Home Film Ohana znaczy rodzina czyli na 15 lecie Lilo i Stich

Ohana znaczy rodzina czyli na 15 lecie Lilo i Stich

autor Zwierz

Lilo i Stich miesiąc temu skończyły 15 lat a wczo­raj zwierz zdał sobie sprawę, że być może nie widzi­ał tego fil­mu od… 15 lat. Na pewno nigdy nie widzi­ał go po ang­iel­sku. Usi­adł więc przed kom­put­erem i musi przyz­nać, że to jed­nak jest fenom­e­nal­ny film. A ponieważ posi­adanie blo­ga pozwala pisać o czym się chce to dziś zajmiemy się kos­mi­ta­mi na Hawajach.

Jak zapewne wiecie (mieliś­cie 15 lat, żeby się dowiedzieć) Lilo i Stich to jeden z tych filmów Dis­neya, które od pier­wot­nego pomysłu do ostate­cznego pro­duk­tu były wielokrot­nie zmieni­ane. W przy­pad­ku tej pro­dukcji zmieniło się właś­ci­wie wszys­tko. Początkowo film miał roz­gry­wać się nie na Hawa­jach tylko w Kansas, Stich nie miał być gene­ty­cznym ekspery­mentem tylko sze­fem gan­gu, sama Lilo miała mieć dużo bardziej dru­go­planową rolę. Do tego już po pier­wszych pokazach pozmieni­ano kil­ka scen (min. scenę pomiędzy Lilo i Nani która dość wcześnie tłu­maczy nam że obie dziew­czyny są sios­tra­mi, pier­wot­nie wid­ow­n­ia była pew­na że Nani jest matką Lilo), po 11 wrześ­nia uznano za koniecznie zmi­any w finałowej sek­wencji fil­mu gdzie  Stich pory­wał samolot. Inny­mi słowy – wer­s­ja ostate­cz­na była wynikiem wielu zmi­an i prz­eróbek – co zwyk­le nie wychodzi na dobre. Tym razem jed­nak okaza­ło się, że popraw­ki nie zep­suły fil­mu co niekiedy się w świecie Dis­neya (i Pixara) zdarza­ło (zwierz chęt­nie obe­jrza­ł­by np. Meridę Waleczną przed wszys­tki­mi poprawkami).

 

Z okazji 15 lecia fil­mu na D23 zaprezen­towano rysun­ki kon­cep­cyjne do fil­mu z archi­wów Dis­neya. Rysunek: Geral­dine Kovats

Zaczni­jmy od dwóch kwestii.  Lilo i Stich to urocza opowieść, roz­gry­wa­ją­ca się na Hawa­jach i kon­cen­tru­ją­ca się pon­ad wszys­tko – na wartoś­ci rodziny i miłoś­ci pomiędzy jej członka­mi, zwłaszcza rodzeńst­wem. Nie ma tu żad­nej księżnicz­ki, nikt się w nikim nie zakochu­je (jedyny kandy­dat do ser­ca jest bard­zo dale­ki od stereo­ty­pu – o nim dalej) i w ogóle najważniejsze jest by rodz­i­na została razem (nawet jeśli pow­ięk­szy się ją o jed­nego zmu­towanego kos­mitę). Zwierz zwraca na to uwagę, bo dziś Dis­ney sprzeda­je nam mniej więcej te same ele­men­ty, ale rekla­mu­jąc je jako niesamow­itą nowość. We Frozen ważniejsza od miłoś­ci roman­ty­cznej jest miłość siostrzana? Fajnie, ale Lilo i Stich nie tylko jest pier­wsze ale też, poświę­ca pory­wom ser­ca zde­cy­dowanie mniej miejs­ca niż robi to Forozen. Moana korzys­ta z ele­men­tów innej kul­tu­ry niż Europe­js­ka czy amerykańs­ka? Bard­zo ład­nie ale nie da się ukryć, że Lilo i Stich są filmem zde­cy­dowanie bardziej osad­zonym w aut­en­ty­cznej hawa­jskiej kul­turze (jaką znamy współcześnie), niż dzieją­ca się dawno temu Moana. Co czyni tą reprezen­tację bez porów­na­nia ciekawszą. Kwes­t­ia pole­ga na tym, że dziś ilekroć Dis­ney zro­bi coś nowego zachowu­je się tak jak­by niemal należał mu się poko­jowy nobel. Zami­ast po pros­tu zro­bić ani­mację o dziew­czynie z Polinezji mamy „O mój boże zro­bil­iśmy ani­mację o dziew­czynie z Polinezji czy jesteś­cie zach­wyceni tym jak bard­zo wyko­rzys­tu­je­my różnorod­ność w naszych fil­mach, jacy jesteśmy niesamowicie pro­gresy­wni. Nie żebyśmy robili dokład­nie to samo już 15 lat temu, tylko lep­iej”. Zwierz musi przyz­nać, że w pewnym momen­cie zaczy­na mieć tego dość. Bo jak­by nie jest do koń­ca przeko­nany, czy na pewno chodzi o takie wprowadzanie różnorod­noś­ci i reprezen­tacji do ani­macji. To znaczy, chodzi o to by reprezen­tację trak­tować nor­mal­nie a nie korzys­tać z niej głównie jako chwytu marketingowego.

