3c Zwierz nie będzie przed wami udawał, że zobaczył wczoraj wszystkie dostępne kilkanaście odcinków Daredevila. Nie żeby nie chciał – po prostu ktoś wymyślił taką dziwną czynność jak sen – która ponoć przedłuża życie. Może wam natomiast powiedzieć, że obejrzał wystarczająco dużo odcinków by podzielić się z wami swoim pierwszym wrażeniem. Wpis zawiera jeden minimalny spoilerek.
Zwierz przyzna bez bicia że od czasu kiedy ogłoszono, że Murdocka zagra Charlie Cox zwierz wiedział, że będzie musial zobaczyć serial.
Od pewnego czasu w świecie adaptacji komiksów rysuje się dość wyraźny podział. Marvel ma nas bawić, DC pokazywać jak wyglądałby świat z super bohaterami gdybyśmy pobawili się w realistyczną konwencję. W świecie telewizji ten podział był dotychczas nieco zachwiany – Marvel miał Agentów Tarczy ale to DC wygrywało swoim raczej mało mrocznymi serialami czyli Arrow i Flashem. Wydawało się, że Marvel wyrzucił jakiekolwiek pretensje do realizmu i mrocznych adaptacji przez okno, a DC idąc w telewizji ich śladem tylko na tym zyskało. W takim podziale Daredevil wnosi zupełnie nowe podejście. Jeśli zwierz miałby skorzystać z przyjętego podziału – to serial który pokazuje jak mogłoby wyglądać ekranizacje (w tym kinowe) Marvela gdyby twórcy zdecydowali się jednak na powagę i mrok. I DC powinno się cieszyć, że Marvel bawi kinowych widzów Bogami z młotem w ręku i playboyami z olbrzymim urokiem osobistym (do których w serialu znajdziemy piękne choć niewielkie nawiazanie). Bo Marvel na poważniej wypada doskonale.
Serial jest dosłownie mroczny tzn. większość ujęć jest strasznie ciemna. Co czasem przeszkadza bo człowiek czuje się troche jak bohater – prawie nic nie widzi
Daredevil jest i zawsze był jednym z najciekawszych bohaterów Marvela (opinia wielce subiektywna bo zwierz nie zna z imienia nazwiska i przygód wszystkich bohaterów Marvela). Z jednej strony jego super moce są dość ograniczone (o ile to w ogóle są super moce). Nie jest mutantem, nie ma super zbroi i jest przykładem klasycznego herosa którego niedostatek (Murdock nie widzi) jest jednocześnie źródłem jego mocy (ma wyczulone wszystkie inne zmysły). Jednak tym co wyróżnia naszego bohatera jest fakt, że zdecydowanie nie jest on obrońcą ziemi, ani nawet całego miasta. Prawdę powiedziawszy to bohater niesłychanie lokalny – który właściwie pragnie bronić jedynie kilku przecznic w Hell’s Kitchen. Do tego – przynajmniej w tej najbardziej podstawowej opowieści, jego przeciwnicy są tak bardzo po ludzku niebezpieczni – wybitni przestępcy mający w garści wszystkich dzięki odpowiedniej mieszance terroru i pieniędzy. Co wypada blado jeśli przypomnimy sobie, że w świecie telewizyjnych i filmowych adaptacji komiksów nasi bohaterowie walczą z obcymi cywilizacjami pragnącymi najechać ziemię. Nie mniej ta zmiana perspektywy sprawia, że Matt Murdock (za dnia prawnik – serio prawnik, super bohater to już jest ekscentryczne w Stanach ;) jest postacią co najmniej interesującą. A ekranizacja jego przygód otwiera przed scenarzystami nowe możliwości. Innymi słowy – jeśli kiedykolwiek Marvel miał się zdecydować na nieco poważniejsze potraktowanie swoich bohaterów to Daredevil idealnie nadaje się na bohatera takiego serialu.
