Zwierz bardzo czekał na Atomic Blonde. Co mogło pójść nie tak. Reżyser Johna Wicka, akcja rozgrywająca się w Berlinie tuż przed upadkiem muru, Charlize Theron jako piękniejsza i sprawniejsza wersja Bonda. I do tego jeszcze doskonałe trailery. Zapowiadał się idealny film akcji. Dlaczego więc seans pozostawia głównie z uczuciem niedosytu.
Zwierz ma z filmem kilka problemów. Po pierwsze sama intryga szpiegowska nie jest szczególnie ciekawa. Bohaterka ma przywieźć z Berlina ciało zamordowanego agenta a przy okazji odzyskać listę wszystkich agentów pracujących dla wszystkich wywiadów w Berlinie. Kończy się zimna wojna i szpiegom trochę grunt się pali pod nogami. Do tego okazuje się, że sprawa może się jeszcze bardziej skomplikować bo gdzieś tam w Berlinie działa szpieg podwójny którego trzeba zlikwidować zanim będzie mógł zniknąć bez śladu. Teoretycznie pomysł na taką intrygę szpiegowską, rozgrywającą się w czasach kiedy rzeczywiście cały dotychczasowy ład się trzęsie – brzmi doskonale. W istocie jednak cały zimno wojenny konflikt nie odgrywa jakiejś wielkiej roli zaś szpiegowanie polega głównie na tym, kto komu podłoży podsłuch. Nie ma tu nawet zbyt wielu błyskotliwych, pełnych insynuacji wymian zdań, jak z Bonda, czy pojawiania się pod przykrywką na jakichś imprezach gdzie można kogoś spotkać. Szpiegowanie jest tu więc dość nudne. Przy czym to nie jest nuda wynikająca z jakiegoś realistycznego podejścia do zawodu szpiega. Po prostu intryga nie jest zbyt dobrze rozpisana.
Drugi problem to bohaterowie. Bohaterka grana przez Charlize Theron jest ładna, ma blond włosy, umie się dobrze bić, lubi wódkę i jest biseksualna. I w umie to tyle. Nie wiemy za wiele o jej przeszłości trudno też powiedzieć coś więcej o jej charakterze. Teoretycznie wielu bohaterów kina akcji ma podobne problemy z charakterem, ale często scenarzyści dodają im jedną cechę – najczęściej, poczucie humoru, by w jakikolwiek sposób uczynić ich wartymi zapamiętania. Tu tego brakuje więc cała zabawa polega głównie na tym, że mamy kibicować pięknej bohaterce bo jest taka fajna, sprawna i piękna. I to niestety w pewnym momencie zaczyna nie wystarczać. Zwłaszcza że oprócz niej w filmie pojawia się James McAvoy jako działający od wielu lat w Berlinie brytyjski agent który może nieco za bardzo przyzwyczaił się do podwójnego życia w podzielonym murem mieście. McAvoy dostaje bohatera zdecydowanie ciekawszego, skonfliktowanego, rozgadanego, obciążonego jakąś tajemnicą (choć film jest zdaniem zwierza nieco za mało subtelny w prowadzeniu tej postaci). To jego bohater wydaje się tu ciekawszy co jest problemem w filmie który dość wyraźnie chce skupić naszą uwagę na kobiecej bohaterce.
Trzeci problem to sam czas i miejsce w którym rozgrywa się akcja. Teoretycznie mamy Berlin w przededniu upadku muru, ale poza jedna demonstracją i pojawiającymi się w tle wiadomościami to polityczne i społeczne napięcie nie odgrywa w filmie żadnej roli. Sam Berlin jest w sumie miastem trochę bez właściwości, jakieś szare budynki, jacyś ludzie na ulicach, kilka charakterystycznych ujęć. Cały ten Berlin to miasto właściwie bez ludzi, cały ten świat jest wielkimi dekoracjami. Zwierz nie mówi, że historia musi być bardzo zaangażowana politycznie ale nawet w dowcipnym i niepoważnym Kryptonim U.N.C.L.E było w tym podzielonym Berlinie więcej życia. Zresztą doskonale ten problem widać w scenie z kinem (akurat grają Stalkera) gdzie jakby ludzie na widowni są jak postacie drugoplanowe w grze i nawet nie poruszą się kiedy ktoś nagle wchodzi na salę w trakcie seansu. Zwierzowi tego brakowało, zwłaszcza w kontekście wspomnianej afery szpiegowskiej, która jednak toczy się w bardzo konkretnym momencie dziejowym.
