Zwierz zawsze powtarza, że wszyscy chcemy lubić dobre filmy, zdolnych aktorów i czytać tylko najlepsze książki. Prawdziwy problem pojawia się wtedy kiedy dobrze bawimy się czytając złą literaturę, poświęcamy czas na śledzenie kariery średnio utalentowanego aktora i wychodzimy całkiem zadowoleni z nie najlepszego filmu. A tak było w przypadku zwierza i Szefowej.
Zwierz czytał recenzje i wie, że film ogólnie cieszy się opinią wyjątkowej chały – takiej produkcji z której wychodzi się w połowie. Nie byłby to pierwszy raz kiedy duet Ben Falcone i Melissa McCarthy zaliczyli wpadkę – poprzednim filmem który spotkał się z takim niechętnym odbiorem była produkcja Tammy, która nawet nie trafiła do kin w Polsce. Ogólnie uważa się, że o ile to aktorskie małżeństwo dobrze wypada razem na ekranie to ich reżyserskie współprace nie wypadają najlepiej. Zwierz musi powiedzieć, że przynajmniej oglądając Szefową podejrzewa że rozumie dlaczego nie uznaje się tego duetu za dobry. Otóż moi drodzy Szefowa to film który ma dwa składniki które nie działają za dobrze kiedy pokaże się je masowej widowni – jeden to naprawdę rynsztokowy język, druga to absurdalny i bezsensowny humor. To nie może zadziałać na większość widzów.
Dlaczego? Szefowa to film, który pozornie wydaje się jedną z tych produkcji w których będzie zabawne że ktoś spadł ze schodów, czy fakt, że użył brzydkiego słowa. To humor stosukowo bezpieczny. Ludzie się z tego śmieją i śmiać się będą. Ale kiedy wydaje się już że wiemy o czym mowa – wtedy pojawia się absurd. Ale nie taki jakiś ograniczony, tylko kompletny absurd od czapy. Dorzućcie do tego jeszcze elementy klasycznego kina familijnego, gdzie osoba która nigdy nie zaznała rodzinnego wsparcia znajdzie sobie quasi rodzinę i dostaniecie film, który prędzej waszych widzów rozdrażni niż rozbawi. Do tego ilekroć będzie się wydawało, że fabuła wchodzi na dobrze nam znane tory, należy zrobić jakiś zwrot akcji który wyda się od czapy. Tak by widz właściwie nigdy nie był do końca pewien jaką historię ogląda. Przy czym najważniejsza jest tu konstrukcja świata przedstawionego. Ten zaś z jednej strony składa się z elementów dobrze znanych, z drugiej – dość szybko orientujemy się, że mamy do czynienia z pewną alternatywną rzeczywistością. Jeśli pozwolimy sobie na zaakceptowanie tego świata przedstawionego, będziemy się nieźle bawić. Jeśli nie – cóż nie ma dla nas ratunku. Dobrze to widać po głównej bohaterce która zawsze ma tą fryzurę przywodzącą na myśl lata 80 i doskonale zrobiony makijaż. Zawsze. Przez cały film.
Przy czym kiedy pisze się o absurdalnym humorze, to do głowy przychodzi coś raczej wyrafinowanego. Jeśli by dzielić humor amerykański na jakieś kręgi to pewnie większość widzów europejskich przychylniej patrzyłaby na jakiś intelektualny humor nowojorski. Ale Szefowa to film rozgrywający się nie bez przyczyny w Chicago. Wcale nie nawiązuje on do humoru, czy nawet pewnych punktów odniesień widza Europejskiego. Wręcz przeciwnie wydaje się, że jest on mocno osadzony w świecie amerykańskiej klasy pracującej i to nie klasy średniej. Stąd też bohaterka – stanowiąca pewną wyolbrzymioną wersję Marthy Stewart, będzie podobna do tych zdecydowanych amerykańskich bizneswoman doradzających swoim naśladowniczkom z robotniczych dzielnic jak zdobyć majątek. Punkty odniesienia w tym świecie są nieco inne i choć zwierz nie mówi że to jakiś wyrafinowany przekaz to jednak – chyba mniej czytelny tutaj niż za oceanem.