Jest brutalnie. Do tego stopnia, że czasem nawet wzrok zwierza uciekał w bok.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że choć trudno z kamienną twarzą snuć historię super bohatera który porusza się z szybkością światła, czy milionera ganiającego z łukiem po mieście (tak wiem, że oni są z DC), to już niewidomy prawnik, który konfrontuje się z mniejszymi i większymi przestępcami w swojej dzielnicy – brzmi odrobinkę bardziej prawdopodobnie. Wydaje się że to między innymi dlatego serialowy Daredevil wybrał sobie konwencję bliższą rzeczywistości. I nie chodzi tylko o to, że większość scen rozgrywa się w mało malowniczej scenerii podwórek, niewielkich zaniedbanych mieszkań czy doków. Widać to także w walkach i przemocy. Zacznijmy od samych walk – ktokolwiek przygotowywał ich choreografię musiał zdawać sobie sprawę, że widzowie zaczynają być nieco znudzeni faktem, że przez dynamiczny montaż nie wiadomo kto kogo walnął i kto wygrywa. W Daredevilu oglądanie bijatyk głównego bohatera jest męczące. Widzimy jak męczy się on i jego przeciwnicy. Jak strasznie trudno jest pozbawić przytomności kogoś, wyłącznie gołymi rękami. Do tego Murdock też obrywa (na całe szczęście każdy bohater wcześniej czy później natknie się na jakąś uroczą pielęgniarkę z nadmiarem wolnego czasu) i to obywa bardzo. Dawno zwierz nie widział ani w kinie ani w telewizji takich scen walki które sprawiałby wrażenie może nie prawdopodobnych ale możliwych. Inna sprawa to przemoc – Netflix to nie ABC czy CW – u nich krew może się lać litrami a kości chrupać. Nie jest Daredevil serialem bardzo krwawym ale przemoc jest tu bardzo wyraźna, zaś sam widz może niekiedy poczuć zimny dreszcz biegnący po kręgosłupie na sam widok zadanych obrażeń. Zwierz przyzna szczerze, że w pewnym momencie serial oglądał przez palce właśnie ze względu na sposób pokazywania przemocy. Trudno się do tego jednoznacznie ustosunkować – z jednej strony zwierz nie lubi epatowania przemocą, z drugiej – wydaje się, że bez tego nie da się opowiedzieć tej historii we wspomnianej realistycznej konwencji.
Przeurocza jest – wielokrotnie przywoływana przecudna refleksja że Matt zawsze dziwnym trafem wie która kobieta z jego otoczenia jest bardzi piękna
Poza tym jednak Daredevil jest zrobiony zgodnie z nowym przepisem na serial – który krystalizuje się w ramach produkcji wypuszczanych całymi sezonami. W przeciwieństwie do wielu serialowych historii gdzie wątki spajające serial w jedno odgrywają rolę drugoplanową (mamy przygodę tygodnia a w tle jakieś wydarzenia zbliżające nas do głównej osi fabuły) tu mamy właściwie bardzo, bardzo długi film w kawałkach. Łącznie z bardzo ciekawym drugim odcinkiem, który właściwie wrzuca widza w sam środek akcji i oferuje coś w stylu bottle episode (odcinek który cały dzieje się w jednym miejscu) już na samym początku opowieści. Nie mniej twórcy doskonale wiedzą co robią i umieją tak poprowadzić akcje, że z odcinka na odcinek widzowi co raz trudniej przycisnąć pauzę. Akcja rozwija się bowiem powoli ale konsekwentnie a widz czuje się co raz bardziej wciągnięty w poplątany świat przestępczości w i gangów wśród których pojawił się właśnie nowy gracz. Przy czym sam serial nie śpieszy się za bardzo w odkrywaniu wszystkich kart. Choć już w pierwszym odcinku daje nam podpowiedź czym zajmie się nasz bohater w przyszłości, to jednocześnie będziemy musieli zaskakująco długo poczekać by zobaczyć na ekranie głównego złego – co jest tym ciekawsze, że przecież większość widzów wie kto jest głównym przeciwnikiem Daredevila. Inna sprawa to fakt, że twórcy cały czas trzymają nas w napięciu. To co dzieje się wokół Murdocka kiedy pracuje on za dnia jako prawnik jest nie mniej ważne niż jego nocna działalność. Co akurat wychodzi serialowi na dobre, bo w świetle dnia pojawia się też trochę więcej poczucia humoru, bez którego nie przetrwa żadna ekranizacja komiksu.
