Hej
Kilka dni temu zwierz dostał na ask.fm pytanie:” Zwierz, jak się czujesz oglądając nieme filmy? Nie czujesz tej ogromnej bariery miedzy starym a współczesnym widzem? Potrafią Cię tak zainteresować jak filmy dźwiękowe?”. Zwierza chciał odpowiedzieć na to pytanie krótko ale kiedy już zabierał się do pisania dostał wiadomość od swojego znajomego czy ni pomógłby mu w nagłośnieniu wiadomości o seansach kina niemego (z muzyką na żywo), które organizuje Muzeum Historii Żydów Polskich. Zwierz doszedł więc do wniosku, że zamiast rozpisywać się na ask, opowie wam tu jak to jest kiedy film nie ma dźwięku. A pod koniec wpisu znajdziecie konkurs gdzie będziecie mogli wygrać wejściówki na pokazy filmów w MHŻP.
Na początku zwierz radośnie zachęca do kina niemego a pod koniec daje wam szansę wygrać wejściówki na pokazy w MHŻP
Zacznijmy od tego, że zwierz tylko kilka razy w życiu widział film naprawdę niemy. To znaczy film niemy pod który nie podłożono żadnej muzyki – czy to nagranej czy to na żywo. Tym filmem była zresztą łatwa do znalezienia na youtube produkcja o Juliuszu Cezarze z 1914 roku. Zwierz oglądał ją jeszcze zanim pojawiły się na YT angielskie napisy i miał do dyspozycji tylko te holenderskie. I rzeczywiście czuł się dziwnie. Brak jakiegokolwiek dźwięku był czymś nieco niepokojącym – ale właśnie, nie tyle samych dialogów co jakichkolwiek dźwięków. Ale takie oglądanie niemych filmów to wyjątek. Zarówno w czasach w których powstawały jak i dzisiaj ogląda się je z towarzyszącą muzyką. Obecność muzyki – nawet jeśli nie napisanej specjalnie dla filmu (zwierz czytał swego czasu przezabawny artykuł w gazecie z dwudziestolecia gdzie dziennikarz skarżył się na to, że pianiści w kinie korzystają z pięciu utworów na raz i wiadomo co będzie grane przy jakiej scenie) to takiej która podpowie nam jakie w danej scenie są emocje. Niestety takimi jesteśmy istotami – kiedy nam się zagra rzewnie czujemy się rzewnie a jak dziarsko to wszystko wydaje się lepsze, szybsze i porywające. Jeśli szukacie przykładów jak muzyka zmienia scenę – zobaczcie sceny z Henryka V w reżyserii Branagha (słynne St. Crispian Day) i scenę z Jeźdźca Znikąd gdzie w tle wykorzystano uwerturę do Wilhelma Tella – to jedne z dwóch najwyraźniejszych przykładów jak muzyką można manipulować uczuciami widza (oczywiście nie jedyne ale te akurat wbiły się zwierzowi szczególnie w pamięć). Podobnie jest z muzyką wykonywaną podczas oglądania filmów niemych – to ona prowadzi nas często emocjonalnie przez kolejne sceny. A to oznacza, że ten sam film oglądany z różnymi podkładami muzycznymi się zmienia. Zwierz widział Gabinet Dr. Caligari dwa razy z dwiema różnymi ścieżkami dźwiękowymi i to było niesamowite. Jakby widział dwa filmy. Tak więc wracając do pytania jak zwierz się czuje oglądając nieme filmy musiałby odpowiedzieć, że po pierwsze wiele zależy od obecności muzyki a po drugie od tego jaka to muzyka. Nie mniej zwierz raczej nie czuje się jakoś inaczej niż w czasie oglądania filmu dźwiękowego.
Jedyny film niemy jaki zwierz oglądał bez żadnej ścieżki dźwiękowej. Robił to bo chciał napisać artykuł o sposobie przedstawiania Juliusza Cezara w filmie.
