?
Hej
Nigdy nie wiesz. Nigdy nie wiesz który serial będzie klapą, a który będzie trzymać cię przed telewizorem w niemym napięciu. Który program wybrany ze względu na przystojnego aktora, będzie się ciągnął jak flaki z olejem, a który zaczniesz oglądać niemal wyłącznie dla fabuły. Nigdy nie wiesz, kiedy znajdziesz się przed ekranem komputera odprawiając niemal szatańskie gusła byleby tylko plik ładował się poprawnie i bez zacinania. Nigdy nie wiesz, kiedy pytanie jak skończy się serial będzie tą męczącą kwestią, która sprawia, że odliczasz sekundy do rozpoczęcia emisji, pragnąc by czas leciał troszkę szybciej. Nigdy nie wiesz, kiedy ze wszystkich znanych rozwiązań fabularnych oraz prawdopodobnych zakończeń ułoży się zupełnie nowa całość. Nigdy nie wiesz kiedy po prostu dany serial zamieni twój wieczór (zwłaszcza poniedziałkowy!) w najbardziej wyczekiwany moment tygodnia. I właśnie to, że się nie wie czyni oglądania telewizji (a właściwie ogólnie obcowanie z kulturą) takie fajne. Kiedy zwierz podobnie jak wielu widzów zasiadał osiem tygodniu do Broadchurch spodziewał się raczej standardowego serialu kryminalnego. Jak cudownie było przez te tygodnie dostrzegać, że jednak nie jest to standardowa produkcja chyba, że przyjmiemy najwyższe możliwe standardy. Jednak jak zwykle w serialach detektywistycznych najważniejszy jest ostatni odcinek, który decyduje czy oglądaliśmy coś genialnego czy coś co się dobrze zapowiadało.
Poniżej jeszcze jeden krótki akapit a potem spoilery. Ale dla tych którzy chcą znać recenzję zwierza taką najkrótszą to zwierz zacytuje znanego krytyka i powie, że było „Brilliant”
Tu rozpoczyna się sekcja spoilerowa. Zwierz zastanawiał się nawet czy nie spróbować napisać recenzji ostatniego odcinka bez spoilerów ale zdał sobie sprawę, że się nie da. To znaczy… no właśnie gdyby zwierz zaczął pokrętnie tłumaczyć dlaczego się nie da byłby to już spoiler. Jeśli należycie do czytelników zwierza, którzy nie mogą się powstrzymać by przeczytać wpis z rozwiązaniem zwierz kategorycznym tonem każe wam w tym momencie opuścić bloga, co którym spoilery nie przeszkadzają, ci którzy widzieli oraz ci którzy nie mają zielonego pojęcia o czym mowa ale i tak będą czytać dalej – idziemy. Poniżej zwierz będzie odnosił się do faktów z serialu. Aby oszczędzić wam przypadkowego zerknięcia na imię osoby, która zabiła zwierz raczej nie będzie z niego korzystał. Ale w ogóle czytelniku, który nie widziałeś odcinka – co ty tu jeszcze robisz? A sio!
Zacznijmy od samej konstrukcji odcinka. Otóż zdaniem zwierza pomysł na ten odcinek jest super. Otóż początkowo wydaje się, że mimo domysłów naszego ulubionego grumpy policjanta (David Tennant jest tak genialny w tej roli, że zwierz absolutnie nie rozumie jak w jednym człowieku może się mieścić Alec Hardy i Dziesiąty Doktor z jego radosnym entuzjazmem) będzie trzeba wszystko zacząć od nowa. Zwierz nastawił się psychicznie na rozwinięcie podrzucanych to tu to tam wątków – zastanawiał się nad tym czy może mieliśmy do czynienia ze zbrodnią popełnioną przez dziecko na dziecku, czy nie ma kogoś kogo byśmy się nigdy nie spodziewali, czy nagle nie pojawi się dodatkowa poszlaka. I wtedy dzwoni telefon. ponieważ i my i Hardy mniej więcej zdajemy sobie sprawę kto dzwoni to napięcie wzrasta. Oto jest, nasz morderca. Z telefonem przy uchu, wcale się nie chowa, ciche piszczenie narzędzia namierzającego zgrywa się z biciem nadwyrężonego serca naszego policjanta. Oczywiście zbrodniarzem jest ten, którego podejrzewało tak wielu (w tym zwierz). Dobry ojciec, znakomity mąż, człowiek bez skazy, którego jedyną wadą jest że zakochał się w jedenastoletnim chłopcu i że go zabił. Odkrycie następuje szybko, bardzo szybko, nawet nie w połowie odcinka. Niemal na samym początku. Tak jakby scenarzystom nie zależało na suspensie.