Brak super mocy zobowiązuje bohatera do zapoznania kogoś kto go poskłda co pewien czas w całość
Jedną z rzeczy, których zwierz najbardziej się bał podchodząc do serialu była kwestia tego jak twórcy opowiedzą historię początków Daredevila. Widzicie – zwierz przeczytał swój pierwszy komiks o bohaterze (The Man Without Fear Franka Millera – zwierz nie miał pojęcia co czyta ale wiedział że mu się straszliwie podoba) kiedy miał kilka lat. I nawet wtedy strasznie nie lubił całej historii początków bohatera. Utrata wzroku, historia ojca, szkolenie – może zwierz jest nieczuły ale miał z tym problem. Tu bał się, że będzie musiał obejrzeć co najmniej dwa odcinki takiej opowieści zanim dojdziemy do akcji właściwiej. Tymczasem twórcy zdecydowali się opowiadać nam historię w niewielkich kawałkach, powoli, bez pośpiechu – co paradoksalnie zdecydowanie lepiej działa – nie tylko łatwiej wysłuchać całej historii, ale też nie ma tego uczucia że musimy doskonale poznać bohatera zanim zaczniemy oglądać jego przygody. Co wiąże się z jednym z ulubionych filmowych i książkowych zabiegów zwierza – wrzucania widza w sam środek opowieści i dopowiadanie tego co było w przeszłości powoli i niekoniecznie po kolei. Zdaniem zwierza to zdecydowanie najlepszy sposób by zaintrygować nas historią a jednocześnie – jest to najbliższe życia. Nikt nie podchodzi do nas i nie opowiada nam o sobie wszystkiego – nawet naszych znajomych poznajemy kawałkami większej historii.
Tu pozszywamy tam posklejamy i będzie prawie jak nowy
Oczywiście można się zastanawiać – dlaczego Netflix wybrał właśnie Daredevila. Powiedzmy sobie szczerze – nie jest to najbardziej kochany na świecie bohater z uniwersum Marvela. Co więcej – nie da się ukryć, ze koszmarnie zły (widziałam dwa razy i nie jestem w stanie uwierzyć jak go skopali) film z Benem Affleckiem, nie przyczynił się do poprawy notowań bohatera. Zdaniem zwierza Netflix wybrał jednak bohatera którego najłatwiej i najszybciej można sprzedać ludziom nie czytającym komiksów. Bo w sumie nie o bohatera tu chodzi. Zdecydowanie bardziej intrygująca, ciekawsza i przyciągająca widzów jest sama wizja świata. Tak może to i świat zgodny z filmowym uniwersum MCU ale przecież zupełnie inny. Ludzi pociąga – zawsze pociągały – obrazy świata złego, przeżartego przez korupcję, właściwie całkowicie rządzonego przez ludzi poza prawem. Hell’s Kitchen jest straszne przez to, że nic się nie da zrobić – w jednej ze scen pojmany przestępca kpi z Daredevila – cóż z tego, że zabije jednego skoro w jego miejsce pojawi się następny. Póki znajdą się ci którzy za przestępstwa będą płaci, póty znajdą się przestępcy gotowi na wykonanie zadania. Działania jednej, nawet bardzo zdeterminowanej jednostki niewiele tu zmienią. Oczywiście jako widzowie chcemy wierzyć że jest inaczej – mamy prawo przypuszczać, że dzielny i odporny na kolejne lanie Murdock w końcu dojdzie do samego szczytu organizacji przestępczej i tam wymierzy sprawiedliwość. Ale jednocześnie to zdanie trafia w samo serce konceptu super bohaterstwa. Problemem dzielnicy zawsze będzie fakt, że bezprawiu sprzeciwiają się nieliczni.