Ale nie tylko o to chodzi. Szefowa to jedna z tych komedii w których komizm sytuacji bierze się z połączenia zupełnego absurdu który to dla bohaterów jest absolutnie codzienny normalny i oczywisty. Dowcipem nie ma być więc idealna fryzura głównej bohaterki ale to, że nikt jej nie kwestionuje. Brutalna i niesamowicie przesadzona walka dwóch zastępów skautek bawi bardziej tym, że wszyscy zachowują się jakby to była sprawa codzienne niż tym, że scena została nakręcona tak jakbyśmy byli w środku filmu akcji. W całym filmie sporo jest scen które są zabawne tylko dlatego, że nikt ich nie kwestionuje a bohaterowie zachowują się jakby przedziwna sytuacja w której się znaleźli była jak najbardziej codzienna i normalna. Nie wszystkich będzie to bawić, bo nie wszyscy widzowie taki rodzaj humoru lubią. Zwierza to jednak bawi i to – ku jego zaskoczeniu – nawet wtedy kiedy robi się zaskakująco wulgarnie. Dlaczego? Bo nie chodzi o same wulgaryzmy tylko o to, że bohaterowie traktują wszystko poważnie.
Jednocześnie zwierz musi powiedzieć, że gdzieś w połowie filmu zdał sobie sprawę, jak bardzo odbiega on od pewnych absolutnie dla nas naturalnych wzorców. Główna bohaterka jest gruba ale nie jest to w żadnym momencie element wykorzystywany komicznie. Nie to jest w niej zabawne. Więcej to nawet nie jest cecha którą się tu omawia. Jej waga jest przezroczysta – problemem jest jej charakter i sposób zachowania. Do tego główny wątek filmu rozgrywa się właściwie wyłącznie między kobietami. Czy się nam to podoba czy nie – to jest film w którym kobiety rozmawiają między sobą głównie o innych kobietach. Kolejna sprawa – która przynajmniej zwierza bardzo ucieszyła – bohaterka grana przez Kristen Bell w pewnym momencie zaczyna randkować z kolegą z pracy. I wiecie co? Bell jest śliczna i szczuplutka a kolega z pracy? Wygląda jak facet pracujący w biurze. Ani wybitnie przystojny, ani doskonale umięśniony, żaden wielki przystojniak. To jedna z tych rzeczy, które wcale nie zdarzają się w filmach często. Podobnie jak fakt, że byłego ukochanego granej przez Melissę McCarthy bohaterki gra Peter Dinklage, i film właściwie nigdzie – nawet przez chwilę, nie wspomina jego wzrostu. Ot jest on przerysowanym, karykaturalnym złym biznesmenem. Ale jest traktowany dokładnie tak samo jak inne postacie. Jest komiczny – jak większość bohaterów – ale komizm jego postaci nie leży w fizyczności.
Zwierz nie broni Szefowej jako genialnego filmu, który przełamuje bariery. Z pewnością nie jest to taka produkcja. Zwierz nawet nie twierdzi, że to dobry film i może wam już teraz powiedzieć, że większość z was pewnie z przyjemnością obejrzy go na DVD. Część z was nigdy go z przyjemnością nie obejrzy. Ale jednocześnie zwierz bawił się na nim dobrze. Więcej – śmiał się kilka razy na głos, i to z żartów o których nigdy by nie pomyślał że wydadzą mu się śmieszne. Zaś oglądając całą absurdalną końcówkę filmu, doszedł do zaskakującego wniosku, że już dawno nie był w kinie na produkcji przy której tak bardzo nie wiedziałby co się zdarzy dalej. Co więcej fakt, ze wydarzenia są pozbawione sensu bardzo mu pasuje. Zwłaszcza, że dzięki temu dość mimo wszystko banalny morał całej historii udaje się całkiem ładnie zatuszować albo przynajmniej – ukryć.
