Jest środek tygodnia więc zwierz dochodzi do wniosku, że podobnie jak mu nie jest wam najlepiej na świecie. No jasne niby czwartek więc jutro piątek ale trzeba jeszcze przetrzymać, a to jest grudzień więc albo wszystko za mgłą albo pada, albo nie pada a byśmy chcieli śnieg. Dlatego zwierz napisze wam dziś o Secret Santa.
Najprawdziwsze R2-D2 żadna podróba
Zwierz przyzna wam szczerze, że czuje wyjątkowości Secret Santa póki nie spojrzy na imprezę z dystansu. No bo przecież co to za problem zebrać ludzi, rozesłać maile, wymienić się prezentami. Dopiero kiedy zaczyna liczyć – kilka spotkań w różnych miastach, prawie dwie setki uczestników, ilość prezentów która niekoniecznie zmieściłaby się pod największą choinką – wtedy do zwierza dociera że tak zupełnie przypadkowo udało się stworzyć coś wyjątkowego. Co więcej – im bardziej zwierz się wzrusza oglądając wasze zdjęcia ze spotkań w różnych miastach (nie ważne czy na spotkaniu jest pięć osób czy pięćdziesiąt zwierz się wzrusza) tym bardziej dochodzi do niego jest trudne bywają czasem rzeczy niesłychanie proste. Jak chociażby spotkanie się na żywo i wymiana prezentami.
100% autentyczny święty Mikołaj
Po pierwsze co roku zwierz musi przełamać swój drobny lęk przed cyframi, nazwiskami, adresami i arkuszami Exela. Zdaniem zwierza jeśli jest osoba mniej wykwalifikowana do organizowania wielkiego przesyłania sobie anonimowych prezentów w całej Polsce, to jest nią zwierz. A jednak co roku udaje się jakoś przekonać samą siebie, że być może uda się to skoordynować. Oczywiście w tym roku zwierz wysłał wszystko za późno, zapomniał że rozsyłanie listów wypada w sam środek Serialkonu i w ogóle był na całą imprezę nie przygotowany. Nawet przesłanie maili zajęło mu jakieś dzikie ilości czasu i sprawiło, że zwierz nabawił się autentycznej kontuzji palca od naciskania kopiuj i wklej. W końcu jednak (nie bez potknięć) adresy zostały zebrane, listy wysłane, daty wyznaczone. Jakoś się udało
Prawdziwa Eva Green w kalendarzu demotywacyjnym
Po drugie wy musicie przełamać swój lęk. Zwierz powtarza co roku, że nie ugnie się przed pytaniami czy presją by prezenty które sobie dajemy były kupne. Z wielu powodów. Nie chodzi nawet o to, że zwierz nie wie co miałoby być zabawnego w rozsyłaniu sobie kupionych rzeczy. Ani też nie chodzi o to że osoby zamożniejsze czułby się w czasie rozdawania prezentów lepiej (zwierz przez lata na swoje ręcznie robione rzeczy wydał pewnie więcej kasy niż na coś kupnego). Zwierz co roku dostaje od was maile i zapytania odnośnie tego co zrobić jak się nie ma talentu i nic się nie potrafi czy deklaracje że żadnego prezentu się nie będzie robiło tyko się coś kupi. Otóż wiecie co. Zwierz upiera się przy ręcznie robionych prezentach bo chce was przekonać że nie macie racji. Gdzieś po drodze wmówiono większości z was że nie jesteście wystarczająco dobrzy by zająć się choć na małą skalę rękodziełem. Że żeby malować musicie to robić perfekcyjnie, że aby coś ugotować musicie nigdy nie wyjść lukrem poza idealny okrąg, że nie potraficie rysować, kleić, wycinać, lepić itd. Zwierz osobiście wini szkołę i program zniechęcania ludzi do robienia czegokolwiek ręcznie. Prawda jest taka, że zwierz nigdy nie usłyszał by ktokolwiek się skarżył na poziom wykonania prezentu. Więcej doświadczenie nauczyło zwierza, że gdy zbiera się wykonane przez różne osoby prezenty nie da się odróżnić tych robionych przez osoby pewne siebie i te przekonane, że nic nie potrafią. Za niemal wszystkim stoją błyskotliwe pomysły, dobra zabawa i umiejętności które o dziwo posiada jednak większość z nas. Jasne nie byłoby to tak doskonałe jak kupne ale nie o to chodzi. Serio. Perfekcyjność wykonania przedmiotu nie determinuje tego czy się spodoba czy nie. Podoba się myśl, podoba się pomysł, podoba się fakt, że ktoś kogo nie znamy przez chwilę o nas pomyślał. Zwierz nigdy nie dostał wiadomości czy maila że coś się nie spodobało. NIGDY.
