?
Hej
Zanim przyjdziecie do czytania wpisu zwierz winien jest zaznaczyć, że choć pisał go z dużą radością jaką daje pisanie o kimś kogo się lubi, w chwili kiedy lubi się go bardziej niż zwykle, to jednak dzisiejszy post jest wpisem na zamówienie. Zamówienie przyjęte przez zwierza bo wyrażone w postaci dość zbiorowego apelu. Zwierz czuje się w obowiązku poczynić tą uwagę, ponieważ zazwyczaj stara się znaleźć jakikolwiek pretekst by napisać o jakimś aktorze. Tu pretekstu nie ma, a może jest – ten jedyny, który naprawdę się liczy. Czyli ktoś ma ochotę poczytać o Martinie Freemanie.
Prawdą jest że po wpisaniu frazy Martin Freeman angielskie Google automatycznie sugeruje, że aktor jest zrobiony z kociąt. Dlaczego? Cóż jakiś czas temu, ktoś dopisał to do jego hasła w Wikipedii i się przyjęło. Nie jest najgorsze z oskarżeń na świecie.
Kiedy zwierz słuchał komentarza do jednego z odcinków Sherlocka jego uwagę przykuł fakt, że twórcy serialu przyznali się, że o ile ze znalezieniem odtwórcy roli Sherlocka nie mieli najmniejszego problemu ( deklarowali, że scenariusz wysłali tylko jednej osobie) o tyle Watsona szukali długo i bez większych sukcesów. Jeśli się dłużej nad tym zastanowić to ta sytuacja podsumowuje cały problem dzisiejszej kinematografii. Obsadzenie ekscentrycznego, charyzmatycznego bohatera, który musi wyglądać w określony sposób, i idealnie pasować do centralnej roli jest stosunkowo proste. Świat filmu zaludniony jest takimi ludźmi. Problem pojawia się dopiero wtedy kiedy trzeba obsadzić kogoś normalnego, kto do owej bohaterskiej ekscentryczności będzie pasował, i kogo widz będzie mógł bez problemu wziąć za swojego reprezentanta. Tymczasem w języku filmu , przeciętniak to zazwyczaj bardzo przystojny facet, któremu najwyżej średnio obcięto włosy, a dziewczyna z sąsiedztwa jest określeniem, które nie pasuje do żadnej przeciętnej dziewczyny mieszkającej po drugiej stronie ulicy. Chyba że po drugiej stronie ulicy mieści się agencja modelek. Tak, znalezienie aktora o normalnym wyglądzie wydaje się być czymś co przerasta większość producentów.
Jakkolwiek może się to wydawać dziwne w dzisiejszym świecie obsadzenie Sherlocka jest pestką w porówaniu do znalezienia odpowiedniego Watsona.
Zwierz nie pomyli się chyba znacznie jeśli powie, że właśnie na braku odtwórców takich ról opiera się w dużym stopniu kariera Martina Freemana. Freeman nie wygląda bowiem, jak bohater niesamowitej historii, jak zbawca świata, mężczyzna na widok którego mdleją kobiety . Wręcz przeciwnie wygląda zupełnie ale to zupełnie zwyczajnie, wpasowując się nieco w bardzo ogóle wyobrażenie tego jak wyglądać może przeciętny anglik. Oczywiście sprawia sympatyczne wrażenie, ale mijając go na ulicy zapewne nie odwrócilibyśmy głowy. Do tego dochodzi jeszcze mowa ciała – jego bohaterowie na ekranie często wydają się zakłopotani, nie wiedzą do końca co ze sobą zrobić, gdzie spojrzeć, gdzie stanąć, co za chwilę powiedzieć. Zupełnie jak zwykli ludzie. Choć wydawać by się mogło, że odgrywanie zwykłego Anglika zapędza aktora do gry w dość monotonnych obyczajowych produkcjach, to wydaje się że dzieje się coś wręcz przeciwnie . Bycie jednym z niewielu normalnych daj niezwykłą przewagę nad tymi, którzy nigdy nie mieli by szansy zagrać kogoś przeciętnego.
Czy istnieje w literaturze bohater bardziej brytyjski niż Artur Dent? I czy istnieje inny aktor który mógłby go zagrać tak dobrze?