 

Rysunek: David Wang

W Lilo i Stich zestaw­ie­nie świa­ta mieszkańców Hawa­jów ze światem ludzi odwiedza­ją­cych Hawa­je jako turyś­ci jest pokazane w sposób, o który zwierz nie pode­jrze­wał­by Dis­neya z 2002 roku. Mamy dwa światy równoległe. W jed­nym Lilo i Nani żyją w niezbyt ład­nym, zabała­gan­ionym domu. Lilo uczy się trady­cyjnych tańców i śpiewów – z dala od oczu turys­tów – wśród swoich rówieśników i osób z wyspy. Poza tym widać, że poza turystyką na wyspie nie ma za wiele pra­cy, choć społeczność jest miła i zży­ta. Dru­gi świat – ten na pełnej turys­tów plaży jest zupełnie inny. Przede wszys­tkim wszyscy na plaży są biel­si od bohater­ki (ta robi im  całkiem niezłe zdję­cia) zaś kul­tura hawa­js­ka pojaw­ia się tylko w kna­jpie dla turys­tów, gdzie nie ma w niej żad­nej aut­en­ty­cznoś­ci – chodzi o to by zabaw­ić czymś ludzi do kotle­ta. Początkowo sce­narzyś­ci planowali jed­noz­nacznie zestaw­ić te dwa światy (Lilo miała być zaczepi­ana przez turys­tów na plaży) ale z tego zrezyg­nowali. Może i lep­iej bo film robił­by się niepoko­ją­co prawdzi­wy. Jed­nocześnie warto dodać, że udało się też uniknąć innego stereo­ty­pu – w grupie dziew­czynek uczą­cych się tańczyć razem z Lilo kil­ka jest wyraźnie jaśniejszych i jed­na jest rudowłosa. Ten prosty zabieg sugeru­je, że bycie rodow­itym hawa­jczykiem niekoniecznie musi prze­jaw­iać się w charak­terysty­cznym wyglądzie. Tyle małych prze­myślanych szczegółów na drugim planie. Takich które z jed­nej strony bard­zo osadza­ją akcję w specy­ficznej kul­turze z drugiej mają tyle przyz­woitoś­ci by odnieść się do fak­tu, że jest to kul­tura wyzyski­wana i postrze­gana głównie przez pryz­mat tego co moż­na pokazać turystom.

