Copernicon ma w sercu miejsce szczególne. To pierwszy konwent na którym zwierz zorientował się, że być może jego sława wyszła nieco poza ramy Internetu. To też miejsce w którym zwierz przemawiając do sali w której nie mieścili się słuchacze zdał sobie sprawę jak daleko zaszedł dzięki pisaniu. Innymi słowy kiedy zwierz mówi o Coperniconie to nawet jednorożce uważają że za bardzo słodzi. Ale nie umie inaczej.
Zacznijmy od prostego stwierdzenia dla osoby która ma na konwencie status gościa całe wydarzenie jest właściwie jednym długim ciągiem zapewniania ludzi, że tak wszystko w porządku, nie nic więcej nie trzeba, tak wszystko było załatwione, tak wiemy jak dotrzeć, nie nie trzeba się nami zająć. Organizatorzy traktują gości bardzo jak vipów zgodnie ze zwierzową definicją tego określenia. VIP to wedle zwierza osoba której nie ufamy że potrafi przejść dwa kroki bez zrobienia sobie krzywdy bądź zgubienia się na zawsze prze to trzeba takiej osoby pilnować a najlepiej gdzieś podwieźć. Przy czym zwierz się nie skarży bo jest to przemiła i bardzo komfortowa sytuacja w której organizatorzy nie tylko zapraszają ale też dbają na miejscu i robią wszystko by gość czuł się tak dobrze, że aż małe kucyki prychają z pogardą na jego entuzjazm. Zwierz pisze to na początku nie po to by nadmiernie słodzić organizatorom ale zdaje sobie sprawę że jego przeżycia konwentowe są w jakiś sposób wyjątkowe. Przez większość czasu brał udział w tych punktach programu w których jego obecność była zapisana w programie a w razie wątpliwości czy problemów zawsze miał się do kogo zwrócić. To bardzo podwyższa jakość uczestnictwa w jakiejkolwiek imprezie.
W tym roku Copernicon miał jedną zmianę otóż zamiast przypominającego nieco Hogwart budynku Collegium Maius UMK udostępniono konwentowiczom budynek Matematyki i Informatyki – leżący co prawda nieco dalej ale za to zdecydowanie lepiej przystosowany do tego typu imprez. Zamiast nieco ciasnych sal zajęciowych dostaliśmy audytoria z prawdziwego zdarzenia, gdzie nie tylko mieliśmy sporą widownię ale dzięki bardzo komfortowemu układowi sali wykładowej (tak jak w amfiteatrze) prelegent miał tą przyjemność że mógł widzieć więcej osób niż tylko pierwszy rząd. Jednocześnie skończył się (przynajmniej tu) problem za małych sal bo żeby zapełnić chociażby salę Popkulturową trzeba byłoby liczyć się naprawdę z setkami słuchaczy. Do tego budynek był bardziej przejrzysty i komfortowy oraz wyposażony w odpowiedni sprzęt co bardzo się zwierzowi – który właśnie w tym budynku miał wszystkie swoje punkty programu – podobało. Co prawda budynek był nieco dalej od serca konwentu ale nie na tyle daleko by poczuć się odseparowanym od zabawy. Zresztą Copernicon choć rozproszony po całym centrum miasta dobrze sobie radzi z tworzeniem atmosfery konwentowej. Więcej – dzięki temu, że fani bawią się w całym mieście to można dojść do wniosku, że cały Toruń jest w konwent zaangażowany. Zresztą kiedy zwierz w wianku pojawił się w knajpie kelnerka od razu zapytała czy tegoroczny festiwal jest udany. To tworzy lepszą atmosferę niż w Poznaniu gdzie na Pyrkon może i przyjeżdża 30 tys. Uczestników ale średnio ich widać.
Zresztą po Pyrkonie zwierz nabrał jeszcze więcej sentymentu do Coperniconu. Przede wszystkim dlatego, że program konwentu to gruba książeczka i dwustronnie zadrukowana tabela pełna prelekcji, sesji RPG, LARP i mnóstwa innych atrakcji. Zwierz nie miał problemu by pomiędzy swoimi prelekcjami znaleźć na planie rzeczy na które chętnie by się udał a w kilku miejscach wręcz żałował że jego zobowiązania nie pozwoliły na udanie się na prelekcje innych uczestników czy na wizytę na jakimś ciekawym panelu. Zwierz wie, że w świecie konwentów spiera się ostatnio stare z nowym – otwarte z bardziej fandomowym, ale wydaje się że Copernicon idealnie trafia gdzieś po środku. Tak jest otwarty na ludzi z zewnątrz ale blok popkulturalny nie jest ważniejszy od literackiego, tak są stoiska gdzie można coś kupić ale daleko konwentowi do zamiary w targi, nie ma tu ani faworyzowania mangowców, ani zapominania o obowiązkowym kiedyś bloku naukowym. Innymi słowy to dla zwierza idealny konwent środka, który choć ma co roku coraz więcej uczestników to jednak mowa tu raczej o trzech tysiącach niż dziesięciu a sam wzrost uczestników odbywa się powoli nie naruszając jeszcze charakteru imprezy.