Przy czym największą krzywdą jaką wyrządzono produkcji jest tłumaczenie napisów. W przypadku dialogów które są pełen wulgaryzmów ale też sformułowań balansujących na granicy wulgaryzmu tłumaczenie jest kluczowe. Niestety w Polskich napisach zwierz znalazł dużo mniej zabawny film, w którym brakowało nawet tych momentów kiedy dowcip nabierał lekkości. Gdyby zwierz miał obejrzeć film bez oryginalnej ścieżki dźwiękowej najprawdopodobniej byłby wyłączenie zażenowany produkcją. Jednocześnie zwierz ma wrażenie, że jest sporo elementów całej tej historii których nie da się łatwo przełożyć. Jedną z nich jest np. sposób w jaki bohaterka nosi golf – naciągnięty tak, że zasłania całą brodę. Taki sposób ubierania się od razu przynosi cały ciąg skojarzeń z pewną klasą społeczną i pewną pozycją społeczną w Stanach. Zwierz nie jest do końca pewien czy to się dobrze przekłada na percepcję polskiego widza, dla którego będzie to tylko dziwne.
Z tym co nas śmieszy nigdy nie jest łatwo. Wszyscy chcielibyśmy mieć humor wyrafinowany, i poczucie, że co jak co ale my się z potknięcia na skórce od banana nie śmiejemy. Stąd trudno się przyznać gdy rozbawi nas coś nie najwyższych lotów. Szefowa nie jest filmem najwyższych lotów ale kiedy w jednej z ostatnich scen zwierz zorientował się, że widzi kadr którego nigdy by się w takim filmie nie spodziewał – poczuł że być może czasem dobrze być zaskoczonym swoim brakiem gustu. Zwłaszcza, że zwierz ma wrażenie, iż niestety zbyt często dajemy się ponieść chęci ukrycia takiej słabości. O ile łatwiej jest napisać, ze rzeczywiście nie śmieszny nas to samo co wszyscy i że na pewno jesteśmy bardziej wyrafinowani. Zwierz niestety obserwuje, że to taki nie gasnący trend. Więcej, im lepiej się na czymś znamy i im bardziej zdajemy sobie sprawę, że bawi nas coś co nie jest wybitne tym chętniej spieszymy do wypierania się uczuć. Zwierz będzie więc specyficznie odważny i powie że bawił się dobrze. Zaskakująco dobrze. Śmiać się można z wielu rzeczy, niekoniecznie tych które podobają się większości.
Nie będzie was jednak zwierz zachęcał byście gnali do kina na produkcję. Istnieje możliwość, że was nie rozbawi tak jak zwierza. Więcej, istnieje mnóstwo pozornie podobnych filmów na których zwierz nie zaśmiał się ani razu. Przy czym, chyba najlepsze co w tym filmie jest to fakt, ze absolutnie nie da się go ocenić po trailerze, który sprzedaje nieco inny film. Co ciekawe, zarówno amerykańscy jak i polscy widzowie narzekali na zestawienie formuły kina familijnego z elementami które zdecydowanie z kinem familijnym nie powinny mieć nic wspólnego. Ale ponownie – to jest właśnie zabawne. Kino familijne jest jednym z najbardziej nurzących i sformalizowanych gatunków w Stanach. Fakt, że twórcy z niego skorzystali dodając przekleństwa, świntuszenie i absurd – jakoś zwierzowi nie przeszkadza. Na koniec – niezależnie od tego co o filmie siądziecie (jeśli go widzieliście) albo będziecie sądzić (kiedy go zobaczycie) zwierz pozostawia was z myślą, że naprawdę czasem warto napisać zupełnie szczerze, że podoba się wam coś co nie jest dobre. Bo nie wszyscy myślimy to samo. Nie wszystkich nas bawi to samo. A poza tym – jest w nas dość naturalna tendencja do tego by porzucać własne poglądy, uczucia i przemyślenia na rzecz tego, co naszym zdaniem spodoba się innym. I w ten sposób pozwalamy by cudzy osąd był ważniejszy od naszej wrażliwości. To nie ma sensu. Jesteśmy jacy jesteśmy – nie zawsz będziemy mieć doskonały gust. Ale przynajmniej będziemy autentyczni. A to już zawsze coś jest. Czasem więcej niż zgodzenie się ze wszystkimi, że dany film rzeczywiście jest słaby.
Ps: Zwierz znów wojażuje (tym razem miasto Uć) więc nie wie kiedy jutro będzie post.
Ps2: A już dziś Gra o Tron! Pamiętajcie!