 

Rysunek: Dean DeBlois

To sprawy które są na drugim czy trzec­im planie ale rzu­ciły się zwier­zowi w oczy jako dorosłe­mu wid­zowi. To jed­nak nie wszys­tko. Zwierz postawi śmi­ałą tezę, że Lilo i Stich jest najlep­szym filmem Dis­neya, jeśli chodzi o pokazy­wanie sposób myśle­nia i logikę małego dziec­ka. Zwłaszcza jed­na z pier­wszych sek­wencji w której Lilo opowia­da o tym jak koniecznie musi­ała iść nakarmić rybkę kanap­ką z masłem orze­chowym. Logi­ka jej wywodu, ale także zaan­gażowanie i pewność z jakim go prowadzi brz­mi dokład­nie jak coś pros­to z umysłu kilkulet­niego dziec­ka. Zresztą Lilo cała jest napisana w taki cud­owny sposób – co pewien czas wyda­je się dość duża i kuma­ta ale są sce­ny w których widz­imy jak bard­zo małym i bezbron­nym jest dzieck­iem. Plus ma w sobie ta niesamow­itą umiejęt­ność pod­chodzenia do najdzi­wniejszych zdarzeń ze spoko­jem. A jed­nocześnie to jest tak cud­own­ie napisana bohater­ka – trochę dzi­w­na, ale w sum­ie życ­zli­wa, dobra, kocha­ją­ca. Udało się napisać doskon­ałe fil­mowe dziecko, które w jed­nej sce­nie wychowu­je kos­mitę, w drugiej cieszy się prze­jażdżką na karuzeli w trze­ciej wyrzu­ca wyśmi­aną zabawkę (by po chwili po nią wró­cić) a w czwartej zupełnie poważnie korzys­ta z przepisów voo-doo by ukarać swo­je niemiłe koleżan­ki z klasy. To jest taka dziecię­ca mieszan­ka, która spraw­ia, że przy filmie co kil­ka min­ut trze­ba się rozglą­dać za chus­teczka­mi bo człowiek się wzrusza. Jed­nocześnie zwierz ma wraże­nie, że jej pró­by poskromienia Sticha – nastaw­ionego na zniszcze­nie, pełnego agresji stworzenia – są jak pró­by poko­na­nia włas­nej frus­tracji i złoś­ci na świat. Tego poczu­cia, że nie jest się dobrym dzieck­iem ale nie za bard­zo wie się co z tym zro­bić. Zwierz może nieco prze­sadza ale wyda­je mu się że spo­jrze­nie na Sticha jako na sper­son­al­i­zowanie prob­lemów Lilo z agresją (widz­imy je w pier­wszej sce­nie, są też zrozu­mi­ałe w przy­pad­ku dziec­ka które zna­j­du­je się w trau­maty­cznej sytu­acji) było­by całkiem na miejscu.

 

Rysunek: Chris Sanders

Znakomi­ta jest też Nani, jako zaled­wie 19 let­nia sios­tra bohater­ki, która po śmier­ci rodz­iców zaj­mu­je się siostrą. Groź­ba ode­bra­nia jej prawa do opie­ki nad Lilo nie jest wydu­mana, bo życie dziew­czyn rzeczy­wiś­cie nie jest proste. Widz­imy, że Nani nie za bard­zo umie się opiekować siostrą, że dobre intenc­je i rodzin­na miłość niekoniecznie wystar­cza­ją by prowadz­ić zad­bany, dobrze dzi­ała­ją­cy dom w którym na Lilo zawsze by ktoś czekał po lekc­jach. Nani zresztą nie za bard­zo zna się na wychowa­niu siostry, co nie dzi­wi. Obie zresztą wyraźnie tęsknią za cza­sa­mi gdy mogły być po pros­tu rodzeńst­wem – a nie wys­tępować w roli rodz­i­ca i dziec­ka. Frus­trac­ja Nani, która nie umie zapanować nad siostrą znana jest chy­ba każde­mu rodz­i­cowi i film nie cofa się by pokazać nam jak bard­zo bezra­da jest nas­to­lat­ka w sytu­acji w której się znalazła. Jed­nocześnie jed­nak Nani, z samego fak­tu opiekowa­nia się siostrą, nie sta­je się od razu dojrza­ła i bard­zo mądra. Jak każ­da nas­to­lat­ka postaw­iona przed prob­le­mem którego nie umie rozwiązać (nie ma pra­cy, pewnie zabiorą jej siostrę), zami­ast siedzieć i się martwić woli na chwilę zapom­nieć o prob­lemach sur­fu­jąc po falach. Jed­nocześnie film w żadne sposób nie stara się nas przekon­ać, że sama przeży­ta wspól­nie przy­go­da sprawi, że życie obu sióstr będzie łatwe. Dyskret­nie przy­dziela im po pros­tu opiekunów, którzy dopil­nu­ją by dziew­czyny mogły razem żyć.  Zwier­zowi podo­ba się takie pode­jś­cie do tem­atu – żad­na ilość kos­micznych przygód nie zmieni prze­cież fak­tu, że nas­to­latce trud­no wychowywać małą siostrę. To, że film nie próbu­je nas przekon­ać, świad­czy o poważnym trak­towa­niu życiowej sytu­acji w jakiej znalazły się bohaterki.

