Home Ogólnie Nie mieści się w głowie czyli zwierz i Frank

Nie mieści się w głowie czyli zwierz i Frank

autor Zwierz

Hej

Trochę to zajęło ale w deszczową niedzielę zwierz dotarł do kina na Franka. Rzadko zwierzowi zdarza się być ostatnim spośród znajomych, którzy oglądają jakiś film ale tym razem choroba i los sprawił, że zwierz doczłapał do kina w chwili kiedy wszyscy już Franka zobaczyli i ocenili. Co ciekawe zwierz, który zwykle nie stroi od ocen, dyskusji czy spoilerów na ten film udał się całkowicie pozbawiony  wiedzy o tym co tak właściwie w filmie znajdzie poza Irlandią i jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów młodego pokolenia w olbrzymiej masce z paper- marche. I dobrze, że zwierz nie wiedział co znajdzie.  Kto wie może dzięki temu znalazł dużo więcej niż się spodziewał. Wpis raczej nie zawiera spoilerów. Chyba nie zawiera spoilerów. Prawie na pewno nie zawiera spoilerów.

Zwierz jest absolutnie pewny dwóch rzeczy. Pierwszej że film mu się podobał. Drugiej, że nie jest do końca w stanie oddać dlaczego.

Zacząć trzeba od tego, że Frank nie jest ani komedią, ani tragedią czy dramatem. Należy do tego szlachetnego rodzaju filmów położonych gdzieś na rozdrożach zgodnie z przywoływaną wielokrotnie przez zwierza zasadą, że najlepsza sztuka to ta która jest bardzo śmieszna dopóki nie jest bardzo smutna. I taki jest Frank – jest połączeniem wybuchu śmiechu, odrobiny slapsticku i radosnego absurdu z melancholią, smutkiem i prawdziwym okrucieństwem świata w którym żyjemy. Jednocześnie to film który bardzo świadomie gra z konwencją – nasz główny bohater marzący o muzycznej karierze chłopak z niewielkiej miejscowości, Frank charyzmatyczny lider niszowego zespołu muzycznego, wspólne życie i praca nad albumem w odosobnieniu, wielki koncert na drugim końcu świata, wielka szansa i niespodziewana popularność – wszystkie te elementy widz doskonale zna. Widzieliśmy je w pewnej konfiguracji w różnych filmach i nauczyliśmy się je oceniać i układać wedle pewnego schematu. Wiemy które elementy są obowiązkowe, znamy następne sceny, rytm opowieści, momenty przełomowe. Problem w tym, że film umyślnie wpuszcza w nas w maliny, każe nam z początku postrzegać świat zgodnie ze znanymi nam schematami opowieści by powoli odwracać role, pokazywać prawdziwe motywacje i konsekwencje podejmowanych przez bohaterów działań. Trochę jak w utworze zagranym w niewłaściwej tonacji gdzie niby wszystkie nuty są te same ale coś jest inaczej – tu zdecydowanie ciekawiej.

Brat zwierza stwierdził, że jeszcze ciekawej oglądałoby się film  nie wiedząc kto gra główną rolę. W ten sposób po takim opisie człowiek nie wyobrażałby sobie śmiejącego się rekina

Nasz delikatny pragnąć pisać piosenki pracownik jakiegoś nudnego biura nie okaże się wcale tym wybitnym muzykiem czekającym na swój przełom i wielką szansę. Frank schowany pod maską  będzie jednocześnie charyzmatyczny i kruchy zaś zespół złożony z dziwaków nie będzie radosną grupą ekscentryków do których serc nasz bohater znajdzie drogę. Nawet sama muzyka jest tu tak naprawdę tylko pretekstem. Choć wydaje się, że o nią chodzi, to tak naprawdę muzyka odgrywa tu rolę absolutnie drugorzędną.  Fakt, że reżyser wybrał muzykę jedynie przybliża nas do wszystkich schematów filmu muzycznego każąc nam ponownie myśleć o utartych ścieżkach jakimi ma iść fabuła i ignorować porozrzucane po filmie wskazówki. Ale tak naprawdę brzmienie Franka i jego zespołu, nienapisane piosenki Jona (głównego bohatera) to tylko zasłona dymna. Jeśli już można byłoby uznać muzykę za symbol talentu, zaś zmagania bohaterów próbą odpowiedzi na wieczne pytanie co to takiego ten talent i jak go pozyskać, to można by spokojnie muzykę zastąpić jakąkolwiek inną twórczą działalnością. Zresztą cały czas oglądając film zwierz miał w uszach cytat z „Girls” gdzie bohaterka zazdrościła swojej przyjaciółce samobójstwa narzeczonego bo to doskonały temat na książkę. Jon nasz główny bohater będzie się musiał z tym mitem uszlachetniających cierpień zmierzyć – choć nie tak jak się widzowie początkowo wydaje. Zresztą Jon w ogóle będzie musiał się zmierzyć z pewną wizją talentu. Przy czym oczywiście widać, że twórcy pełnymi garściami czerpią ze stylistyki, biografii czy nawet pewnego artystycznego bełkotu niszowych zespołów muzycznych i twórców odrzuconych, ale tak naprawdę mogłoby to być coś zupełnie innego. Choć z drugiej strony fakt, że mówimy o talencie muzycznym może przybliża część widzów do bohaterów – bo to jednak jest dość powszechna ciągota wśród ludzi by właśnie realizować się na polu muzyki. Mało to jest tak nie czuły na brzmienia jak zwierz. Nie mniej zdaniem zwierza błędem jest postrzeganie Franka jako filmu muzycznego. To raczej film z muzyką.  Czy korzystający z muzyki. O tak jest chyba najbliżej.