Zwłaszcza, że Freeman gra swoich przeciętniaków nie tylko tak by wzbudzić w nas sympatię ( choć do większości jego bohaterów czujemy sympatię natychmiastową). Wielu jego bohaterów choć niepozornych wydaje się być podszytych jakimś wewnętrznym gniewem – najlepiej widać to w przypadku Tima z ” The Office” nienawidzącego swojej pracy trzydziestolatka. Zdaniem zwierza jest to jedna z najciekawszych postaci pojawiających się w telewizji – niby sympatycznego, nie wyróżniającego się pracownika biurowego, który jednak jest dość tragicznie pozbawiony złudzeń co do swojego losu. Jego bohater teoretycznie budzić powinien litość. Ale właśnie dzięki temu gniewowi sprawia, że kibicujemy mu jeszcze bardziej. Bo wielu widzów nie ma problemu by dostrzec samych siebie. Podobnie z resztą gra Watsona – jako człowieka, w którym kotłuje się cała wściekłość żołnierza, który po zakończonej karierze wojskowej nie za bardzo ma się gdzie podziać w świecie. Trzeba z resztą przyznać, że sposób w jaki Freeman przechodzi od właśnie od takiej grzecznej angielskiej flegmy do silnych emocji jest chyba najlepszym przykładem jego talentu.
Gdyby zwierz miał wybrać najbardziej tragicznego z bohaterów seriali komediowych Tim z Office znalazłby się zapewne na pierwszym miejscu
Zwierz zastanawia się czy owa cicha rezygnacja bohaterów Freemana ( a charakteryzuje ona praktycznie wszystkie jego postacie – od biednego Artura Denta poczynając, przez aktora zmuszonego do porzucenia teatru na rzecz uczenia w podstawówce w ” Nativity”, na nie mogącym wyartykułować swoich uczuć statyście z ” To właśnie miłość” kończąc) nie wynika z faktu, że sam aktor czuje się nieco uwięziony w potrzasku, bycia kojarzonym z sympatycznym , układnym Anglikiem, niemal symbolem grzecznego ale wycofanego sposobu zachowania. Trzeba bowiem przyznać, że jeśli zwierz miałby wymieniać aktorów, których ekranowy wizerunek drastycznie różni się od ich zachowania w prawdziwym życiu to Freeman znalazłby się zapewne w pierwszej dziesiątce. Czytając i oglądając z nim wywiady, nie trudno dostrzec, że ów wycofany zahukany bohater, którego znamy z ekranu, nie ma absolutni nic wspólnego z grającym go aktorem. Wręcz przeciwnie, Freeman który dość ostro wypowiada się na wizji ( to cudowne, że angielska telewizja nie cenzuruje ludzi) wydaje się być wręcz zaprzeczeniem wizji człowieka, którego grywa na ekranie. Nie jest przy tym chamski, wręcz przeciwnie sprawia całkiem sympatyczne wrażenie. Choć niektórym może się taki argument wydawać drugorzędny, dla zwierza owa różnica jest kluczowa. Zwierz bowiem lubi widzieć na ekranie potwierdzenie, że aktor gra a nie po prostu udaje siebie samego na ekranie. Tymczasem lubujący się w dobrych ciuchach ( serio zwierz nigdy nie widział aktora który lepiej by wiedział w co jest ubrany) i dość stanowczych opiniach Freeman wydaje się nie mieć ze swoimi rolami nic wspólnego.
Zwierz uważa że każdy nagrodzony BAFTA aktor powinien w ten sposób odpowiadać na jakiekolwiek zarzuty.