Przystańmy na moment by podumać nad tym jaki cudownie smutny i zgorzkniały był w tym serialu Tennant (screen stąd)
I wtedy nagle zwierza oświeciło. To nie jest odcinek o tym, kto zabił Dannego. Gdyby to był odcinek o tym kto zabił Dannego, wtedy ujawnienie sprawcy tak szybko, tak szybkie pokazanie nam dokładnie co działo się 59 dni wcześniej (jak dobrze widzieć serial w którym śledztwo nie trwa tygodnia tylko dwa miesiące z kawałkiem) byłoby błędem. Ale nagle wszystko nabiera kształtów. Broadchurch od samego początku opierał się na obserwowaniu społeczności. Złapanie mordercy to dopiero początek. Druga połowa odcinka, jest co może zaskakiwać, biorąc pod uwagę znalezienie mordercy, rozdzierająco smutna. Cóż bowiem, że morderca został złapany. Motyw jego działania nie jest do końca znany – nawet tak stanowczy zazwyczaj detektyw Hardy, ze swoimi smutnymi oczami człowieka który chce zapomnieć mówi, że nie wie, że nie ma odpowiedzi. Być może rzeczywiście dorosły mężczyzna, który czuł się osamotniony emocjonalnie mógł się zakochać w chłopcu, może to jednak pedofil zbyt nieśmiały by przejść do czynów. Policjant nie wie i sam sprawca nie wie. Brak jasnego motywu całego zamieszania budzi jakiś wewnętrzny sprzeciw. Jednocześnie sam morderca szybko znika z horyzontu – nie mamy długiego przesłuchania (zamiast tego serwuje się nam rekonstrukcje która w obliczu tożsamości podejrzanego staje się nagle dość zrozumiała – tylko osoba doskonale znająca pracę policji może zachować się tak logicznie), nie mamy bardzo długiego monologu, na całe szczęście nie mamy żadnego szaleńczo diabolicznego śmiechu. Autentycznie morderca z każdą sceną co raz bardziej maleje. Zwierz podejrzewa, że część widzów miała nadzieję na bardziej przemyślne rozwiązanie, bardziej pokrętny motyw, na większą grupę podejrzanych i winnych. Ale zwierzowi podoba się to, że nie ma tu żadnego wielkiego motywu, żadnego poruszającego scenariusza. Poszukiwanie mordercy było fascynujące. Sama zbrodnia jest banalna. Zwierz lubi takie rozwiązania.
Zwierz będzie tęsknił do tego jak ładne ujęcia ma ten serial.
Przez resztę odcinka uważnie obserwujemy reakcje ludzi. Rodzina dowiaduje się o znalezieniu sprawcy siedząc na tej samej kanapie, na której siedzieli słysząc o śmierci syna. Reakcja jest nieco inna ale równie dramatyczna. Koniec śledztwa nie jest traktowany z ulgą, tylko ze złością i frustracją. Ci sami ludzie, którzy jeszcze miesiąc temu na liście podejrzanych umieścili wszystkich znajomych teraz nie mogą się pogodzić, że znali sprawcę. Znakomite są dwie sceny – spotkanie dwóch stron – dwóch rodzin – dwóch ojców i dwóch matek. Podczas gdy ojciec Dannego, mimo, że odgrodzony metalowymi drzwiami od sprawcy zdaje się być niemal zdolny by je wywarzyć i zabić podejrzanego, o tyle matka chłopca zadaje tylko jedno pytanie „Jak mogłaś nie wiedzieć”. Pytanie, które zapewne będzie największym ciężarem jaki do końca życia nosić będzie żona mordercy. Cudowne jest to, że w żadnej ze scen nie ma satysfakcji. To chyba najbardziej przygnębiające rozwiązanie kryminalnej zagadki jakie zwierz od dawna widział w telewizji. I w sumie nie takie wtórne. Czego by nie mówić, scenarzyści z rzadka decydują się skierować przeciwko bohaterom, zaś pytanie o to jak blisko można być sprawcy i nic nie widzieć, jest przecież tym, które nurtuje wszystkich. To jest zakończenie, które staje nieco po stronie sąsiadów, o których zawsze się pyta gdy dochodzi do zbrodni. Obok, nie każdą zbrodnię ma się wypisaną na twarzy. Gdyby tak było, byłoby łatwiej.
