Disneya odwołujemy się najczęściej albo do pełnometrażowych animacji tego studia albo do symbolicznej Myszki Miki – jednej z najlepiej rozpoznawalnych postaci Disnejowskiego uniwersum. Tymczasem zwierz ma wrażenie, że po Polsce ale pewnie po całej ziemi chodzą dzieciaki (albo nawet dorośli), którzy zostali ukształtowani przez jedną z najciekawszych komiksowych postaci – Kaczora Donalda
Zacząć trzeba od tego, że pokolenie dzisiejszych dwudziestoparolatków miało z Kaczorem Donaldem więcej styczności niż pokolenie od nich młodsze i starsze. Dlaczego? W szalonych latach 90 komiksy o Kaczorze Donaldzie wychodziły zarówno w formie co tygodniowych zeszytów jak i w formie wydań specjalnych zwanych Gigantami – raz na miesiąc. Różnica jest taka – że wtedy kupienie sobie komiksu o Kaczorze Donaldzie było małym wydatkiem zaś kupienie sobie Giganta choć zabierało więcej pieniędzy (zwierzowi nie zabierało ani złotówki bo kupowali mu je co miesiąc dziadkowie w ramach jakiejś dziwnej umowy, która zobowiązywała ich do zaopatrywania zwierza w komiks) to jednak nie było tak drogie jak dziś gdzie kupowanie grubego wydania komiksów to poważna inwestycja. Poza tym zwierz bez złośliwości musi stwierdzić, że chyba formuła się już nieco wyczerpała i mało który dzieciak tak regularnie biega do kiosku po kolejne wydanie przygód disnejowskich bohaterów.
A szkoda. O ile komiksów o Myszce Miki zupełnie nie dało się czytać (mnóstwo moralizatorstwa, które było po prostu nudne) o tyle komiksy o Kaczorze Donaldzie (a także kreskówka o której za chwilę) otwierały młodego czytelnika na zupełnie inny rodzaj bohatera. Donald w niczym nie przypominał bowiem typowych bohaterów podsuwanych młodemu czytelnikowi – po pierwsze był leniwy i średnio zaradny życiowo – wciąż popadający w zadłużenie u swojego bogatego acz tragicznie skąpego wuja. Do tego charakteryzowała go bardzo niska sprawność fizyczna (z czym zwierz zawsze się solidaryzował) i ogólny życiowy brak szczęścia, które jak wiadomo całkowicie przypadło w udziale jego kuzynowi Gogusiowi, który wygrywał samochody hurtem i znajdował pieniądze na ulicy. Jednocześnie ten sam Kaczor Donald opiekował się swoimi siostrzeńcami (których rodzice są zupełnie nie obecni w komiksie), często okazywał troskę wobec swojego skąpego wuja, którego nikt poza nim nie tolerował czy pomagał przyjaciołom aż w końcu bronił miasta jako Superkwęk (zwierz właśnie doczytał, że owego Superkwęka wymyślili włosi i że w każdym języku nazywa się on zupełnie inaczej co zwierza bardzo rozbawiło), super bohater przypominający nieco Batmana.
Zwierz zawsze był zafascynowany niedoskonałością Donalda – podczas gdy Miki zawsze stał na jakimś moralnym piedestale pouczając swoich siostrzeńców, pomagając policji, znajdując dobre wyjście z każdej sytuacji o tyle Donald zawsze musiał się czegoś pouczającego nauczyć – niekiedy historyjki pokazywały, że lenistwo tytułowego bohatera da się przełamać, innym razem pokazywały że wręcz przeciwnie jego charakter jest niezmienny. Zaskakująco często Donald uczył się czegoś o wychowywaniu siostrzeńców, na co zwierz patrzy dziś z większym niż w młodości zainteresowaniem bo w sumie to ciekawe kiedy komiks zawiera postać samotnego ojca (a czym innym był Donald) popełniającego błędy wychowawcze i uczącego się na nich poprawnych zachowań rodzicielskich. Z drugiej strony zwierz zawsze postrzegał Donald jako postać lekko tragiczną – teoretycznie otaczali go przychylni mu ludzie w rodzaju niesłychanie cierpliwej ukochanej Daisy (której afekt wydawał się jednak zawsze wisieć na włosku zwłaszcza gdy w pobliżu pojawiała się inna przystojna kaczka) czy swojego przyjaciela wynalazcy, którego wynalazki prawie zawsze dobrze działały. Z drugiej jednak strony finansowo i rodzinnie był całkowicie uzależniony od swojego wuja Sknerusa McKwacza, który choć lubił się grzać w cieple domowego ogniska maleńkiego domku Donalda to jednak nie robił nic by polepszyć trudną materialną sytuację swojego siostrzeńca. Niektórzy twierdzą z resztą, ze Donald to taki odpowiednik Syzyfa, który zawsze stara się poprawić swoja sytuację i zawsze odchodzi z niczym.