 

Rysunek: Marce­lo Vignali

Kole­j­na sprawa, to ów wątek roman­ty­czny, nie roman­ty­czny. David – miejs­cowy chłopak pod­kochu­ją­cy się w Nani (a właś­ci­wie prag­ną­cy ją tylko zaprosić na rand­kę) już w pier­wszym dia­logu zosta­je poin­for­mowany, że raczej na rand­kowanie nie ma szans – Nani musi się zaj­mować siostrą. Po tej infor­ma­cji David nie zmienia swo­jej postawy ani wzglę­dem Nani ani wzglę­dem Lilo – pociesza je, spędza miłe popołud­nie na plaży. Zwier­zowi zawsze mięknie ser­duszko kiedy widzi bohat­era, który z radoś­cią bawi się nie tylko z dziew­czyną, która mu się podo­ba ale też z jej młod­szą siostrą. David to w ogóle przeu­rocza postać – chłopak który nawet do pojaw­ienia się kos­mitów pod­chodzi ze sto­ickim spoko­jem. Zwierz uważa, że takich bohaterów powin­no być zde­cy­dowanie więcej. To znaczy sym­pa­ty­cznych, nawet atrak­cyjnych, może gdzieś tam potenc­jal­nie roman­ty­cznych ale przede wszys­tkim miłych i uczyn­nych. Takich którzy nie mają jakiegoś wielkiego kon­flik­tu i po pros­tu chcą być sym­pa­ty­czni dla dziew­czyny którą lubią i jej siostry. Zwierz ma cza­sem wraże­nie, że za częs­to w ani­mac­jach by uchronić bohaterkę przed romansem albo po pros­tu wyrzu­ca się posta­cie męskie, albo robi z nich idiotów, ewen­tu­al­nie okazu­ją się źli. A tym­cza­sem zwykłe „nie sor­ry, ter­az nic z roman­su nie będzie” brz­mi bardziej życiowo. Ostate­cznie w żąd­nym momen­cie to czy Nani będzie miała chłopa­ka czy nie, nie jest istotne dla akcji.

 

Rysunek: Chris Sanders (film miał zaw­ier­ać scenę w której Lilo chodzi na grób rodz­iców a potem kiedy Stich zjadł jej rybkę Lilo miała ją pochować w tym samym miejs­cu, ucząc swo­jego nowego przy­ja­ciela o kon­sek­wenc­jach jego czynów)