Zwierz jest pod wrażeniem jak bardzo obsada pasuje do jego wyobrażeń o bohaterach z komisku
No dobra tyle o samym serialu ale po pierwszych odcinkach da się powiedzieć, ale da się też powiedzieć kilka słów o obsadzie. Na początku zwierz musi wam się do czegoś przyznać. Zanim dowiedział się, że Charlie Cox gra główną rolę był średnio zainteresowany serialem. Kiedy zwierz dowiedział się, że Charlie Cox gra główną rolę nie mógł się serialu doczekać. Nie trudno wam chyba zgadnąć, że zwierz darzy aktora olbrzymią sympatią. Zaczęło się gdzieś w okolicach Gwiezdnego Pyłu (dlaczego potem Cox nie zrobił olbrzymiej międzynarodowej kariery to zwierz nie rozumie) i zostało ze zwierzem w czasie jego wszystkich występów z pojawianiem się w brytyjskiej telewizji na czele (gdybyście słyszeli pisk zwierza kiedy pojawił się w Downton Abbey). Innymi słowy gdy wielbiciele komiksu nieco kręcili nosem na casting zwierz, jak to zwierz, piszczał piskiem zadowolonej fanki. Na całe szczęście Cox okazał się doskonałym Murdockem (co było do udowodnienia) i bardzo dobrym Daredevilem (co wcale nie było oczywiste). Gra dobrze nie szarżując, nie czyniąc ze swojego bohatera ani gbura, ani idioty. Jest czarujący kiedy trzeba, bezradny kiedy musi grać i cudownie sprawny kiedy może być sobą. Do tego Cox obdarzył swojego aktora całą masą drobnych gestów dzięki którym nie jest trudno nam uwierzyć, że mamy do czynienia z osobą niewidomą. Jedyne czego zwierz by się odrobinę czepiał to jego akcent. Przez większość czasu pozostaje bez skazy ale czasem – naprawdę czasem – nawet zwierz słyszy jak wychodzi z niego coś brytyjskiego (w trzecim odcinku dziękując księdzu za kawę mówi prawie jakby byli w Londynie). Zwierz przyzna bez bicia – że mu to zupełnie nie przeszkadza. Ale kto wie, może komuś tak.
Charlie Cox może jak Murdock nie wygląda ale jest doskonałym przykładem że aktor nie musi wyglądać jak jego komiksowy pierwowzór by się idealnie nadawać do roli
Co do reszty obsady to zwierz cały czas się zastanawia jakim cudem Elden Henson jest tak podobny do tego Foggy Nelsona którego zwierz miał zawsze w głowie. To znaczy wiadomo, każdy rysownik rysuje inaczej, ale to jest TEN bohater którego zwierz narysowałby gdyby przyszło mu pokazać jak wygląda jego własna wizja. Deborah Ann Woll gra Karen Page, sekretarkę naszych bohaterów z całkiem sporym wątkiem pobocznym (żeby za wiele nie zdradzić). Trzeba powiedzieć, że zwierz ma z aktorką problem. Ilekroć widzi ją na ekranie ma wrażenie, że powinna próbować komuś wyssać krew. Tak to jest jak się kojarzy kogoś wyłącznie z True Blood. Na całe szczęście zwierz aktorkę bardzo lubi i kibicuje jej na tyle, że jest w stanie przezwyciężyć swoją konfuzję (zwłaszcza jak chodzi w słońcu). Zwierz przyzna szczerze, że był nieco zaskoczony obecnością Rosario Dawson w obsadzie biorąc pod uwagę, że aktorka ma bardzo porządną karierę filmową. Dopiero potem zwierz przypomniał sobie, że to serial Netflix i naprawdę nie jest to gorsza propozycja niż rola w filmie. Na koniec zwierz powie tylko że boi się Vincenta D’Onofrio w tym serialu. Co dawno mu się nie zdarzyło w przypadku „tych złych” w serialach i filmach. Ale tu jest coś tak niepokojącego (im ciszej i spokojniej ktoś mówi tym bardziej zwierz zaczyna patrzeć przez palce), że trudno to inaczej opisać. Przy czym seria scen w której poznajemy naszego „złego” – tak niesamowicie nietypowa (a jednocześnie odnosząca się do wielu znanych tropów) sprawia, że naprawdę mamy okazję poznać przeciwnika naszego bohatera. Jednocześnie to zabieg bardzo ciekawy bo poznajemy postać prawie wszechmocną w chwili kiedy jest właściwie w roli petenta. No doskonały pomysł (a z jakim napięciem się ogląda).