Jedną z największych zalet filmu jest to, że nie da się go jednoznacznie wpasować w  ramy ani komedii ani dramatu co jest ogólnie cechą dobrych filmów

Ale film co ciekawe jest najmocniejszy tam gdzie widz zupełnie by się tego nie spodziewał. Otóż zwierz nie pamięta kiedy widział ostatnio tak dobre pokazanie funkcjonowania mediów społecznościowych jak na filmie. Nie tylko chodzi o to, jak nasz bohater korzysta z twittera, ani o to czym kończy się rosnąca popularność na Youtube. Wszystkie te tweety czy wpisy na blogu bohatera brzmią tym samym tonem, kreowanego w social mediach życia które po części świadomie po części ironicznie podkręca rzeczywistość. I co ciekawe dramat w filmie pojawia się tam gdzie nasz bohater próbuje tą wizję wykreowaną w social mediach przełożyć na prawdziwe życie i prawdziwych ludzi. Cały ten pakowany do Internetu bełkot zdaje się nagle prawdziwszy od tego co dzieje się w około. To co braliśmy za naiwność bohatera staje się nagle podstawą jego okrucieństwa i pewnej bezwzględności. Tak bo nasz bohater bezwzględnie podąża za marzeniem, w sposób w który wiele osób realizuje swoje cele ale o którym zapominamy. Pod tym względem film pokazuje nam jak rzeczywistość  poddana rygorowi hashtagów, tweedów i wpisów wykrzywia się i staje się przerażająca. Przy czym to chyba pierwszy raz w życiu zwierza kiedy widział odwzorowanie tego zjawiska w filmie nie było w tym dydaktyzmu, czy jakiegoś poczucia oderwania od życia. Autor filmu doskonale wyczuł język autokreacji nowych mediów i wspaniale go z replikował na ekranie (ależ to górnolotnie zabrzmiało). Ale ponownie to nie jest film o złych nowych mediach. Chyba dlatego ten wątek tak dobrze wyszedł w filmie, bo jest tylko pewną poboczną obserwacją, naturalnym elementem życia – o czym tak wielu filmowców zapomina, czyniąc z nowych mediów motyw przewodni a nie towarzyszący.

Frank bierze tropy znane z filmów o przyjemnych ekscentrycznych muzykach i robi z nimi co chce.

Zwierzowi w filmie najbardziej chyba spodobał się fakt, że nie sposób oglądając go powiedzieć dokładnie kiedy zmienia się jego charakter, kiedy zmieniają się układy między bohaterami. Kiedy kończymy oglądać Franka i próbujemy cofnąć się po własnych śladach do pierwszych scen, do naszych pierwszych wyobrażeń o bohaterach jest nam trudno powiedzieć po której scenie układ sił się zmienia. Kiedy z radosnej historii o spełnianiu własnych marzeń, stał się to film trochę o bezwzględności ambicji, o kruchości pewnych układów i wreszcie o tym że czasem niestety pewne rzeczy są dla nas niedostępne. Kiedy bohaterowie z dowcipnych i karykaturalnych stali się prawdziwi i tragiczni. Choć nie zawsze nieszczęśliwi.   Bo to  jest jeden z tych filmów gdzie pokazuje się nam bardzo kruchych ludzi ani przez chwilę nie tracąc życzliwości dla tego stanu kiedy świat nas przeraża.  Jeśli w filmie pojawiają się zaburzenia psychiczne do podejście do nich jest pełne jakiegoś zrozumienia i życzliwości bez jednoczesnego infantylizowania problemu.  Ale wracając do tematu przewodniego tej recenzji – to nie jest film o noszeniu wielkiej głowy z paper marche. To znaczy oczywiście ta głowa ma jakąś symbolikę, zaś fakt że nosi ją Fassbender wpływa na odbiór filmu (o czym zraz) ale to nawet przez chwilę nie jest o tym film. Jeśli ktoś pisząc recenzję próbuje was przekonać, że widz tylko czeka aż Frank zdejmie maskę to oglądał film nieuważnie albo co gorsza w ogóle go nie zrozumiał. Co więcej film wymyka się też temu prostemu powracaniu do tematu noszenia masek i tego, że wszyscy mamy jakąś maskę. Nie to nie jest o tym film – oczywiście, jest trochę o ucieczce przed samym sobą czy nawet o tworzeniu siebie na nowo . I tak fakt że Fassbender nosi maskę sprawia że film jest jeszcze lepszy. Ale nie nie jest to film o facecie w masce na głowie. Co zasługuje zdaniem zwierza na olbrzymią pochwałę. Bo w sumie tego filmu człowiek się spodziewa.

