Kochani wiecie doskonale, że ilekroć w polskich kinach pojawia się nowa komedia romantyczna, reklamowana na mieście białym plakatem i zmasakrowanymi w Photoshopie zdjęciami aktorów, tylekroć na widowni kina zjawi się Zwierz – jedyna istota w tym kraju, która jeszcze wierzy, że gdzieś tam czai się dobra komedia romantyczna. I słuchajcie… być może jesteśmy na niezłym kursie. Tylko musimy go trochę poprawić.
Narzeczony Na niby, bo tak nazywa się nasze arcydzieło idzie najbardziej banalnym tropem romantycznych opowieści. Bohaterka ma zbliżający się ślub siostry i musi się na nim z kimś pojawić. Jej własny facet – Darek – reżyser telewizyjny, nie tylko wykazuje zainteresowania rodzinnymi imprezami, ale też – co stanowi nieco większy problem – sypia z innymi kobietami. Na całe szczęście – zawsze można jako swojego chłopaka przedstawić przypadkowego taksówkarza, który obiecał naszej bohaterce przysługę. Gdyby film trzymał się mniej więcej tej linii scenariuszowej to chyba bylibyśmy w stanie wyprodukować dzieło może nie przełomowe ale dość proste. Można dorzucić jeszcze do tego koszmarną matkę i jakieś rodzinne zatargi i mamy prawie polską wersję tego filmu w którym bohaterka zjawiła się na weselu siostry z facetem z ogłoszenia.
Niestety to polska komedia romantyczna w związku z tym scenarzyści stanęli przed dwoma ważnymi problemami. Pierwszym – gdzie wcisnąć Karolaka, drugim – gdzie wcisnąć rozkoszne dziecko z jakimś dziadkiem. Zwierz nie wie kiedy – chyba gdzieś w okolicach Listów do M, pojawiła się wizja, że jeśli do komedii romantycznej nie wciśniesz Karolaka i dziecka z dziadkiem to się nie liczy. Scenarzyści, którym wciąż się wydaje, że podrabianie To właśnie miłość jest przepisem na komedię romantyczną mimo, że film Richarda Curtisa ma już 15 lat i został wielokrotnie poddany krytyce – która dość słusznie wskazuje, że to całkiem sympatyczny film ale naprawdę – nie najlepszy ze wszystkich tego typu produkcji (co doskonale widać jak się obejrzy w sumie dużo lepsze Cztery Wesela i Pogrzeb od tego samego scenarzysty). W każdym razie – scenarzystom wciąż się marzy by każdy wątek w filmie na siebie zachodził.
Z wciśnięciem Karolaka poradzono sobie teoretycznie całkiem nieźle. Jest stylistą, przyjacielem bohaterki i narzeczonym jej siostry. Oboje wydają się być raczej zadowoleni w związku, do momentu kiedy nie pojawia się rysa. Otóż ponieważ bohater grany przez Karolaka jest stylistą to wydaje się jasne że pewnie jest gejem. Wszystko staje się jeszcze bardziej podejrzane gdy na horyzoncie pojawia się Barnaba, były przyjaciel Karolaka – który jest projektantem mody i gejem, a na dodatek – ma zostać jeszcze świadkiem na ślubie. No i dostajemy komedię pomyłek – przy czym – i to jest ważne – wątek jest tak napisany, że się zupełnie nie klei. Wyjawiając – Karolak nie jest gejem, zaś Barnaba istotnie darzył go uczuciem, którego odrzucenie sprawiło, że wielka przyjaźń się załamała. Panowie sobie przebaczyli, ale narzeczona jest przekonana, że to oznacza iż Karolak na pewno jest homoseksualistą pragnącym zawrzeć związek małżeński by ukrywać się przed światem. To prowadzi do zerwania zaręczyn i ogólnego nieporozumienia. Problemy z tym wątkiem są dwa – jeden – aby było obu stronom trudno sobie wszystko wyjaśnić, bohater Karolaka cały czas powtarza że ma sekret który musi w końcu ujawnić by żyć normalnie. Ale scenariusz nie mówi nam co to za straszny sekret. Chyba że uznamy, że owym strasznym sekretem byłby fakt, że kiedyś zakochał się w nim facet. Ale znów – co miałoby być w tym strasznego? Tak więc zwierz wyszedł z kina krzycząc „Jaki jest sekret Karolaka?”. Niebiosa milczały wymownie. Druga sprawa – przez całe to nieporozumienie jedyną w pełni zorientowaną osobą jest nasza bohaterka – która wszystko wie i… nic z tymi informacjami nie robi. To znaczy zachowuje się tak jakby fakt, że jej siostra zerwała zaręczyny na skutek nieporozumienia nie był jakimś problemem z którym trzeba się zmierzyć.
