Myślę, że zostało już między nami bardzo mało tajemnic. Wiecie o mnie praktycznie wszystko – oczywiście w kwestiach kulturowych i pop kulturowych. Mam jednak wrażenie, że mogło w naszych dyskusjach umknąć, że jedną z moich ulubionych rozrywek jest oglądanie stand upu. Nie uważam się w tej dziedzinie za specjalistkę (zdecydowanie widziałam zbyt niewielu niszowych twórców i wciąż nadrabiam historię występów komików i komiczek) ale mam swoje określone preferencje. Widzicie, stand up ma swoje odcienie, kolory i odmiany. Kiedy obejrzy się kilka czy kilkanaście występów człowiek zaczyna widzieć co go bawi. Jednocześnie to utrudnia polecanie stand upu bo każdy ma nieco inną wrażliwość i poczucie humoru. Poniższa lista to kilka występów które w ostatnim czasie (mam na myśli ostatnie kilka- kilkanaście miesięcy) najlepiej trafiły w moją wrażliwość. Pomyślałam że też mogą się wam spodobać.
Na samym początku uwaga, że właściwie jestem osobą, którą bawią rzeczy nieco sprzeczne z tradycją stand upu. Nie jestem wielką fanką tradycji obrazoburczej w której człowiek śmieje się z rzeczy z których nie powinien. Kiedyś bawił mnie Jimmy Carr ale od pewnego czasu mam wrażenie, że nie jest w stanie dodać do swoich występów nic nowego. Nie za bardzo bawią mnie żarty seksistowskie czy rasistowskie – które mają nas rozśmieszyć bo przecież jest to tylko dowcip. Jednocześnie – zdaję sobie sprawę, że nie ma tego gatunku komedii bez przekraczania granic i obrazoburczych treści. Na szczęście znalazłam doskonałe wyjście – oglądam głównie stand upy komików którzy są przedstawicielami mniejszości – w ich ustach sporo żartów brzmi bez porównania lepiej niż wtedy kiedy opowiada je zadowolony siebie biały facet w średnim wieku. Kolejna sprawa – choć sama nie jestem jakoś mega pruderyjna to wolę żarty z innych rzeczy niż seks, i nie przepadam za wulgaryzmami. Dlatego wybieram raczej takie przyjazne stand upy – choć ponownie – nie znaczy, że szukam treści które podsunęłam bym dziesięciolatkowi. Po prostu takie mam poczucie humoru. Ostatecznie mam ważenie, że wybierane przeze mnie programy są do siebie bardzo podobne.
Ta lista uwzględnia TYLKO stand up anglojęzyczny dostępny na Netflix.
Ronny Chieng – Asian Comedian Destroys America – Ronny Chieng to jeden z komików, którego na codzień można oglądać jako „korespondenta” Daily Show (oglądam regularnie, więc często go tam widuje). Jego występ komediowy opiera się na prostym zestawieniu trzech elementów. Chieng pochodzi z chińskiej rodziny z Malezji, mieszka w Stanach Zjednoczonych i jest komikiem. Te trzy elementy sprawiają, że może zarówno trochę pośmiać się z chińczyków, trochę z tego jak chińczyków postrzega się w Stanach Zjednoczonych a trochę z tego jak wygląda kariera komika, który musi uświadamiać ludziom, jak wygląda jego praca. Monolog wychodzi naprawdę zabawnie, zwłaszcza historia o organizowaniu kilku ślubów (dla wszystkich członków rodziny) i o tym co się stanie, kiedy człowiek w Nowym Jorku za późno wyjdzie na samolot. Nie wszystkie żarty Chienga są równie zabawne, ale cały monolog wpada w jeden z moich ulubionych gatunków, gdzie ktoś kto nie uważa kultury i mechanizmów społecznych rządzących w Stanach za oczywiste, przygląda się im z nieco zewnętrznej perspektywy.