Zwierz musi powiedzieć że jego ulubionym momentem konwentu była chwila kiedy – w czasie nagrywania wspólnego podcastu Zombie vs Zwierz z MyszMasz okazało się że widownia może nie jest ekspertem w każdej sprawie popkulturalnej ale z całą pewnością wie kim jest Janusz Tracz. Tak moi drodzy – główny zły z serialu Plebania jest powszechnie rozpoznawany przez wielbicieli popkultury którzy potrafią z głowy streszczać spore fragmenty jego biografii z pamięci. Zwierz musi powiedzieć że fenomen Janusza Tracza największego złoal w historii polskiej kultury popularnej był mu dotychczas obcy ale teraz wie, że musi tego podłego biznesmena poznać lepiej. Ponadto zwierz wziął udział w przecudownej zabawie – Geek Fight – polega ona na tym, że dziesięć osób – dobieranych losowo w trójki dostaje geekowski temat na który muszą się wypowiedzieć np. „Najlepszy casting super bohatera”. Kiedy już się wypowiedzą muszą to odpowiednio uargumentować i zbijać argumenty pozostałych uczestników panelu. Ostatecznie publiczność decyduje kto idzie dalej. Pomysł fenomenalny a zabawa przednia bo gdzieś po drodze nawet najbardziej zdystansowanemu uczestnikowi debaty zaczyna zależeć. Zwierz zajął ostatecznie drugie miejsce ale bawił się wyśmienicie i cieszy się, że ta nowa zabawa znalazła miejsce na konwencie. Tylko trochę żal, że zwierz był jedyną dziewczyną broniącą swoich geekowskich racji. No ale może w przyszłym roku będzie większa równowaga.
O własny punktach programu zwierz nie będzie za bardzo pisał. Powie tylko że jak zwykle strasznie mu było miło kiedy okazywało się, że przyciąga wielu słuchaczy, zarówno starszych jak i naprawdę młodych (tu zwierz pozdrawia Henryka – słuchacza najmłodszego który jednak wykazywał odpowiedni entuzjazm). Zwierzowi zawsze jest miło kiedy po prelekcji ktoś podejdzie porozmawiać, nawet jeśli niekoniecznie się zgadza ze wszystkimi tezami prezentacji. Ogólnie zwykle wszyscy wyglądają na nieco speszonych spotkaniem ze zwierzem co jest o tyle zabawne że zwierz jest zwykle nieco speszony spotkaniem z kimkolwiek na żywo. Podobnie jak musicie wiedzieć, że jeśli zwierz czegoś się na konwentach naprawdę boi to prowadzenia paneli. W tym roku prowadził panel o powieściach historycznych – na prowadzącego awansował w ostatniej chwili co nieco zdjęło z jego barków paniczny strach. Ale nadal – wizja że zabraknie pytań a odpowiadającym energii do odpowiadania wciąż prześladuje zwierza. Zresztą tak cicho zwierz wam przyzna że zamiast prowadzić swój panel zwierz chętnie wymknąłby się cichaczem na prelekcję swojej przyjaciółki. Debiutowała jako prelegentka konwentowa a to zawsze moment którego warto być świadkiem (nie tylko po to by wspierać na duchu).
O tym, że zwierz doskonale bawił się w Toruniu mogli usłyszeć wszyscy którzy go spotkali – ale też najwyraźniej doszło to do uszu bóstw władających miastem. Kiedy bowiem doszło do chwili odjazdu okazało się to nieco trudniejsze niż można było przypuszczać. Jazda taksówką na dworzec przebiegała sprawnie – do pociągu został kwadrans. Jednak podczas wysiadania padło dramatyczne pytanie „Gdzie jest mój plecak ”. Pytanie to padło z ust narzeczonego zwierza który ów plecak nosił przez cały konwent. W plecaku był bowiem bezcenny laptop zwierza. Odtwarzając w pamięci kroki udało się ustalić że musiał zostać w kawiarni. Zwierz przytomny jak nigdy od razu tam zadzwonił i zlokalizował plecak. Cały i zdrowy. Wystarczyło wrócić do centrum miasta. Ofiarny narzeczony pojechał a zwierz zajął się dynamicznym zwrotem biletów i kupowaniem kolejnych na następny pociąg. Niestety następny pociąg był pusty, i został tylko powrót wieczorny. Po wymianie biletów zwierz nieco się uspokoił tylko po to by dostrzec jak taksówka zajeżdża pod dworzec przywożąc narzeczonego i plecak – równe dziesięć minut do odjazdu pociągu. Nic jednak nie dało się zrobić z tym faktem. Nic poza wpakowaniem się do tej samej taksówki i powrotem do centrum na miły obiad. Pan Taksówkarz prawie wcale się z nas nie śmiał i nie machał nam przyjaźnie kiedy minęliśmy go na ulicy. W każdym razie nie mówcie w Toruniu że za dobrze się bawcie bo może nigdy nie wyjedziecie.
Jak co roku zwierz zachęca was – zwłaszcza jeśli nie macie doświadczenia konwentowego – byście swoją przygodę ze zlotami fantastyki zaczęli właśnie na Coperniconie – bo to konwent przyjemny, przyjazny i po prostu ciekawy. W chwili w której programy wielu konwentów wieją pustkami tu człowiek chciałby mieć zmieniać czasu. Do tego zwierzowi bardzo podoba się zapraszanie podcasterów – bo podcasty to dziś świat w którym można spotkać mnóstwo wspaniałych ludzi gotowych do rozmowy na przeróżne tematy. Jednocześnie nie ma tu przeładowania ani poczucia że impreza jest hermetyczna. Innymi słowy – idealny konwent środka na którym łatwo się dobrze bawić. A teraz zwierz kończy bo jednorożce naprawdę zaczynają na niego patrzeć z wyrzutem.
Ps: Jak wiecie konwentowy sezon się jeszcze nie kończy. Jeśli zwierz narobił wam smaka na konwentowe wydarzenia i prelekcje to przypomina że do końca tygodnia możecie zgłaszać własne punkty do programu tegorocznego Falkonu.
PS2: Z wyrzutami sumienia i opóźnieniem zwycięzcy konkursu księgarnianego: Julia Suchocka, Marzena Em, Marta – proszę prześlijcie swoje dane do wysyłki na zwierzpopkulturalny@gmail.com