Zwierz rozpisał się o muzyce ale w pytaniu najbardziej zaintrygowała go druga kwestia. Pytanie o poczucie bariery między współczesnym a ówczesnym widzem. Zwierz zastanowił się co by to tak właściwie miało znaczyć. Bo przecież wiele go z ówczesnym widzem łączy – kto wie czy nie łączy go absolutnie wszystko. Jasne – wtedy ludzie oglądali inne filmy, co innego ich bawiło (choć nie do końca bo mnóstwo dowcipów zabawnych wtedy – zwłaszcza tych slapstickowych bawi ludzi do dziś. Wystarczy obejrzeć filmy Chaplina by się o tym przekonać.), mniej wiedzieli o możliwościach kina. Ale z drugiej strony – chcieli podobnych filmów. Chcieli rozrywki, miłości, historii i dramatów. Ich aktorzy grali inaczej niż nasi – bardziej wytrzeszczali oczy, machali rękami, robili dramatyczne gesty. Ale ówczesne fanki podobnie jak dzisiejsze zbierały wszystkie fakty na temat ukochanych aktorów, wieszały ich zdjęcia na ścianach i zasypywały redakcje dzienników pytaniami gdzie można wysłać aktorowi osobisty list z prośbą o autograf. Krytycy filmowi byli równie zjadliwi a i przekonanie, że film może być czymś znacznie więcej niż tylko rozrywką jest bardzo stare. Podobnie jak świadomość, że dobre kino można postawić wyżej niż marny teatr czy kabaret. Co więcej kiedy ogląda się film trochę się zapomina ile czasu minęło od chwili jego powstania. Oczywiście nie trzeba bardzo wprawnego oka by dostrzec różnice pomiędzy tym jak dziś i jak wówczas grano czy prowadzono narrację. Ale kiedy wciągniemy się w śledzenie akcji (nie jest to szczególnie trudne) to szybko umyka nam, że oglądamy coś starego. Wręcz przeciwnie w przypadku dobrze nakręconego filmu – niemego czy dźwiękowego- jesteśmy po prostu ciekawi co będzie dalej. Zwierz myśli, że w przypadku niektórych produkcji współczesnych widzi większą barierę. Np. na pewno mniej go łączy z kimś kto uważa Bejbi Blues za wybitny film niż z osobą ze świata kina niemego która lubiła te same produkcje które dziś podobają się zwierzowi. Zresztą to jest trochę jak z pytaniem czy nie czuje się bariery pomiędzy współczesnym widzem a widzem który oglądał filmy czarno- białe. Ich rzeczywistość filmowa też była inna, wątki uznawane za zupełnie normalne i dopuszczalne (zwłaszcza w kontaktach damsko męskich) mogą nas dziwić ale kiedy oglądamy z zachwytem czy zainteresowaniem film, który podobał się też w przeszłości to ten dystans nie jest wcale taki duży. Zwierz wie, że sporo osób ma problem z przyjęciem różnic wynikających z innych obyczajów czy standardów zachowań. Zwierz przyzna nieco egocentrycznie że nigdy nie miał z tym problemu. Ludzie kiedyś zachowywali się inaczej niż zachowują się współcześnie i niezależnie od tego jak bardzo może nas ich zachowanie zdenerwować, zamiast się wściekać trzeba podejść analitycznie. Zadać sobie pytania jakie są przyczyny tych różnic i dlaczego zaszła zmiana.
Metropolis to dobry przykład filmu który po prostu się ogląda bo człowiek jest ciekawy wizji reżysera a nie zastanawia się co chwilę nad tym że film jest niemy
No właśnie tu dochodzimy do trzeciego pytania. Czy film niemy może zainteresować tak samo jak dźwiękowy. Zdaniem zwierza sporo osób podchodzi do oglądania filmów niemych zdecydowanie od złej strony. Zakładają one, że obejrzą film niemy koncentrując się przede wszystkim na tym kiedy powstał, że nie ma w nim dźwięku i że to taki wysiłek czy intelektualna wycieczka w przeszłość. Tymczasem do filmów niemych trzeba podchodzić z bardzo otwartym sercem. Bo tak naprawdę to czy się wam spodoba nie jest uzależnione od wiedzy, wykształcenia czy intelektualnych pretensji. Dobre filmy bronią się niezależnie od tego czy zostały nakręcone z dźwiękiem, kolorem i przytupem czy w czerni i bieli, bez dźwięku i efektów specjalnych. Kino to przede wszystkim medium dzięki któremu snujemy opowieści. Jeśli ta nas wciągnie to właściwie nie ma wielkiej różnicy z jakich środków skorzystał twórca, czy z jakich środków mógł skorzystać. Jasne przez pierwsze kilka minut seansu przyzwyczajamy się do tego, że film niemy wymaga od nas nieco innego oglądania (trudno przymknąć oczy i słuchać dialogów), ale kiedy już zaczyna nas wciągać akcja to jak film jest zrobiony staje się drugorzędne. Co więcej prawda jest taka, że strasznie dużo potrafimy sobie w scenie dopowiedzieć sami. Współcześnie bardzo polegamy na dialogach czy wyjaśnieniach ale mnóstwo można w scenie filmu niemego przekazać gestem (zwierz przypomina zresztą, że z tablic z napisami korzystano w filmach niemych często i sprawnie). Zwierz jest przekonany, że całkiem spora grupa osób opuszczająca seans filmu niemego mogłaby z ręką na sercu zaświadczyć że słyszała dialogi głównych bohaterów. Bo to czego nie słyszymy dopowiada nam własna wyobraźnia, czy mózg dzięki któremu czytane niby osobno napisy stają się częścią niemego dialogu. Poza tym jak zwierz wspomniał – niesłychanie ważną rolę odgrywa muzyka, naprowadzająca nas na odpowiednie uczucia. Innymi słowy – film niemy może znudzić i wciągnąć mniej więcej na tych samych zasadach na jakich przeżywamy seans filmu dźwiękowego – jeśli spodoba nam się opowiadana historia, jeśli polubimy bohaterów albo grających ich aktorów to będziemy zainteresowani, ale jeśli nie znajdziemy w filmie nic do by nas zainteresowało wynudzimy się tak jak na Transformersach 3 wynudził się zwierz.