Mamy też wątek dziecka i dziadka. Ponieważ śmiertelność kobiet w wieku rozrodczym w Polsce wynosi jakieś 99% świat jest pełne sierotek wychowywanych przez ojców i dziadków. Tu mamy klasyczny konflikt – ojciec chce żeby syn grał w piłkę, a dziadek wspiera jego pasję do śpiewania. Chłopak dostaje się do programu telewizyjnego dla śpiewających dzieci, który to oczywiście produkuje nasza bohaterka na spółkę ze swoim byłym chłopakiem. Tylko że oczywiście całość trzeba trzymać w tajemnicy przed ojcem, co zmusza wszystkich do piramidalnych kłamstw, oszustw i uników. Całość oczywiście tylko po to by – w jakże wzruszającym finale ktoś w końcu mógł zrobić to czego nigdy przenigdy nie można zrobić w jakimkolwiek filmie – porozmawiać. Co niestety trochę nudzi bo budowanie dramy na typowym dla takich najbardziej banalnych farsowych historii, niezrozumieniu czy piętrowym kłamstwie jakoś nie bawi a wręcz męczy. Zaś dzieci które chcą śpiewać zamiast kopać piłkę powinny zostać komisyjnie wykreślone z kinematografii, mogą zabrać ze sobą słodkich dziadków którzy mają dziarskich koleżków do gry w bingo, i samotnych ojców którzy nigdy nie czuli się naprawdę żywi od śmierci żony.
Zresztą przy okazji boskich nieporozumień, to film idzie na rekord. Otóż nasz pan taksówkarz umawia się z dziewczyną, na taki układ – będą ściemniać wszystkim tylko nie sobie nawzajem. No i wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt, że nasza bohaterka by zaimponować swojemu byłemu nie przyznaje się, że umawia się z taksówkarzem tylko opowiada o bogatym producencie muzycznym. Ten wątek jest tak poprowadzony, że początkowo można go przegapić – a potem staje się niesamowicie ważny. Bo przecież dziewczyna nie powinna się wstydzić że umawia się z taksówkarzem. Problem w tym, że kiedy nasza bohaterka kłamała to z nikim się nie umawiała a taksówkarz tylko udawał że jest jej facetem. Trudno do końca powiedzieć dlaczego miałaby więc jakikolwiek obowiązek przedstawiać prawdziwą biografię swojego udawanego faceta. A już jego oburzenie jest o tyle dziwne, że przecież on sam też udawał kogoś kim nie jest. Ostatecznie widać, że film poucza nas, że taksówkarz to człowiek o ciekawym zawodzie, godny szacunku i kiedy kłamiemy kim jest nasz nowy wybranek to zamiast konfabulować o jakichś producentach muzycznych, powinniśmy pamiętać że praca taksówkarza nie hańbi. Przesłanie z jednej strony słuszne – nie trzeba wiele zarabiać ani mieć prestiżowej pracy by być człowiekiem wartościowym, ale jednocześnie – jak już próbujemy komuś zaimponować to jasne jest że konfabuluje się nieco zawyżając prestiż partnera.
Jak zwykle pięknie prezentuje się Warszawa. To naprawdę cudowne móc popatrzeć jak wszystko w tym mieście składa się z planu Grzybowskiego, wieżowców w jego okolicach (do tego stopnia że nasz reżyser mieszka w biurowcu – w którym jak wie każdy warszawiak nie ma mieszkań, tylko firmy) oraz uroczych domków pod miastem. Zwierza najbardziej wzruszyło ogromne mieszkanie pana taksówkarza, które do tego miało jeszcze ogród. Och my biedni romantycy z klitek w blokach nigdy nie doczekamy się komedii romantycznej która uwzględniałaby że ktoś może mieszkać w takim ponurym miejscu jak osiedle mieszkaniowe. Nie będą pod naszymi balkonami śpiewać serenad ani całować nas pod drzwiami klatki z której właśnie wychodzą kolejne starsze panie z ratlerkiem na wieczorny spacer. Tak jeśli chodzi o udawanie, że Warszawa to nie Warszawa, a Polska to nie Polska jesteśmy absolutnymi ekspertami. Nic już tu nie trzeba poprawiać – miasto nie ma żadnego brzydkiego miejsca, deszcz pada tylko w chwilach smutku i wszystko jest pięknie zielone. Ech jak tu się nie zakochać w Warszawie. Przy czym warto dodać, że poza dość nachalną reklamą RMF FM film jest zaskakująco wolny od nachalnego product placement co stanowi miłą odmianę.
Aktorsko sprawa wygląda tak. Karolaka należy w jakiś sposób wyrzucić z branży komedii romantycznych. Nie wiem jak – może dać mu posadę w ministerstwie jakimś (prowadzenie własnego teatru za mało go angażuje), albo w jakiejś poważniej produkcji, jednej czy drugiej – żeby mu nie wypadało wrócić do komedii romantycznych. Ogólnie – gdyby była cenzura należałoby zrobić na niego komediowy zapis. W roli reżysera występuje Adamczyk. No tu sprawa jest na pograniczu tragicznej. Bo Adamczykowi ktoś kiedyś powiedział, że on się do komedii romantycznych nadaje. A się kurczę nie nadaje. Przede wszystkim – gra o dwa tony za wysoko, jest męczący i trudny do oglądania. Co ciekawe – w filmie twórcy każą mu robić niezamierzenie zabawną rzecz. Jako producent telewizyjny co pewien czas wrzuca zwroty po angielsku. Ale ponieważ to polski film – to od razu je tłumaczy na polski. Wychodzi coś w stylu „ Are you Talking to me, Czy ty mówisz do mnie”. No po prostu google translator wbudowany w rolę. Inna sprawa – napisano mu postać tak bezsensownie karykaturalną, że widz pozostaje z pytaniem – co właściwie niby miałoby łączyć naszą bohaterkę z tym typem. Co jest ponownie taką komediową kliszą, że piszemy faceta który do dziewczyny zupełnie nie pasuje, i nawet nie próbujemy wyjaśnić – dlaczego oboje byli w jakimkolwiek związku.