Jak już zwierz napisał, granie przeciętnego Anglika choć sprawia, że kojarzony jest z typem prostodusznym okazało się jednak kluczem do tego by nie dać się zamknąć w jednym rodzaju filmów. Kiedy zwierz przystępował do pisania tego wpisu zaczął się zastanawiać jak Freemana zakwalifikować – i oto natrafił na sporą trudność. Z całą pewnością nazwanie go aktorem komediowym, było by sporą przesadą mimo, że ma w reper turze kilka ról cudownie komicznych ( zwierz uwielbia go w Ali G Indahouse żeby daleko nie szukać). Z drugiej strony w Office czy nawet w Autostopem przez Galaktykę komizm jego postaci wynika raczej z bolesnego zestawienia rezygnacji bohatera, tragizmu sytuacji i absurdalności wszystkiego wokół ( zdanie brzmi niezręcznie ale zwierz ma nadzieje, że załapiecie o co chodzi). Ale ponownie – nie można zapominać, że Freeman jest w równym stopniu aktorem dramatycznym – jego Watson nie służy przecież jako komediowe dopełnienie poważnego Sherlocka, a w jego Rembrandcie ze Straży Nocnej Greenewaya, nie ma nic komicznego. Freemanowi udało się też uniknąć prostego zakwalifikowania do kategorii aktora drugoplanowego czy pierwszoplanowego – przeglądając jego filmografię zwierz zdziwił się jak często przeplatają się w niej role z pierwszego i dalszego planu. Swoją słynną już nagrodę BAFTA ( jak to się odmienia?) dostał za rolę drugoplanową, choć pewnie nie jeden fan Sherlocka miałby wątpliwości czy naprawdę mamy tu do czynienia z klasyczną rolą z drugiego planu.
To zabawne jak bardzo bycie przeciętnym czy nie śmiałym na ekranie pozwala uniknąć jednego rodzaju filmów.
Zwierz nie pisze tego wpisu wyłącznie zmuszony przez grono zagorzałych fanek aktora i jego roli w telewizyjnym Sherlocku. Zwierz pisze ten post głównie dlatego, że oto po raz pierwszy w przypadku Freemana zwierz zanotował rzadkie zjawisko, które w jego głowie nosi nazwę castingu idealnego. Wszyscy znamy to przykre uczucie kiedy w mediach pojawia się informacja o tym, że ktoś będzie ekranizować naszą ulubioną książkę. Oto bowiem zaraz po krótkim wybuchu entuzjazmu pojawia się strach i przerażenie na myśl o tych, których obsadzą w tak lubianych przez nas rolach. Zwierz nie raz przyglądał się z przerażeniem liście wybranych do poszczególnych ról aktorów. Jednak kiedy ogłoszono, że rolę Hobbita ma zagrać Martin Freeman zwierz tylko kiwną głową. Bo oto wszystko ułożyło się w dość spójną całość. Aktor, który spędził całe życie grając przeciętnego Anglika, w często nie przeciętnych sytuacjach dostał idealną rolę. Ktokolwiek bowiem czytał Hobbita wie, że niezależnie od nikczemnego wzrostu i włochatych stóp Blibo Baggins to najbardziej typowy przedstawiciel stereotypowego angielskiego społeczeństwa. Nie opuści domu bez chusteczki do nosa, bez ostrzeżenia i bez ważnego powodu. Im dłużej zwierz się nad tym zastanawia tym bardziej dochodzi do wniosku, że trudno wymarzyć sobie lepszej roli i lepszego jej odtwórcy niż to połączenie. Zwłaszcza, że co nie powinno nikomu czytającemu ten wpis umknąć Freeman jest świetny aktorem. Co w sumie jest chyba w tych rozważaniach najważniejsze.
Oto odpowiedź na pytanie dziennikarza czy uważa aktor, że rola w Hobbice jest rolą jego życia
Na sam koniec zwierz musi powiedzieć, że tylko jedna rzecz napawa go tu smutkiem. Wszyscy fani chyba znają to uczucie kiedy kojarzony powszechnie ( zwierz ma tu na myślin normalnych ludzi) tylko z niewielką rolą ( w tym przypadku to Jim z To właśnie miłość) aktor staje się powszechnie rozpoznawany. Zwierz ma wtedy zawsze przykre poczucie straty – oto nie należy się już do wąskiego grona osób ( powiedzmy szczerze – ci których totalnie nie wciągnęła kinematografia brytyjska o Freemanie nie mają pojęcia, przynajmniej nie o tym), które po prostu wiedzą, że aktor jest świetny. Cóż jednak zwierz jest gotowy podzielić się Martinem Freemanem z resztą świata. Byle by mu go potem zwrócili, w nienaruszonym stanie , w czymś do szpiku kości angielskim.
Freeman może wybiec w daleki świat. Byle by tylko nie zapomniał wrócić
Ps: Zwierz miał zamieścić zdjęcie Freemana dziękującego fanom za przysłane mu kartki ( do udziału w akcji zwierza zachęciła Rusty), ale ponieważ znalazło się już na facebookowej stronie, zwierz nie chce się graficznie powtarzać.
ps2: A już jutro o tym czego nie widać.