Nie trzeba długiej refleksji by dostrzec, że to serial detektywistyczny, który bardziej niż sprawą policyjna interesuje się samą sprawą od początku do końca. A koniec wykracza poza złapanie winnego.
Zresztą (jesteśmy tak daleko we wpisie, że już na pewno oczy przypadkowego czytelnika tu nie zabłądzą) gdyby nie gra Olivii Colman może by ta druga część odcinka wyglądała inaczej. Ale to właśnie ona – reagująca na wiadomość z przerażeniem, wściekłością, aż w końcu przejmującym smutkiem staje się najważniejszą postacią serialu. Przyglądając się jej nagle dostrzegamy perspektywę, której zwykle serial detektywistyczny nam oszczędza. Perspektywę rodziny, która w normalnym serialu płacze gdzieś z boku w ostatniej scenie. Tu morderca jest drugorzędny, najważniejsza staje się biedna detektyw której życie runęło w gruzach. Kiedy wchodzi do swojego domu tak samo obwiązanego policyjną taśmą jak dom Latimerów zaczynamy dostrzegać w niej kolejną ofiarę całego zdarzenia. Ona też nie będzie już sobie mogła nigdy tak samo ułożyć życia, pewnie nie opuszczą ją wyrzuty sumienia, stojąc na progu swojego domu mówi „Byliśmy tutaj szczęśliwi”. Ale to rozdział zamknięty bo i to życie i ten dom należą do przeszłości.
Zwierz miał wrażenie, jakby scenarzysta wcale nie chciał opuszczać Broadchurch (wszystkie zestawy screenów stąd)
Odcinek jednak kończy seria kilku gestów, które jednak przywracają nadzieję. Serial ponownie robi woltę i zamiast pozostawić nas w stanie ponurej beznadziei pokazuje jakieś światełko we mgle. Dziennikarka z wielkiego miasta, jeszcze kilka tygodni temu tak skora do szukania newsa jeszcze, dająca Miller radę by z nikim nie rozmawiała. Lokalni dziennikarze skupiający się na pogrzebie Dannego a nie na szczuciu winnego. Starsza siostra, która przychodziła interesowanie po kasę teraz rzucająca wszytko by pomóc osamotnionej detektyw w potrzebie. Młody dziennikarz, natychmiast wybiega z redakcji by pomóc zająć się braćmi ciotecznymi. Kolega z pracy, którego zaloty Miller odrzuciła kilka odcinków wcześniej, bez triumfu oferuje wsparcie i pomoc. W końcu kazanie, tak inne od tego wygłoszonego jeszcze parę tygodni wcześniej, rodzina która była na skraju rozpadu stojąca razem na klifie i w końcu symboliczny gest każący mieć nadzieję, że zło w ludziach nie jest aż tak powszechne. I choć cień Dannego będzie pojawiał się przed oczyma matki pewnie do końca jej życia, to jednak chyba jest jakieś jasne jutro.
Dwoje detektywów, zero sprawy, zero przyszłości? (gif stąd)
No i oni. Siedzący z dala od tłumów. Pani Detektyw z mordercą za męża i Pan Detektyw niemal dosłownie bez serca. Nie ma dla nich miejsca w Broadchurch, nie ma dla nich za bardzo miejsca w policji. Oboje właściwie nie mają miejsca ani celu w życiu. Ale przecież oboje stanowią tak znakomicie zgrany duet. Tak znakomicie zagrany duet (tu poświęcamy chwile na rozważaniu jak cudownie cudowni byli Tennant i Coleman w ostatnich odcinkach). Napis kończący odcinek Broadchurch mów, że serial powróci. Czy w tym samym mieście? Z tymi samymi detektywami? Z tym samym napięciem? Nigdy nie wiesz.
Tell me! Czyli co będzie dalej? O czym będzie dalej? Będzie dalej!
Ps: Zwierz musi powiedzieć, że najbardziej bał się że Alec Hardy, najbardziej zgorzkniały policjant Wielkiej Brytanii zejdzie w tym odcinku. Zwierz jest zachwycony, że dożył do końca.
PS2: Ci którym już zaczynają trząść się ręce na myśl o tygodniach bez Tennanta w telewizji zwierz przypomina, że już zaraz startuje Political Husband – co prawda David będzie tam bez emo grzywki i cud zarostu ale za to będzie blondynem i być może będzie zgorzkniały albo smutny. Bo grumpy Tennant to dobry Tennant.