Trevor Noah – Son of Patricia/ Afraid of the Dark – uwielbiam Trevora. Oglądam go dość często w Daily Show, gdzie najbardziej cenię sobie, jego uwagi, które wygłasza pomiędzy kolejnymi segmentami (nie są emitowane, przeznaczone są dla widowni, ale trafiają potem do sieci), gdzie odpowiada na pytania. Bardzo widać, że to inteligentny i wrażliwy człowiek. Jego stand up, to połączenie elementów biograficznych (wszystko co mówi o swojej matce, jest niesamowite), śmiania się ze Stanów, z RPA (skąd pochodzi), refleksji nad swoim skomplikowanym pochodzeniem (Noah urodził się jako syn białego mężczyzny i czarnoskórej kobiety w RPA w czasach Apartheidu, co było wtedy zabronione przez prawo). Dodatkowo poza inteligentnymi dowcipami Noah genialnie naśladuje najróżniejsze akcenty, głosy, sposoby mówienia – co dodaje jego występom kolorytu. Oglądałam wiele występów Noah w Internecie i mój ukochany jego klip to ten w którym opowiada o dzieciach jeżdżących ruchomymi schodami w jednym z afrykańskich centrów handlowych.
John Mulaney – The Comanck Kid/At Radio City – obecnie mój ukochany komik. Uwielbiam jego poczucie humoru. Mulaney napisał moim zdaniem dwa najlepsze skecze SNL ostatnich lat („Diner Lobster” i Bodega Bathroom” – ten pierwszy jest genialny!) i prezentuje ten rodzaj dowcipów które lubię najbardziej. Śmieje się on głównie z siebie, niekiedy ze swojego związku z żoną (nigdy nie przedstawiając jej w poniżający czy seksistowski sposób). Trudno mi ująć co takiego jest w jego występach co mi się aż tak podoba, ale mam wrażenie, że to jest właśnie ten kulturalny humor, którego zawsze szukam. Jednocześnie jest to występ po prostu pełen bardzo zabawnych momentów, przy których nie sposób się nie śmiać. Najlepsze uwagi dotyczą psa komika – buldożka francuskiego imieniem Petunia. Obejrzałam oba występy komika i uważam, że The Comeback Kid jest odrobinę lepszy. Ale to doskonale, bo wolę, kiedy kolejny występ komika jest lepszy od poprzedniego. Ogólnie, jeśli nie znacie Mulaneya to polecam całym sercem obejrzenie jego stand upu. Mam wrażenie, że jego występy mogą być zabawne nawet dla tych, którzy nie lubią na co dzień takiego rodzaju występów komediowych. A przy okazji musicie obejrzeć jego program „John Mulaney and the Sack Lunch Bunch” (też na Netflix) – absolutnie genialna i cudownie dziwna rzecz.
Fortune Feimster – Sweet & Salty – obejrzałam występ, ponieważ jego fragment pojawił się u mnie na Facebooku. Absolutnie nie żałuję. To jest zdecydowanie najmniejszy występ komediowy na tej liście, ale nie mniej zabawny. To typowy występ biograficzny, w którym komiczka opowiada głównie o swoim życiu, rodzinie i dorastaniu w Karolinie Północnej. Niekiedy bywa zabawnie, niekiedy bywa wzruszająco – jak np. kiedy komiczka opowiada o tym jak dokonała coming outu przed swoją matką (tu się uśmiechnęłam, bo to kawałek bardziej uroczy niż czysto zabawny). Cały występ nie jest bardzo śmieszny w kategoriach – tarzamy się po podłodze i nie jesteśmy w stanie wstać, ale bardzo fajnie działa jako spójny monolog o swoim życiu, coming oucie i byciu z rodziny, która chodzi do słynnego baru Hooters na przyjęcia urodzinowe. Bardzo polecam, bo była to bardzo miła godzinka spędzona w dowcipnym towarzystwie.