Zwierz nie jest też wielkim fanem tego rodzaju nienaturalnego, naturalizmu jaki pojawia się w scenach walki. To znaczy, z jednej strony wszyscy ludzie są tu niesamowicie wytrzymali i ile by się ich nie obiło to mogą jeszcze wstać, z drugiej film bardzo dużo miejsca poświęca pokazaniu dość realistycznie (pod względem obrażeń, czy upływu krwi) pokazanej przemocy. Przy której z licznych scen akcji zwierz zdał sobie sprawę, że wcale nie sprawia mu przyjemności patrzenie na takie pranie się po pyskach. Zwierz nie widzi nic złego w scenach akcji ale nie znaczy to, że wszystkie sprawiają mu równą przyjemność. Tu połączenie wytrzymałości z dość sporą dawką brutalności jakoś zwierzowi nie zagrało. Zresztą w ogóle sceny akcji są zdaniem zwierza w tym filmie zaskakująco powtarzalne jeśli chodzi o ich schemat tzn. bohaterka bardzo szybko uzyskuje początkową przewagę, potem ją traci a potem z większym poświęceniem odzyskuje. I tyle. Ze względu na specyficzną konstrukcję filmu w żadnej z tych scen akcji nie mamy poczucia autentycznego zagrożenia. W sumie, zwierz pisze to z ciężkim sercem – trochę nuda. Zwłaszcza, że film pozbawiony jest poczucia humoru więc brakuje w nim nawet tego koniecznego kawałka z psem.
Do tego zwierz ma wrażenie, że twórcy nie do końca mają pomysł co to właściwie ma być za film. Na damskiego Bonda za mało tu takiego filmowego szpiegowania, gdzie najważniejsze z kim i gdzie człowiek wypije tego drinka i wymieni kilka dwuznacznych uwag. Co prawda kilka razy film zapowiada takie sceny ale bohaterowie niewiele sobie w nich mówią. Jak na film brutalny i prawdziwy – nieco za dużo w nim podrasowanego zachwytu nad estetyką lat 80 i tym jak doskonale bohaterka wygląda w każdym kolejnym stroju. Nawet nie da się filmu oglądać jako dobrej zabawy odwróceniem płci (bohaterką jest kobieta) bo w sumie płeć naszej pani szpieg nie odgrywa tu większej roli, nikt jakoś za bardzo nie zwraca na to uwagę, nie musi ona mężczyznom niczego uświadamiać, nie musi niczego poświęcać. Film doskonale bawi się pokazując piękną kobietę na obcasach która rozwala tłumy facetów a potem uwodzi francuską agentkę. Ale nie mówi nam o niej nic więcej, przez co jest to postać bez właściwości. I zwierz wie, że wielu bohaterów takich filmów nie ma zbyt wielu cech, ale tu wszystko wypadło jakoś nudno i blado. Na pewno bardziej blado niż można by się było spodziewać.
Aktorsko film jest dość nierówny. Charlize Theron przede wszystkim stara się wyglądać na zimną i pozbawioną emocji a ponieważ jest przepiękną, zimną blondynką wychodzi jej to znakomicie. Niestety jej bohaterka (Lorraine, tak się nazywa!) nie ma w sobie tej mieszanki determinacji, siły i wrażliwości, która np. sprawiła, że jej Furiosa była jedną z najlepszych kobiecych postaci jakie zwierz widział w filmie akcji. Z kolei James McAvoy chyba nie przestał być wściekły od czasu kiedy zagrał w Makbecie i Filth. To się nawet miło ogląda, ale problem jest taki, że to jest rola na zupełnie inny film. Sofia Boutella ma być w filmie głównie ładna i delikatna, co doskonale jej wychodzi (nie mniej jest to jeszcze mniej wymagająca rola niż w Mumii), natomiast Bill Skarsgård jest już po prostu ładny i czasem ma jakąś linijkę tekstu ale nic poruszającego. Do tego Toby Jones ma wyglądać na urzędasa a John Goodman ma tak podejrzanie małą rolę, że od początku zastanawiamy się co jest nie tak z jego postacią. To jest w ogóle ciekawe bo film ma doskonałą obsadę (nawet w bardzo drugoplanowych rolach) ale nie za bardzo daje mi materiał do wykorzystanie przy budowaniu roli.
Atomic Blonde mogło wybrać jedną z dwóch dróg. Albo spróbować być poważnym filmem o tym jak świat szpiegów rozpada się w obliczu końca Zimnej Wojny. I pokazać ludzi, którzy sporo poświęcili a teraz wszystko nad czym pracowali przestaje mieć znaczenie bo świat się zmienia. To byłby naprawdę niezły film, zwłaszcza postać McAvoya – agenta z szeroką siatką informatorów, i specyficznymi sposobami działania, który nigdzie nie będzie już tak potrzebny jak w podzielony Berlinie. Film mógł też zdecydować się na coś w stylu Johna Wicka – film, który wie, że nigdy nie będzie zbyt poważny i doskonale się tym bawi. Niestety całość wylądowała gdzieś pomiędzy i ostatecznie – to zaskakujące jak bardzo jest… nudny. Zwierz złapał się na tym, że mimo olbrzymiego entuzjazmu do samego pomysłu gdzieś w połowie zaczął zastanawiać się tylko nad tym, czy film będzie miał ciekawy plot twist czy nie. Niestety – zdaniem zwierza, plot twist jest jednym z najsłabszych elementów filmu (od początku człowiek spodziewa się że jakiś plot twist musi być). Tak więc zwierz powie wam szczerze – zawiódł się. To nie jest aż tak zły film, żeby go nie oglądać. Ale można go nie obejrzeć i nic się nie stanie.
Ps: Zwierz obejrzał w końcu Their Finest i musi powiedzieć, że to jeden z ładniejszych filmów jaki widział od dawna.