Zwierz od dziś dzieli ludzi na dwie grupy – tych którzy byli w stanie obejrzeć tylko jeden odcinek serialu i tych niewyspanych (pierwsze posiedzenie zwierza skończyło się przy odcinku 5)
Czy serial ma swoje wady? Cóż pewnie po wszystkich odcinkach zwierz na pewno coś znajdzie. Na razie jedną wadę jaką widzi zwierz to fakt, ze nie wyobraża sobie oglądania tego serialu w tradycyjny sposób. Daredevil – jak zwierz wspomniał to taki bardzo długi, bardzo dokładnie kręcony film. Wydaje się, że albo damy się złapać i popłyniemy z prądem, albo złapanie ponownie wątku zajmie nam trochę czasu. Zwierz chętnie obejrzy na raz cztery odcinki ale chyba nie bawiłby się równie dobrze gdyby co tydzień podsuwano mu jeden. Paradoksalnie odcinki są ze sobą za dobrze splecione i powiązane by mogły egzystować samodzielnie. A i jeszcze jedno. Drobnostka. Piękna czołówka jest doskonała za pierwszym razem. Koło czwartego zaczyna piekielnie denerwować – przynajmniej zwierza. Poza tym zwierz na razie nie ma większych zastrzeżeń, choć oczywiście – jest trochę (jak pewnie wielu z was drodzy czytelnicy) na serialowym haju gdzie właściwie przez cały czas pisania tych słów myślał wyłącznie o tym, że traci czas jaki mógłby spędzić na oglądaniu kolejnych odcinków. Co świadczy jedynie o tym, że szefostwo Netflixa pewnie sprzedało duszę diabłu. Cholera to nadal się opłaca.
PS: Jeśli nie oglądacie serialu zwierz ma dla was tekst na Onet. Tym razem zebrał kilka nadchodzących kontynuacji filmów sprzed lat i zastanawia się co może z tego wyjść. W najlepszym i najgorszym przypadku.
Ps2: Zwierz dostał właśnie potwierdzenie, że jest w stanie oglądać praktycznie każdy serial jeśli spełnia jedną z jego kluczowych zachcianek. Ma Brytyjczyka.
Ps3: Andrzej Tucholski na swoim blogu ogłosił podsumowanie Share Week – wychodzi z niego, że zwierz jest w złotej dziesiątce najchętniej polecanych w ramach akcji blogów. Co jest absolutnie przecudowne i nie ma nic wspólnego ze zwierzem za to wiele z oddanymi czytelnikami blogerami, którym z tego miejsca bardzo dziękuje. Ponoć przy opisie żadnego innego bloga nie korzystano z tylu emotikonów. Zwierz ma nadzieje, że po prostu pisaliście z uśmiechem na twarzy.a