Frank nie jest filmem o tym że Fassbender ma głowę z paper marche. 

Oczywiście część widzów najbardziej intryguje fakt, że oto mamy film gdzie główną rolę gra rozchwytywany bardzo przystojny aktor i nie widzimy jego twarzy. Jak zwierz podejrzewa, każdy aktor mógłby zazdrościć Fassbenderowi takiej roli. Nie tyle wolności artystycznej jaką daje niepokazywanie twarzy ale przede wszystkim możliwości zagrania kogoś kto nawet nie wygląda jak my. Zresztą ta ucieczka przed własną twarzą jest można powiedzieć tematem który powtarza się w filmie dając ciekawe podwójne znacznie. To chyba Brando powiedział kiedyś że bardzo chciałby grać ale nie chciałby musieć pokazywać swojej twarzy ludziom. Paradoks tego stwierdzenia chodził za zwierzem i tak zwierz myśli że Frank pewnie spełniłby oczekiwania Brando. Co ciekawe ta rola daje nam jeszcze jedno – możliwość – zupełnie unikalną – odpowiedzenia sobie czy można stworzyć pełną rolę bez pokazywania twarzy. I co ciekawe szybko przestajemy mieć wątpliwości, że jest to w pełni możliwe. Frank w filmie to postać absolutnie pełna.  Spogląda, zmienia wyraz twarzy (nie mówicie zwierzowi że jest inaczej) ale przede wszystkim jest całością, a nie głową na jakiś zupełnie odłączonym od niej ciele. Do tego choć teoretycznie można byłoby spodziewać się, że aktor będzie chciał ciałem nadrabiać brak mimiki to jednak Fassbender powraca do tego co nie ma odpowiednika w języku polskim czyli do „stillnes”. To właśnie określenie na takie aktywne bycie przed kamerą które wymaga mało gestów i ekspresji ale nie pozwala zapomnieć o obecności aktora.  Zwierz  musi jednak powiedzieć – dołączając się do pochwał wobec Fassbendera – że to jest doskonała rola która jest tym lepsza im dalej idzie film. Zwłaszcza kiedy w końcu zobaczymy pełnie znaczenia języka ciała bohatera – pod sam koniec, kiedy spojrzymy na jego gesty trochę inaczej. Fassbender jest cholernie dobrym aktorem, i ponownie udowadnia że najlepiej sprawdza się tam gdzie trzeba zagrać kogoś kruchego, na pograniczu rozpadu. Jak zwierz pisał – niewielu aktorów ma odwagę grać ludzi słabych zaś Fassbender zrobił z tego swoją specjalizację.  No i nikt nie śpiewa tak „ I love your wall”. A tak na serio, to Fassbender ma zaskakująco sympatyczny dla ucha głos kiedy śpiewa i choć oczywiście wokalista z niego żaden wieki nie będzie, to zwierz zawsze lubi odkrywać że jednak trochę ten talent jest  a pakiecie.

Trzeba powiedzieć, że to nie jest tylko film Fassbendera reszta aktorów gra też bardzo dobrze