Kiedy oglądamy stare filmy uczymy się całkiem sporo o tych współczesnych (tu kadr z pokazywanego w czasie wspomnianych pokazów Cudu nad Wisłą)
Oglądanie filmów niemych często uznaje się za intelektualne samo w sobie. Podobnie jak w ogóle nadrabianie klasyki filmowej. Zwierz nie lubi tego podejścia – zna wiele osób które nie oglądają starszych filmów argumentując, że to trudne, wymaga wysiłku i ogólnie jest nieco snobistyczne. Tymczasem prawda jest taka, że sztuka filmowa choć posunęła się niesamowicie do przodu jeśli chodzi o technikę, a także aktorstwo (choć ono nie tyle jest lepsze co inne) wciąż podejmuje podobne tematy. Miłość, śmierć, wojna, dorastanie, egzotyczne przygody, bitwy, losy wybitnych jednostek, życie człowiek na tle epoki. Ludzie od czasu kiedy wymyślili film próbują się wzajemnie przestraszyć, wzruszyć i rozbawić. Co więcej – my jako widzowie też nie zmieniliśmy się tak drastycznie – jak zwierz pisał – wciąż szukamy w filmach emocji, odbicia naszych marzeń, próby odpowiedzi na najważniejsze pytania. Dlatego oglądanie starych filmów nie jest ani trudniejsze ani „mądrzejsze” niż oglądanie nowych. To raczej doskonały sposób na to by dowiedzieć się co tak naprawdę w kinie jest nowe a co było tam zawsze. Może się okazać, że spoglądając na stare tytuły okaże się że w tych współczesnych nie ma nic nowego.
Teraz kiedy już wszystko wiecie macie pełny plakat wydarzenia – wszystko co potrzebne na nim jest – przepis jak wygrać na pokaz bilet – poniżej
Zwierz wie, że części z was nie musi zachęcać ale może część z was chce spróbować jak to jest oglądać film niemy w wersji niemalże kinowej, na żywo. I tu właśnie przychodzi czas na konkurs zwierza. Muzeum Historii Żydów Polskich organizuje bowiem pokazy filmów niemych z muzyką na żywo. W tym miesiącu muzeum pokazuje dwa filmy – Szaleńcy. My Pierwsza Brygada i Cud nad Wisłą. Oba filmy warto obejrzeć – choć mają charakter propagandowy to pierwszy z nich jest debiutem Leonarda Buczkowskiego autora Zakazanych Piosenek, a drugi był kręcony niemal równolegle z opisywanymi wydarzeniami wojny 1920 roku i występuje w nim jedna z największych gwiazd dwudziestolecia Jadwiga Smosarska. Zwierz nie widział Szaleńców ale Cud nad Wisłą może polecić raczej z czystym sercem – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę w jakich warunkach powstał (wtedy staje się jeszcze ciekawszy). Na te dwa pokazy zwierz ma dla was 10 wejściówek (po pięć na każdy – przy czym trzymajcie rękę na pulsie – bo będzie można wygrać wejściówki także w konkursie na facebooku). Wystarczy że napiszecie w komentarzu dlaczego chcielibyście znaleźć się na pokazie wybranego filmu (pierwszy odbywa się 20 a drugi 27.08) i bilet może trafić do was. Zwierz poleca tym bardziej, że pokazy z muzyką na żywo to przeżycie niezwykłe także ze względu na muzykę – twórcy często improwizują, albo decydują się na dość awangardowy podkład – więc jeśli film się wam nie spodoba dostajecie fajny koncert. I jeszcze możecie się potem pochwalić, że taki fajny film widzieliście.
Ps: Jeśli jesteście Warszawiakami i interesują was ciekawe wydarzenia kulturalne niekoniecznie związane z kulturą i historią żydów to koniecznie polubcie fanpage muzeum na facebooku. Muzeum jest bardzo fajnym i żywym centrum kulturalnym a ceny biletów na różne wydarzenia nie są szczególnie wysokie.
Ps2: Jeśli nie uda się wam wygrać biletów w tym konkursie pamiętajcie, ze będzie jeszcze jeden na FB.
Ps3: A i jeszcze jedno to nie jest wpis sponsorowany – tak się złożyło, że zwierz ma wszędzie znajomych którzy pamiętają, że zwierz i stare kino to dobrana para.