Lilo i Stich to film, który przez lata zyskał sobie sta­tus kul­towego i bard­zo lubianego, mimo że początkowo nie wydawało się, że tak będzie. Zdaniem zwierza za jego „kul­towość” odpowia­da fakt, że jest inny. Sposób prowadzenia fabuły jest dość odważny jak na Dis­neya. Mamy sporo przed akcji (cały pro­ces i uciecz­ka Sticha), środek fil­mu wypeł­ni­a­ją właś­ci­wie głównie prob­le­my rodzinne. Do tego w fabułę wple­cionych jest wiele ele­men­tów które są z jed­nej strony fajne, z drugiej – trochę z innego świa­ta. Jak np. miłość Lilo do Elvisa Pres­leya. Pres­ley rzecz jas­na kojarzy się z Hawa­ja­mi, ale fakt że mała dziew­czyn­ka tak go uwiel­bia jest trochę od cza­py. Takie prze­jawy kreaty­wnoś­ci, czy nieza­leżnoś­ci twór­ców zwyk­liśmy przyp­isy­wać fil­mom Pixara, ale w Lilo i Stich jest ich pełno.  Jest to też jeden z tych filmów, który nieco inaczej oglą­da­ją dorośli i dzieci ale jeszcze jak­by z cza­sów sprzed „efek­tu Shrec­ka”. Efek­tem Shrec­ka zwierz nazy­wa coś co po sukce­sie Shrec­ka jest w ani­mac­jach nag­minne – odwoła­nia do filmów czy innych tworów pop­kul­tu­ry których dzieci nie mogą znać ale mają rozbaw­ić rodz­iców. W przy­pad­ku Lilo i Sticha za różnicę w per­cepcji odpowia­da nie tyle zrozu­mie­nie naw­iązań do pop­kul­tu­ry co różni­ca w postrze­ga­niu pewnych spraw z per­spek­ty­wy dorosłego i dziec­ka. Dziecko zobaczy dużo więcej his­torii o dziew­czynce i jej „psie”, dorosły o prob­lemach jakie pojaw­ia­ją się kiedy dwie siostry zosta­ją osie­ro­cone i żyją w prawdzi­wym a nie mag­icznym świecie.

 

Rysunek Chris Sanders

Zwierz jest też fanem samego zakończenia, w którym udało się uniknąć klasy­cznego „pokon­al­iśmy złego, który pewnie spadł z dużej wysokoś­ci”. Otóż urok Lilo i Stich pole­ga na tym, że tu nie ma złego. Potenc­jal­ny zły fil­mu jest prze­cież jego uroczym bohaterem, który ma prob­lem z włas­ną tożsamoś­cią (kiedy Stich mówi „I’m Lost” zwierz łka). Złym nie okazu­je się przed­staw­iciel opie­ki społecznej, ani sza­lony naukowiec, nawet pewien siebie kap­i­tan kos­micznego statku nie jest zły, zły. Ostate­cznie film wybiera wro­ga dużo bardziej niejed­noz­nacznego – poczu­cie osamot­nienia, brak przy­należnoś­ci, i tożsamoś­ci – to jest prze­ci­wnik do poko­na­nia. Film dostar­cza dobrego zakończenia bo ostate­cznie nasze opuszc­zone bohater­ki, dosta­ją potwierdze­nie, ze ktoś się nimi zajmie, a Stich ma rodz­inę. Niko­go nie trze­ba było zrzu­cać z wysok­iego budynku. To zakończe­nie wzrusza­jące bo w sum­ie oparte na dość powszech­nej potrze­bie by dostrzeżono nasze dobre chę­ci i prob­le­my i udzielono pomo­cy. Jed­nocześnie jed­nak jest w tym jak­iś smutek bo ile jest takich Lilo i Nani do których nie trafia kos­miczny mutant i których nikt nie dostrzeże i nie obe­jmie opieką.

 