Wydaje się, że zwierz zawsze miał jakiś taki większy niż inni sentyment do Donalda – do dziś pamięta jeden z pierwszych odcinków Kaczych Opowieści (czytelnicy zwierza w pewnym wieku muszą kojarzyć ten serial a ci młodsi winni wiedzieć, że była to przecudowna kreskówka Disneya opowiadająca o przygodach Sknerusa McKwacza i siostrzeńców), kiedy Donald pozostawia siostrzeńców by samemu wstąpić do marynarki. Zwierz może się myli ale pamięta samotnego odpływającego kaczora w łódce, który wzbudził w nim spore współczucie. Zwierz nigdy też nie zrozumiał pomysłu pozostawiania trzech siostrzeńców własnemu wujowi – który jako najbogatsza kaczka na świecie (choć też najbardziej skąpa) nie zrobił nic by utrzymać rodzinę razem. Z drugiej strony zwierz całe dzieciństwo zastanawiał się gdzie w tej rodzinie podziały się wszystkie kobiety (na wiele pytań zwierza odpowiedział po latach absolutnie genialny komiks Życie i Czasy Sknerusa McKwacza, z którego nie wolno się śmiać bo to autentyczne komiksowe arcydzieło – więcej dostało nawet dwie nagrody Eisnera więc nie można ze zwierzem polemizować).
Zwierz zawsze dostrzegał w Donaldzie swój ulubiony rodzaj bohaterów – tego mniej lubianego siostrzeńca, kogoś komu się nie wszystko udaje (a właściwie wiele rzeczy się nie udaje), postać jednocześnie porywczą ale w sumie obdarzoną dobrym sercem, bohatera żyjącego w stanie prawie permanentnej frustracji (mimo ciągłych nadziei na poprawę własnej sytuacji) – dziś podobnie jak wtedy kiedy zwierz był młodszy takiego bohatera było mu zdecydowanie łatwiej polubić , niż bohaterów nieskazitelnych dobrych, pełnych zapału, kompletnie pozbawionych wad a nawet jeśli takie mających to pozbywających się ich do końca jednej komiksowej historyjki .Paradoksem postaci Donalda było to, że choć popełniał błędy i uczył się nowych rzeczy, to konstrukcja komiksu wymagała by w następnym odcinku pojawił się właściwie w stanie nie zmienionym. Dla dziecka które było dość leniwe (a przynajmniej takim siebie postrzegało bo patrząc wstecz na swoje szkolne wyniki zwierz z przerażeniem odkrywa że chyba był kujonem) świadomość, że także dla pewnych komiksowych bohaterów jest to niezmienna cecha niosło w sobie jakąś dawkę cudownego pocieszenia. Najwyraźniej zły przykład działał dużo bardziej terapeutycznie niż przykład dobry.