100% prawdziwy list z Howartu. Trochę się zapodział ale w końcu dotarł
Po trzecie trzeba w końcu się spotkać twarzą w twarz. W tym roku na warszawskie spotkanie zwierz się spóźnił. Niczym w jakimś koszmarze, albo bardzo wkurzającej wersji kolędy naprawdę wszyscy postanowili iść w jedno miejsce. Większość warszawiaków podziwiać iluminację na Krakowskim Przedmieściu. Ale jednak mimo korków, przepełnionych autobusów i tłumów na chodnikach udało się dotrzeć. Zwierz nie wie jak opisać jak się czuje kiedy patrzy na wypełnioną ludźmi salę i myśli, że zebrali się tu oni z jego inspiracji. Zwierz się straszliwie powtarza ale pisanie bloga to dość samotnicza robota. Siedzi się przed komputerem w nocy i pisze. Następnego dnia dostanie się komentarze ale przez większość czasu jest się samemu ze swoimi myślami. Dlatego czasem zobaczyć ludzi – takich z krwi i kości, którzy doskonale się razem bawią i razem mogą odebrać od Mikołaja prezenty (Tak w Warszawie był prawdziwy Mikołaj – najprawdziwszy a nie jakiś przebieraniec czy co) a potem zagłębić się w rozmowy do których zupełnie zwierza nie potrzebują. Zwierz czuje się wtedy właśnie tak cudownie niepotrzebny. Niewidzialna ręka blogera która sprowadziła wszystkich w jedno miejsce.
Tym kubeczkom mogło być zimno. Ale już nie będzie.
Po czwarte trzeba się po wszystkim dowlec do domu. Obiecać sobie, że za rok zacznie się rozsyłane listów nieco wcześniej, kupi się kostium Mikołaja za nieco więcej niż 14,99 (tak by spodnie przetrwały do końca imprezy), że na pewno na 100% zacznie się przygotowywanie prezentu już dwa miesiące wcześniej, że co by się nie działo nie będzie takiej sytuacji w której zwierz będzie wysyłał 195 maili w pociągu. Trzeba sobie to bardzo poważnie obiecać. Co najmniej kilkanaście razy. Tylko po to by potem wejść zupełnie przypadkiem koło połowy października na stronę zeszłorocznego wydarzenia i zdać sobie sprawę, że zwierz zupełnie zapomniał, że wszystko trzeba skoordynować odpowiednio wcześniej.
Jedyny słuszny kalendarz na nadchodzący rok
Po piąte przychodzi czas na nagrodę. Na możliwość napisania tego wpisu, na zdjęcia prezentów które wrzucaciena stronę wydarzenia, takie niezbyt może łatwe do eksponowania poczucie wzruszenia. Oczywiście jasne, można naprawiać świat na wiele sposobów i ile by się nie zrobiło raczej się go ostatecznie nie naprawi. Ale można robić rzeczy miłe, dobre i fajne i czerpać z tego satysfakcję. Zwierz czuje się więc choć trochę odpowiedzialny za radochę jaką sprawiliście sobie robiąc prezenty i radochę jaką poczuliście je dostając. Co ogólnie czyni zwierza istotą niesłychanie uprzywilejowaną bo to takie dość trudne do wywołania uczucie. Poza tym – im jesteśmy starsi tym bardziej mamy dość świąt i wszystkiego co się z nimi kojarzy. Dlatego dobrze się czasem cofnąć do czasów kiedy wymienianie się prezentami w ramach losowania było takie ważne.
Wszystkie preferencje w jednym prezencie
Widzicie wcale nie jest trudno zorganizować Secret Santa. Ostatecznie okazuje się, że większość rzeczy układa się sama. Ludzie się pojawiają, arkusze Exela w końcu współpracują i nawet mimo tłumów ostatecznie udaje się dotrzeć na miejsce spotkań. Prezenty okazują się fantastyczne, poczta jakoś działa i nawet wpisywane pieczołowicie przez internautów preferencje nie idzie na marne. Jak nic ktoś musi nad tym czuwać. Na pewno nie zwierz. Zwierz nie ma białej brody.
No i jak wypić taką herbatę?
Ps: Zdjęcia które pojawiają się we wpisie nie są autorstwa zwierza tylko osób które brały udział w Secret Santa.
Ps2: Dziś są nominacje do Złotych Globów i jeśli zwierz znajdzie chwilkę na pewno skrobnie o tym dwa słowa podobnie jak zrobił to w przypadku SAG Awards.
Mikołaj i śnieżynka wyciągają ręce po prezenty