Seth Meyers – Lobby Baby – kolejny komik, który był kiedyś związany z SNL a obecnie ma własny wieczorny talk show, który śledzę (śledzę niemalże wszystkie wieczorne talk show ze Stanów). Meyers jako ramę swojego stand upu bierze prawdziwe wydarzenie ze swojego życia – jego drugie dziecko, urodziło się nie w hotelu, ale w lobby apartamentowca, w którym mieszka. Stand up Meyersa jest naprawdę bardzo zabawny i ponownie – komik mówi bardzo dużo o swojej żonie, ale bez wkurzającego seksizmu. Choć jest to stand up przede wszystkim biograficzny, to jednak jest w nim fragment polityczny, bo Meyers jest jednak w swoim programie przede wszystkim komentatorem politycznym. To oczywiście sprawia, że jeśli nie bawią was dowcipy z amerykańskiej polityki albo jeśli się w niej słabo orientujecie to miejscami może być to mniej zabawne – co ciekawe – korzystając z możliwości Netflixa ten stand up ma wbudowaną możliwość pominięcia fragmentu politycznego.
Ellen Degeneres – Relatable – stand up Ellen jest grzeczny. Miły. Przyjemny. Dokładnie taki jak jej program w telewizji. Człowiek się śmieje się na głos, nie próbuje nikomu powtarzać zawartych w programie dowcipów, może nawet bez większej uwagi składać pranie a nawet na chwilę stawić wątek. Jednak w oglądaniu stand upu Degeneres jest coś miłego – jak powrót do telewizji sprzed kilkunastu lat, kiedy wszystko było prostsze, dowcipy dotyczyły wybierania butów i chodzenia i nie było w nich nic bardzo skomplikowanego i poruszającego. Bardzo lubię ten stand up. Jednocześnie warto pamiętać, że sporo rzeczy, które dziś w występach i medialnej personie Degeneres wydają się zupełnie naturalne i nie przełomowe, było czymś nowym i poruszającym te dwie dekady temu, kiedy wprowadzała to do tej „miłej” przedpołudniowej telewizji. Dlatego, nigdy nie należy patrzeć na Ellen jako na osobę, która tylko prowadzi przedpołudniowy program, do którego czasem zaglądają gwiazdy.
Mo Amer – Vaagabond – czasem, kiedy wydaje się, że nie ma się z czego śmiać dostajemy całe mnóstwo dowcipów. Mo Amer jest amerykańskim komikiem palestyńskiego pochodzenia i muzułmaninem. To jest ten stand up, który z jednej strony jest autentycznie zabawny, z drugiej – często jest to śmiech przez łzy. Moim absolutnie ukochanym fragmentem jest rozmowa komika z niemieckim pogranicznikiem dotycząca paszportu. Nie będę wam jej streszczać, ale naprawdę rzuca ona zupełnie nowe światło na przekraczanie granic, kiedy jest się człowiekiem, z kraju którego nie ma. Poza tym cóż – dowcipy o byciu muzułmaninem w Stanach i o tym jak wielki jest amerykański lęk przed wszystkim co kojarzą z islamem są ponownie – zabawne, ale też otwierają oczy na to jak bardzo uprzedzenia dotykają zwykłych obywateli, którzy nie mają nic wspólnego z żadnym ekstremizmem. Do tego – jak w przypadku Chienga czy Noah mamy tu element tego spojrzenia z boku na kulturę amerykańską co zawsze jest ciekawe i pouczające.
Craig Ferguson- Tickle Fight – prawda jest taka, że na tej liście to taki najbardziej tradycyjny stand up, gdzie trochę za dużo jest o włosach, penisach i być może nie zawsze wszystkie żarty są równie zabawne. Ale opowiada je Craig Ferguson. Mam do tego komika słabość od lat. Ponownie on też prowadził wieczorny program talk show (moim zdaniem był to jeden z najlepszych i najzabawniejszych talk show w historii (polecam obejrzeć wam klip „Vortex of Scottish Charm” – kiedy odwiedził go w programie James McAvoy). Występ Fergusona składa się trochę z dowcipów obserwacyjnych, trochę z uwag o własnym życiu, uzależnieniu i wyglądzie. Jeśli widziało się jeden program Fergusona, widziało się je wszystkie. Ale ponownie – czasem w tym monologu znajduje się tak cudowna perełka – wypowiedziana cudownym szkockim akcentem- że zawsze warto poświęcić temu wypożyczonemu do Standów Szkotowi trochę czasu.