W tle filmu błąka się Sonia Bohosiewicz i Barbara Kurdej-Szatan w rolach postaci bez jakiegokolwiek charakteru. Trochę trudno powiedzieć cokolwiek więcej o rolach Barbary – siostry głównej bohaterki i asystentki Kasi – która jest… asystentką? Zwierz musi powiedzieć, że to jest jedna z największych bolączek polskich komedii – że o ile nie polegają na jakiś stereotypowych postaciach (zła matka, zły chłopak, dobry chłopak, uroczy dzieciak) to nie mają zupełnie pomysłu na tło. I tak np. właściwie między dwiema siostrami nie ma żadnej więzi (choć w kontekście komedii romantycznej i wątku dość paskudnej matki fajnie byłoby im dać scenę albo dwie). Zaś asystentkę Kasię spokojnie można byłoby podmienić na lampę bez większych strat dla fabuły. Nawet Barnaba – tragiczny homoseksualista z Berlina, pojawia się w filmie tylko po to by zrobić kilka dwuznacznych scen i żartów. Choć od razu zaznaczmy – co może być zaskoczeniem – film jest pod względem podejścia do homoseksualizmu bardziej postępowy niż wiele produkcji – łącznie z tym, że ma doskonale rozegraną scenę w której nasze urocze dziecko pyta co byłoby gdyby to on się okazał gejem. To rzeczywiście jest rozegrane tak, że można być usatysfakcjonowanym.
Natomiast – co może was zaskoczyć – zwierz nie ma złego słowa do powiedzenia o aktorach w głównych rolach. Julia Kamińska naprawdę ma dryg do komedii romantycznych. To dziewczyna której sposób bycia, ekspresja, mimika i uroda idealnie pasują do typowej bohaterki romantycznej opowieści. Zwierz musi stwierdzić, że wiele scen wypadłoby dużo gorzej gdyby nie jej autentyczny talent i naturalność, której brakuje wielu polskim młodym aktorkom. Zwierz pierwszy raz od dawna poczuł do bohaterki polskiej komedii romantycznej coś na kształt sympatii, która zastąpiła zwykle rozdzierającą serce i umysł Zwierza irytację. Z kolei z Piotrem Stramowskim sprawa jest zabawna. Otóż ten ukochany aktor Vegi zgolił brodę i Zwierz go nie poznał. No jak u Tuwima. W każdym razie – z aktora chłopię jest piękne – oczy ma takie zielone, że chce się od razu nucić Ewę Demarczyk. Nie da się ukryć – że w tym filmie sprawdza się dobrze – jest przystojny, w sumie nie rytujący i gra całkiem w porządku. Między aktorami jest miła chemia i w sumie – chcemy, żeby ich bohaterowie się zeszli. Tylko jakby oni się zeszli w lepszym filmie to byłoby zdecydowanie lepiej. Choć tu zwierz musi powiedzieć, że jedno go zaskoczyło – film był zdecydowanie mniej żenujący niż jego koszmarny trailer.
Po obejrzeniu Narzeczonego na niby Zwierz przygotował krótki plan naprawczy dla polskiej komedii romantycznej. Oto 10 podstawowych punktów:
Karolak out
Scenariusz In
Adamczyk out
Słodkie dziecko out
Odrobina realizmu in
Dziadek out
Pomysł na postacie drugoplanowe in
Boskie nieporozumienia out
Julia Kamińska in
Białe plakaty out
Wprowadzenie powyższego planu naprawczego może doprowadzić do sytuacji że uda się nam stworzyć oglądalną i całkiem przyjemną polską komedię romantyczną. Coś do czego dążymy od czasu Nigdy w życiu! Która była ciekawym przykładem pierwszej i ostatniej dobrej polskiej komedii romantycznej. W każdym razie – doskonale wiecie, że gdziekolwiek zaprowadzą nasz polscy scenarzyści komediowi tam będzie Zwierz. By tego jednego, jedynego dnia gdy na ekranach pojawią się napisy końcowe po zabawnej, czułej, dowcipnej i mądrej polskiej komedii romantycznej móc wstać w swoim rzędzie i krzyknąć „Chwilo trwaj, jesteś piękna”
Ps: Zwierz obiecał swojej przyjaciółce że pójdzie za nią na Podatek od miłości więc możecie się spodziewać, że spotkamy się na kolejnych narzekaniach już niedługo.