Ale to nie jest film tylko Fassbendera, zdaniem zwierza byłoby wielką niesprawiedliwością nie wspomnieć o tym jak gra Domhnall Gleeson. Jak zauważył brat zwierza to jest doskonały casting bo patrząc na sympatycznego Gleesona zakładamy pewną kruchość i delikatność jego bohatera, tymczasem okazuje się, że doskonale gra on wbrew właśnie tej niewinności. No i przy w sumie niewielkich środkach świetnie pokazuje przemianę bohatera. A właściwie to jak wychodzą z niego kolejne nie najsympatyczniejsze cechy (zwierz słyszał skargi, że bohatera nie zawsze da się polubić i o to chyba chodziło). Kiedy ogląda się taki film o bohaterze, który czuje wielką potrzebę przynależności oczekujemy, że jego przemiana będzie wyraźna. Ale film (no i aktor) doskonale  pokazują nam jak bohater się zmienia ale w sumie bardziej dostosowuje innych do siebie.  Zwierz przez cały seans męczył się skąd zna Scoota McNairy, aż w końcu zrozumiał że to Gordon z Halt and Catch Fire.  Jako Don – manager zespołu z pewnymi psychicznymi problemami 0 aktor sprawdza się znakomicie i gra zdaniem zwierza jedną z lepszych i bardziej poruszających ról w filmie. Jest tam taka mała scenka w której śpiewa swoją nieudaną piosenkę. I choć widz wie o czym ona naprawdę jest i choć scena mogłaby mieć podtekst komiczny to jest tak cudownie melancholijnie smutna że należą się aktorowi (który śpiewa źle) wszystkie pochwały. Zwierz musi powiedzieć, że był bardzo pod wrażeniem, zarówno postaci jak i gry. Jedyne co zwierzowi się nie do końca podobało to postać Clary granej przez Maggie Gyllenhaal – zwierz cały czas miał wrażenie jakby była to postać napisana do połowy. Zwierz nie kłóci się że odgrywa w filmie ważną, jeśli nie kluczową rolę, ale brakuje jej jeszcze jednej cechy by stała się postacią trójwymiarową.  Choć ponownie kiedy ją poznajemy oczekujemy że zachowa się wedle pewnego schematu i denerwuje nas to jak bardzo nie chce się mu poddać.  Zresztą trochę jest tak z całym filmem, który strasznie chcielibyśmy zapędzić do pewnych znanych rozwiązań a on się nie chce. Przy czym wszyscy aktorzy powinni zostać pochwaleni za granie scen z kimś kogo twarzy nie widzą. Gleeson w jednym z wywiadów stwierdził, że granie do takiej nieruchomej twarzy sprawia, że aktor nie ma takiej naturalnej odpowiedzi w mimice osoby z którą gra co czyni go w sumie bardziej kreatywnym.

Cudowny jest sposób w jaki w filmie wykorzystuje się cały pseudoartystyczny bełkot bez złośliwości choć z dystansem

Zwierz nie twierdzi, że Frank to wybitny film. To doskonałe kino indie, niezależność w najprzyjemniejszym wydaniu. Smutna komedia albo niespodziewanie śmieszny dramat.  Film realizowany z takim poczuciem wolności które pozwala na absolutnie przezabawne i surrealistyczne sceny obok tych jak najbardziej dramatycznych a także na te które w każdym innym filmie potraktowalibyśmy jako egzaltowane czy pretensjonalne ale tu są lekkie i nie budzą sprzeciwu. Dobrze się ten film ogląda, być może dlatego, że ani przez moment nie traktuje samego siebie i swoich trudnych tematów zbyt poważnie. Jest raczej melancholijny niż smutny. Im dziwniej jest w filmie tym lepiej zwierz czuł się na sali kinowej jakby zwolniony z ciężaru odpowiedzialności za śledzenie prawdopodobieństwa.  A jednocześnie jakby  kontrze to film psychologicznie bardzo prawdziwy. Gdzieś na styku powagi i groteski kryje się w nim całkiem sporo prawdy. Co więcej – zwierz ma takie wrażenie, że odwołujący się do naszej masowej tęsknoty za czymś więcej. Bo w sumie gdyby tak szukać odpowiedzi o czym to film to właśnie o tym czymś więcej.  O wychodzenie z siebie i poza siebie. O tym, że dla niektórych bycie czymś więcej oznacza, że nigdy nie będą zupełnie „normalni”. Że dla niektórych nie wiąże się z popularnością i miłością tłumów a inni chcą być kochani ale na odległość. I o tym, że po najpiękniejszy dzień w swoim życiu niektórzy z nas sięgną cudzym kosztem.  I o tej paskudnej prawdziwe, której wszyscy jesteśmy świadomi ale nie lubimy sobie mówić.  Nie wszyscy mamy talent. Choć większość z nas idzie przez świat w masce z paper marche.

 Na koniec. Dla was i dla zwierza

PS: Zwierz oficjalnie zalicza scenę w której Frank rozmawia z niemiecką turystką do jednych z najpiękniejszych i najcudowniejszych scen jakie widział w kinie w ciągu ostatniej dekady. Gdyby ten film miał wyłącznie tą scenę zwierz byłby całkowicie usatysfakcjonowany.

PS2:  Każda projekcja filmu powinna zaczynać się tak jak projekcja Franka czyli nagraną na kamerce internetowej wiadomością od reżysera, który piękną (jak na Irlandczyka) polszczyzną informuje, że jest zachwycony że jego film pokazują w Polsce, zaprasza na pokaz i śpiewa kilka taktów dziecięcych piosenek (po polsku). To jedna z najsłodszych rzeczy jaką zwierz widział w kinie. A jak dobrze nastawia do seansu.

12 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online