Hannah Gadsby – Nanette – program znajduje się na tej liście, żebyście nie napisali mi potem „Koniecznie musisz obejrzeć Nanette”. Przez pewien czas był to jedyny program komediowy o którym wszyscy mówili. Osobiście uważam, że to program, który zatrzymuje się gdzieś pomiędzy stand upem a po prostu jednoaktowym monologiem. To jest przede wszystkim mistrzostwo formy – bo pokazuje, jak można wykorzystać humor w trochę inny sposób niż robi to większość osób (choć warto zaznaczyć – że takie zabiegi z jakich korzysta tu Gadsby można niekiedy obejrzeć – nie zostało to wymyślone przez komiczkę). Nanette wywołała w sieci długie dyskusje, do których nie będę się dokładać, bo w sumie wszystko mądre już powiedziałam. Naprawdę warto obejrzeć choć raczej należy się nastawiać, że będzie to wyłącznie zabawny wieczór.
Hasan Minhaj – Homecoming King – Hassan Minhaj ma na Netflixie bardzo fajny program „Patriot Act”, który przypomina pod pewnymi względami „Last Week Tonight” z Johnem Olivierem (co tydzień Hassan omawia dowcipnie jeden problem – głównie Ameryki choć często omawia też problemy świata). Jego program komediowy jest bardzo osobisty i w dużym stopniu koncentruje się wokół tego jak wygląda życie syna imigrantów z Indii. Do tego Hassan i jego rodzina są muzułmanami. Opowieść Hassana z jednej strony wykorzystuje stereotypy na temat tej grupy (wiele elementów wydaje się bardzo podobnych do humoru żydowskiego – zwłaszcza kiedy opisuje oczekiwania rodziców wobec dzieci – w sumie to zupełnie nie dziwi) z drugiej – opowiada naprawdę poruszającą historię ze szkolnych czasów, kiedy miał nadzieję pójść z dziewczyną z klasy na studniówkę. Powiem szczerze, że to jest jeden z tych programów stand udowych po których człowiek ma wrażenie, że przede wszystkim spotkaliśmy się by wysłuchać zabawnie opowiedzianej, ale mądrej i bardzo osobistej historii. I chyba takie stand upy lubię najbardziej.
To tyle na dziś – oczywiście to nie jest lista absolutnie ostateczna, ale chciałam wybrać te stand upy, które chyba są najbliższe mojej wrażliwości. Co znaczy, że mogą was zupełnie nie rozbawić. Tak jak mnie nie bawi Louis CK, mimo, że dałam mu kilka szans i za każdym razem zastanawiałam się, dlaczego ludzie uważają go za jednego z najlepszych amerykańskich komików ostatnich lat. Albo kiedy próbowałam obejrzeć nowy program Davida Chappelle i nie zaśmiałam się ani razu a wręcz przeciwnie miałam ochotę rzucić klapkiem w telewizor. A przecież Chappelle to trochę komediowa legenda. Tak więc w tym przypadku musicie liczyć trochę na samych siebie lub ewentualnie zbieg okoliczności, który sprawi, że macie taką samą komediową wrażliwość co pewna blogerka.
Ps: Jeśli zastanawia was, dlaczego na liście nie ma polskich komików, to powiem wam, że jeszcze nie znalazłam takiego, który by mnie rozbawił. Może kiedyś znajdę, ale chwilowo jakoś jestem odporna na ich poczucie humoru
Ps2: A przy okazji – mam takie małe marzenie by kiedyś móc przygotować własny program tego typu – nie wiem dlaczego żyję w jakimś złudzeniu, że to byłoby coś w czym mogłabym się sprawdzić. Ale może po prostu oglądałam za dużo Marvelous Mrs. Maisel