Rysunek: Chris Sanders

Zwierz musi powiedzieć, że tak jak częs­to powrót do lubianych ani­mowanych filmów po lat­ach może zaw­ieść (jej jak się Pięk­na i Bes­tia zes­tarza­ła przez te lata) tak w przy­pad­ku Lilo i Stitch nie ma mowy o poczu­ciu że oglą­da się ani­mację przes­tarza­łą. Odpowiada­ją za to dwie rzeczy. Pier­wsza – wyko­rzys­tanie zarzu­conej po Dum­bo tech­ni­ki mal­owa­nia tła ani­macji akware­la­mi. Tech­nikę uznano za przes­tarza­łą i bardziej wyma­ga­jącą, ale w przy­pad­ku kra­jo­brazu i koloru Hawa­jów te akwarelowe tła spraw­ia­ją, że od pier­wszych scen bard­zo dobrze wiemy gdzie jesteśmy, i jaką rolę odgry­wa otacza­ją­ca bohaterów przy­ro­da. Dru­ga sprawa to specy­ficz­na kres­ka ani­macji – wszys­tko w Lilo i Stich jest tak cud­own­ie obłe, falu­jące, urocze i spoko­jne. Przy czym jest w tym coś co łączy cukierkowość Dis­neya z bard­zo indy­wid­u­al­nym stylem. Zwier­zowi jed­nak najbardziej podo­ba się sposób ani­mowa­nia postaci. Głównie dlat­ego, że po raz pier­wszy od daw­na zwierz widzi­ał film w którym bohaterowie mieli brzuchy (zachowu­jące się jak brzuchy) i co najważniejsze – nogi które wyglą­da­ją jak nogi (widać że muszą być grub­sze). Ogól­nie wszyscy w tym filmie mają świet­nie narysowane syl­wet­ki. Zaś mała Lilo jest po pros­tu najbardziej uroczą postacią jaką zwierz widzi­ał na ekranie. I jest tak cud­own­ie dziecię­ca – bez koniecznoś­ci kon­cen­trowa­nia się tylko na bard­zo dużych oczach.

 

Rysunek: Andreas Deja

Kiedy Mysza pod­sunęła zwier­zowi znaleziony w sieci pomysł na fan fic­tion które łączyło­by świat Lilo i Stitch ze światem Pot­worów i Spół­ki, zwierz zdał sobie sprawę, że rzeczy­wiś­cie te fil­mu sporo łączy. Oba korzys­ta­ją w dużym stop­niu z dobrze napisanej postaci dziecięcej ale też, przede wszys­tkim, mają bard­zo odważne pomysły wyjś­ciowe. Ory­gi­nalne, trochę sza­lone, zupełnie od cza­py – ale przez to intrygu­jące. Tym­cza­sem ostat­nio mamy głównie nas­to­lat­ki które w taki a nie inny sposób próbu­ją odnaleźć siebie. Tak to fajny tem­at ale nie ma w sobie nawet połowy ory­gi­nal­noś­ci opowieś­ci o kos­mi­cie który ukry­wa się w domu małej dziew­czyn­ki na Hawa­jach czy o pot­worach straszą­cych dzieci zawodowo.  Jest w tym coś co może nie od razu przekła­da się na wiel­ki sukces (choć prze­cież oba filmy sporo zro­biły) ale zosta­je w pamię­ci i ma dużo więk­sze szanse stać się filmem kul­towym. Albo przy­na­jm­niej takim, który po 15 lat­ach oglą­da się z równym wzrusze­niem i rozbaw­ie­niem. Choć kto wie czy nie większym.

Ps: To jest fajne w posi­ada­niu blo­ga że moż­na sobie napisać o wszys­tkim co się człowiekowi podoba.

Ps2: Zwierz przeprowadz­ił na FB dość długą roz­mowę o wer­sji pol­skiej i ang­iel­skie. Ciekawe że wiele osób uważa wer­sję pol­ską za dużo lep­szą i zabawniejszą. Sprowokowany roz­mową zwierz obe­jrzał pol­ską wer­sję zaraz po ang­iel­skiej i odkrył, że w sum­ie nie są aż tak różne. Przy czym np. głos Lilo zde­cy­dowanie bardziej podo­ba się zwier­zowi w ory­gi­nale bo sugeru­je nieco młod­szą bohaterkę niż w dub­bin­gu pol­skim. Ogól­nie jed­nak zdaniem zwierza nie ma tak drasty­cznej różni­cy jak się może wydawać o tonie dyskusji w której ludzie mieli bard­zo jasne zdanie która wer­s­ja jest lepsza.

17 komentarzy
1

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online