Ale Kaczor Donald jest dla zwierza i pewnie wielu innych postacią ważną jeszcze z jednego powodu. Otóż jak zwierz wspomniał – była to być może pierwsza postać żyjąca w tak rozbudowanym i nie dopowiedzianym fikcyjnym świecie z jakim się spotkaliśmy. Mieliśmy bohaterów, których łączyły więzy rodzinne (czy przyjacielskie) ale właściwie o źródłach ich wzajemnych powiązań nie wiele było wiadomo. W takiej formie w jakiej historyjki drukowano w Polsce (mocno nie po kolei o ile zwierz się orientuje) dostawaliśmy historie często nie dopowiedziane – nie jest przypadkiem że wspomniane już Życie i Czasy Sknerusa McKwacza cieszyły się tak olbrzymią popularnością wśród rówieśników zwierza, rzuciło się na ten komiks z niespotykaną łapczywością (wydany w Polsce dwa razy – zwierz dopadł pierwsze wydanie z 2000 ale było ono nie pełne, kolejne wydanie z 2010 musiało rozejść się szybko bo zwierz nie mógł go już rok później nigdzie dostać) – ten genialny komiks odpowiadał bowiem na dziesiątki pytań jakie przez lata zadawali sobie czytelnicy komiksów. Niemniej owo niedopowiedzenie z jakim trzeba było się zmierzyć w dzieciństwie stało się genialną bazą do tego by spotkać się z komiksami o X-menach czy innych super bohaterach – opierały się one bowiem na podobnej zasadzie opowiadania historii z całym mnóstwem bohaterów, których przeszłość wcale nie jest od początku tak jasna dla czytelnika (a najczęściej nieznana bo komiks wyszedł w Polsce nie po kolei).
Co ciekawe olbrzymia sympatia zwierza dla komiksów o Kaczorze Donaldzie (oraz Sknerusie, Siostrzeńcach i wszystkich innych mieszkańcach Kaczogrodu) nigdy nie przełożyła się na sympatię do filmów rysunkowych z tym samym bohaterem (poza Kaczymi opowieściami no ale to inny przypadek bo to kreskówka bazująca na komiksie) – być może dlatego, że Donald z filmów rysunkowych przede wszystkim był niesłychanie nerwowy (co w komiksach jakoś mniej rzucało się w oczy) i jeszcze mniej inteligentny i z powodu dubbingu koszmarnie denerwujący. Ale chyba przede wszystkim dlatego, że o ile komiksy wydawane w Polsce pochodził przede wszystkim z lat 70 czy 80 o tyle telewizja Polska karmiła zwierza filmami rysunkowymi, których całkiem spora część pochodziła z lat 50. Z resztą to ciekawe – bo wydaje się że sobotni blok kreskówek z cyklu Walt Disney Przedstawia (kreskówka a potem koszmarny film familijny lub serial produkcji Disneya, którego rodzice zwierza nigdy nie pozwalali mu oglądać argumentując to głupotą prezentowanych treści) równie łączy pokolenie wychowane w latach 90 co blok kreskówek na Polonii 1. Co nie zmienia faktu, że wydaje się iż oddziaływanie kulturowe komiksów było jednak bez porównania większe niż kreskówek. O czym świadczyć może choćby fakt, że zwierz niejednokrotnie widział jak komiksowy tomik kupował w kiosku ktoś na oko zdecydowanie zbyt młody by był to zakup dla jego dziecka, i za stary by był to zakup nie sentymentalny.
Zwierz zawsze się zastanawiał dlaczego Donald komiksowy i ten rysunkowy to dwie różne postacie. Zresztą chyba nie tylko on bo znalazł jeszcze na innych blogach deklaracje miłości do komiksu i niechęci do serialu
Zwierz rozpisał się znaczenie w sumie nie bez powodu. Jak już napisał Donald pozostaje dla niego dowodem na to, że Disney mimo swoich ewidentnych konszachtów z diabłem (no nie mówicie że w to nie wierzycie!) potrafił dostarczać jednak czegoś co po głębszym zanalizowaniu przywodzi na myśl całkiem niezłe kanony literatury dziecięcej gdzie zawsze chwali się właśnie tych bohaterów którzy nie są idealni a przez to dzieciom bliżsi. Kto wie może podsuwanie dzieciakom leniwej kaczki, która nie jest w stanie na siebie sama zarobić i która samotnie wychowuje dzieci skrzywiło wszystkim młodym czytelnikom psychikę ale zwierz odnosi wrażenie, że było to całkiem pożyteczne skrzywienie.